24.
Astronomiczne żmije i dwie eksplozje
Natt
skrzywiła się, gdy przejechała kawałkiem szmatki po jednej z niższych półek w
nieużywanej klasie od wróżbiarstwa. Było tam tyle kurzu, że zaczęła wątpić w
to, czy kiedykolwiek doprowadzą tę salę do porządku. Po raz kolejny schyliła
się, żeby zamoczyć materiał w wiaderku z wodą, ale nie wyciągnęła go z
powrotem. Z kieszeni wyjęła za to gumkę i związała długie włosy w koka, aby nie
przeszkadzały jej w pracy. Spojrzała na Willa, który był w trakcie czyszczenia szklanych
kul, a minę miał tak znudzoną, że dziewczyna podejrzewała, że zaraz zaśnie. Westchnęła
ciężko i powędrowała ponurym wzrokiem do pana Walkera, siedzącego z nogami
zarzuconymi na biurko. Czytał właśnie Proroka Codziennego, ale w
przeciwieństwie do dwójki swoich uczniów, na jego twarzy malowało się
zainteresowanie.
–
Nie mógł nam pan wymyślić czegoś ciekawszego? – zapytała Optone, podchodząc do
niego i oparła się udem o blat. – Dlaczego musimy to robić w ciszy?
Walker
powoli uniósł oczy znad gazety i uśmiechnął się do dziewczyny tak, jakby
odpowiedź była oczywista.
–
Cisza jest dla ciebie najlepszą karą, Natalie. – Mrugnął do niej, a potem
powrócił do czytania. – Powinnaś się cieszyć, może zobaczysz coś wartego uwagi
w kryształowej kuli – dodał jeszcze z lekką ironią.
Szatynka
otworzyła usta, ale po chwili je zamknęła i prychnęła głośno, zakładając ręce
na piersiach. „Cisza jest dla ciebie najlepszą karą”. Dobre sobie. Przecież,
gdyby chciała, potrafiłaby się nie odzywać godzinami. Zacisnęła mocno wargi,
żeby to udowodnić i w tym samym momencie Walker znowu podniósł na nią wzrok.
–
Pomóż Willowi, póki odbywacie szlabany razem
– powiedział z tym irytującym uśmiechem, podejmując rzuconą rękawicę.
Parsknęła
tylko śmiechem, ale dalej milczała. Czy on naprawdę myślał, że tym jednym
zdaniem zaciekawi ją na tyle, żeby zmusić do mówienia? Wyraźnie jej nie
doceniał. Wskoczyła na biurko i uśmiechnęła się złośliwie, kiedy nauczyciel zgiął
gazetę na pół. W jego tęczówkach widziała iskierki rozbawienia, które chyba
nigdy nie gasły. Zaczęła się zastanawiać nad tym, czy Walker kiedykolwiek wyglądał
na smutnego, ale nie mogła sobie przypomnieć takiej sytuacji. Przyglądała się
przez chwilę delikatnym zmarszczkom wokół jego oczu, które powstały
prawdopodobnie na skutek bycia żartownisiem i właśnie wtedy udało mu się ją
zaskoczyć.
–
Mówię poważnie, Natalie. Lepiej weź się do pracy, póki jest was dwójka, bo
później będziesz musiała robić wszystko sama.
Uniosła
brwi do góry, widząc, że to nie żaden dowcip. Odwróciła głowę w stronę Willa, który
przerwał polerowanie kul i spojrzał w ich kierunku ze zdziwieniem. Najwyraźniej
on także nie zrozumiał słów nauczyciela.
–
Co...? – zapytała Natt, zapominając o swoim postanowieniu milczenia.
–
Jak to? – odezwał się w tym samym momencie Johnson, a magiczna kula wyleciała
mu z ręki i potoczyła się z głuchym stukotem po zakurzonej podłodze.
Chłopak
zaklął cicho pod nosem, bo czyścił ją przez kilka ostatnich minut, a teraz
musiał zacząć wszystko od nowa. Odrzucił ścierkę na bok i też podszedł do
biurka, przy którym siedział Walker.
–
Twój szlaban potrwa jeszcze tydzień – wyjaśnił mężczyzna, patrząc na zaskoczonego
chłopaka. – Ale ten panny Optone przedłużył się o wiele bardziej. Mam tu
wszystko zanotowane.
Z
kieszeni szaty wyciągnął niewielki notes i otworzył go na stronie zaznaczonej
tasiemką. Natalie spojrzała na niewinne, pożółkłe kartki jak na karalucha, a
jej czoło zmarszczyło się w grymasie, lecz zaraz się wygładziło, gdy pan Walker
zaczął czytać swoje zapiski.
–
Pięć ucieczek ze szlabanu równa się dodatkowemu tygodniowi kary dla was obojga.
Nazwanie nauczyciela głupkiem to bonusowe trzy dni dla Natalie. Dwa za
pyskowanie na lekcji, cztery za wrzucenie łajnobomby do mojej szuflady, kolejne
cztery za „przypadkowe” podpalenie moich włosów, jeden za rozmowy z panną
Evans, które przeszkadzają w prowadzeniu zajęć oraz trzy za podłożenie sztucznych
karaluchów do mojej teczki... – Zmarszczył brwi i przybliżył notes do twarzy. –
Chwila, nie mogę rozczytać, dla kogo... – Odwrócił kartki w ich stronę, jakby
oczekiwał pomocy, ale siedem wielkich liter nie pozostawiało absolutnie żadnych
wątpliwości.
Natt
zaśmiała się szczerze i wyciągnęła dłoń po notes. Zabierając go, przez
przypadek dotknęła palców Walkera, więc zmieszała się lekko i gwałtownie
przyciągnęła zeszyt do siebie, co spowodowało jedynie bolesne uderzenie w nos brzegiem
okładki. Szybko zmrużyła oczy, żartując z całej sytuacji.
–
Faktycznie – powiedziała, przybliżając i oddalając notes od twarzy. – To jest
praktycznie nie do odszyfrowania. Powinien pan nauczyć się pisać odrobinę
wyraźniej, żeby potem nie było podobnych problemów. – Zachichotała i odwróciła dziennik
do góry nogami. – Ja tu widzę Rosalie. A ty, Will?
Chłopak
pochylił się nad jej ramieniem i parsknął śmiechem, widząc całą listę
przewinień Natt.
–
Rosalie jak malowana! – potwierdził, cmokając dla uzyskania lepszego efektu. – Nie
znam jej, ale chyba się na pana uwzięła. Uważałbym na nią – zwrócił się do
Walkera, który zdejmował właśnie nogi z biurka.
Mężczyzna
skrzywił się delikatnie, kiedy Natalie, machająca stopami, przez przypadek trafiła
go mocno w piszczel, ale zaraz uśmiechnął się jeszcze szerzej i sięgnął po
pióro, leżące na biurku.
–
Myślę, że mogę dopisać jeden dzień za kopnięcie nauczyciela, Rose. – Wyciągnął
dłoń po swój notes, jednak Natt przycisnęła go do brzucha, nie zamierzając
oddać.
–
To był przypadek – broniła się, wypychając wargi w grymasie. – Jak zwykle
jestem niewinna i za to obrywam.
Walker
pokiwał głową z rozbawieniem, a potem pochylił się i wyrwał notatnik z rąk
szatynki. Oparł się z powrotem na krześle, drapiąc się końcem pióra po nosie,
po czym dopisał kilka słów na czystej stronie. Kiedy skończył, podniósł wzrok
na Willa i Natt i rozejrzał się po zakurzonej klasie, jakby oceniał ich postępy
w sprzątaniu.
–
Wracajcie do pracy – powiedział tylko, chwytając gazetę ze stołu i ponownie ją
otworzył, czym wyraźnie zakończył wszelkie dyskusje.
Will
posłusznie podniósł kryształową kulę z podłogi i otarł ją rękawem z kurzu, a Natalie
w końcu zeskoczyła z blatu i złapała chłopaka za ramię. Spojrzała w
mlecznobiałe szkło, które wyglądało na przydymione i zmarszczyła brwi, próbując
dostrzec swoją przyszłość, chociaż wiedziała, że to strata czasu.
–
I jak? Widzisz tam coś? – zapytał ze śmiechem Johnson.
Przytaknęła,
przejeżdżając palcem po powierzchni kuli, a potem splotła swoją dłoń z jego
własną tak, że razem trzymali teoretyczne narzędzie do przepowiadania
przyszłych zdarzeń.
–
Widzę, jak oboje umieramy z nudów w starej klasie od wróżbiarstwa – odparła na
tyle głośno, żeby nauczyciel ją usłyszał.
Jej
słowa wywołały jedynie parsknięcie śmiechu ze strony Walkera, który
najwidoczniej docenił jej umiejętności aktorskie, bo naprawdę postarała się o
to, żeby zabrzmieć jak wróżbitka. Will uśmiechnął się do niej szeroko i na
chwilę przycisnął usta do jej czoła, zanim odszedł do swojego miejsca pracy. Patrzyła
za nim przez pewien czas, a potem westchnęła głośno, zbliżając się do wiadra z
wodą i wyciągnęła z niego zamoczoną szmatkę. Wycisnęła ją mocno i przejechała
nią po najbliższej półce, pozostawiając na niej czystą smugę.
Doszła
do wniosku, że w takim tempie nie wysprzątają nawet połowy tej klasy, ale w
końcu termin szlabanu miał pewnego dnia wygasnąć, niezależnie od tego, czy im
się uda, dlatego nie spieszyła się za bardzo i ze znudzeniem wycierała kolejne
półki, czekając na zbawienny głos Walkera, oznajmujący, że są już wolni.
***
Lily
siedziała przy stole w Wielkiej Sali i wpatrywała się ponurym wzrokiem w gofra,
którego Natt podrzuciła na jej talerz. Była pora kolacji i coraz więcej uczniów
pojawiało się w pomieszczeniu, aby coś zjeść. Natalie dopiero wróciła ze
szlabanu i teraz narzekała na niego bardziej niż zwykle, ale Evans słuchała jej
tylko jednym uchem, zajęta własnymi rozmyślaniami.
Miała
zamiar porozmawiać z Jamesem i przeprosić go za swoje zachowanie podczas
Sylwestra, lecz chłopak wyraźnie starał się jej unikać. Podążyła wzrokiem
wzdłuż stołu i zobaczyła go w towarzystwie reszty Huncwotów. Na pierwszy rzut
oka wyglądał normalnie – głośno śmiał się z żartów przyjaciół i sam mówił coś,
co powodowało wybuchy śmiechu pozostałej trójki. Przez chwilę wodziła
spojrzeniem od jednego do drugiego, zastanawiając się, co powinna powiedzieć
Potterowi, kiedy w końcu odważy się z nim porozmawiać.
Zamrugała
kilka razy i szybko się odwróciła, gdy Syriusz popatrzył na nią ze złością. Wściekał
się na nią za to, co zrobiła Jamesowi i nie mogła go nawet winić. Black był
naprawdę lojalny w stosunku do przyjaciela i podejrzewała, że szybko się z nią
nie pogodzi. O ile w ogóle chłopcy mieli zamiar jej kiedyś wybaczyć.
Zerknęła
przez ramię na stół Krukonów, szukając wśród uczniów Christiana. Wreszcie go
znalazła, ale był zajęty rozmową z Willem i Aileen, więc zagryzła wargi i
czekała, aż ją zauważy. Potrzebowała teraz jednego z tych pocieszających uśmiechów,
które zawsze podnosiły ją na duchu. Chłopak jakby to wyczuł, bo spojrzał w jej
kierunku i uniósł kąciki ust do góry. To wystarczyło, żeby trochę się uspokoiła,
a jej twarz od razu pojaśniała.
–
Uważaj, bo urwiesz tę zawieszkę. – Dotarły do niej słowa Natt, która
szturchnęła ją lekko w bok.
Lily
uniosła brwi i odwróciła się od Chrisa do przyjaciółki. Powędrowała wzrokiem za
jej palcem wskazującym i zauważyła, że od jakiegoś czasu nerwowo ściskała
bransoletkę, którą dostała na święta od Jamesa. Puściła zawieszkę w kształcie
głowy jelenia i westchnęła cicho pod nosem.
–
Czy to jest to cudo od Pottera? – zapytała z podekscytowaniem Natalie, łapiąc
nadgarstek dziewczyny i przyciągając go do swoich oczu. – O, Merlinie,
rzeczywiście się postarał. – Zagwizdała, przekręcając po kolei zawieszki, aż
doszła do tej z symbolem Bliźniąt. – Czy ta przedstawia nas? – Wskazała na
siebie i Lily, na co ta pokiwała głową, nadal mocno zagryzając wargi.
Nie
potrzebowała teraz przypomnienia tego, jaki James był dla niej dobry, bo przez
to czuła tylko większe wyrzuty sumienia. Natt najwyraźniej się tego domyśliła,
ponieważ ścisnęła jej palce i uśmiechnęła się do niej szeroko.
–
Nie przejmuj się tym tak bardzo – powiedziała, jeszcze raz przyglądając się
każdej zawieszce z osobna. – Na pewno ci wybaczy. Takich prezentów nie daje się
osobom, którym by się nie wybaczyło.
Lily
zaśmiała się cicho, ale nie chciała mówić na głos tego, co przeszło jej przez
głowę. Kiedy dawał jej ten prezent, na pewno nawet nie pomyślał o tym, że
mogłaby zaprosić Chrisa do jego domu. Gdyby wcześniej stwierdził, że byłaby w
stanie wpaść na coś podobnego, z pewnością wyperswadowałby jej ten pomysł i nie
doszłoby do wydarzeń, których starała się sobie nie przypominać.
Podniosła
do ust nienaruszonego jeszcze gofra i ugryzła kawałek, postanawiając zmienić
temat.
–
Skoro mowa o prezentach, Christian pytał, gdzie kupiłaś te czekoladki, które mu
dałaś. – Otarła dżem z nosa i wyszczerzyła się do przyjaciółki, a w jej oczach
pojawiły się radosne iskierki. – Podejrzewam, że zakochał się w nich bardziej
niż we mnie. To trochę przykre, że przegrałam z jedzeniem. I to przez ciebie.
Posłała
jej oskarżycielskie spojrzenie, ale jej usta unosiły się do góry.
–
Spokojnie, jeśli mu nie powiemy, gdzie je kupiłam, będzie musiał się zadowolić
tobą – odpowiedziała złośliwie Natt i zaczęła chichotać, widząc oburzoną minę
Evans. – A teraz się pospiesz, bo spóźnisz się na zebranie prefektów... i,
znając ciebie, to może nawet na astronomię. Żuj tego gofra jeszcze wolniej, a
na pewno zdążysz porozmawiać z Potterem – dodała na koniec z sarkazmem.
Lily
chwyciła serwetkę i owinęła nią niedokończoną kolację, a potem wstała od stołu
i zarzuciła na ramię torbę, w której miała tylko kilka pergaminów, pióro i
kałamarz.
–
Wiem, że sama nie wpadłabyś na to, że można wynieść stąd jedzenie. – Poklepała
przyjaciółkę po głowie, śmiejąc się i ruszyła szybkim krokiem do wyjścia, nie
czekając na ripostę ze strony Optone.
Jednak,
kiedy tylko przekroczyła próg Wielkiej Sali, przestało jej być do śmiechu. Wspięła
się po schodach na pierwsze piętro i powoli podeszła do klasy, w której miało
odbyć się zebranie prefektów. Uważała to za dobrą okazję do złapania Jamesa i
przeproszenia go za wszystko. Brzmiało zwyczajnie, ale w praktyce mogło się to
okazać dużo trudniejsze.
Oparła
się o ścianę i odetchnęła kilka razy, a potem nacisnęła klamkę i weszła do
środka. Przysiadła na ławce z tyłu sali, żeby mieć dobry widok na wszystkich i dokończyła
zabranego ze sobą gofra. Już po kilku minutach zaczęły się schodzić pierwsze
osoby, ale Lily nie zwracała na nikogo uwagi, wpatrując się w drzwi i oczekując
nadejścia Pottera. Tak, jak się spodziewała, przyszedł w ostatniej chwili, żeby
zapobiec ich rozmowie. Nawet nie rozejrzał się po klasie, tylko od razu usiadł
na ławce przy drzwiach i wpatrzył w biurko, za którym miał zaraz stanąć
dyrektor, aby przekazać im nowe uwagi i polecenia. Evans zmarszczyła brwi i zerwała
się ze swojego miejsca, a chwilę później siedziała już na jedynym wolnym
stoliku, który znajdował się bliżej wyjścia. Wpatrzyła się w plecy Jamesa i
odetchnęła z ulgą, bo przewidziała jego plan: miał zamiar wybiec z klasy zaraz
po zakończeniu zebrania, a nie mogła mu na to pozwolić. Najchętniej stanęłaby w
drzwiach, żeby uniemożliwić mu jakąkolwiek formę ucieczki, ale nie chciała
wyjść na idiotkę przy prefektach z każdego domu i dyrektorze.
Nawet
nie zauważyła, kiedy Dumbledore wszedł do środka i zaczął z dobrotliwym
uśmiechem swoje przemówienie. Nie docierały do niej żadne słowa, chociaż
wiedziała, że może tego później pożałować. Wpatrywała się z napięciem w plecy
Pottera, przygotowując się do „pościgu”. W pewnym momencie brunet drgnął nagle
i mimowolnie odwrócił się w jej kierunku, jakby to było silniejsze od niego. Lily
nie zamierzała uciekać wzrokiem, więc uparcie patrzyła mu w oczy, a on tylko
uniósł brwi do góry z... politowaniem? W pełni sobie na to zasłużyła, dlatego
zniosła jego spojrzenie, lecz ktoś szturchnął ją mocno w ramię, przerywając tę
chwilę. Evans zerknęła ze złością na Ślizgona z piątej klasy i zaczęła
rozmasowywać obolałą skórę, ponieważ już czuła, że będzie miała w tym miejscu siniaka.
Jej
irytacja przerodziła się jednak w zdziwienie, kiedy zauważyła, że wszyscy
obecni patrzą właśnie na nią i dopiero wtedy usłyszała swoje nazwisko z ust
dyrektora. Najwyraźniej powtórzył je już kilka razy, a ona nabrała przez to ochoty,
żeby zapaść się pod ziemię. Prawdopodobnie zrobiła się czerwona jak burak,
jednak Dumbledore na całe szczęście nie wyglądał na urażonego jej
rozkojarzeniem.
–
Wszystko w porządku? – zapytał, uśmiechając się do niej, gdy wreszcie raczyła
zwrócić na niego swoją uwagę. – W takim razie możecie iść – dodał, kiedy
pokiwała głową w odpowiedzi, lecz nadal pilnie obserwował dziewczynę, a jego długa
broda ledwo dostrzegalnie zatrzęsła się wraz z cichym chichotem.
Otworzyła
lekko usta ze zdziwienia i szybko przeniosła wzrok z powrotem na Jamesa, tyle
że... już go tam nie było. Wymamrotała coś niewyraźnie pod nosem i natychmiast
zerwała się z ławki, po czym wyszła z klasy w miarę powoli, żeby nie wzbudzać
podejrzeń, ale zaraz za futryną drzwi puściła się biegiem wzdłuż korytarza. Nie
mógł przecież odejść za daleko i na pewno nie spodziewał się, że Lily będzie go
gonić, więc miała nad nim przewagę.
Wpadła
na jego plecy, mijając pierwszy zakręt i zachwiała się, chwytając go za
koszulkę. Zupełnie nie tak to sobie wyobrażała. Potter odwrócił się, wyglądając
na lekko zdziwionego, ale rzucił tylko okiem na jej palce, które zacisnęła
teraz na przodzie jego ubrania i odsunął się do tyłu, prawie odpychając ją od
siebie.
Widziała,
że chciał odejść i zostawić ją bez słowa, więc wyciągnęła dłoń w rozpaczliwym
geście, próbując go zatrzymać. Nie zamierzała jednak więcej go dotykać, bo
wyraźnie dał jej do zrozumienia, że sobie tego nie życzy. Zacisnęła palce w
pięść i przycisnęła ją do brzucha, zdając sobie sprawę z tego, jak żałośnie
musiała wyglądać w jego oczach.
James
zrobił kolejny krok do tyłu, a Evans pokręciła głową, czując, że pod jej
powiekami pojawiają się łzy.
Odezwij się w końcu, ponaglała samą
siebie w myślach, jednak jej wargi poruszały się tylko bezgłośnie.
–
Daj mi chociaż pięć minut – poprosiła cicho, a głos jej się załamał.
Chłopak
założył ręce na torsie i przejechał wzrokiem po jej twarzy. Starał się nie
okazywać żadnych uczuć, ale była pewna, że w jego spojrzeniu kryły się ślady
obrzydzenia. Zamrugała szybko i wpatrzyła się w jego czoło, ponieważ nie
chciała się przy nim rozpłakać. Na szczęście jej to ułatwił – oparł się o
ścianę i po prostu czekał, zaciskając szczęki i powieki.
Kiedy
dał jej to nieme przyzwolenie, przełknęła powoli ślinę i odchrząknęła, żeby
wydobyć z siebie słowa, które przygotowywała przez ostatnie dni.
–
Posłuchaj... – zaczęła niepewnie, a mięsień na jego żuchwie zadrgał
niebezpiecznie. – Potraktowałam cię naprawdę okropnie i... nie potrafię się
usprawiedliwić. Jest mi tak bardzo głupio... – Otarła oczy rękawem i objęła się
ramionami, żeby dodać sobie otuchy. – Ja... wtedy zupełnie nie myślałam: kiedy
zapraszałam Chrisa na twojego Sylwestra, kiedy cię zaatakował i kiedy zrzuciłam
winę na ciebie. Nie mam pojęcia, jak mogę cię za to przeprosić...
Urwała
na chwilę, bo Potter nagle otworzył oczy i na nią spojrzał, lecz było to
spojrzenie tak lodowate, że aż przeszedł ją dreszcz. Wyczytała z niego
odpowiedź na swoje słowa: Nie możesz.
–
James, tak mi przyk...
Nie
zdołała jednak dokończyć tego zdania, bo chłopak odepchnął się od ściany i ściągnął
brwi ze złością. Wyglądał, jakby nie zamierzał jej dalej słuchać, więc
wyrzuciła z siebie szybko kolejne zdania, które niestety wcale nie polepszały
jej sytuacji.
–
Wiem, że nie przestaniesz się na mnie wściekać, ale naprawdę żałuję i gdybym
mogła cofnąć czas, na pewno bym do tego nie dopu...
–
Skończyłaś już? – warknął chłodno, przerywając jej wpół słowa.*
Nie!, chciała krzyknąć,
ale nie potrafiła się nawet odezwać. Zamiast tego powędrowała wzrokiem do jego
warg i zorientowała się, że pielęgniarka wstawiła mu wybitego zęba tak, że nie
było nawet widać różnicy. Jednak, kiedy James zauważył, na co patrzyła, zdenerwował
się jeszcze bardziej. Odwrócił się do niej plecami i ruszył szybkim krokiem w
przeciwnym kierunku, a Lily po prostu stała w miejscu, nawet nie próbując go
zatrzymać. Bo jak miała to zrobić? Pobiec za nim, złapać go za koszulkę i znowu
zobaczyć to obrzydzenie w jego oczach?
Nie
spodziewała się, że jej wybaczy, ale wolałaby już raczej, żeby na nią
nawrzeszczał. Wszystko byłoby lepsze od tego milczenia.
Ukryła
twarz w dłoniach, zastanawiając się, jak mogła tak głupio postąpić. Pamiętała,
że się bała – bała się o Chrisa i tylko on się dla niej liczył w tamtej chwili,
mimo że to właśnie on rozpoczął bójkę. A potem spoliczkowała Jamesa, chociaż
miał tak wiele racji w swoich słowach...
–
Wszystko w porządku, Lily? – Usłyszała za sobą znajomy głos.
Nie
odwróciła się, tylko otarła łzę z policzka, całkowicie ignorując względnie życzliwą
osobę i ruszyła korytarzem w stronę pokoju wspólnego, żeby zabrać rzeczy
potrzebne na zbliżającą się lekcję. Zacisnęła palce na pasku od torby i szybko
wbiegła na ruchome schody, biorąc głęboki oddech.
Położyła
dłoń na poręczy i zatrzymała się gwałtownie z jedną nogą w powietrzu. Przyszło
jej do głowy, że jeśli James miał zamiar traktować ją tak, jak ona Snape’a, to
mogła się pożegnać z nadzieją na wybaczenie z jego strony. Nie wiedziała, czemu
tak bardzo ją to zabolało, ale powoli zaczynało do niej docierać, że w ostatnim
czasie zdołała zaprzyjaźnić się z Potterem i Blackiem, jednak niespodziewanie
szybko to straciła. Zagryzła mocno wargi, zastanawiając się, co mogłaby zrobić,
żeby choć odrobinę zatrzeć złe wrażenie, które wciąż pozostawało świeże w ich
pamięci, lecz na razie nic pożytecznego nie przychodziło jej na myśl.
Westchnęła
z frustracji i wspięła się po schodach, stając wreszcie przed portretem Grubej
Damy. Podała hasło i weszła do środka, żeby przedstawić Natt przebieg swojej
„misji”, która zakończyła się niezaprzeczalnym fiaskiem.
***
Anne
naciągnęła czapkę na uszy i ukryła brodę w kołnierzu płaszcza, aby osłonić się
przed zimnem. Omijała właśnie kolejną zaspę śniegu, wpatrując się w
naburmuszoną minę swojego towarzysza. Kiedy przed kolacją zapraszał ją na ten
spacer, była zachwycona i niecierpliwie oczekiwała jego powrotu z zebrania
prefektów, jednak od razu, gdy go zobaczyła, wiedziała, że coś było nie tak. Teraz
wepchnął ręce głęboko do kieszeni i prawie nie odzywał się do dziewczyny, przez
co szli w uciążliwym milczeniu. Anne podejrzewała, że przez jego głowę
przetacza się właśnie wiązanka przekleństw i wcale nie trudno było się
domyślić, co, a raczej, kto był tego powodem. Zmarszczyła brwi, zatrzymując się
i niepewnie wyciągnęła dłoń w kierunku jego ramienia. James także stanął w
miejscu, oddychając głośno przez zaciśnięte zęby. Wyglądał na naprawdę
zirytowanego, więc Puchonka zbliżyła się do niego tak, że dzieliła ich tylko niewielka
przestrzeń między ich kurtkami.
Uśmiechnęła
się delikatnie, gdy zobaczyła, że brunet się od niej nie odsunął. Podobał jej się
już od pewnego czasu, ale nigdy nie sądziła, że mogłaby go lepiej poznać. Dotychczas
obserwowała go z daleka, zachwycając się jego wyglądem, co nawet jej zdaniem
było niebywale płytkie. Miała go za nieosiągalny ideał i nie chciała się do
niego zbliżać, bo bała się, że może się jedynie gorzko przy tym rozczarować, a
wyobrażenie na jego temat prysłoby wtedy jak bańka mydlana.
Jednak
wreszcie wzięła sobie do serca motto życiowe Tiny: „Raz się żyje”. Słyszała je prawie
codziennie i zdążyło się ono zagnieździć w jej głowie. Postanowiła spróbować
lepiej poznać Pottera, żeby w przyszłości nie żałować, że nie podjęła żadnego
kroku w jego kierunku. Tym bardziej, że przeznaczenie wydawało się ją do niego
przyciągać, ponieważ znalazła w pociągu ulotkę z zaproszeniem na Sylwestra właśnie
do jego domu. Uznała to wtedy za dar od losu i doszła do wniosku, że koniecznie
musi wykorzystać taką okazję, bo mogła się już nigdy nie powtórzyć.
Teraz
patrzyła na chłopaka inaczej niż jeszcze miesiąc wcześniej – nie tylko przez
pryzmat wyglądu, ale także charakteru. Wydawał się być sympatyczny, a przy tym
zabawny i zdystansowany, potrafił żartować z siebie, nie przejmował się opinią
innych i szczególnie cenił sobie przyjaciół, którzy znaczyli dla niego bardzo
wiele. Anne widziała w nim tak naprawdę tylko jedną wadę – Lily Evans. Jamesowi
wyraźnie na niej zależało i nie potrafił o niej zapomnieć, co było sporym
utrudnieniem dla Puchonki. Marzyła, po prostu marzyła o tym, żeby zainteresować
go sobą tak bardzo, jak zrobiła to Evans. Byłaby wtedy chyba najszczęśliwszą
dziewczyną na świecie.
Podniosła
wzrok i zauważyła pełne usta Pottera, ściągnięte w grymasie, który miał chyba przypominać
uśmiech. Westchnęła cicho, wypuszczając spomiędzy warg białe obłoczki pary, a
potem przyłożyła dłoń do jego policzka.
–
Znowu się z nią pokłóciłeś? – zapytała szeptem, świadomie nie wypowiadając jej
nazwiska na głos.
Nie
chciała poruszać tego tematu, ale wiedziała, że będzie się tym gryzł, dopóki
nie zwróci mu uwagi. Jej ton nie wyrażał oskarżenia, a jedynie troskę, ale mimo
tego James odsunął się o krok do tyłu, krzywiąc się. Był okropnie drażliwy, gdy
tylko ktoś napomykał przy nim cokolwiek o Lily.
Anne
stanęła na palcach i strzepała kilka płatków śniegu, które wylądowały w jego
rozczochranych włosach. Wykorzystałaby chyba każdy pretekst, żeby ich dotknąć. Potter
patrzył na nią bez słowa, nie odpowiadając na zadane pytanie. Ręce nadal miał
wepchnięte do kieszeni, co nieco ją krępowało, ponieważ czuła, jakby mu się
narzucała. Brunet w końcu zauważył jej zmieszanie, bo powoli wyjął z kurtki jedną
dłoń i wyciągnął ją w kierunku dziewczyny.
–
Nie mówmy o tym – poprosił, kiedy ich palce splotły się w uścisku.
Puchonka
stwierdziła, że musieli się naprawdę ostro posprzeczać, skoro nie był w stanie
wypowiedzieć nawet jej imienia. Na razie zdążyła się tylko domyślić, że chodziło
o chłopaka Evans, który był prawdopodobnie przyczyną utraty zęba przez Jamesa. Podejrzewała,
że się pobili, ale nie rozumiała, czemu Potter tak bardzo wściekał się na Lily.
Poza tym nie pojmowała jeszcze jednej rzeczy: dlaczego, do diabła, Evans wolała
tego blondyna, skoro pod nosem miała istny cud świata, w dodatku szaleńczo w
niej zakochany.
Był szaleńczo w niej
zakochany – ciągle musiała poprawiać samą siebie w myślach. Czas przeszły
odgrywał kluczową rolę w tym zdaniu i nie mogła o nim zapominać, jeśli
zamierzała dalej umawiać się z Gryfonem.
–
Może wrócimy do zamku? – zaproponowała ugodowo, nie chcąc ciągnąć niewygodnych
dla niego tematów. – Trochę zmarzłam...
Kąciki
jego ust uniosły się do góry, a w brązowych oczach, ukrytych za mokrymi od
śniegu okularami, pojawił się radosny ognik. Potter znowu się do niej
przybliżył i przez chwilę wydawało jej się, że zaraz ją pocałuje. Znajdował się
tak blisko, że położyła prawą rękę na jego ramieniu, a potem przygryzła lekko
wargi, czekając na ten wymarzony moment. Brunet zatrzymał się jednak gwałtownie,
ledwo kilka cali od jej twarzy, a ona miała ochotę wyrwać się do przodu, żeby
przejąć inicjatywę, ale zrezygnowała z tego pomysłu, kiedy tylko zobaczyła jego
minę.
–
Błagam cię, nie zagryzaj ust w ten sposób, Annie – powiedział przez zaciśnięte
zęby.
Dziewczyna
uniosła brwi wysoko do góry, nie mając pojęcia, o co mu chodziło. Cała magia
chwili błyskawicznie wyparowała, więc James po prostu się od niej odsunął i
pociągnął ją za rękę w stronę wrót wejściowych, mrucząc coś pod nosem o tym, że
spóźni się na astronomię. Wpatrywała się w jego lekko przygarbione plecy,
zastanawiając się, dlaczego tak zareagował. W jej uszach szumiały wypowiedziane
przez niego słowa, co sprawiło, że skrzywiła się delikatnie, próbując je od
siebie odepchnąć.
Nie
lubiła, kiedy nazywał ją „Annie”, chociaż w gruncie rzeczy powinna się cieszyć,
że zwracał się do niej zdrobniale. Nie miała jednak zamiaru mówić mu, że jej
się to nie podoba, bo w jego wargach każdy wyraz brzmiał niczym muzyka dla uszu.
Nie zagryzaj ust w
ten sposób. Jeśli
dostosowanie się do tego polecenia, miało oznaczać, że chłopak w końcu ją
pocałuje, to mogła sobie uczciwie obiecać, że nigdy więcej tego nie zrobi.
***
Lily
usiadła wygodnie na krześle i ustawiła przed sobą teleskop, podnosząc głowę do
góry i spoglądając w rozgwieżdżone niebo. Uczniowie powoli zajmowali swoje
miejsca, a nauczyciel opierał się o poręcz i czekał, aż ostatnie rozmowy
ucichną. Lekcje astronomii były ciekawe już przez sam sposób, w jaki się
odbywały – co tydzień w innym terminie. Niektórzy – ci bardziej roztargnieni –
mieli problem z zapamiętaniem zwykłego planu zajęć, a co dopiero regularnie się
zmieniającego. Działo się tak, ponieważ wieża astronomiczna była za mała, żeby pomieścić
więcej niż jeden rocznik, a i pan Houck nie poradziłby sobie zapewne z większą liczbą
uczniów na raz. Nauczyciel był przekonany, że istnieje idealna pora do
oglądania nieba, a szukanie gwiazd o innych godzinach jest bezcelowe, dlatego
też prowadził zajęcia wyłącznie podczas określonych przez siebie samego ram
czasowych. Przez ten nietypowy zwyczaj lekcje musiały się odbywać codziennie, nawet
w soboty i niedziele, ponieważ wszystkich klas było siedem. Siedem klas –
siedem dni tygodnia, teoretycznie nie powinno być z tym żadnego problemu,
jednak uczniowie zaczęli się buntować. „Dlaczego my mamy lekcje w weekendy, a
inni nie?” – brzmiały pełne oburzenia głosy. W końcu wymyślono rozwiązanie,
które zadowalało wszystkich: w każdym tygodniu zmieniano harmonogram zajęć, porządkując
klasy tak, aby nikt nie czuł się pokrzywdzony.
Tym
razem astronomia dla siódmoklasistów wypadała w czwartek, co wcale nie było
takie przyjemne, ponieważ następnego dnia trzeba się było rano obudzić. Lily
już czuła, że na pewno się nie wyśpi, ale przecież nic nie mogła na to
poradzić. Spojrzała na nauczyciela, który upomniał jeszcze ostatnich
rozmawiających, a potem przeszedł do tematu zajęć: kazał im odszukać na niebie gwiazdozbiór
Bliźniąt i przerysować go na pergaminie. Evans uśmiechnęła się szeroko i szybko
powędrowała wzrokiem do Natt, siedzącej kilkanaście krzeseł od niej. Podniosła
do góry swoją bransoletkę, na której kołysało się pięć zawieszek, w tym jedna z
symbolem Bliźniąt. Natalie wyszczerzyła się i ułożyła duże „W” ze swoich palców,
jakby wystawiała przyjaciółce ocenę.
Pan
Houck opowiadał właśnie o pochodzeniu nazwy gwiazdozbioru – według mitu
greckiego ten obszar nieba przedstawiał bliźnięta trzymające się za ręce,
Kastora i Polluksa. Mężczyzna mówił o tym z ogromną pasją, próbując zachęcić i
zainteresować swoich uczniów. Podał im jeszcze kilka wskazówek, dotyczących
znalezienia odpowiednich gwiazd, a potem przycisnął palec do ust, jak to miał w
zwyczaju. Uważał, że do obserwowania nieba potrzebna była absolutna cisza i za
każdym razem denerwował się, kiedy ktoś ją zakłócał.
Kilka
osób zapaliło swoje różdżki i otworzyło podręczniki, żeby znaleźć dokładniejsze
informacje na temat położenia gwiazdozbioru. Zazwyczaj pracowali w parach, które
wybierał za nich Houck, co nie wszystkim się podobało. Lily zdecydowanie
należała do tej grupy i już wielokrotnie prosiła profesora o zmianę miejsca,
jednak bezskutecznie.
Podniosła
ponownie głowę, aby znaleźć punkty zaczepienia, o których wcześniej mówił
nauczyciel, ale jej partnerka stuknęła ją mocno w ramię.
–
Ile razy mam ci powtarzać, żebyś patrzyła najpierw przez teleskop? – syknęła
cicho Emily, trącając palcem pokrętło ostrości.
Evans
zamknęła na chwilę powieki i odetchnęła głęboko, próbując się uspokoić. Blondynka
zawsze działała jej na nerwy swoimi komentarzami i Lily nie wiedziała, jak
wytrzymała z nią od początku tego roku szkolnego, ale mogła się jedynie
cieszyć, że nie trwało to od pierwszej klasy. Na całe szczęście pan Houck posadził
je razem dopiero we wrześniu. Dziwne, że się od tego czasu nie pozabijały.
–
Zamknij się, umiem to robić lepiej od ciebie. Lubię astronomię... – zaczęła
Evans, nie patrząc w stronę Madile.
Była
już bliska znalezienia Bliźniąt, więc nie chciała odrywać wzroku od nieba, ale niestety
została do tego zmuszona.
–
A ja lubię, jak milczysz – przerwała jej chłodno Emily.
Lily
zacisnęła dłonie w pięści i spojrzała na blondynkę ze złością. Nie miała
zamiaru z nią walczyć, ponieważ wiedziała, że to bez sensu. Wepchnęła jej do
rąk książkę, żeby zająć ją czymś innym, ale to nie mogło być takie proste. Dziewczyna
zdmuchnęła jasne włosy z czoła, a potem uśmiechnęła się złośliwie.
–
Potter chyba też to polubił. W końcu przejrzał na oczy – powiedziała z aprobatą,
jakby pochwalała jego zachowanie. – Dziwię się, że dopiero teraz...
–
Zamknij się! – powtórzyła Evans, zdecydowanie za głośno.
Pan
Houck już szedł w ich kierunku z karcącym wyrazem twarzy, ale Emily zdążyła jeszcze
chwycić koleżankę z dormitorium za włosy i mocno je szarpnąć. Oczy Lily
rozszerzyły się ze zdziwienia, ale nie miała czasu, żeby zareagować, ponieważ
nauczyciel wyczarował między nimi niewidzialną barierę.
–
Zawsze muszą być problemy z wami dwiema? – zapytał irytującym szeptem, który
był ledwo słyszalny. – Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru.
Evans
zacisnęła pięści jeszcze mocniej, żeby nie wybuchnąć. Tyle razy mówiła mu, że
nie chce siedzieć z Madile, ale zawsze odbijała się jak od ściany, a teraz miał
do niej pretensje? Uspokoiła się jednak momentalnie, kiedy Houck zaczął się rozglądać
po wieży, jakby... szukał dla jednej z nich odpowiedniego miejsca! Większość
uczniów zwróciła już uwagę na zamieszanie wokół dziewczyn i przypatrywała się
temu zamiast pracować, więc nauczyciel podarował sobie swoje prawie bezgłośne
szepty.
–
Evans... – zaczął, ale nie pozwoliła mu dokończyć.
–
Mogę usiąść tam? – zapytała z nadzieją, wskazując palcem w kierunku Christiana,
którego nie widziała za dobrze w ciemności.
Houck
zmrużył oczy, najwyraźniej zastanawiając się nad jej prośbą, a Lily w tym
czasie przez przypadek zatrzymała wzrok na Jamesie, który przyciskał oko do
teleskopu, całkowicie ignorując zaistniałą sytuację i nawet zaczął coś
szkicować na kawałku pergaminu.
–
Panie Dulcos, proszę tutaj – zakomunikował głośno nauczyciel. – Zamienisz się z
nim miejscem, Evans.
Dopiero
po tych słowach Potter wreszcie oderwał się od swojej mapy nieba i spojrzał w
ich stronę, ale Lily już odwracała się do profesora z otwartymi ustami i
oburzeniem wymalowanym na twarzy. Czyżby się przesłyszała? To musiał być jakiś okrutny
żart. Chwilę później zobaczyła szeroki uśmiech Emily, który nie mógł zwiastować
niczego dobrego.
–
Chyba... chyba mnie pan nie zrozumiał – powiedziała, próbując uratować
sytuację. – Ja chciałam...
Houck
machnął niecierpliwie różdżką, po czym teleskop i torba Lily wylądowały w jej
ramionach. Dziewczyna wyglądała na szczerze zaskoczoną, ale powoli ustępowało
to miejsca złości.
–
Doskonale cię zrozumiałem – warknął beznamiętnym tonem nauczyciel.
Nie
pozostało jej więc nic innego, jak podnieść się wreszcie z krzesła i ruszyć w
wyznaczonym kierunku. Czuła, że dłonie zaczynają jej się trząść, lecz nie
potrafiła tego powstrzymać. Madile dogryzała jej na każdym kroku od kilku
miesięcy, ba, od kilku lat, a teraz to ona
została za to ukarana? Była pewna, że jeśli Christian z nią usiądzie, Emily
wymyśli coś naprawdę paskudnego, żeby jej dopiec.
W
połowie drogi się z nim minęła, ale nie poszła dalej, więc chłopak zatrzymał
się, przycisnął teleskop do piersi, a drugą ręką dotknął jej ramienia. Spojrzała
mu w oczy i uspokoiła się lekko, bo wiedziała, że nie pozwoliłby, aby blondynka
za bardzo się do niego zbliżyła. Uśmiechnęła się, a potem podeszła do krzesła,
które przed chwilą zajmował. Był w parze z jakimś Puchonem, który przedstawił
jej się jako Ben, ale nie zwróciła na niego większej uwagi, bo była zajęta wpatrywaniem
się w Emily, szczebioczącą już coś do Christiana. Nie widziała ich za dobrze z
takiej odległości i może powinna się cieszyć z tego powodu.
Położyła
swój teleskop na ziemi, lecz nie zaczęła go ustawiać. Spojrzała na nauczyciela,
spacerującego między poszczególnymi parami i poczuła kolejną silną falę złości.
Mogła się domyślić, że nie pójdzie jej na rękę, niepotrzebnie w ogóle się
wyrywała i prosiła o miejsce obok Chrisa. Gdyby się powstrzymała, może właśnie
siedziałaby z Remusem, a Madile nie miałaby dostępu do jej chłopaka.
Zmrużyła
oczy, rozglądając się po ciemnej wieży. Liczba wszystkich siódmoklasistów była
parzysta, ale mimo tego dwie osoby pracowały samodzielnie. Jedną z nich był
właśnie Remus, który nie miał najmniejszych problemów z astronomią, dlatego pan
Houck stwierdził, że poradzi sobie w pojedynkę. Został po części zmuszony do
tej decyzji, ponieważ nie mógł dobrać pary dla jednego z Puchonów, który nie
odzywał się do nikogo i wyraźnie odcinał się od reszty klasy. Nauczyciele
zdążyli już przywyknąć do tej sytuacji i zazwyczaj nie zwracali na niego większej
uwagi, bo pracował jak inni i pilnie się uczył, tylko po prostu chował się w
cieniu i nieustannie milczał. Prawdopodobnie nikt oprócz dyrektora nie znał
powodów jego zachowania, ale na jego prośbę żaden z profesorów nie zmuszał
chłopaka do integrowania się z resztą uczniów.
Lily
westchnęła cicho, wracając wzrokiem do Chrisa. Zacisnęła mocno pięści, kiedy
zobaczyła, że Madile trzymała dłoń na jego ramieniu i pochylała się nad
kolanami blondyna, na których zapewne leżał pergamin z zadanym gwiazdozbiorem. Evans
wymamrotała pod nosem jakieś przekleństwo, a potem usłyszała za plecami głos swojego
nowego partnera. Prosił ją o pomoc przy ocenieniu, czy dana gwiazda wchodzi w
skład Bliźniąt, więc dziewczyna rzuciła ostatnie spojrzenie na irytującą żmiję,
zwaną także Emily i już miała zamiar odwrócić się do Bena, kiedy poczuła, że coś
wbija jej się w szyję. Dopiero po chwili dotarło do niej, że ktoś szarpał ją za
tajemniczy naszyjnik i nie był przy tym ani trochę delikatny.
Chwyciła
szybko łańcuszek, który wżynał jej się w kark, po czym przekręciła głowę na bok,
chociaż wolała tego nie robić. Pierwszym, co rzuciło jej się w oczy, była niewielka
dłoń zaciśnięta na wisiorku świecącym czerwonym blaskiem, a zaraz później
dostrzegła blond włosy i parę tęczówek, które swoim kolorem idealnie pasowały
do oczka naszyjnika. Upiorna dziewczynka pojawiła się po raz kolejny i
wpatrywała się teraz w Evans mrożącymi krew w żyłach, szkarłatnymi ślepiami. Lily
nie zdążyła dostrzec innych szczegółów, tylko wrzasnęła tak głośno, aż zabolało
ją gardło i zadzwoniło jej w uszach, a potem mocno odepchnęła się stopami od
podłogi, żeby znaleźć się jak najdalej od przerażającej blondynki.
Sekundę
później leżała już na ziemi razem z krzesłem i chyba na chwilę zemdlała, bo nie
docierały do niej absolutnie żadne dźwięki. Drewniane oparcie wbijało jej się w
żebra, więc skrzywiła się z bólu, lecz zaraz ktoś przyłożył dłonie do jej
policzków. Otworzyła gwałtownie powieki, bojąc się, że ponownie zobaczy przed
sobą czerwone tęczówki i jęknęła cicho z ulgi, kiedy uświadomiła sobie, że to tylko
Christian, który kucał przy niej i wyglądał na naprawdę zaniepokojonego. Lily
rozejrzała się szybko dookoła, ale dziewczynka zniknęła, nie zostawiając po
sobie żadnego śladu. Oddech Evans przyspieszył, gdy przypomniała sobie sytuację
sprzed kilku minut, a przynajmniej tak oceniała ten czas, bo nie wiedziała na
jak długo straciła przytomność. W jednej chwili jej oczy wypełniły się łzami i rzuciła
się na Chrisa z takim impetem, że on także wylądował na podłodze. Ukryła twarz
w jego koszuli i objęła go tak mocno, że musiało go to boleć, ale się tym nie
przejmował. Na początku był lekko zaskoczony, lecz już kilka sekund później osłonił
dziewczynę swoimi ramionami, dając jej chwilowe poczucie bezpieczeństwa. Przycisnął
usta do jej włosów i delikatnie zataczał dłońmi kółka na jej plecach, a kiedy
zaczęła płakać, przeniósł jedną rękę na jej głowę i pogłaskał ją uspokajająco.
–
Wracaj na miejsce, Optone – rozległ się zdenerwowany głos nauczyciela, ale Natt
nie miała zamiaru go słuchać. – Co tu się stało?
Najwyraźniej
zadał to pytanie Benowi, jednak on nie mógł mu na nie odpowiedzieć. Pan Houck
powoli tracił cierpliwość, próbując zapanować nad ożywioną klasą. Z każdej
strony dochodziły ciche rozmowy, wszyscy zastanawiali się nad tym samym i obmyślali
prawdopodobne wersje wydarzeń. Lily starała się za wszelką cenę uspokoić, żeby
wymyślić jakieś wiarygodne wytłumaczenie swojego zachowania, ale nadal była
zbyt roztrzęsiona, a dodatkowo sprawę utrudniała jej jakaś dziewczyna w pobliżu,
która zaczęła głośno wyrażać swoje niezadowolenie. Evans zrozumiała z jej
paplaniny tylko tyle, że Christian coś jej zniszczył.
–
...zupełnie nowy! – krzyczała, nie zwracając uwagi na nauczyciela, który ją
uciszał. – Dałam za niego pięć galeonów! Mogłeś chociaż odrobinę uważać, a nie
biec do niej na złamanie karku!
Dulcos
na początku ją ignorował, lecz, kiedy z jej ust po raz dwudziesty padły słowa
„nowy” i „pięć galeonów”, wreszcie nie wytrzymał.
–
Odkupię ci ten głupi teleskop! – warknął do niej ze złością, z wargami nadal
przyciśniętymi do czubka głowy Lily.
Pan
Houck w tym czasie próbował opanować sytuację, ale wydawał z siebie jedynie
bezsilne jęki, świadczące o tym, że był bliski wyrwania sobie włosów z głowy. O
ile już tego nie zrobił. Kazał wszystkim się uciszyć i wrócić na swoje miejsca,
grożąc przy tym utratą punktów i szlabanami, więc w końcu na wieży zapanował
względny spokój. Jedynie Natalie kłóciła się jeszcze z nauczycielem, bo chciała
zostać przy przyjaciółce i czegoś się dowiedzieć. Zrezygnowała dopiero wtedy,
gdy Houck wlepił jej kilka godzin dodatkowego szlabanu i odjął Gryffindorowi trzydzieści
punktów.
Oddech
Evans w końcu się unormował, ale dziewczyna nadal była przerażona i bała się
odsunąć od Chrisa. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że im dłużej chowała się
w jego ramionach, tym trudniej będzie jej wyjaśnić całe zajście tak, aby
nauczyciel uwierzył w jej słowa.
Powoli
oderwała twarz od koszuli blondyna i szybko przetarła mokre policzki dłońmi. Chłopak
patrzył na nią uważnie z wyraźnym zmartwieniem, czającym się pod postacią
niewielkiej zmarszczki pomiędzy brwiami. Po jego minie wywnioskowała, że nie ma
zamiaru jej teraz puścić, więc po prostu podniosła wzrok na pana Houcka, nie
odrywając się od boku Christiana.
–
Co ci się stało? – zapytał prędko profesor, powracając do ledwo słyszalnego
szeptu.
Najwidoczniej
nie chciał wzbudzać większego zainteresowania, skoro dopiero co udało mu się
uspokoić klasę. Lily przybrała najbardziej zawstydzoną minę, na jaką było ją
stać, a potem pociągnęła nosem i zamknęła na moment oczy. Czegokolwiek by teraz
nie powiedziała, mogła się założyć, że następnego dnia ta sprawa będzie głównym
tematem plotek.
–
Przepraszam – wyszeptała ochrypłym głosem, a Chris przyciągnął ją do siebie
jeszcze bliżej. – Wydawało mi się, że zobaczyłam ogromnego pająka. – Dla
podkreślenia swoich słów ułożyła dłonie tak, aby pokazać jego wielkość. –
Panicznie się ich boję – dodała, próbując wyglądać na skruszoną.
Nauczyciel
tylko wytrzeszczył na nią oczy, a na czoło wyskoczyła mu żyła, która zaczęła
niebezpiecznie pulsować.
–
Tyle zamieszania z powodu jakiegoś pająka?! – wrzasnął ze złością, zwracając na
siebie uwagę wszystkich uczniów. – Zepsułaś mi lekcję z powodu pająka?! – powtórzył jeszcze głośniej.
Kręcił
głową z niedowierzeniem, jakby ta myśl była dla niego zbyt absurdalna. Lily nie
mogła już bardziej pogorszyć swojej sytuacji, więc wzruszyła tylko ramionami i
ponownie uformowała kształt trzęsącymi się dłońmi.
–
Ogromnego pająka – poprawiła go
spokojnie. – Wręcz gigantycznego, większego w życiu nie widzia...
Nie
zdołała jednak dokończyć, bo Houck pochylił się nad nią gwałtownie i miała
przez chwilę wrażenie, że zaraz ją uderzy. Poczuła, że mięśnie Christiana mocno
się napięły, ale na szczęście obyło się bez jego interwencji.
–
Żartujesz sobie ze mnie? – warknął chrapliwie nauczyciel, krzywiąc się, jakby
połknął cytrynę. – Myślę, że starczy ci astronomii na dzisiaj. Wracaj do
dormitorium, Evans. A Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów za twoje dowcipy.
Lily
otworzyła usta ze zdumienia, mrugając kilkakrotnie. Pięćdziesiąt punktów? Czy
on oszalał? Zaczęła rozpaczliwie szukać w głowie czegoś na swoją obronę, przecież
nie mógł zabrać im aż tyle.
–
Teraz to chyba pan żartuje. – Z pomocą przyszedł jej Chris. – Lily ma
arachnofobię, to normalne, że się przestraszyła. Nie ma pan prawa odbierać jej
za to punktów.
Chłopak
nawet nie kłamał, bo Evans rzeczywiście obrzydzały pająki, więc teoretycznie
nauczyciel powinien w to uwierzyć. On jednak jedynie znowu się skrzywił, po
czym wskazał im obojgu drzwi. Lily stwierdziła, że chyba miał obsesję na
punkcie swojego przedmiotu, skoro zareagował tak bezwzględnie. A może doszedł
do wniosku, że zamierzała przeszkodzić mu w lekcji w ramach zemsty za
posadzenie Chrisa z Emily? To było bardziej prawdopodobne wytłumaczenie, ale
nie miała siły się z nim kłócić.
Chwilę
później Dulcos pomógł jej się podnieść i pociągnął ją w stronę schodów, dalej
obejmując mocno jednym ramieniem. Wiedziała, że nie da się nabrać na bajkę o
pająku, która była szyta naprawdę grubymi nićmi.
Mijali
kolejne stanowiska, a Lily odnotowywała na sobie przepełnione kpiną spojrzenia
Ślizgonów. Spodziewała się, że niedługo cały Gryffindor znienawidzi ją za to,
że straciła tyle punktów, ale na razie nie chciała się tym przejmować. Zacisnęła
palce na szacie Christiana, a pod jej powiekami zebrały się nowe łzy. Zadawała
sobie tylko dwa pytania: kim była ta dziewczynka i czego od niej chciała? Nie
pojawiła się przez ostatnie kilka tygodni i Evans miała już szczerą nadzieję,
że nigdy więcej jej nie zobaczy, ale niestety się przeliczyła.
Kiedy
zeszli w końcu po schodach prowadzących do zamku i znaleźli się na oświetlonym
korytarzu, Krukon zatrzymał się, po czym delikatnie przycisnął dziewczynę do
ściany. Spojrzał w jej załzawione oczy i ostrożnie odgarnął rude włosy z jej
policzków. Przejechał palcem po jej szyi, odsuwając naszyjnik i przyglądając
się czerwonym plamom na skórze Lily, które powstały na skutek szarpania za
łańcuszek.
–
Chyba musimy porozmawiać – wyszeptał cicho, całując ją w czoło.
W
odpowiedzi pokiwała jedynie głową i pociągnęła go szybko za rękę, bo chciała
jak najprędzej znaleźć się w Azylu, do którego nikt oprócz ich dwojga nie miał
dostępu.
A
szczególnie małe, upiorne dziewczynki, przez które włosy stawały człowiekowi
dęba.
***
Layla
szła korytarzem, rozglądając się dookoła i wypatrując zagrożenia, jakim mógł
być szkolny woźny, prefekt lub któryś z nauczycieli. Było już dawno po ciszy
nocnej, a ona miała zamiar spotkać się z Ibbie i Gawkym na wieży astronomicznej,
co należało do ich zwyczajów, chociaż normalnie wybierali bardziej bezpieczne
pory dnia. Tym razem stało się jednak inaczej, ponieważ Adrian uparł się, że musi
zrobić zdjęcie po ciemku, aby w pełni uchwycić piękno hogwarckich błoni. Chłopak
fascynował się fotografią i często prosił bliźniaczki o pozowanie. Kiedy do
głowy wpadł mu pomysł na odpowiednie ujęcie, musiał je wykonać jak najszybciej,
a dziewczyny nie potrafiły odmówić. Lay kładła się właśnie spać, gdy do jej
okna zastukała sowa Gawky’ego z chaotycznym listem, który idealnie odwzorowywał
jego entuzjazm.
Westchnęła
pod nosem, zastanawiając się, co tym razem przyszło mu do głowy, ale zatrzymała
się nagle, kiedy usłyszała jakiś stukot dobiegający z jednej ze starych sal. Zmarszczyła
brwi i na palcach podeszła do drzwi, patrząc uważnie dookoła. Według jej
informacji astronomia dla siódmych klas skończyła się ponad pół godziny temu,
więc w tej części zamku nie powinno być nikogo. Już miała zamiar nacisnąć na
klamkę, kiedy z wnętrza pomieszczenia dobiegły ją czyjeś głosy.
Odsunęła
szybko dłoń, dziękując w myślach Merlinowi, że nie zdążyła otworzyć drzwi, bo
mogłaby mieć spore kłopoty. Zrobiła krok do tyłu, ale nagle rozpoznała mrukliwy
ton Mulcibera i zamarła w miejscu jak rażona piorunem. Nadstawiła uszu, żeby
usłyszeć, o czym mówił Ślizgon. Co on tam w ogóle robił o tej porze?
Layla
ponownie podeszła do ściany i ostrożnie przybliżyła głowę do szczeliny między
drzwiami a framugą. Nie mogła odejść, nie dowiadując się uprzednio, z kim
rozmawiał siódmoklasista.
–
...oczekuje... nas potwierdzenia... Jeśli... dołączyć... zrobić...
Dziewczyna
rozumiała co trzecie słowo, więc z frustracją przycisnęła ucho jeszcze mocniej
do ściany.
–
...tchórzyć... pożegnać... – mówił dalej Mulciber, ale te czasowniki nie
zbliżały jej do puenty rozmowy.
Następną
rzeczą, którą usłyszała wyraźniej było naciśnięcie klamki. Przerażenie zalało
ją potężną falą, odbierającą możliwość poruszania się. Jakim cudem mogła nie
zarejestrować kroków? Nie zdążyła nawet odskoczyć do tyłu, bo drzwi uderzyły ją
boleśnie w bok głowy, powodując pojawienie się ciemnych plam przed jej oczami. Nie
zwróciła jednak na to uwagi, ponieważ poczuła, że robi jej się gorąco ze
strachu. Jeśli Mulciber znalazłby ją podsłuchującą ich rozmowę, mogła się już pożegnać
z życiem. Zrobiła zaledwie jeden krok do tyłu – poruszała się jak w zwolnionym
tempie, przez co nie miała żadnych szans na ucieczkę. Chwilę później drzwi
otworzyły się gwałtownie i stanęła oko w oko z Averym.
Na
jego twarzy pojawiło się zdziwienie, ale Layla dalej stała jak sparaliżowana,
nie potrafiąc nawet mrugnąć. Tym razem wyraźnie usłyszała kroki Mulcibera, co
oznaczało, że prawdopodobnie rzucili wcześniej jakieś zaklęcia wyciszające,
jednak niezbyt dokładne, skoro dotarły do niej niektóre słowa. Avery odwrócił
się, żeby spojrzeć na kolegę, a potem zareagował tak błyskawicznie, że brunetka
nie wiedziała nawet, co się dzieje.
Doskoczył
do niej, całkiem ignorując wyraz przerażenia, który z pewnością pojawił się na
jej twarzy. Rzucił jakieś niewerbalne zaklęcie, stukając różdżką w czubek jej
głowy i nie czekając na efekty, wepchnął dziewczynę do jednej z pustych wnęk w
ścianie. Zupełnie niepotrzebnie przycisnął palec do ust – nie była przecież
taka głupia, żeby się teraz odzywać. Poczuła, jakby po jej plecach spływały
strużki wody, co mogło oznaczać tylko jedno: Zaklęcie Kameleona. Avery rzucił
na nią Zaklęcie Kameleona! Jej mina układała się prawdopodobnie w jedno wielkie
„Że co?!”, ale blondyn nie mógł tego zobaczyć.
Całe
zdarzenie trwało zaledwie kilka sekund, więc kiedy Mulciber i kilku innych
Ślizgonów wyszli na korytarz, nie spodziewali się nawet, że mieli
nieoczekiwanego świadka rozmowy. Layla wcisnęła się jeszcze głębiej we wnękę,
ale nikt nie spojrzał w jej kierunku. Wszyscy zgodnie ruszyli w przeciwną
stronę, a brunetka rozpoznała wśród nich także Snape’a i jakąś starszą o rok
Ślizgonkę, której nazwiska nie pamiętała. Nie zamierzała ryzykować i się
wychylać, żeby zobaczyć, kto jeszcze należał do tej grupy. Wpatrywała się za to
w Avery’ego, zastanawiając się, czy to wszystko tylko jej się wydawało. Może
sama rzuciła na siebie zaklęcie i zdążyła się ukryć? Dlaczego chłopak miałby
jej pomagać?
Blondyn
poszedł za towarzyszami, nie odwracając się ani razu, więc naprawdę zaczęła
wątpić w rzeczywistość tej sytuacji, ale nie mogła sobie przecież wyobrazić jego
spojrzenia i bólu, który poczuła, kiedy uderzył ją drzwiami. Ostrożnie
podniosła dłoń i rozmasowała policzek oraz skroń, które ucierpiały w tym
starciu.
Kuliła
się we wnęce jeszcze przez kilkanaście kolejnych minut, będąc w zbyt wielkim
szoku, żeby się poruszyć. Jej ciekawość mogła ją zgubić – Mulciber za nic by
jej nie odpuścił, gdyby to on wyszedł pierwszy. Wiedziała, że Avery
niezaprzeczalnie uratował jej życie, ale... Dlaczego to zrobił?
Odepchnęła
się od ściany i ruszyła na wieżę, przypominając sobie w końcu o siostrze i
Adrianie. Pewnie czekali na nią już długo i musieli się nieźle denerwować. Wzięła
głęboki oddech, kiedy przyszło jej do głowy, co by było, gdyby Avery nie zdążył
jej ukryć. Mulciber niewątpliwie by ją zabił, a Gawky do końca życia obwiniałby
się za to, że ściągnął ją tego dnia na wieżę astronomiczną. Przeszedł ją
dreszcz, więc wbiegła po schodach, aby jak najszybciej uściskać dwójkę
najbliższych jej osób, starając się nie myśleć o tym, jak wielki dług
zaciągnęła sobie u Avery’ego.
***
Chłodne,
nocne powietrze uderzyło ich w twarze, gdy tylko wyszli na błonia. Od razu
skierowali się do Azylu, nie odzywając się do siebie ani słowem. Lily zaczynała
dławić się własnym oddechem, co świadczyło tylko o tym, jak bardzo była
spanikowana. Bała się, że dziewczynka zaraz znowu jej się ukaże, dlatego wolała
nie rozglądać się na boki. Ostatnie metry pokonała biegiem, ciągnąc za sobą
Chrisa i szybko przeszła przez ścianę w miejscu zaznaczonym niewielkim
krzyżykiem.
Kiedy
znaleźli się w środku, odetchnęła z wyraźną ulgą, a blondyn przyciągnął dziewczynę
do swojej klatki piersiowej, próbując ją uspokoić. Evans jęknęła cicho i
zacisnęła palce na jego rękawach. Wreszcie poczuła się całkiem bezpiecznie,
więc z jej ust zaczęły się wydobywać szepty, mające na celu okazanie jej
wdzięczności wobec Christiana. Bez niego na pewno nie dałaby sobie rady i dalej
leżałaby na wieży astronomicznej, nie mogąc się pozbierać.
Chłopak
odsunął się od niej na wyciągnięcie rąk i pochylił, żeby zamknąć jej wargi
pocałunkiem. Wiedziała, że nie chciał słuchać podziękowań, tylko wyjaśnień, ale
nie była na razie w stanie wydusić z siebie czegoś innego.
–
Spokojnie – wyszeptał, ocierając kciukami łzy z jej policzków, po czym podprowadził
ją do kanapy i posadził dziewczynę przy sobie. – Tutaj jesteś bezpieczna,
prawda? – Uśmiechnął się delikatnie i objął ją ramieniem, a Lily oparła głowę
pod jego obojczykiem. – Posłuchaj... Martwię się o ciebie...
Nie
dodał już nic więcej, ale zaczął głaskać ją po włosach, oferując trochę czasu
na przemyślenie wszystkiego. Evans słyszała w jego głosie cichą prośbę, żeby
się przed nim otworzyła. Sięgnęła po jego dłoń, którą trzymał na brzuchu i zacisnęła
na niej nadal lekko trzęsące się palce. Poczuła, że po jej twarzy spłynęły
kolejne łzy, więc szybko zamknęła powieki, aby je powstrzymać. Już i tak zamoczyła
Chrisowi całą koszulę, dlatego teraz odsunęła się od niego, żeby temu zapobiec,
lecz chłopak przyciągnął ją z powrotem do siebie.
–
Nie przejmuj się tym – powiedział stanowczo, ściskając jedną ręką obie jej dłonie.
– To tylko ubranie. Jeśli ci to pomoże, potraktuj mnie jak chusteczkę, skarbie.
Lily
uśmiechnęła się delikatnie, a potem westchnęła głęboko, przygotowując się do
dłuższej opowieści. Miała nadzieję, że kiedy wyrzuci z siebie ten sekret,
poczuje się lepiej i była pewna, że gdy Christian już się o wszystkim dowie, odpowiednio
się nią zaopiekuje albo wymyśli jakieś rozwiązanie, które nie wpadło jej do
głowy.
Zanim
się odezwała, Krukon nakrył ich oboje kocem i ponownie pocałował dziewczynę w
czoło, dzięki czemu jej poczucie bezpieczeństwa wzrosło do maksimum. Nie
potrafiła wyrazić słowami, jak bardzo w tym momencie go uwielbiała.
–
Ja... – zaczęła w końcu tak cicho, że bała się, że jej nie zrozumie, ale on
tylko bardziej się nad nią pochylił, a po napięciu jego mięśni domyśliła się,
że czeka na dalszy ciąg. – Ja chciałam ci wcześniej o tym powiedzieć... Ale
były święta i stwierdziłam, że na razie nie będę cię denerwować... Chodzi o to,
że... – Zawahała się przez chwilę. – Chyba wariuję – wyrzuciła z siebie szybko,
krzywiąc się.
Po
tym krótkim wprowadzeniu z jej ust wydobył się prawdziwy potok słów. Mówiła o
tym jak pierwszy raz zobaczyła tę tajemniczą dziewczynkę i dostała od niej
pustą kartkę. O sowie, która niemal rozszarpała jej dłoń i o naszyjniku, który
nagle pojawił się w jej kieszeni. Opowiedziała chłopakowi wszystko od samego
początku, nie pomijając żadnych szczegółów i liczyła na to, że zrozumie z tego
coś więcej niż ona.
Kiedy
skończyła, poczuła się trochę lżej z myślą, że mogła się komuś wygadać. Chris milczał
przez kilka kolejnych minut, a ona zaczęła się bać, że weźmie ją za wariatkę,
którą przecież była. Nikt oprócz niej nie widział tej dziewczynki, co było
wystarczającym dowodem na pomieszanie jej zmysłów.
–
Dobrze, teraz mnie posłuchaj – powiedział wreszcie blondyn, kładąc dłonie na
ramionach Lily i odwracając ją w swoją stronę, żeby móc spojrzeć jej w oczy. – Jesteś
czarodziejką, pamiętasz? Jeśli to się powtórzy, rzuć na nią Drętwotę i nie
pozwól się zastraszyć. To tylko mała dziewczynka, nie może zrobić ci krzywdy.
Zegar
na ścianie wybił właśnie drugą nad ranem, uświadamiając im, że o tej porze już
dawno powinni być w łóżkach. Evans skrzywiła się na samą myśl o tym, że miałaby
teraz wracać do dormitorium. Dzięki Chrisowi zdążyła się uspokoić i choć
odrobinę zapomnieć o sytuacji z astronomii. Musiała przyznać mu rację –
niepotrzebnie aż tak bała się tej dziewczynki. Z pewnością była od niej
silniejsza, a poza tym w każdej chwili mogła użyć różdżki. Nie wiedziała, jak
to się sprawdzi w praktyce, ale uśmiechnęła się lekko do chłopaka i pocałowała
go szybko, szepcąc „dziękuję” prosto w jego usta. Nie miała już siły analizować
czegokolwiek, dlatego postanowiła zmienić temat.
–
Zostaniemy tu? – zapytała, po czym ziewnęła, zasłaniając się dłonią.
Była
wyraźnie zmęczona minionymi wydarzeniami, więc Christian pokiwał głową w odpowiedzi
i wstał, żeby zdjąć z siebie szkolną szatę. Lily w tym czasie położyła się na
kanapie i przymknęła powieki, a kiedy Krukon przytulił ją do siebie, kąciki jej
ust uniosły się do góry.
–
Jeśli zepchnę cię w nocy na podłogę, to od razu przepraszam – wyszeptała,
przyciskając twarz do jego ramienia.
Chwilę
później oddychała już miarowo i nareszcie do końca się rozluźniła. Chris
przypatrywał jej się jeszcze przez jakiś czas, zastanawiając nad wszystkim, co mu
powiedziała. Musiało istnieć racjonalne wytłumaczenie całej sytuacji, a w
świecie magii wiele rzeczy było możliwych, więc miał pewność, że Lily nie
zwariowała. Podejrzewał, że ktoś próbował ją nastraszyć, ale kto to mógł być? Zmarszczył
brwi, kiedy dostrzegł ślady łez na jej rzęsach. Przypomniał sobie jej krzyk na
wieży astronomicznej i to, jak do niej podbiegł, ignorując wszystko dookoła.
Zdawał
sobie sprawę z tego, że jutrzejszy dzień będzie dla Evans trudny, ponieważ
plotki szybko się rozejdą. Gryffindor podczas tej jednej lekcji stracił razem dziewięćdziesiąt
punktów z jej powodu, więc chłopak mógł wyłącznie się domyślać, jakie piekło sprawią
dziewczynie uczniowie z Domu Lwa, kiedy się o tym dowiedzą.
Powędrował
wzrokiem do szyi Lily, na której znajdował się ten dziwny naszyjnik. Teraz był biały
i wyglądał całkiem normalnie, ale mówiła, że czasem zmieniał swój kolor. Dotknął
ostrożnie łańcuszka, ponownie odsłaniając czerwone plamy na skórze Evans, które
świadczyły o tym, że ktokolwiek za tym stał, wcale nie żartował.
Westchnął
cicho i musnął palcami jej policzek, odgarniając rude włosy do tyłu. Nawet nie
wiedział, kiedy zaczęła tyle dla niego znaczyć i nie mógł uwierzyć w to, że poznał
ją dopiero w listopadzie, skoro przyjechał do Hogwartu we wrześniu. Tak bardzo
cieszył się z tego, że trzymał ją teraz w ramionach i że potrafił ją pocieszyć
po tym ataku paniki. Nie mógł znieść widoku jej łez i tego, jak cała trzęsła
się z przerażenia.
Pocałował
ją jeszcze raz w czoło, uważając, żeby jej nie obudzić, a potem oparł głowę na
poduszce i zamknął oczy, gdy zegar pojedynczym uderzeniem oznajmił, że było już
wpół do trzeciej. Chłopak machnął różdżką, a lampa zawieszona na suficie
zgasła, pogrążając ich Azyl w półmroku. Przeszło mu przez myśl, że nie zdołają
rano obudzić się na czas, aby zdążyć na lekcje, ale zaraz o tym zapomniał, zagłębiając
twarz w poduszkę i czując na piersi unormowany oddech Lily, który uspokoił
także jego.
***
W piątek
rano Syriusz siedział w Wielkiej Sali z Remusem, a po jego prawej stronie
jakieś czwartoklasistki głośno komentowały wczorajszą sytuację na astronomii, w
której główną rolę odegrała Evans. Dziewczyny mówiły, jakby widziały wszystko
na własne oczy, a Black jednocześnie dziwił się, że plotki tak szybko rozeszły
się po szkole i irytował, bo głupie uwagi działały mu na nerwy. Dalej był
wściekły na Lily za to, jak potraktowała Jamesa, ale nie mógł zapominać o tym,
że całkiem niedawno uratowała mu przecież życie. Miał przez to wyrzuty
sumienia, lecz wiedział, że z pewnością rozumiała jego zachowanie.
– Dziewięćdziesiąt punktów na jednej lekcji,
rozumiesz? – zapytała ta w okularach, kręcąc głową z dezaprobatą. – Tylko
dlatego, że przestraszyła się pająka, rozumiesz?
Syriusz zacisnął zęby, bo wciskanie słowa „rozumiesz” na
końcu każdego zdania doprowadzało go do szału. Poza tym nie wierzył w to, że
Evans spanikowała tak z powodu zwykłego pająka. Reakcja Dulcosa, który
wyprowadził ją z wieży, jedynie to potwierdziła. Black nie miał jednak bladego
pojęcia, o co mogło chodzić.
– Podobno Houck był na nią wściekły i
wyrzucił ją z lekcji razem z tym przystojnym Krukonem, rozum...? – zaczęła
znowu okularnica, ale Black uderzył dłonią w stół, przerywając jej relację.
– Myślę, że twoja koleżanka doskonale cię
rozumie – warknął ze złością.
Obie dziewczyny spojrzały na niego ze zdziwieniem,
a potem zaczęły cicho chichotać, poszturchując się wzajemnie. Najwyraźniej
uważały za zaszczyt to, że sam Syriusz Black się do nich odezwał.
– Przynajmniej mają inny temat do plotek –
zauważył z rozbawieniem Remus, widząc, jak pochylają się w swoją stronę, żeby
przeanalizować zachowanie bruneta.
Black mruknął tylko coś niewyraźne pod nosem,
a potem chwycił swój talerz i poinformował Lupina, że się przesiadają. Nie miał
zamiaru słuchać, jak obrażają Evans nawet, jeśli sam był na nią zły i
najchętniej dodałby kilka słów od siebie. Cała akcja na astronomii jeszcze
bardziej przybiła Jamesa, który chyba oddałby wszystko, żeby znaleźć się na
miejscu Dulcosa, mimo że uparcie zapewniał, iż Lily już nic dla niego nie
znaczyła.
Syriusz spojrzał na Remusa i podrapał się po
czole, a potem zerknął w kierunku stołu Puchonów. Od razu wypatrzył te dwie
dziewczyny, przez które odniósł poważne obrażenia podczas pełni. Nie dość, że
musiał się nieźle natrudzić, żeby zapewnić Lupina, że nie ma mu niczego za złe
i to była wyłącznie wina tych dwóch idiotek, które wybrały się do Zakazanego
Lasu w czasie pełni, to jeszcze jedna z nich uparła się i za wszelką cenę
chciała poznać prawdę. Obserwował przez chwilę blondynkę, zanurzającą właśnie
łyżkę w misce z czekoladowym budyniem, a potem odwrócił się z powrotem do
przyjaciela.
– Musimy coś z nią zrobić, bo nie da nam
spokoju – powiedział z huncwockim uśmiechem. – Bez przerwy węszy przy tej
sprawie, a minął już ponad miesiąc...
– Właściwie to, co ona dokładnie chce
wiedzieć? – zapytał Remus, marszcząc brwi i odgryzając kawałek świeżej bułki. –
Zobaczyła... – Rozejrzał się dookoła i ściszył głos: – ...wilkołaka, omal nie
zginęła, ale uciekła i tyle. Po co drąży temat?
Jego pytanie spotkało się jednak tylko ze wzruszeniem
ramion ze strony Blacka, ponieważ on też nie miał pojęcia, o co chodziło tej
dziewczynie. Wiedział jedynie, że była niebezpieczna i wyjątkowo irytująca. W
jednej chwili przypomniał sobie, jak wylała mu mleko na głowę, bo ją
zignorował. Zacisnął usta i sięgnął do kieszeni po różdżkę, ale Lupin położył
mu rękę na ramieniu.
– Daj spokój – poprosił, próbując go powstrzymać. – W ten
sposób tylko ją bardziej zachęcisz, żeby dalej się zaangażowała. Jeśli nie
będziesz zwracał na nią uwagi, w końcu sobie odpuści...
Przewrócił oczami z bezsilności, gdy zobaczył, że jego
rady nie odniosły żadnego pozytywnego skutku. Syriusz uśmiechnął się
uspokajająco i wycelował różdżką w niczego niespodziewającą się Puchonkę.
– Wiem, co robię – zapewnił i zamyślił się na chwilę w
poszukiwaniu odpowiedniego zaklęcia. – Pokażę jej, kto tutaj rozdaje karty. Nie
może sobie bezkarnie ze mnie żartować.
Remus westchnął ciężko i podniósł wzrok znad talerza,
żeby zobaczyć efekt zemsty kolegi. W tym samym czasie Black machnął ręką i z sąsiedniego
stołu dobiegł ich głośny huk, gdy zawartość miski blondynki dosłownie
eksplodowała, a twarz i włosy dziewczyny w całości zostały pokryte czekoladowym
budyniem, który zaczął ściekać na jej szatę. Uczniowie pokazywali ją sobie
palcami, chichocząc pod nosem, więc Syriusz z samozadowoleniem odłożył różdżkę
na blat i obserwował rozwój wydarzeń.
Nie pamiętał, jak nazywała się ta brunetka, która właśnie
podawała jej kilka serwetek i wyraźnie powstrzymywała się od wybuchnięcia
śmiechem, ale imię blondynki utkwiło mu w głowie, mimo że usłyszał je tylko
raz, w dodatku od Anne. Rozmawiał, a właściwie kłócił się z Melle już
wielokrotnie, lecz nigdy mu się nie przedstawiła, co uważał za dziwne. Może po
prostu myślała, że nie zasłużył sobie na poznanie jej imienia? A może nie było
czasu na takie formalności, skoro za każdym razem się na niego wściekała? Nie
wiedział, czy Melle to jej prawdziwe imię, czy jedynie skrót, ale wolałby
odgryźć sobie język, niż zapytać o to kogokolwiek.
Teraz patrzył na nią, uśmiechając się ironicznie i
zauważył, że próbowała właśnie oczyścić oczy z budyniu. Podejrzewał, że
ucieknie z Wielkiej Sali czerwona ze wstydu, lecz wyraźnie nie miała takiego
zamiaru. Przez chwilę wydawało mu się, że zachichotała, co nieco zbiło go z
pantałyku. Zmarszczył brwi i zerknął na Remusa, chcąc zapytać, czy to mu się
przywidziało, jednak zdążył jedynie otworzyć usta, bo zaraz rozległ się
identyczny huk, ale zdecydowanie z bliższej odległości. Poczuł, że cała
jajecznica z talerza przykleiła mu się do twarzy i wplątała się we włosy, co
zaskoczyło go na kilka sekund. W sali wybuchły kolejne śmiechy, tym razem o
wiele głośniejsze, a Syriusz zacisnął pięści ze złości i szybkim ruchem
strząsnął jedzenie z policzków. Zdawał sobie sprawę z tego, że w tym starciu
definitywnie przegrał, bo jajecznica nijak się miała do budyniu, który na
twarzy Puchonki nadal wyglądał smakowicie. Nawet nie chciał sobie wyobrażać
swoich ciemnych włosów, przetykanych w tym momencie żółtymi pasmami.
– Faktycznie, nie może sobie bezkarnie z ciebie żartować.
– Remus powtórzył słowa Blacka sprzed kilku minut, starając się zachować
powagę.
Syriusz posłał mu mordercze spojrzenie, ale wywołało ono
jedynie wybuch śmiechu Lupina. Odnotował sobie w myślach, żeby nigdy nie
posyłać nikomu morderczych spojrzeń, kiedy ma się twarz pokrytą jajecznicą, bo
osiągnie się efekt całkowicie przeciwny od zamierzonego.
Zauważył, że Melle wyszczerzyła się do niego złośliwie i
uniosła oba kciuki do góry, a on wściekł się jeszcze bardziej, ponieważ
oblepiona tym budyniem wyglądała całkiem... uroczo. Nie mógł uwierzyć, że
przyszło mu do głowy coś tak niedorzecznego, więc chwycił różdżkę i chciał
oczyścić się z żółtej papki, która zaczęła go obrzydzać. Właśnie doszedł do
wniosku, że nigdy więcej nawet nie spojrzy na jajecznicę, kiedy po drugiej
stronie stołu stanęła zirytowana McGonagall.
Świetnie, tylko jej tutaj brakowało, pomyślał,
przywracając twarz i włosy do porządku.
– Tygodniowy szlaban, panie Black – oznajmiła
nauczycielka, po czym odwróciła się do blondynki i skinęła głową w jej
kierunku. – Oraz dla pani, panno Fievly. Zaczniecie w poniedziałek, w moim
gabinecie. – Założyła ręce na piersiach, jakby oczekiwała jakichś wyjaśnień,
ale chłopak wzruszył tylko ramionami, nie kryjąc swojego naburmuszenia.
Chciał po prostu dać jej nauczkę, a wszystko skończyło
się zupełnie inaczej niż przewidywał. Znowu zrobiła z niego pośmiewisko i w
dodatku dostali wspólny szlaban – gorzej już być nie mogło. Przeczuwał, że ten
tydzień będzie dla niego wyjątkowo długi i nieprzyjemny, bo Melle z pewnością
wykorzysta każdą możliwą okazję, żeby wypytać go o pełnię.
Zazgrzytał zębami ze złości, a Remus poklepał go
pocieszająco po plecach. McGonagall podeszła do stołu Puchonów, aby zobaczyć,
czy blondynka ma coś do powiedzenia na swoje usprawiedliwienie, więc Syriusz
odwrócił się do przyjaciela.
– Nie pozwolę na to, żeby się czegoś o tobie dowiedziała
– wyszeptał, zaciskając dłonie w pięści.
Lupin przez chwilę obserwował jego zaciętą minę, a potem
pokiwał głową, jakby był o tym przekonany i nie potrzebował żadnych zapewnień.
Dzięki temu jednemu gestowi, Black wyraźnie się uspokoił, a jego usta uniosły
się w uśmiechu.
– Może rzeczywiście powinienem ją ignorować. – Udał, że
się zastanawia, czym ponownie rozbawił chłopaka.
– Myślę, że powinieneś zacząć mnie słuchać. – Zaśmiał się
w odpowiedzi Remus, wstając z ławy i ruszając do wyjścia z Wielkiej Sali.
Poczekał jeszcze na Syriusza, który posłał właśnie Melle
pełne złości spojrzenie, a następnie we dwójkę skierowali się na pierwszą lekcję,
nie wspominając więcej o wydarzeniach ze śniadania.
***
*Ze specjalną dedykacją dla Livvi za podsunięcie tego
pomysłu :)
Witam
serdecznie,
Wyraźnie
poniosło mnie z długością tego rozdziału, dlatego skończyłam w tym momencie,
chociaż zamierzałam jeszcze opisać randkę Petera i Gabie.
Myślę, że
ten rozdział w znacznej mierze zajęła Lily i napisałam o niej strasznie dużo,
ale w końcu jest główną bohaterką i tak powinno być.
Wydaje mi
się, że trochę za bardzo przejęła się tą sytuacją z Jamesem i nie wiem, czy nie
wyszła na zbyt zdesperowaną, kiedy próbowała go przeprosić, ale...
Z góry
przepraszam wszystkich za Chrisa-bohatera i za tak ogromną ilość słodyczy przy Chily.
Przesadziłam, ale jakoś musicie to znieść. Może wyobraźcie sobie, że to James
:D
Za radą
Eskaryny poświęciłam trochę więcej czasu niż zazwyczaj na wymyślanie tytułu,
więc na pewno jest lepszy od poprzedniego „Powrotu” :)
Teraz sobie
uświadomiłam, że niedługo wyjeżdżam na wakacje, dlatego kolejny rozdział pojawi
się pewnie z jakimś opóźnieniem. A nawet sporym. Prawdopodobnie dopiero 6
sierpnia, chyba że zdążę go wcześniej napisać i ustawić automatyczną
publikację, czy coś w tym stylu.
Może
nauczyciel astronomii wyszedł na wariata, ale w końcu w Hogwarcie uczą sami
„wyjątkowi” ludzie.
Początek
rozdziału jest raczej słaby, podobnie jak końcówka, fragmenty Chily chyba
niesamowicie przesłodziłam, a wątki Layli i Anne były trochę za krótkie, ale
niestety nic nie poradzę, bo musiałabym usunąć te 19 stron i pisać wszystko od
nowa, a na to jestem zbyt wielkim leniem. Mam nadzieję, że nie jest tragicznie.
To by chyba
było na tyle rzeczy, które w tej chwili pamiętam.
A, jeszcze chciałam ogromnie podziękować za 40 000 wyświetleń!
Pozdrawiam
Was gorąco i życzę jak najlepiej udanych wakacji!
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńCześć, Moja Droga!
UsuńNa początku napiszę, że pisałam ten komentarz wczoraj, ale zapomniałam zapisać przed rozładowaniem się laptopa. Kto jest mądry?! Na pewno nie Kasia. Później chciałam przeprosić za prawie dwumiesięczne spóźnienie. Serio, nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Myślałam, że dodałaś ten rozdział na początku sierpnia. A tu taki kij... I na początku lipca... Może nie komentujmy mojego zachowania?
No to jedziemy.
Jeju, gdy czytam o Willu to jestem lekko na niego zła. Szczególnie, że on o niczym nie wie i to jest takie... Ughr! Serio wkurzają mnie zdrady po pijaku. On naprawdę musiał się upić, żeby zdradzić Natt. No, chyba że nasz William nie jest na tyle święty i zrobiłby to też bez alkoholu. No, jeszcze opcja, że kocha się od dawna w Julie. Ale tak to byłby ciotą, kiedy by jej nie powiedział, cri.
Boże, haha, Natt, ale nabroiłaś xd. Już nawet nie wyobrażam sobie, ile szlabanów mają James i Syriusz... XDD.
"Mężczyzna skrzywił się delikatnie, kiedy Natalie, machająca stopami, przez przypadek trafiła go mocno w piszczel, ale zaraz uśmiechnął się jeszcze szerzej i sięgnął po pióro, leżące na biurku." - Natalie, nie pogrążaj się, proszę XDDDDDD.
"Will uśmiechnął się do niej szeroko i na chwilę przycisnął usta do jej czoła, zanim odszedł do swojego miejsca pracy." - tutaj zrobiło mi się tak straszliwie szkoda Julie, że o ja cię. Za co ją to spotyka, co? Will to taki dupek, ja pieprzę :C.
"(...) lecz chłopak wyraźnie starał się jej unikać." - wiesz co, Lily? Nie dziwię mu się nawet w pięciu procentach :). Też bym cię nie chciała widzieć. Rozmawiać. Ciesz się, że chłopak cię kocha. Chociaż w sumie... James, nie chciałbyś zamienić tej rudej małpy na kogoś innego ? ^^.
" W pewnym momencie brunet drgnął nagle i mimowolnie odwrócił się w jej kierunku, jakby to było silniejsze od niego. Lily nie zamierzała uciekać wzrokiem, więc uparcie patrzyła mu w oczy, a on tylko uniósł brwi do góry z... politowaniem? W pełni sobie na to zasłużyła, dlatego zniosła jego spojrzenie, lecz ktoś szturchnął ją mocno w ramię, przerywając tę chwilę." - hihihi, a to musiało być słodkie, af <3.
"– Wszystko w porządku? – zapytał, uśmiechając się do niej, gdy wreszcie raczyła zwrócić na niego swoją uwagę. – W takim razie możecie iść – dodał, kiedy pokiwała głową w odpowiedzi, lecz nadal pilnie obserwował dziewczynę, a jego długa broda ledwo dostrzegalnie zatrzęsła się wraz z cichym chichotem." - Dumbek, ty herosie xd.
" Wymamrotała coś niewyraźnie pod nosem i natychmiast zerwała się z ławki, po czym wyszła z klasy w miarę powoli, żeby nie wzbudzać podejrzeń, ale zaraz za futryną drzwi puściła się biegiem wzdłuż korytarza." - ahahaha, a to sobie wyobraziłam xd. Lily trzyma ręce przy biodrach i się tak powoli wycofuje... XDDDDD.
"Wpadła na jego plecy, mijając pierwszy zakręt i zachwiała się, chwytając go za koszulkę." - Gee <3. Nie wiem dlaczego, ale to jest dla mnie mega słodkie xd.
Jestem niby dumna z Jamesa, ale no. Zastanawiam się, ile chłopaczyna wytrzyma.
Usuń"Wyglądał na naprawdę zirytowanego, więc Puchonka zbliżyła się do niego tak, że dzieliła ich tylko niewielka przestrzeń między ich kurtkami." - a wiesz, dziecko, co to przestrzeń osobista, kuźwa? Żeby przekleństw nie używać?
"Podobał jej się już od pewnego czasu, ale nigdy nie sądziła, że mogłaby go lepiej poznać." - kurwa, kurwa, kurwa, Paulina! Nawet nie próbuj! Nie! NIE! N I E! Mam zdecydowanie dość latających koło Jamesa lasek, które potem i tak rzuci, bo Evans do niego wróci. Proszę, James. Anne nie jest Lily. Ogarnij to już teraz.
"(...) bo bała się, że może się jedynie gorzko przy tym rozczarować" - oczywiście, że się rozczarujesz, lol. Ja to wiem już teraz. Jily będzie w końcu razem, złotko. I spłodzą dzieciucha!
"Marzyła, po prostu marzyła o tym, żeby zainteresować go sobą tak bardzo, jak zrobiła to Evans." - wiesz, też bym chciała takiego Jamesa. Tylko... Ta gorzka prawda... Lily wcale nie musiała się starać o jego zainteresowanie.
"– Nie mówmy o tym – poprosił, kiedy ich palce splotły się w uścisku." - chyba nie dokończę tego fragmentu...
JEZU, NIENAWIDZĘ JEJ! N I E N A W I D Z Ę!
Przepraszam cię, naprawdę. Ale nie mogę jej tak bardzo zdzierżyć, że o ja cię. Jeszcze do tego jej aktorką jest Holland ;____:. Tak bardzo krzywdzisz, Paulina :C.
Emily to taka suka, haha.
Nie no. Nie lubię Chrisa, ale chyba bym wolała, żeby umarł niż był z Emily xd.
Chciałam znaleźć tego Bena w bohaterach. No i patrzę na Huff. NO I KOGO WIDZĘ?! Mojego jedynego, ukochanego ♥. Dziękuję ci, że mogę patrzeć na jego zdjęcia.
Wgl to muszę przyznać, że twojego bloga bardzo przyjemnie czyta się przy dźwiękach Three Days Grace xd.
"Został po części zmuszony do tej decyzji, ponieważ nie mógł dobrać pary dla jednego z Puchonów, który nie odzywał się do nikogo i wyraźnie odcinał się od reszty klasy." - MAM FANGIRLING LVL HARD, AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA ♥♥♥. WIEM KTO TO!!!!!!!!!!!!!! <3 <3 <3.
Boże, haha, jestem nienormalna, wybacz xd.
Ale on niszczy.
I buduje.
"Zacisnęła mocno pięści, kiedy zobaczyła, że Madile trzymała dłoń na jego ramieniu i pochylała się nad kolanami blondyna, na których zapewne leżał pergamin z zadanym gwiazdozbiorem." - to ciesz się, że nie była jeszcze miedzy kolanami xd.
Blondyneczka, omg *O*. Kocham cię za nią. Ona jest taka idealna tu. Skrycie to nie mogę się doczekać, aż kogoś zabije xd.
Ej, ale serio można tak piszczeć o pająka. Na początku lipca mój brat powiedział mi, że chodzi mi po koszulce pająk. W efekcie tak zaczęłam się drzeć, że mój sąsiad, który u nas akurat był, powiedział, że przez chwilę nie słyszał xd. Biedny on.
Ech, miałam nadzieję, że to Jimmy ją przytulał, cholercia ;c. I potem by przypierdzielił Chrisowi za to. I pokłóciłby się z Lily *Chris*. I by z nim zerwała. I by umarł.
Ojeju, Gawky <3. A dopiero sobie myślałam, że mi go brakuje, haha xd.
A dlatego że podobasz się Avery'emu! Jeju, szpiuję ich soł macz, haha xd.
" – Dobrze, teraz mnie posłuchaj – powiedział wreszcie blondyn, kładąc dłonie na ramionach Lily i odwracając ją w swoją stronę, żeby móc spojrzeć jej w oczy. – Jesteś czarodziejką, pamiętasz? Jeśli to się powtórzy, rzuć na nią Drętwotę i nie pozwól się zastraszyć. To tylko mała dziewczynka, nie może zrobić ci krzywdy. " - ahahahha, Chris, pojebało czy pojebało? To raczej duch, zjawa, a może poltergeist. Tu Drętwota nic nie da. Lily, idź z tym do Jamesa *jak się będzie do cb odzywał...*, bo Chris to idiota xd.
Usuń"zaczęła znowu okularnica, ale Black uderzył dłonią w stół, przerywając jej relację. " - Syri, kocham cię bardzo, hahaha <3.
"Cała akcja na astronomii jeszcze bardziej przybiła Jamesa, który chyba oddałby wszystko, żeby znaleźć się na miejscu Dulcosa, mimo że uparcie zapewniał, iż Lily już nic dla niego nie znaczyła." - wiedziałam. James nie da się omotać jakiejś smarkuli!
O, skończyłam.
Mam nadzieję, że Melle nie będzie z Syriuszem. Boże, co się ze mną dzieje? Nie dam się chłopakom wybawić, no XDDDDD.
Ale no. Skończyłam! Nareszcie!
Jeszcze raz przepraszam za opóźnienia i za to, że ten komentarz jest dosyć krótki.
No to chyba będę kończyć. Udanych wakacji (bo masz jeszcze sporo czasu do przeleniuchowania! *wcale ci nie zazdroszczę. Wcale*). Weny, żebyś w końcu ukończyła ten następny rozdział!
Pozdrawiam cię serdecznie, buziaki!
Kath :*.
EDIT: Ej, jednak mi się udało nabazgrolić coś więcej, ej! :D. *I co z tego, że większość kopiowałam dialogi i wgl? Nic z tego!*.
Moje miejsce!
OdpowiedzUsuńWooohohoooo! Ech... Spóźniona... Aż 10 dni! A u Ciebie rzadko mam aż tyle...
UsuńAle jestem niekulturalna... Nawet się nie przywitałam!
Soooooł!
Heeelooo, it's meeeee!
Dostałam dedykacje podczas mojego drugiego ulubionego fragmentu w tym rozdziale <3 Awwwww <3
PS. I tak James ją łagodnie potraktował, hihi ;3
O kurczaki, teraz to ja to widzę! Natt będzie z Walkerem, O TAK! Będzie miała z nim SAMOTNY szlaban *o* Mam nadzieję, że coś między nimi zaiskrzy. A wtedyyyyyyyy... UWAGA!... Will będzie mógł być z Julie <333 Awwww Willie forever ^^
Oł jeeeaaa! Dobrze tak Lily. Cuuuudownie opisałaś całą tę sytuację. Bardzo podobało mi się to, jak James stał niewzruszony, a Lily tak się produkowała. Co ona myślała? Że jedną rozmową i szklanymi oczami, James rzuci się w jej ramiona i powie, że wybacza? Pfffff chyba się nie myła!
SKOŃCZYŁAŚ JUŻ? ~ AHAHHAHAHA <3 KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM! TEN TEKST WYGRAŁ NAGRODĘ ZA NAJLEPSZY TEKST ROZDZIAŁU <3
James taka mina ARE YOU SERIOUSLY, BITCH?! <3 Należało się Lily i mam nadzieję, że James nadal będzie taki w stosunku do niej, dopóki nie wysili tej swojej mózgownicy. Nie ma w życiu tak łatwo.
Oczywiście JILY FOR LIFE ale cóż niech teraz Lily się postara i przekona, jak to czuł się James, gdy ona traktowała go podobnie. A jeszcze lepiej niech zobaczy to, jak James całuje się z Anne! O! I wtedy niech w końcu uświadomi sobie, że kocha Jamesa i jest o niego kurde zazdrosna! BO NIE MA INNEJ MOŻLIWOŚCI, ONA GO KOCHA I JUŻ!
Szkoda mi Anne naprawdę, bo bardzo, ale to bardzo ją polubiłam. I w sumie dla dobra Jily, chciałabym, żeby przeżyła ten swój pocałunek z Jamesem. A później może być z Regulusem <3 Awwwwki <3
O boże Chily... Na samą myśl mi niedobrze... Nienawidzę Chrisa i cóż moje nienawiść się do tego nie zmieni. Przy Lily powinien klęczeć James, a nie on! To z nim powinna zasypiać na kanapie, całować się i tulić! A NIE Z TYM PALANTEM!
Ohohoh, dziewczynka powróciła! Normalnie niczym Arya Stark XD
W wielkim stylu! W ogóle tak teraz myślę, że ta dziewczynka szipuje Jily. A podduszając Lily, mówiła: JA CHCE JILY, OKEJ?!
W sumie to mam nadzieje, że ta dziewczynka zabije Christiana. W sumie każda śmierć jego jest dobra XD
O kurczaki pieczone! Szipuję Laylę z Averym *o* To jak on ją uratował, było takie słodkie! Jejuniuuu <3 Proszę, niech Layla teraz nie popuści i złapie go gdzieś, żeby mu podziękować, czy cuś <3 Ja chce jakiś fragment z nimi!
A teraz moja najukochańsza scena! Syriusz i Melle! <3 O WIELKI MERLINIE, ONI SĄ DLA SIEBIE STWORZENI! KOCHAM ICH CAŁYM SERDUSZKIEM, A PO TEJ AKCJI Z BUDYNIEM I JAJECZNICĄ, ROBIĘ TO JESZCZE MOCNIEJ! <33333 To była tak genialna sytuacja, że aż w pewnym momencie prawie płakałam ze śmiechu! To jak Melle się mu odgryzła! I za to właśnie ją kocham. A no i oczywiście ten moment, w którym Syriusz zaznaczył, że jest ciekawy czy Melle to jest skrót, ale wolałby sobie język odgryźć niż o to zapytać XDD MIŁOŚĆ ROŚNIE WOKÓŁ NAS! <3
BAM BAM BAM BAM BAM BAM BAM BAM BAM! <3
MAJĄ RAZEM SZLABAN! AWWWWW <3 MAM NADZIEJĘ, ŻE BARDZO DŁUGI BĘDZIE TEN FRAGMENT, BO JUŻ NIE MOGĘ SIĘ GO DOCZEKAĆ <3 No i Syriusz uznał, że Melle wygląda uroczo *o*
Rozdział był wspaniały, jak każdy, i oczywiście czekam na kolejny! <3 Życzę weny i niech pogoda sprzyja!
Pozdrawiam, Livv {dryfująca-lilia.blogspot.com}
Syriusz love <3 No i fragment z Jamesem, mnie to fizycznie bolało, ta jego obojętnośc. A i przyszło mi na mysl, ze moze Ty planujesz połączyć koniec końców Natt z nauczycielem ? Ale byłaby jazda :D jutro napisze wiecej :*
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Cię bardzo, że nie napisałam w niedzielę i że robię to dopiero teraz. ale jak widać po godzinie, napisałam krótki komentarz powyżej po wpływem impulsu, na świeżo, i nie przemyślałam wtedy własnych możliwosci czasowych.
UsuńCóż, rozdział jak zwykle wzbudził we mnie wiele emocji. po raz pierwszy nie jestem tak do końca za Willem i Natalie, bo naprawdę mam wrażenie, że nauczyciel by trochę do niej pasował, choć proponowałabym po Hogwarcie xd
Fragment z Jamesem zabił mnie niemal fizycznie, serio. ja czułam tę nienawiść w jego oczach i to, jak musiała czuć się Lily. idealnie przedstawiłaś to pomiędzy wersami. Nie mam pojęcia, w jaki sposób on jej to wybaczy. Widać, nie chce słuchac tego, co powiedział mu Chris w pociagu i trochę trudno się dziwić. ale mimo wszystko trochę zdziwiło mnie, że nie przestraszył się stanem Lily później, na lekcji astronomii. Chris tak, ale James nie... to było dziwne
Jeśli juz jesteśmy przy tym, to ta dziewczynka niesamowicie mnie przerażą. Dobrze, że Lily powiedziała prawdę Chrisowi. I ten fragment faktycznie był słodki, pod względem zachowania Chrisa, ale wiesz, mnie to nie do końca cieszy. Bo ja wiem, że niedługo ktoś tu będzie cierpieć. I naprawdę nie wyobrażam sobie, żeby Lily mogła być z Jamesem aż tak szybko... A przeciez goni! pojęcia nie mam , jak zamierzasz to rozwiązać, pozostaje to dl mnie zagadką nie do rozwiązania.
Ale co z ta dziewczynką, na Boga?
Współczuję Annie. Wie, że James kocha Lily, ale i tak wierzy w niemożliwe. On niby jeszcze nic jej nie deklarował, ale ona tego oczekuje. wydaje mi się,że może zacząc z nią chodzić i nie będzie to dla nikogo dobry pomysł
Fragment ze Ślizgonami krótki, ale kluczowy. Wydaje mi się, że Mulciber nie zabiłby Lyeli. przecież jest w szkole... to lekka przesada tak myślec. Ale i tak jestem wdzięczna Avery'emu, że uratował ją przed resztą ślizgonów, którzy - jestem pewna - mieli coś w rodzaju spotkania młodocianych śmierciożerców... Ale dlaczego ją uratował? Impuls czy coś więcej? czekam na więcej ^^
I proszę o fragment z Syriuszem i jego koleżanką w roli głównej.
Zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com na świeżo dodaną nowość :) Czeka tam specjalna niespodzianka dla Ciebie :*
Nie masz za co przepraszać, naprawdę :)
UsuńCo do Natt, Willa i pana Walkera, nie mogę na razie zdradzić, jak potoczą się ich losy, chociaż niedługo coś się zacznie już wyjaśniać. Częściowo oczywiście, bo do zakończenia bloga jeszcze wiele się wydarzy.
Bardzo mi miło, że tak odebrałaś fragment z Jamesem i Lily. Po części James posłuchał Chrisa, bo ten prosił go, żeby dał Evans możliwość przeproszenia go. A co do astronomii, nigdzie nie napisałam, że James się tym nie przejął, ale faktycznie można to było tak odebrać. Na pewno się przestraszył, że coś jej się stało, ale nie wyobrażam sobie, żeby mógł do niej podbiec razem z Chrisem. Może by to zrobił, gdyby Christiana tam nie było.
Co do czasu, Lily jest z Christianem dopiero od kilku tygodni, góra trzech, a zna go od dwóch miesięcy, chociaż może się wydawać, że dłużej. OK, może nie będę zdradzać, co się dalej wydarzy, bo wszystko zepsuję :D
Dziewczynka niedługo znowu się pojawi i tym razem wniesie coś więcej oprócz przerażenia, ale nadal nie będzie wiadomo, o co z nią chodzi.
Tak, Anne oszukuje samą siebie i marzy o tym, żeby James poczuł do niej to, co ona do niego.
Co do Mulcibera, cóż, nie byłabym tego taka pewna. Nie wiadomo, co mógłby zrobić, więc w sumie dobrze, że Avery ją uratował. A jakie miał ku temu powody? To się jeszcze okaże :)
Na fragment z Syriuszem i Melle trzeba będzie poczekać do rozdziału 26, ale na pewno się pojawią ;)
Dziękuję pięknie za komentarz i niespodziankę na Twoim blogu, która była cudowna, o czym już Ci pisałam :*
Całuję i pozdrawiam gorąco :)
Hmm hmm hmm... Chily faktycznie aż za słodkie ale może w końcu coś się wyjaśni z tą małą blondynką :) Natt uwielbiam tak samo jak profesora Walkera ale te ich relacje są... hmm... hmm... oryginalne :) A na koniec powiem tylko, że strasznie nie lubiłam Melle na początku ale zaczyna zyskiwać w moich (i Syriuszowych) oczach :D
OdpowiedzUsuńCzekam na sierpień choć liczę, że kolejny rozdział będzie szybciej mimo wszystko :)
Luella
Sprawa blondynki pozostanie niewyjaśniona jeszcze przez długi czas, niestety.
UsuńCieszę się, że zmieniłaś zdanie co do Melle, ale Syriusz pewnie jeszcze długo będzie się upierał w swojej niechęci do niej.
Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział, bo nawet nie zaczęłam go pisać, więc raczej będzie dopiero w sierpniu, za co z góry bardzo przepraszam.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam gorąco :*
NIECH ON JUŻ UMRZE. Boże. Niech ta choroba będzie szybsza, niech się rozwinie i ta daaaam! Bum, bęc, jeb, zdechł pies.
OdpowiedzUsuńA tak poważnie (żartuję, od początku jestem poważna. Zabij go.), rozumiem Jamesa, dlaczego jest wkurzony na Evans. Zachowała się jak świnia ostatnia, zła kobieta! Ogólnie bardzo dojrzała reakcja z jego strony, propsuję, nie każdy umiał by to tak wykombinować.
Przy fragmencie na astronomii nawet nie zauważyłam kiedy moja ręka powędrowała do buzi, i omal się nie udusiłam, bo zapomniałam jak się oddycha. Potem zaczęłam chichotać jak człowiek chory psychicznie, przy tym fragmencie o pająku. NIKT by się na to nie nabrał! Lilka, nie stać Cię na więcej!? :D
Co do Syra, to wydaje mi się że będzie jakieś buzi-buzi z tą laską, co to Naszego Remmiego widziała, nie wiem czemu. Takie przeczucie (spróbuj tylko, żeby tak nie było! xD).
Ogólnie rozdział bardzo miło mi się czytało, chociaż jak dla mnie bardzo mało scen Lily-James, a na prawdę liczyłam na nie :( Ta co była (bo w sumie jedna, tak fejs tu fejs), była bardzo dojrzale opisana, jak już wspomniałam, i gdyby miała jakiś ciąg dalszy, albo była dłuższa wymiana zdań, było by już w ogóle mega :v Ale nie narzekam, przynajmniej było :v
Czekam na następny rozdział, może w końcu Krzysiek dednie trupem.
Hahah, powinnam bronić Chrisa, ale zawsze bawi mnie ta nienawiść do niego, więc mogę się tylko śmiać :D
UsuńCieszę się, że uznałaś reakcję Jamesa za dojrzałą. I że ten fragment na astronomii wzbudził w Tobie takie emocje :)
Raczej nie przewiduję na razie "buzi-buzi" Syriusza i Melle, ale zawsze mogę zmienić zdanie ^^
To prawda, że było tu mało scen Jily, bo Chily trochę się rozpanoszyło, ale w przyszłym rozdziale na pewno będzie dużo, dużo Jamesa. Obiecuję ;)
Hahah, dziękuję bardzo za komentarz, zdecydowanie poprawił mi humor i mnie rozbawił.
Pozdrawiam gorąco i ślę całusy :*
Kurczę, czołgam się tu już ze 3 dni, nareszcie dotarłam :)
OdpowiedzUsuńAle już na starcie mam dwie pochwały - po pierwsze - super tytuł, po drugie - długość rozdziału. Im więcej, tym lepiej! Ja wiem, że łatwiej się wtedy pogubić, ale z drugiej strony można lepiej zagłębić się w fabułę.
Kurczę, pana Walkera nie da się nie lubić - kto by nie chciał takiego nauczyciela? Nie obraża się, jest przezabawny, ale jednocześnie potrafi wyciągnąć konsekwencje. Holahola, czy aby Natalie się w nim nie podkochuje?!
Podoba mi się, że James ma w sobie dość asertywności, żeby nie rzucić się Lily do stóp i nie wybaczyć jej całego pasma jej okropnych zachowań, po Sylwester był tylko jednym z wielu. W końcu nawet najbardziej cierpliwy człowiek ma jakieś granice. Uwielbiam go :)) Jedyny zgrzyt dotyczący tej postaci poczułam, kiedy napisałaś o jego pełnych ustach! Kompletnie inaczej go sobie wyobrażam, taka cecha wyglądu zupełnie mi do niego nie pasuje i aż zachciało mi się śmiać, jaki wstrząs poczułam, kiedy o tym przeczytałam, haha. Wiadomo, że to nie jest żaden błąd, bo każdy wyobraża sobie wszystko na własny sposób, ale moje własne przemyślenia na temat poszczególnych postaci od tylu lat zatopione są w moim mózgu, że chyba zrobiłam się bardzo konserwatywna :p (no dobra, bardzo)
O proszę, dziewczynka-potworek jak zwykle w formie. Bardzo jestem ciekawa, co o tym wszystkim myśli James, bo całkowicie usunęłaś go w tym momencie w cień, sprawiając jednocześnie, że zżera mnie ciekawość :D Co do Chrisa... No taki ładny tytuł ma ten rozdział, że przyznam Ci tylko rację - mocno przesłodziłaś xD Co to profesora astronomii, jego reakcja nie wydaje mi się przesadna ani zbytnio krejzolska - mogę sobie tylko wyobrażać jak trudne musi być trzymanie uczniów w ryzach w środku nocy.
Wątek z Laylą i Averym bardzo intrygujący. Też nie mam pojęcia, skąd u Avery'ego tylko szlachetności, ale wydaje mi się, że zaciąganie długów u kogokolwiek to nie jest dobry pomysł.
Hłyhły, kiedy Christian powiedział, że Lily może go wykorzystać jako chusteczkę, w mojej głowie pojawiła się bardzo brzydka myśl, że mogłaby sobie wysmarkać w niego nos, ale ok, ok, obiecałam nie mówić nic więcej xD Już i tak muszę się powstrzymywać, żeby nie skomentować odpowiednio Złotej Rady Geniusza Chrisa - rzucić Drętwotą w widomową dziewczynkę? Serio? Co za wspaniały pomysł, Watsonie.
Syriusz raczej syriuszowy, czyli pacan. Tak, głupie dowcipy na pewno odstraszą wścibską dziewczynę, bez wątpienia. To znaczy, nie wiem, czy w wieku lat siedemnastu wciąż byłby aż tak dziecinny, żeby obrzucać się z kimś jedzeniem, ale z drugiej strony jego lekkomyślność w jakimś tam stopniu to tłumaczy.
Jak dla mnie rozdział wcale nie był za długi, zniosłabym dziesięć razy tyle :D Ale rozumiem, że pisanie bywa męczące, zwłaszcza jak ma się dużo wątków pod kontrolą. Szkoda, że do sierpnia daleko...!
Z pozdrowieniami,
Eskaryna
Komentarz tyczy się całego opowiadania, nie tylko tego rozdziału.
OdpowiedzUsuńZnalazłam twój blog całkiem niedawno i przyznaję że w ciągu 2 dni przeczytałam wszyskie rozdziały co definitywnie świadczy o tym że potrafisz pisać i to całkiem przyjemnie. Zdążyłam zauważyć, że większość komentarzy które się tu pojawiają jest pozytywna więc nie będę się skupiać na wychwalaniu cię bo zapewne już wiesz co robisz dobrze i że wszyscy twoi czytelnicy ze zniecierpliwieniem czekają na kolejne rozdziały i od niedawna ja również zaliczam się do tego grona. Niestety teraz muszę cię trochę zmartwić bo ten komentarz piszę głównie po to żeby zauważyć kilka błędów których się dopuściłaś w niektórych rozdziałach. Po pierwsze rzucił mi się w oczy fakt, że najpierw pisałaś o tym, że Potter i reszta używają mapy Huncwotów, a jak wszyscy wiemy, żeby w ogóle stworzyć tę mapę chłopcy musieli poznać każdy centymetr zamku. Więc nie możliwe jest to żeby nie wiedzieli gdzie jest "pralnia" więc fragment gdzie szukali tego pomieszczenia wyjątkowo ukuł mnie w oczy i zastanawiałam się jak sama mogłaś nie wpać na, że przecież oni znają nawet TAJNE wyjścia a nie wiedzią gdzie jest pralnia? ej coś tu jest nie tak. Idąc dalej trochę zdziwiłaś mnie tym że zrobiłaś z Lil Evans taką sierote. Oczywiście możesz się ze mną nie zgadzać, ale ja zawsze postrzegałam matkę Pottera jako silną odawrzną i mądrą kobietę która nie da sobie w kaszę dmuchać, dlatego trochę bolą mnie te fragmenty kiedy robisz z niej takiego mazgaja. Mam jeszcze jedno, ostatnie ale chyba najważniejsze zastrzeżenie. Otórz w niektórych fragmentach strasznie obficie się rozpisujesz np. o charakterze Juli. Ogólnie to dobrze że starasz się zaznaczyć jak bochater czuje się w danej sytuacji, ale gdy w kolejnym rozdziale (a czytałam je jeden po drugim wiec rzuciło mi się to w oczy) powtarzasz się pisząc prawie to samo co pojawiło się w poprzednim o tym jaka to ona jest smutna i nie ma przyjaciół, jest po prostu męczące. Znalazło się jeszcze kilka błędów i niedociągnięć (np. urwany w połowię wątek do którego już nie wróciłaś albo zakończyłaś w jednym zdaniu) w poszczególnych rozdziałach które wyłapałam ale nie będę ci już o tym truć.
Mam szczerą nadzieję, że odbierzesz mój komentarz we właściwy sposób, bo nie piszę go żeby cię zniechęcić albo dla samaje satysfakcji, ze mogłam komuś wytknąć jego błędy. Zdaję sobię sprawę z tego że pisanie czego kolwiek, nawet opowiadania ff nie jest prostą sprawą i należą ci się wyrazy szacunku bo jak do tej pory zrobiłaś kawał dobrej roboty i z tymi wyjątkami które opisałam wyżej czytało mi się twoje opowiadanie na prawdę dobrze i jestem pełna uznania bo historia jest na prawdę oryginalna. Tak więc zabieraj się do pracy i pisz dalej bo na pewno tu jeszcze zaglądnę, z nadzieją, że kolejne rozdziały będą jeszcze lepsze od poprzednich. Mam nadzieję że moje uwagi ci w tym pomogą. :)
Hej. Gdzie nowa część? :( Niedługo uzupełnię braki w komentarzach!
OdpowiedzUsuńNa razie jestem na samym początku jego pisania, więc nie wiem, kiedy się pojawi, ale mam nadzieję, że jak najszybciej :)
UsuńPozdrawiam serdecznie i przepraszam za opóźnienie
Hej hej gdzie nowy rozdział :( Luella
OdpowiedzUsuńNiestety w większości wciąż w mojej głowie, więc nie mam pojęcia, kiedy się pojawi, ale postaram się go jak najszybciej skończyć :)
UsuńOjej to zajrzę tu po urlopie :) Luella
UsuńNo; ale jak juz jest rozdział w głowie i cześciowo napisany, to bedzie z górki :D ja tez czekam jbc ;)
UsuńZapraszam na nowosc: niezaleznosc-hp.blogspot.com
Hej, hej!
OdpowiedzUsuńOczywiście przychodzę okropnie spóźniona. Jak to ja. Przepraszam, ale przez wakacje nie miałam w ogóle czasu! Jak to się stało?!
No, ale dobra, przejdźmy do rozdziału.
Zacznę od tego, że świetny tytuł, zapadł mi w pamięc i naprawdę zachcęca do czytania!
Pamiętasz, jak jeszcze ostatnio mówiłam, że Will i Natalie są dla siebie stworzeni? No to ja teraz widzę, że w gruncie rzeczy to Walker jest stworzony dla Natt XD szybka zmiana zdania. To znaczy... No... Jak sb tak przypominam niektóre momenty z Natt i Willem to nie mogę się zdecydować. Więc może pozostanę niezdecydowana? Ale kurczaczki oni by przecież idealnie do siebie pasowali! I wtedy Will by został dla Julie i wszyscy byliby szczęśliwi!
Cały czas śmiałam się przy tym fragmencie o szlabanie. Uwielbiam go!
O nie... Ta część Jily była taka smutna... Ale dlaczego.... Jejku, biedna Lily, biedny James... Już się nawet na nią trochę mniej wściekam... James zawsze był taki wyrozumiały, ale teraz mu tej wyrozumiałości nie starczyło... Nie dziwię się... Chcę żeby się już pogodzili. I KONIEC KROPKA.
Oho! Anne zagryza wargę tak jak Lily. Oho! W ogóle nie lubię jej xd to znaczy... To jest dla mnie trochę naiwne... Przecież to widać, że mimo że jest zły na Lily, to dalej ją kocha. A Anne próbuje sobie wmówić, że wcale tak nie jest... Kurczaczki no. Ja rozumiem, że też jest zakochana, ale... Wiesz co? To jest taka sama sytuacja jak z Chrisem. Po prostu jej nie lubię, bo wpycha się do Jily XD Przepraszam, Anne. Taka prawda.
I tak jeszcze bardziej nie lubię Emily. Nie potrafię jej polubić, bo cały czas jest tak omropnie niemiła dla Evans. Mimo że stara się zmienić (sytuacja z Remusem), to po prostu nie potrafię!
I do tego jeszcze doszła blondynka! Znowu! I Lily powiedziała wszystko Chrisowi... A Jamesowi nie?! Nienienienienie... Nie tak to miało być! Ja się w ogóle zastanawiam kiedy ty ich połączysz ze sobą? Bo to już u ciebie chyba siódmy rok, nie?
Ciekawa sytuacja z Laylą. Avery wcale nie jest tak zły! Ja myślałam na początku, że ją wyda, a on ją uratował! Wowowoowowowowow! Chcę wiedzieć dlaczego! Czekam na rozwinięcie tego wątku!
Myślałam, że padnę, kiedy czytałam o tych plotkarach XD i reakcja Syriusza bezcenna! To chyba był mój ulubiony fragment dzisiaj (ew. Na tym samym miejscu co szlaban), bo była Melle i jej charakterek! Czy Black i Melle będą mieli szlaban RAZEM? Powiedz, że tak! Proszę, proszę, proszę!
,,Nie pozwolę na to, żeby się czegoś o tobie dowiedziała - wyszeptał, zaciskając dłonie w pięści." – tutaj tak pięknie widać ich przyjaźń. Uwielbiam ten fragment <3
To chyba tyle! Rozdział naprawdę świetny, jeszcze raz bardzo przepraszam za spóźnienie!
Życzę mnóstwo weny, pomysłów i czasu i zapraszam do siebie na nowy rozdział!
Pozdrowionka,
Bianka!
Wydaje mi się, że komentarz typu "nie wiem kiedy powstanie nowy rozdział" jest niepoważny. Ludzie czekają i czekają, a autorka ma to gdzieś. Jak się zaczyna, to powinno się kończyć. Chcesz, żeby inni Cię czytali, komentowali i schlebiali ci przychylnymi opiniami, ale sama każesz im czekać w nieskończoność, w dodatku nie podając konkretnego powodu, poza własną fanaberią albo lenistwem. Czekałem na ten rozdział, ale już nie będę. To niepoważne.
OdpowiedzUsuńNie wydaje mi się, że oznacza to, iż autorka ma gdzieś czytelnika. Niekiedy nie sposób przewidzieć, czy rozdział uda się napisać w tydzień, dwa albo nawet miesiąc. Bywa, że niekiedy ma się zastój, żadne porządne zdania nie chcą człowiekowi wpaść do głowy, słowa się nie kleją albo najzwyczajniej nie ma się czasu, aby na chwilę przysiąść i coś napisać. Wypadałoby zrozumieć, że autorka tego bloga nie tylko pisaniem żyje, możliwe że ma aktualnie inne obowiązki, może ma pracę, a może jakieś inne czynniki, o których my nie mamy pojęcia, wplynęły na to, że nie dodała rozdziału. Nie trzeba od razu mówić o fanaberiach i lenistwie, bo skąd możemy wiedzieć, co się akurat w życiu autorki dzieje. Uważam takie pochopne osądy za niepoważne.
Usuńno pewnie, Anonimowy ma całkowitą rację! są wakacje, dlatego moja droga Optimist - masz od cholery czasu, więc siedź przy kompie całe dnie, pisz na zapas rozdziały i dodawaj co dwa dni! w końcu dobrze wiemy, że to nie jest hobbystyczne zajęcie, które wykonujesz dla przyjemności i samorozwoju. po prostu osoba, która wypowiedziała się wyżej, płaci ci za pisanie - co za tym idzie, twoje lenistwo i fanaberie są po prostu nie na miejscu i
Usuńb e z c z e l n e.
naprawdę, zastanów się nad sobą.
(a tak serio, Optimist. miałam nadrobić rozdziały, postaram się zrobić to wkrótce, jednak nie mam pojęcia, jak szybko to nastąpi. w każdym razie wypatruj mnie!)
Niepoważne, serio? To lepiej, żeby napisała, że będzie tego i owego dnia, chociaż nie wie, czy będzie? Niepoważny to jest twój komentarz, droga Anonimko, która nie ma tyle odwagi, aby skomentować z profilu ;).
UsuńTak jak dziewczyny wyżej napisały - Paulina, chyba musisz siedzieć tylko przy komputerze i pisać, bo przecież to tak bardzo niepoważne, żeby nie wiedzieć, kiedy będzie następny rozdział! Jak tak można? Też tego nie ogarniam.
A jeszcze bardziej pani Anonimki. Autorka pisze dla przyjemności. A fakt, że ma czytelników to już inna sprawa. Gdyby pisała wyłącznie dla kogoś, rozdziały nie miałyby sensu.
Czytelnicy powinni jej dziękować za to, że pisze i pcha tę historię dalej, a nie komentować w tak głupi i dziecinny sposób.
Sama coś bazgrolę i wiem, jak dużo czasu musi jej to zająć. Halo, ona ma też życie poza blogiem, tak? Nie będzie ślęczeć przy komputerze, bo ktoś tak chce.
Bronię jej, bo zdaję sobie sprawę z tego, jak wygląda pisanie. I ktoś tu chyba powinien zachować takie irytujące uwagi dla siebie.
A, no i to: "Jak się zaczyna, to powinno się kończyć" też nie jest na miejscu. Siedzisz w jej głowie i wiesz, czy ma zamiar to kończyć? Bo z tego co widzę, to jest na dobrej drodze.
Nie chcę cię poczęstować jakimiś bardziej uszczypliwymi uwagami, więc zachowam to dla siebie i nie będę używać innych słów, chociaż byłyby na miejscu.
Pozdrawiam, obyś coś zrozumiała :).
Weny dla ciebie, Paulina :*.
Całkowicie nie rozumiem takich osób. Z chęcią przeczytałabym twojego bloga anonimie i zobaczyła, czy zawiera on tak wiele wątków, czy jest napisany z wielu perspektyw i wreszcie czy jest tak oryginalny. To wymaga czasu, a jeśli ty sądzisz, że Optimist to taka maszyna do pisania rozdziałów to się mylisz. W tym momencie widać jak mało wiesz o pisaniu. Ona ma też życie! Znajomych, szkołę, czy inne zajęcia! Ogar!
Usuń(Tak w ogóle zwróce dyskretnie uwagę, że jest to wypowiedź Pisaka, nie AŁtoreczki)
Dziękuję Wam, dziewczyny, jesteście naprawdę kochane <3
Usuń