Rozdział z dedykacją dla Panienki Livvi, która obchodziła imieniny tydzień temu, kiedy zamierzałam dodać rozdział. Trochę spóźnione, ale wszystkiego najlepszego!
***
19. Zgubione, odnalezione
Już w piątek rano Hogwart zaczął się stroić, aby godnie
powitać święta. Na korytarzach pojawiały się choinki, jemioły i kolorowe
łańcuchy, które tylko podsycały radosną atmosferę oczekiwania. Pokój wspólny
Puchonów także wypiękniał pod wpływem różnych ozdób, a rozmowy skupiały się
głównie na zbliżającym się powrocie do domu.
Michelle pakowała właśnie szkolną torbę, pospieszając
Tinę, która znowu podjęła temat Felix Felicis. Ostatnie wydarzenia nie dały jej
w ogóle do myślenia i stwierdziła, że zdobędą potrzebny asfodelus na samym
końcu, ponieważ najbliższa pełnia wypadała w wigilię, a obie wracały do
rodziny, więc nie miały możliwości odszukania magicznej rośliny.
– Patrz na moje usta – powiedziała Melle, po czym
wskazała na wargi i zaczęła mówić bardzo powoli: – Nigdy więcej nie wejdę do
Zakazanego Lasu podczas pełni.
Nie miała najmniejszego zamiaru znowu ryzykować życiem z
powodu głupiego kwiatka. Black nie chciał jej niczego wyjaśnić, ale domyśliła
się, że coś było nie tak. Bo co by tam robił w środku nocy? Wiedziała jednak,
że chłopak niczego jej nie powie. Nie wyglądał na takiego, kto wyjawiałby komuś
swoje sekrety. A tym bardziej złośliwym, nabijającym się z niego obcym
dziewczynom. Dlatego musiała dowiedzieć się wszystkiego na własną rękę, co
mogło być trudne.
– Oj, to był jednorazowy wypadek przy pracy... – zaczęła
Miller, ale blondynka szybko jej przerwała.
– Jednorazowy? – powtórzyła z rozbawieniem. – Wypadek?
Gdyby nie ten jeleń i... Black, mogłabyś już nie żyć. – Jego nazwisko
wymieniła, krzywiąc się. – Poza tym, chyba nie uważałaś na OPCM. Wilkołaki
przemieniają się co pełnię, więc to nie był „jednorazowy wypadek przy pracy”.
Zmarszczyła brwi, kiedy nagle coś wpadło jej do głowy:
pod postacią tego wilka musiał kryć się człowiek! To już był jakiś trop, ale
nadal nie wyjaśniło się, co Syriusz tam robił. Westchnęła bezradnie i
pociągnęła przyjaciółkę do wyjścia.
– A ja myślę, że wilkołaki po prostu przemieszczają się
podczas pełni i ten, przez czysty przypadek trafił do naszego lasu – wysnuła
Tina, uśmiechając się do jednego z kolegów z klasy, którego właśnie mijały na
korytarzu. – Uparłaś się tak na tę historię, bo chcesz dopiec Blackowi.
Fievly przewróciła tylko oczami, nie zamierzając się
kłócić. Faktycznie, gdyby tam w lesie Syriusz zachował się w stosunku do niej
normalnie, pewnie zapomniałaby o całej sprawie. Jednak on potraktował ją, jakby
była kimś gorszym. Głupią, upartą Puchonką. Wprost nienawidziła tego
stereotypu, że do Hufflepuffu trafiają wyłącznie ci, którzy nie pasowali
nigdzie indziej. Zawsze się wściekała, kiedy ktoś obrażał jej dom albo ją samą,
ponieważ z pewnością nie należała do posłusznych i uległych ludzi. Potrafiła
walczyć do końca, żeby udowodnić czyjś błąd i Black miał się niedługo o tym
przekonać. Nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy, ale zadarł z niewłaściwą
osobą.
***
Lily siedziała w Azylu z Christianem i uśmiechała się do
niego szeroko. Od wczorajszego nieudanego pocałunku, a potem tego właściwego, miała
ochotę ciągle z nim przebywać, chociaż wiedziała, że to niemożliwe. Niewiele lekcji
mieli wspólnie, ale mogli spotykać się na przerwach i po zajęciach. W tamtym
momencie wykorzystywali wolny czas, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Evans
czasami pochylała się i całowała go przelotnie w usta, czym powodowała jeszcze
szerszy uśmiech na jego twarzy.
W końcu zeszli na trochę poważniejsze tematy, więc
dziewczyna oparła się na kanapie i splotła palce z dłońmi Chrisa. Spytał ją
właśnie, czy przeczytała wszystko, co dotyczyło jego choroby. Zagryzła wargi,
przypominając sobie książkę z Zakazanego Działu. Zatrzymała się mniej więcej po
trzech czwartych opisu, a potem zerwała się i wybiegła z biblioteki. Nie
doczytała do końca, ale wiedziała już większość, więc pokiwała głową w
odpowiedzi.
Chłopak skrzywił się lekko i przyłożył usta do wierzchu
jej dłoni.
– Jak się dostałaś do tego działu? – zapytał z
zaciekawieniem.
Lily patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, czując nagłe
zaniepokojenie. Zamrugała kilkakrotnie, marszcząc przy tym brwi, a potem
zrobiło jej się gorąco ze strachu. Pokręciła gwałtownie głową i wzięła głęboki
oddech, jeszcze raz wszystko rozważając.
Nie, niemożliwe, powtarzała sobie w myślach, ale w końcu z
jej ust wydobyło się ciche przekleństwo.
– Co jest? – zapytał niepewnie Krukon, obserwując jej
reakcję.
– Nie wierzę – odmruknęła, przejeżdżając dłonią po twarzy.
– Jestem taka głupia... – Urwała na chwilę i chwyciła swoją szkolną torbę. –
Przepraszam, muszę coś załatwić – dodała z dość nieobecną miną i szybko
podniosła się z kanapy.
Zrobiła dwa kroki w kierunku wyjścia, ale odwróciła się
jeszcze do zdezorientowanego Chrisa i pocałowała go w policzek.
– Zobaczymy się później – zapewniła i wybiegła z Azylu,
zostawiając go samego.
Chłopak zmarszczył brwi i zagapił się na przejście, za
którym zniknęła. Nie miał pojęcia, dlaczego nagle się tak zdenerwowała i
podejrzewał, że już raczej mu tego nie wyjaśni. Potarł kciukiem skroń,
wzdychając ciężko pod nosem. Chodził z Evans ledwo pół doby i cały czas nie
wierzył w szczęście, jakie go spotkało. Uczucie lekkości, z którym się rano
obudził, towarzyszyło mu aż do tamtej chwili. Zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem
nie powiedział czegoś niewłaściwego, czym mógł urazić dziewczynę, ale nic nie
przychodziło mu do głowy.
Głośne kukanie kukułki przerwało jego rozmyślania.
Mugolski zegar, który kupili w Hogsmeade właśnie wybił dwunastą, więc Chris
niechętnie wstał z kanapy i ruszył do wyjścia. Za chwilę miał Zielarstwo i
wolał nie dostać ujemnych punktów za spóźnienie.
Pod cieplarnią stała już cała jego klasa, nawet Will, co
było sporym zaskoczeniem, bo zazwyczaj przychodził dopiero po dzwonku. Christian
podszedł do przyjaciela, mijając grupkę dziewczyn, które jak zwykle chichotały głośno
i zapewne omawiały sprawy sercowe którejś z nich, bądź po prostu obgadywały koleżanki
z innych domów. Nie zwrócił na nie większej uwagi i nawet nie spojrzał w ich
kierunku. Od początku roku nie zamienił z żadną z nich ani jednego słowa i
zastanawiał się, czy potrafiły powiedzieć coś na poważnie, bez przyklejonego do
twarzy uśmiechu. Oczywiście nie były głupie, przecież trafiły do Ravenclawu, ale
to jednak nie zmieniało faktu, że zachowywały się jak nastolatki, żyjące
głównie plotkami.
W końcu dotarł do Willa i uśmiechnął się do niego, kiedy
ktoś mocno otarł się o jego bark. Chris zmarszczył brwi, robiąc krok w lewo,
żeby później uniknąć podobnych sytuacji. Okazało się jednak, że chłopak, który
na niego wpadł najwyraźniej zrobił to specjalnie, bo rzucił mu spojrzenie pełne
złości. Krukon szczerze się zdziwił, bo nawet nie znał tego Ślizgona, więc nie
miał pojęcia, czym mógł mu zawinić. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale w
tym samym momencie pojawiła się pani Sprout i otworzyła drzwi od cieplarni,
zapraszając ich do środka.
Czarnowłosy chłopak, który wcześniej szturchnął
Christiana, razem z kolegami minął nauczycielkę i przepchnął się przez drzwi
przed Krukonami. Dulcos pokręcił tylko głową, stwierdzając, że coś mu się
pewnie przywidziało i Ślizgon wcale nie miał ochoty zabić go wzrokiem. Jaki
byłby ku temu powód? Nie znał nawet jego imienia.
Wszedł do odpowiedniej klasy i stanął przy swoim
stanowisku, które dzielił z Willem i Tomasem. Już po kilku minutach wyrzucił z
pamięci wydarzenie sprzed cieplarni, ale co jakiś czas czuł na sobie czyjeś
zirytowane spojrzenie i nie musiał się nawet odwracać, żeby wiedzieć, do kogo
należało.
***
Lily po raz kolejny zacisnęła nerwowo dłonie na spódnicy
i zgłosiła się, przerywając panu Walkerowi wpół słowa.
– Przepraszam, czy mogłabym wyjść do łazienki? – zapytała
szybko i podniosła się z krzesła od razu po usłyszeniu twierdzącej odpowiedzi.
Nie mogła znowu uciec z lekcji, ale była też pewna, że
nie usiedziałaby spokojnie w ławce przez całą godzinę, więc zdecydowała się na
ten krok. Zagryzła mocno wargi i skierowała się nie do toalety, a do
biblioteki, która znajdowała się na szczęście tylko piętro wyżej. Przed
wejściem zatrzymała się jednak i odetchnęła głęboko kilka razy.
W końcu zebrała się w sobie i nacisnęła klamkę, a zaraz
później stanęła oko w oko z bibliotekarką, panią Jones.
– Dzień dobry – przywitała się cicho i odchrząknęła,
rozglądając się po pobliskich półkach.
Kobieta zmierzyła Evans uważnym wzrokiem i złączyła
pomarszczone dłonie na swoim biurku. Kiedy dostrzegła plakietkę prefekta na
piersi dziewczyny, lekko się uspokoiła, a na jej twarzy pojawił się nawet cień
uśmiechu.
– O co chodzi? – zapytała suchym głosem, poprawiając
okulary na nosie.
Lily podążyła wzrokiem do stolika, przy którym ostatnio
siedziała, ale był pusty, więc ponownie zerknęła na panią Jones.
Nie wiedziała, od czego zacząć. Wszystko, co przychodziło
jej do głowy brzmiało naprawdę żałośnie. Otworzyła usta, ale zaraz znowu je
zamknęła, nadal się zastanawiając. Pewnie wyglądała jak ryba wyjęta z wody, ale
w tamtej chwili mało ją to obchodziło.
– Ee... – zaczęła na początek, zaciskając dłoń na
krawacie. – Chciałam tylko zapytać...
Urwała nagle, bo nie była pewna, co dalej powiedzieć.
„Czy nie znalazła pani przypadkiem jakiejś peleryny-niewidki?” nie wchodziło w
grę. Zacisnęła powieki, próbując się uspokoić. Skoro była tak nieodpowiedzialna,
że zostawiła ją na krześle i po prostu wybiegła z biblioteki, musiała teraz
ponieść tego konsekwencje. Modliła się tylko, żeby ją jak najszybciej znaleźć,
bo raczej nie chciała widzieć reakcji Jamesa na wieść o tym, że zgubiła jego
własność.
Zamrugała kilkakrotnie i spojrzała na bibliotekarkę z
uśmiechem wzorowej uczennicy.
– Wydaje mi się, że ostatnio zostawiłam tu sweter –
wymyśliła na poczekaniu, starając się brzmieć wiarygodnie. – Nie widziała go
pani?
W oczach kobiety pojawił się jakiś przebłysk i Lily
przestraszyła się, że się wszystkiego domyśliła i zaraz ją zdemaskuje, ale nic
takiego się nie wydarzyło.
– Niestety nie, moja droga. W tym tygodniu znalazłam
tylko jakąś dziwaczną pelerynę. – Evans miała nadzieję, że jej mina niczego nie
zdradzała, ale na wszelki wypadek zacisnęła mocniej usta, żeby powstrzymać
wszelką mimikę. – Była srebrna i bardzo lekka. Nigdy wcześniej czegoś takiego
nie widziałam. A obok niej leżała książka z Działu Ksiąg Zakazanych! – dodała z
oburzeniem pani Jones, na co Evans przybrała równie karcącą minę. – Ktoś się
tam włamał i jeszcze zostawił mi dowód na stole, wyobrażasz to sobie?
Szczerze mówiąc, zupełnie sobie tego nie wyobrażała.
Jakim cudem nie dopilnowała aż tylu rzeczy? Pokręciła głową z rezygnacją, co
bibliotekarka wzięła za rodzaj dezaprobaty dla nieposłusznych uczniów.
– A co pani zrobiła z peleryną? – zapytała Lily obojętnym
głosem, choć wszystko w niej się gotowało.
Powinna była pilnować jej jak oka w głowie. James z
pewnością się wścieknie. Sama byłaby wkurzona, gdyby ktoś zgubił jakąś z jej
rzeczy, a on był szczególnie przywiązany do tej peleryny.
– Oddałam ją do pralni – odparła pani Jones, zaczynając
sortować karty uczniowskie. – Zawsze tak robię, kiedy coś znajdę. Jeśli
natrafię gdzieś na twój sweter, dam ci znać.
Evans uśmiechnęła się sztucznie i podziękowała uprzejmie,
kiwając głową. Wyszła z biblioteki i oparła się o ścianę, raz po raz uderzając
w nią czołem.
Pralnia, pralnia,
pralnia.
To słowo przewijało się przez jej myśli i jakby chichotało jej prosto w twarz.
Nie miała pojęcia, gdzie mogło znajdować się to pomieszczenie, a co za tym
idzie, nie było szans na odnalezienie peleryny Pottera. Jedynymi osobami, które
mogły jej pomóc w odszukaniu pralni byli Huncwoci, ale w obecnej sytuacji...
– Po prostu świetnie – mruknęła pod nosem i ruszyła w
kierunku wieży Gryfonów.
Nie miała zamiaru wracać na Zaklęcia, tym bardziej, że
była to jej ostatnia lekcja tego dnia. Wolała poczekać na Remusa, Syriusza albo
Petera, żeby dowiedzieć się czegoś na temat pralni. W ostateczności mógł być to
także James, ale na to musiałaby się mentalnie przygotować.
***
Natalie umówiła się z Willem zaraz po lekcjach. Mieli się
spotkać na błoniach i przejść się wzdłuż jeziora, aby pooddychać trochę
świeżym, grudniowym powietrzem. Rozmawiali właśnie o świętach, które zbliżały
się już wielkimi krokami. Chłopak zostawał w szkole razem z siostrą, ponieważ
ich rodzice musieli na ten okres pilnie wyjechać w interesach. W listach
przepraszali swoje pociechy wielokrotnie, obiecując, że wszystko im wynagrodzą
podczas wakacji. Will jednak nie chował żadnej urazy, bo wiedział, że gdyby to
nie była naprawdę ważna sprawa, rodzice zostaliby na miejscu. Miał tylko
nadzieję, że nie wpakowali się w żadne kłopoty.
– To chyba nie spotkamy się przez cały ten tydzień, bo ja
jadę do domu – powiedziała Natt, chwytając go pod ramię, a potem wygięła usta w
podkówkę. – Będę za tobą tęsknić – dodała ze śmiechem.
Johnson pocałował ją lekko w czoło, marszcząc nos w
radosnym grymasie.
– Mówiłem ci już, że uwielbiam twój śmiech? – zapytał i
objął ją ramieniem, które przed chwilą ściskała.
Zagłębiła się w jego kurtce, powoli wdychając jej zapach.
Przymknęła oczy, pozwalając się prowadzić i wsłuchała się w odgłos cichego
szumu wody.
– Tylko jakieś dwa miliony razy – odparła ironicznie i
podniosła głowę, żeby pocałować go w linię żuchwy.
Przemierzyli jeszcze kilkadziesiąt metrów, po czym
zatrzymali się i rozsiedli na zabranym z zamku kocu. Natt oparła się o Krukona,
uśmiechając się pod nosem do własnych myśli. Przez jakiś czas siedzieli w
milczeniu, a niebo robiło się coraz ciemniejsze, jakby próbowało stworzyć im
odpowiednią do randki atmosferę.
W końcu szatynka usiadła naprzeciwko Willa i wyszczerzyła
zęby w równym rządku.
– Może nie pójdziemy dzisiaj na szlaban? – zaproponowała
beztrosko, chociaż wiedziała, że Walker im go przedłuży, jeśli się nie zjawią.
– Potrzebujemy chwili odpoczynku. – Dla podkreślenia swoich słów uderzyła
pięścią w udo i zmarszczyła brwi, na co chłopak wybuchnął śmiechem.
– Dobrze, możemy nie iść – zgodził się z rozbawieniem i
poprawił szalik na szyi Natt. – Nie jest ci zimno?
Kąciki jej ust uniosły się do góry i już po chwili
przytykała je do warg Willa. Ten ze zdziwieniem położył dłonie na plecach
Optone i przyciągnął ją do siebie tak blisko, że zamek jej płaszcza drapał go w
podgardle, ale nie zwrócił na to uwagi. Zatopił palce w jej długich i miękkich włosach,
które w tamtym momencie były lekko splątane przez wiatr. Pachniała kwiatami i
wiosną, mimo że dopiero zbliżała się zima, natomiast jej usta smakowały
malinowym błyszczykiem.
Oderwał się od niej po dłuższej chwili i przyłożył czoło
do jej czoła, patrząc w jej duże, błękitne oczy. Miała rozszerzone źrenice, a
tęczówki błyszczały wesołym blaskiem. Nie musiał nawet patrzeć na resztę jej
twarzy, żeby wiedzieć, że gościł na niej szeroki uśmiech. Jej pogoda ducha i
pozytywny nastrój były zaraźliwe, dlatego tak bardzo lubił przebywać w jej
towarzystwie.
– Chyba właśnie mnie przekonałaś do ucieczki ze szlabanu
– powiedział, łapiąc ją za rękę. – Masz na mnie zły wpływ.
Natalie w tym czasie wyciągnęła różdżkę z kieszeni i
wycelowała nią w stronę zamku.
– Jesteś głodny? – zapytała, kiedy dostrzegła jego
pytające spojrzenie. – Chociaż nie wiem, czy uda mi się z takiej odległości coś
tutaj przywołać.
Gdyby ktoś zobaczył ich w tamtym momencie, wpatrujących
się w jakiś nieokreślony punkt w przestrzeni z wyraźnym oczekiwaniem, pewnie
wziąłby ich za parę wariatów. Po kilku minutach, kiedy na horyzoncie nie
pojawiało się żadne jedzenie, odpuścili sobie obserwowanie pustych błoni.
– Będziemy musieli to przećwiczyć – stwierdził Will,
przytulając do siebie dziewczynę i wpatrując się w taflę jeziora.
– Mamy dużo czasu – odparła i położyła głowę na jego
ramieniu.
Oboje liczyli na to, że ich związek przetrwa jak
najdłużej. W tamtej chwili nie myśleli jednak o przyszłości, tylko cieszyli się
teraźniejszością i tym, że mogli przebywać w swoim towarzystwie bez żadnych
przeszkód.
***
Usiadła na kanapie w pokoju wspólnym, coraz bardziej się
denerwując. Miała zamiar złapać jakoś Remusa albo Syriusza i poprosić ich o
pomoc. Mogła tylko liczyć na to, że James się o niczym nie dowie.
Od końca lekcji minęło już kilkanaście minut i do wieży
zaczęli wchodzić uczniowie. Lily wychyliła głowę zza oparcia kanapy i wśród
tłumu Gryfonów dostrzegła Syriusza i Petera. Nie było przy nich pozostałej
dwójki Huncwotów, więc Evans szybko do nich podbiegła, żeby wykorzystać okazję.
– Hej, chłopaki – zaczęła pospiesznie i chwyciła Blacka
za rękaw. – Mogę z tobą porozmawiać? – zapytała i, nie czekając na odpowiedź,
pociągnęła go na bok.
Brunet uniósł brwi i spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem,
ale ruszył za dziewczyną.
– Musisz mi pomóc – poprosiła cicho, patrząc mu błagalnie
w oczy.
Zaskoczyło go to jeszcze bardziej. Spodziewał się
prędzej, że chciała mu podziękować za te raporty, ale jak widać o tym
zapomniała. Zmarszczył brwi i przybrał poważną minę, bo zauważył, że Lily była
zdenerwowana. Pomógłby jej we wszystkim, po tym jak ostatnio uratowała mu
życie.
– O co chodzi? – zapytał i zbliżył się do niej, kładąc
dłoń na jednym z jej ramion.
– Mam problem – wyrzuciła z siebie i pokręciła głową,
niepewna, czy powinna mu o tym mówić. W końcu wzięła głęboki oddech i wypaliła:
– Tak jakby zgubiłam pelerynę-niewidkę Jamesa i...
– CO ZROBIŁAŚ?! – krzyknął Syriusz, otwierając szeroko
oczy.
Lily wzdrygnęła się przestraszona i cofnęła o dwa kroki. Spodziewała
się takiej reakcji, więc przyłożyła palec do ust, widząc, że krzyk Blacka
zwrócił uwagę prawie wszystkich uczniów zgromadzonych w pokoju wspólnym.
– Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, jak James się na
ciebie wkurzy? – Syriusz ściszył głos i zagryzł dolną wargę. – To była pamiątka
rodzinna, dostał ją od ojca... – Urwał, kiedy zauważył, że jej dłonie się
trzęsły. – Spokojnie, pomogę ci ją znaleźć – zapewnił, łagodniejąc i wyciągając
ramiona, żeby ją objąć.
Dziewczyna przytuliła się do Blacka, zaciskając mocno
powieki.
– Jest w pralni. Tylko nie mam pojęcia, gdzie... –
zaczęła, ale chłopak jej przerwał.
– Dowiem się. A ty w tym czasie powiedz o wszystkim
Jamesowi – poradził Syriusz, odsuwając się od Evans.
Pokiwała bezradnie głową i obserwowała, jak zniknął za
portretem Grubej Damy. Poprawiła włosy i rozglądnęła się po pokoju w
poszukiwaniu Pottera, jednak nigdzie go nie widziała. Podrapała się po policzku
i westchnęła ciężko, siadając na najbliższym fotelu.
Po kilku minutach, które dla niej trwały całą wieczność, James
pojawił się w wieży Gryfonów wraz z Remusem i, o dziwo, Syriuszem. Lily posłała
mu pytające spojrzenie, a on wskazał głową na Lupina. Najwyraźniej chciał
umożliwić jej rozmowę z Rogaczem w cztery oczy. Cudownie.
Przyjrzała im się uważniej i dostrzegła, że na ich
twarzach widniały radosne uśmiechy. Poczuła się okropnie z myślą, że za chwilę
będzie musiała usunąć jeden z nich. W tym czasie Syriusz zdążył odejść gdzieś z
Remusem, posyłając jeszcze Evans znaczące spojrzenie. Natomiast Potter
skierował się do pustego dormitorium, bo chyba nie zauważył Petera, siedzącego
na kanapie przy kominku.
Lily wzięła głęboki oddech i ruszyła za chłopakiem po
schodach do ich dormitorium. Cały czas zagryzała nerwowo wargi, przez co
zaczęły ją już piec i pewnie wyglądały okropnie. Zapukała delikatnie w drzwi,
ale nie usłyszała odpowiedzi. Zamiast tego uchyliły się one nagle i stanął w
nich zdziwiony James. Zmierzył ją szybkim spojrzeniem od stóp do głów i
uśmiechnął się szeroko, zapraszając ją do środka. Zrobiła parę kroków, choć jej
ciało zupełnie nie chciało z nią współpracować. Przełknęła ślinę i zaczęła wykręcać
sobie palce, czując, że jej policzki zrobiły się wściekle czerwone.
– Co się dzieje? – zapytał z niepokojem James, stając tak
blisko niej, że prawie stykali się stopami.
Pokręciła głową, nie mogąc wydusić z siebie ani jednego
słowa. Zamknęła oczy, bojąc się, że pojawią się w nich łzy, a była to ostatnia
z rzeczy, których w tamtym momencie potrzebowała.
Potter delikatnie przyłożył dłonie do jej gorących
policzków i podniósł jej twarz do góry. Uchyliła powoli powieki, żeby na niego
spojrzeć, a on dostrzegł w jej szmaragdowych tęczówkach cień strachu.
– Co się stało? Ktoś ci zrobił krzywdę? – wyszeptał, patrząc
jej głęboko w oczy, jakby mógł z nich wyczytać prawdę.
– Ja... Ja... – zaczęła, a głos jej zadygotał. – Błagam
cię, tylko się na mnie nie wściekaj – poprosiła, przykładając zimne dłonie do
jego własnych, które wciąż spoczywały na jej twarzy. – Zgubiłam twoją pelerynę
– powiedziała z rozpaczą.
Obserwowała uważnie minę chłopaka, żeby dowiedzieć się,
jak bardzo się zdenerwował, ale nie dostrzegła żadnej zmiany. Wyglądał, jakby
na coś czekał, a z każdą kolejną sekundą Lily bała się coraz bardziej, że zaraz
może wybuchnąć.
– To tyle? – zapytał po chwili, marszcząc brwi. – Merlinie,
myślałem, że coś się stało. Ale mnie nastraszyłaś. – Uśmiechnął się z ulgą i odgarnął
pasmo włosów z jej czoła.
Evans patrzyła na niego z niedowierzeniem, kręcąc raz po
raz głową. Nigdy w życiu nie spodziewałaby się, że chłopak zareaguje tak
spokojnie. Wyglądał tak, jakby najbardziej martwił się właśnie o nią, o Lily!
– Hej, nie przejmuj się tym – powiedział pocieszająco. –
Na pewno ją znajdziemy.
Nadal ogłupiała Gryfonka zamrugała kilkakrotnie i w końcu
zaczęła normalnie oddychać. Przytuliła się do bruneta tak mocno, jak potrafiła.
– Przepraszam. Powinnam była jej pilnować – wyszeptała w
jego koszulkę.
James uśmiechnął się pod nosem i przyłożył usta do jej
rudej czupryny. Po kilku sekundach oderwała się od niego i zaczęła mówić o
pralni i o tym, że Syriusz miał się dowiedzieć, gdzie ona jest.
Jednocześnie myślała o słowach Blacka: „Czy ty zdajesz
sobie sprawę z tego, jak James się na ciebie wkurzy?”. Najwyraźniej
rzeczywiście mu na niej zależało, skoro nawet na nią nie nawrzeszczał. Musiała
przyznać sama przed sobą, że jego zachowanie było urocze.
Spojrzała w jego orzechowe tęczówki i zaraz szybko odwróciła
wzrok, bo wiedziała, że Chrisowi by się to nie spodobało.
***
Syriusz i Remus szli właśnie do kuchni, kiedy na jednym z
korytarzy spotkali Gabriele. Zaproponowali jej, żeby się do nich przyłączyła i
od razu się na to zgodziła, więc wyjaśnili jej, o co chodziło. Black miał
zamiar podpytać skrzaty o pralnię, bo podejrzewał, że to właśnie one tam
pracowały.
Byli już na korytarzu, prowadzącym do pokoju wspólnego
Puchonów, gdy jakiś wysoki chłopak przez przypadek potrącił Gabie. Nawet nie
przeprosił, ani w ogóle się nie odezwał, tylko ruszył dalej, jakby nic się nie
stało.
– Hej, uważaj jak chodzisz – zaczepił go Syriusz,
przytrzymując koleżankę za łokieć.
Puchon odwrócił się powoli i zmierzył ich trójkę
wzrokiem, ułamek sekundy dłużej zatrzymując go na Gabriele. Zacisnął usta i
prawie niedostrzegalnie skinął głową w jej kierunku w ramach przeprosin.
– Mowę ci odjęło? – zapytał Black, unosząc ironicznie
jedną brew.
Gabie szturchnęła go mocno w bok, aż się skrzywił.
– Daj spokój. To ten chłopak, który... – Zamilkła, widząc
na sobie wściekłe spojrzenie blondyna.
Najwyraźniej nie podobało mu się to, że mówiła o nim,
jakby go tam nie było. Odwrócił się na pięcie i ruszył w przeciwnym do nich
kierunku, ani razu nie oglądając się za siebie.
– Dziwny koleś – mruknął Syriusz, na co Remus pokręcił
głową z przyganą.
– Nie powinieneś go tak traktować – stwierdził, drapiąc
gruszkę na obrazie z owocami. – Może i jest dziwny, ale na pewno nie bez
powodu.
Gabriele wpatrzyła się w sylwetkę Puchona, znikającego za
rogiem korytarza i potarła ramię, którym się z nim zderzyła. Wiedziała, że nie
odzywał się zupełnie do nikogo, nawet do nauczycieli. Na własne życzenie
odgradzał się od wszystkich, przez co zyskał w szkole opinię dziwaka. Nie był
niemy, bo wtedy mógłby posługiwać się językiem migowym. On po prostu nie chciał komunikować się z innymi.
Cały czas widziała wściekłe spojrzenie, które jej posłał,
kiedy próbowała coś o nim powiedzieć. Faktycznie. Jakie miała do tego prawo,
skoro kompletnie go nie znała? Nie mogła go oceniać na podstawie plotek.
– Wchodzisz? – zapytał Remus, przytrzymując obraz, który
ukazał przejście do kuchni.
– Jasne – odparła, kiwając głową i z lekkim uśmiechem
powitała skrzaty, które już biegły w ich kierunku z różnymi smakołykami.
Poczęstowała się jakimś ciastkiem, a Syriusz w tym czasie
z zaciekawieniem zapytał o pralnię. Skrzaty zaczęły się przepychać, żeby
udzielić mu odpowiedzi, więc chłopak wskazał na jednego z nich, który miał
jedno ucho dużo mniejsze od drugiego. Wysłuchał instrukcji na temat dostania
się do pralni, po czym poklepał skrzata po głowie z wdzięcznością. Podziękował
wszystkim z szerokim uśmiechem i sięgnął jeszcze po kawałek ciasta z galaretką,
który podsunął mu jeden z małych kucharzy.
– Och, one są takie urocze – powiedziała Gabriele, kiedy
wychodzili z kuchni z kieszeniami pełnymi cukierków.
Nie chciałaby mieć jednak takiego skrzata w domu,
ponieważ czułaby się pewnie, jakby go wykorzystywała. Na szczęście nie miała
tego problemu, bo pochodziła z mugolskiej rodziny.
– Te w Hogwarcie są naprawdę w porządku – potwierdził
Syriusz, kończąc babeczkę z kremem i przy okazji brudząc sobie nią nos.
Gabie zachichotała, ale wyciągnęła rękę, żeby zetrzeć mu
bitą śmietanę z twarzy, co jej się nie udało, bo chłopak złapał jej dłoń i
okręcił ją wokół własnej osi.
– To było zamierzone – powiedział i sam starł krem z
czubka nosa. – Wiedziałem, że cię świerzbi, żeby mnie dotknąć – zażartował, na
co Misombre prychnęła śmiechem.
– Ciebie to nawet kijem bym nie ruszyła – odparła,
uśmiechając się szeroko. – Czy jak to szło z tą Puchonką? „Wolałabym umrzeć,
niż cię dotknąć” – zacytowała młodszą dziewczynę.
Syriusz skrzywił się, a Remus zachichotał pod nosem.
– Nawet cię tam nie było, więc skąd możesz... – zaczął,
ale spojrzał na rozbawionego kolegę i jego oczy się rozszerzyły. – Ty zdrajco!
– krzyknął z udawanym oburzeniem, wskazując na Lupina. – Zawsze jej wszystko
wypaplesz.
Gabriele posłała Remusowi szeroki uśmiech, który zawsze
zapowiadał, że zamierza się ponabijać z Blacka.
– Oj, daj spokój. Dobrze wiemy, jak ją lubisz –
powiedziała, przeciągając sylaby. – Przyznaj, że kiedy wylała ci to mleko na
głowę, coś między wami zaiskrzyło. – Poruszyła śmiesznie brwiami, uciekając
przed dłonią Syriusza, który chciał rozczochrać jej schludnie ułożone włosy. To
była najlepsza taktyka do uciszenia jej.
– Albo wtedy, jak wepchnęła cię do tej dziury – zaśmiał
się Lupin.– Czysta miłość.
– I ty, Remusie, przeciwko mnie? – zapytał brunet z miną
zbitego psa.
Dwójka Gryfonów wybuchła śmiechem, a Syriusz pokręcił
głową z rezygnacją. Nie mógł pozwolić na to, żeby ktoś się z niego nabijał (nawet,
jeśli to było w żartach), przez tę małą, upartą Puchonkę. Musiał jej pokazać,
gdzie było jej miejsce. Uśmiechnął się do przyjaciół, obejmując Gabie ramieniem
i czochrając jej czarne włosy.
– Teraz musicie mi pomóc znaleźć sposób, jak się na niej
zemścić – powiedział całkiem poważnie, na co Remus westchnął ciężko, bo nie
popierał akcji „oko za oko, ząb za ząb”.
Gabriele wyrwała się z jego uścisku, ściągając usta i
poprawiła tylko włosy tak, aby nie przysłaniały jej oczu, bo zdążyła się
przyzwyczaić do podobnych zagrań ze strony Blacka.
Byli już prawie pod wieżą Gryfonów, więc skierowali się
do portretu Grubej Damy, aby poinformować Jamesa o miejscu, w którym znajdowała
się teraz jego peleryna.
***
Podczas obiadu Christian siedział obok Aileen i Julie,
które chichotały właśnie z nowej fryzury nauczycielki od wróżbiarstwa. Nałożył
sobie dwa naleśniki na talerz i rozejrzał się po Wielkiej Sali, zwracając
szczególną uwagę na stół Gryfonów. Nie widział przy nim ani Lily, ani żadnego z
jej przyjaciół. Była tylko ta blondynka, Emily, która za nią nie przepadała.
Delikatnie mówiąc. Wiedział, że Will wybrał się gdzieś z Natt, ale to nie
tłumaczyło zniknięcia jego
dziewczyny. Podrapał się po głowie i westchnął, krojąc pierwszego naleśnika na
kawałki.
– ...dzisiaj na lekcji wyraźnie podrywała Terry’ego z
mojej klasy. To odrażające – mówiła Aileen z ustami pełnymi ziemniaków. – Ona
ma ze sto lat.
Julie przewróciła oczami, a Christian spojrzał z
rozbawieniem na Krukonkę.
– Niektórzy uważają, że jedzenie z pełnymi ustami jest
odrażające, Johny – powiedział i puścił dziewczynie oko.
Na jej twarzy momentalnie pojawiło się oburzenie i
wycelowała widelcem w przyjaciela, przełykając.
– Chyba chodziło ci o „pociągające”. – Pokazała mu język
i nabiła kolejnego ziemniaka na sztuciec. – I ile jeszcze razy mam cię prosić,
żebyś mnie tak nie nazywał?
Chris udał, że się zastanawia, a Johnson szturchnęła go
łokciem w żebra i zwróciła się twarzą do Julie, jakby go tam nie było, na co
Gryfonka uśmiechnęła się szeroko.
– Wiesz, przez te pięć lat w Hogwarcie, zapomniałam już,
jaki potrafisz być irytujący – mruknęła żartobliwie Aileen.
– I vice versa – odparł ze śmiechem Christian.
Dziewczyna nachyliła się do Distim i kontynuowała
przerwaną rozmowę na temat nauczycielki, która wyraźnie podrywała ucznia.
– Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby któryś z profesorów ze
mną flirtował – dodała na koniec szatynka. – No, chyba, że byłby to Walker. On
nie może być wiele starszy od nas, prawda?
Julie otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, kiedy za ich
plecami rozległ się rozbawiony głos:
– Prawda.
Aileen odwróciła się bardzo powoli i dostrzegła za sobą
nauczyciela od Zaklęć, o którym właśnie mówiła. Usłyszała, że Chris po jej
lewej stronie parsknął śmiechem w swoją szklankę i wyszeptał coś w stylu
„Brawo, Johny”, co sprawiło, że miała ochotę kopnąć go boleśnie w kostkę pod
stołem.
– Bardzo mi miło, panno Johnson – powiedział Walker, a
szatynka poczerwieniała lekko na policzkach. – Czy mogłaby pani przekazać bratu
i pannie Optone, że ich dzisiejszy szlaban został przesunięty o godzinę?
Pokiwała głową w odpowiedzi, a kiedy tylko nauczyciel
zniknął z pola widzenia, spojrzała ze złością na chichoczących z jej
nieszczęścia przyjaciół.
– Zabijcie mnie – poprosiła, ale sama też zaczęła śmiać
się z tej sytuacji. – Mogłam to przewidzieć.
Julie poklepała koleżankę po ramieniu i uśmiechnęła się
pocieszająco.
– On jutro nie będzie już o tym pamiętał – zapewniła, po
czym napiła się soku. – Prawie codziennie przekomarza się tak z Natt... Natalie
i chyba ma dystans do takich rzeczy.
Poprawiła się szybko, bo Aileen zawsze narzekała, że
Distim nazywa zdrobniale swoją „rywalkę”, jakby była jej przyjaciółką. Nie
obchodziło jej to, że w gruncie rzeczy Natt faktycznie była jej przyjaciółką. Czasem
Johnson nie myślała zbyt racjonalnie, mimo domu, do którego przynależała.
– Hej, wiesz może, gdzie jest Lily? – zapytał Chris,
spoglądając na Julie z nadzieją. – Rano wyglądała na zdenerwowaną...
Gryfonka przytaknęła, ale Aileen nie dała jej dojść do
głosu.
– Pewnie zauważyła, jaki jesteś wkurzający. Albo jej też
wymyśliłeś jakieś głupie przezwisko i nie wytrzymała. – Jej oczy rozszerzyły
się, jakby wpadła na coś genialnego. – Skoro na mnie mówisz Johny, to ją
nazwałeś Evan! – Klasnęła w dłonie i spojrzała na Julie, jakby oczekiwała od
niej aplauzu.
– Merlinie, jak ty mnie drażnisz. – Chris potarł nasadę
nosa, ale uśmiechnął się delikatnie do dziewczyny.
– Ostatni raz widziałam ją, jak wychodziła gdzieś z
Jamesem i Syriuszem – odparła Distim na wcześniej zadane pytanie.
Skrzywił się lekko na wzmiankę o Potterze, bo już
wcześniej zdążył zauważyć, że pomiędzy nim a Lily była jakaś dziwna więź.
Jednak ufał jej i wiedział, że nie zrobiłaby niczego, co mogłoby go zranić.
Postanowił jej poszukać, żeby porozmawiać z nią jeszcze tego dnia i dowiedzieć
się, dlaczego rano się tak zdenerwowała.
Odszedł od stołu, zostawiając Julie i Aileen za sobą i
skierował się do wyjścia z Wielkiej Sali. Miał zamiar przejść się korytarzami i
liczył na jakiś szczęśliwy traf, który pozwoliłby mu znaleźć Evans.
***
Gabriele została na kanapie w pokoju wspólnym, podczas
gdy Syriusz, James i Lily wybrali się na operację „odzyskiwania peleryny”.
Dziewczyna była zbyt zmęczona, żeby iść z nimi, a poza tym nie widziała sensu,
żeby wszyscy naraz pojawili się w pralni. Wyciągnęła wygodnie nogi, ciesząc
się, że miała akurat wolny dzień od pracy. Mogła dzięki temu nadrobić trochę
zaległości w szkole, choć inni uczniowie patrzyli na nią wielkimi oczami, kiedy
wyjęła podręcznik. Był w końcu piątek i nikt pewnie nawet nie myślał o nauce. Z
wyjątkiem Gabriele.
Westchnęła ciężko i otworzyła książkę na zaznaczonej
stronie, po czym zaczęła czytać. Musiała się mocno pilnować, żeby nie zamknąć
oczu, bo wszelkie naukowe formułki działały na nią jak eliksir nasenny. Kiedy
skończyła rozdział, złapała pióro i rozpoczęła pisanie wypracowania, co jakiś
czas zerkając do podręcznika i sprawdzając pisownię jakiegoś ze słów.
Kiedy była już przy trzecim akapicie, ktoś usiadł obok
niej na kanapie, więc powoli podniosła głowę znad stołu i spojrzała w lewo.
– Hej – powiedziała cicho Emily, uśmiechając się
ostrożnie.
Brunetka przez chwilę milczała, przekreślając jedną z
liter, którą błędnie zapisała, ale zaraz na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech.
Rzuciła się zaskoczonej przyjaciółce na szyję i przytuliła ją mocno.
– Brakowało mi ciebie, Em – wyszeptała szczerze. – To
straszne, nie móc z tobą normalnie porozmawiać.
W oczach Madile pojawiły się łzy, więc Gabriele cmoknęła
ją szybko w policzek i odsunęła się na wyciągnięcie rąk.
– Przepraszam, że na ciebie wtedy nakrzyczałam – mruknęła
Emily, czerwieniejąc. – Nie chodziło o ciebie, tylko o Evans...
Misombre pokręciła głową, żeby jej przerwać i dopisała
jeszcze kilka zdań do swojego wypracowania.
– Nie mówmy o Lily. Może kiedyś mi o tym opowiesz – uznała
dziewczyna, zakładając za ucho, nadal rozczochrane po interwencji Blacka,
włosy. – Skończyłam – dodała i postawiła ostatnią kropkę na pergaminie. – Idź
po kurtkę. Musimy jakoś uczcić naszą zgodę.
Co prawda, mogłaby w tym czasie napisać kilka innych
wypracowań, ale od czego była sobota i niedziela? Na twarzy Emily pojawiło się
rozbawienie, pomieszane z tkliwością. Jakby właśnie tego się po niej
spodziewała.
– To będzie ognista noc – odparła tylko, uśmiechając się
szeroko.
Miały w zwyczaju raz na jakiś czas urządzać sobie takie
wypady, żeby trochę się odstresować. W końcu były już dorosłe i mogły sobie na
to pozwolić. Hasło „ognista noc” padało zawsze, kiedy chciały się akurat wybrać
do któregoś pubu w Hogsmeade i było zrozumiałe tylko dla nich obu, a przynajmniej
miały taką nadzieję, bo w sumie nietrudno było się domyślić jego znaczenia.
Chociaż w nazwie występowała Ognista, zazwyczaj piły różne inne trunki, które
akurat polecał im barman, oczywiście w granicach przyzwoitości. Nie zamierzały
upijać się na umór.
Dziewczyny ruszyły razem do dormitorium, aby zabrać
kurtki i czapki, bo na dworze o tej porze roku i dnia było naprawdę zimno.
Gabriele zaczęła opowiadać Emily historie o pelerynie Jamesa, o kuchni i
skrzatach domowych, a także o tym milczącym Puchonie, który na nią wpadł.
Blondynka nie przeżyła tego dnia niczego choć trochę podobnego, więc po prostu
słuchała uważnie przyjaciółki, ciesząc się, że Gabie nie potrafiła się długo na
nią gniewać.
***
Lily, James i Syriusz zmierzali właśnie na drugie piętro,
żeby dostać się do pralni. Zatrzymali się przed jednym z uchwytów na pochodnie,
który znajdował się tuż pod sufitem. Chłopcy podsadzili Evans, która była
najlżejsza w tym towarzystwie, aby pociągnęła za uchwyt. Ich oczom po chwili
ukazały się niewielkie drzwi, tak niskie, że musieli się schylić, żeby przez
nie przejść.
Na szczęście pomieszczenie było ogromne i wysokie, wyższe
nawet od korytarza, dzięki czemu mogli się spokojnie wyprostować. Rozejrzeli
się z zaciekawieniem i zaraz podbiegły do nich dwa skrzaty domowe.
– W czym możemy państwu pomóc? – zaskrzeczał jeden z nich,
kłaniając się przed Gryfonami.
– Szukamy peleryny – wyjaśnił James, mierząc wzrokiem
półki pełne ubrań. – Srebrna, nietypowa.
Skrzat szybko pstryknął palcami na swoich kolegów i
pokiwał głową.
– Och, tak, sir. Mamy ją tutaj, sir. – Trzy małe skrzatki
przyniosły w rękach pelerynę, która wydawała się przy nich wielka jak kołdra. –
Miłek nie wiedział, co zrobić, bo nie było naszywki z nazwiskiem.
Potter uśmiechnął się do skrzatów, a później do
przyjaciół i schował pelerynę do szkolnej torby, którą zabrał ze sobą. Podziękował
pracującym w pralni stworzeniom i wraz z pozostałymi skierował się do wyjścia,
żegnany licznymi pokłonami i życzeniami miłego dnia.
– No, widzisz, Lily – powiedział, obejmując dziewczynę
ramieniem. – Nie trzeba się było tak denerwować.
Evans, której kamień spadł z serca, uśmiechnęła się
szeroko i przyznała mu rację. Miała szczęście, że wszystko dobrze się skończyło.
– Nie zapominajcie, że to moja zasługa – przypomniał
Syriusz, parskając śmiechem. – A właściwie moja, Remusa i Gabriele. Ale głównie
moja.
Ruda pokręciła głową i już miała coś odpowiedzieć, kiedy nagle
usłyszała, że ktoś wołał jej imię. Odwróciła się przez ramię i zobaczyła Chrisa,
który akurat wszedł w ten sam korytarz. Zagryzła wargi, patrząc na Jamesa,
który nadal ją obejmował. Nie za szybko, żeby nie poczuł się urażony, odsunęła
się od niego i zrobiła krok w kierunku Krukona.
– Nie widziałem cię od rana – powiedział cicho blondyn i
zerknął w stronę Pottera. – Dlaczego on cię przytulał?
W jego głosie nie usłyszała wyrzutu, więc wiedziała, że
nie był na nią zły. Uśmiechnęła się delikatnie, a Christian pochylił się i ją
pocałował.
Była wręcz przekonana, że James się na nią wścieknie po
tym, co właśnie zobaczył. Teraz było inaczej niż z peleryną. W ich dormitorium,
trzymając go za ręce, pozwalając dotykać swojej twarzy i przytulając się do
niego, dała mu nadzieję. A w tym momencie całowała się na jego oczach z innym
chłopakiem.
Oderwała się od Chrisa szybciej niż by tego chciał i
spojrzała w stronę dwójki Huncwotów. Na twarzy Syriusza malowało się
zniechęcenie, które wyraźnie starał się ukryć. A James... James po prostu stał
i na nią patrzył, ale w jego wzroku kryło się wszystko, czego nie chciała
widzieć. Przez dłuższą chwilę wpatrywali się w siebie nawzajem. Lily nie miała
pojęcia, co powinna zrobić.
W końcu Potter poczochrał włosy, odwracając się do
Syriusza, a Evans zauważyła, że dłoń lekko mu zadygotała.
– Posłuchaj, James...
– Idziemy? – zapytał Blacka, jakby w ogóle jej nie
usłyszał.
Pierwszy ruszył w kierunku schodów, nie patrząc już nawet
na dziewczynę. Syriusz posłał jej przeciągłe spojrzenie, które miało oznaczać,
że się nim zajmie. Pokiwała głową w odpowiedzi i brunet ruszył za przyjacielem.
– Powiesz mi, o co chodzi? – zapytał niepewnie Chris,
łapiąc ją za rękę.
Westchnęła ciężko i zaczęła opowiadać o tym, że pożyczyła
coś od niego, a potem to zgubiła i musiała odnaleźć. Nie wspomniała jednak o tym, jak rozmawiała z nim w dormitorium. Po raz kolejny
zachowała się jak idiotka i mogła tylko mieć nadzieję, że Potter się na nią nie
obrazi.
***
Witajcie, kochani.
Rozdział miał się pojawić tydzień temu, ale się nie wyrobiłam, więc dodaję go dzisiaj. Nie będę się pewnie za bardzo rozpisywać. Dziękuję bardzo za komentarze pod poprzednim, kiedyś na 100 % na wszystkie odpiszę :)
Mamy tutaj chyba trochę więcej Jily, niż wcześniej. A na pewno więcej Jily niż Chily, chociaż na razie powinno być odwrotnie, ale cóż.
W przyszłym rozdziale mam zamiar opisać święta (bożonarodzeniowe), ale też nie wiem, czy zdążę na za dwa tygodnie.
Ok, nie wiem, co jeszcze tu pisać, ale to tak jak zwykle. Hm...
Chciałam zapytać, czy macie może jakieś pomysły, żeby ulepszyć tego bloga? Nie wiem, żeby coś się działo. Nawet nie wiem, jak to określić, ale nieważne.
Dodam jeszcze, że rozdział wyszedł na dwanaście stron, czyli dość sporo, zważywszy, że na początku pisałam po sześć.
Dalej mam zaległości na Waszych blogach i to tak kolosalne, że jest mi ogromnie głupio, ale niestety jakoś nie mogę znaleźć czasu, żeby to wszystko nadrobić.
Dziękuję serdecznie za to, że cały czas tu jesteście i mnie nie zostawiacie. I za chyba 29k wyświetleń. Kocham Was bardzo, bardzo.
To chyba tyle z mojej strony. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, chociaż do najlepszych nie należy.
Całusy i do następnego razu :*
Pierwsza! ^^
OdpowiedzUsuńDobra, komentuje 1 raz, więc no, może być trochę przydługawo :P
OdpowiedzUsuńNie mam zamiaru czepiać się składnie, że tu brak przecinka, tam coś tam bo ja takich rzeczy nie widzę przy czytaniu xD Więc nie patrz nawet na takie rzeczy w tym komentarzu, bo dostaniesz zapalenia mózgu xD Dla mnie wszystko super fajnie opisane, wszystko jak na dłoni więc co się będę rozwodzić :D
Opowiadanie jest... No, MEGA. Boskie. Na prawdę mało jest opowiadań, które są aż tak wciągające i mają w sobie to coś takiego co aż się wyrywa żeby czytać, czytać i czytać. Sam pomysł na bloga jest ekstra, taki oryginalny, i zapisany super ekstra językiem :D Tak jak lubie :D
Zakochałam się w Twojej Lilce, Twoim Jamesie, nawet Christian jest okej (gdzie normalnie nienawidzę jak ktoś się wcina w Jily), no ale możesz go szybko uśmiercić xD Nie obrażę się xD
Podoba mi się też to, jak opisałaś przyjaźń Lilki i Nat, taka prawdziwa jakiej każdy powinien doświadczyć :3
Czekam na nowy rozdział z niecierpliwością, chociaż mam nadzieję że będzie wcześniej niż przewidujesz xD
A! Jedyne co mnie razi w blogu to muzyka xD Tzn. jest spoko, ale jest aż tak spoko że muszę ją wyłączać, bo zamiast czytać zaczynam śpiewać pod nosem i... I nie wiem co czytam i muszę wracać do początku xD
A, dobra, to jeszcze na koniec taka mała reklama xD Jeśli nie boisz się zapalenia mózgu i innych chorób to zapraszam do siebie, dopiero co zaczęłam i szlifuję warsztat (Moja Beta jest cudowna że się tego podjęła, ja bym to posłała do diabła xD) także no... Gdybyś miała chwilę to chętnie bym się dowiedziała co według Ciebie mam do poprawy, bo kogoś kto tak fajnie pisze aż z chęcią bym wysłuchała :D https://www.wattpad.com/229418733-lily-evans-historia-nieznana-prolog
Jasne, nawet w komentarzu musiałam dupnąć literówki w 1 zdaniu xD Piszę bo zapomniałam wspomnieć, że jak czytam o Twoim Profesorze Walker od Zaklęć to przed oczami stoi mi Walker z "Za szybkich i za wściekłych" :3
UsuńBoże, mam nadzieję że się rozczytasz z tego pierwszego komentarza co pisałam, bo mi jest ciężko jak tak teraz na to patrzę xD
Witam serdecznie,
UsuńDziękuję bardzo za komentarz i za wszystkie miłe słowa.
Cieszę się, że spodobali Ci się "moi" Lily i James. I że Chris Cię nie drażni, a przynajmniej tak wnioskuję po komentarzu :) Znaczy, patrząc na ten fragment o uśmierceniu, można by pomyśleć, że źle mu życzysz, ale doskonale to rozumiem, bo w końcu ma tu być Jily :D
Ojej, właśnie dawno nie pisałam o ich przyjaźni, bo Natt zajęła się Willem, a Lily Chrisem, więc muszę to jakoś nadrobić.
Co do rozdziału, to nie mam pojęcia, kiedy uda mi się go napisać, ale cudów nie przewiduję ^^
Haha, ja zawsze jak coś piszę albo czytam, przyciszam sobie muzykę tak, że prawie jej nie słyszę i wtedy mnie nie rozprasza.
Z chęcią wpadnę, ale nie wiem kiedy, bo na razie mam mnóstwo zaległości na blogach i ogólnie powinnam się uczyć, więc z czasem u mnie ciężko. Ale myślę, że po maturze wszystko nadrobię i pojawię się u każdego z komentarzem :)
Jasne, że się rozczytałam ;) Dziękuję pięknie raz jeszcze za wszystkie miłe słowa i pozdrawiam gorąco.
Całusy :*
Jestem. Na miejscu Jamesa czułabym sie, jakby Lily dała mi w twarz, nawet jesli to nie do końca jest prawda. Ale mimo wszystko... Juz teraz widac, ze cos jest nke tak, droga Lily, z Twoimi uczuciami. Tylko ze mi juz jest smutno, bo Chris nie zasługuje na złamane serce. Mimo ze ładnie opisałaś jego chwile sam na sam z Liy, to nie było w nich tej samej magii co u Natt i Willa, to chyba mówi samo przez sie. Mamnadzieje, Ze siostra tego drugiego to zauważy. ale i tak ha uwielbiam za humor, który niesie ze sobą ;) Johny i Even, yea (tylko nie rozumiem, dlaczego wyszło, jakby Chris cały czas chodził do Hogwartu, a nie dopiero od tego roku)? Podoba mi sie,Ze łączysz w rożny sposob bohaterow, nie moge sie doczekać wojny miedzy Puchonka a Syriuszem, ktora pewnie koniec końców przerodzi się w cos innego, mam nadzieję. Moze byc ciekawie. Jakim cudem Huncwoci mogą nie wiedzieć, gdzie jest pralnia, ja się pytam? Odniosłam wrażenie, ze bibliotekarka nieco za szybko sie rozgadała jak na pierwotna niechęć do konwersacji, ale to dobrze wlasciwie. Podobał mi sie końcept tej akcji. Zawsze mnie zaskoczysz ;). Zapraszam do mnie na świeżo dodaną nowosc - zapiski-Condawiramurs Jestem ciekawa Twojej opinii :)
OdpowiedzUsuńHej,
UsuńJa na miejscu Jamesa pewnie też bym się tak czuła.
Faktycznie, u Natt i Willa było romantyczniej, jeśli mogę tak powiedzieć, ale to nie znaczy, że między Lily a Chrisem nie ma uczucia. W ostatnim rozdziale opisałam ich pocałunek, więc teraz nie chciałam jeszcze bardziej słodzić :)
Co do Chrisa, tak, chodzi do Hogwartu dopiero od tego roku. Nie wiem, czemu odebrałaś to tutaj inaczej. Aileen nawet mówiła, że przez te pięć lat w Hogwarcie (kiedy ona tam była, a on nie) zdążyła zapomnieć, jaki jest wkurzający. Chyba, że masz na myśli ich przyjaźń, to pisałam wcześniej, że z Willem i Aileen znał się od dziecka. Mam nadzieję, że jakoś rozwiałam wątpliwości ;)
Myślę, że Huncwoci po prostu nie interesowali się takimi rzeczami, jak to, skąd biorą się ich czyste ubrania :D
Bibliotekarkę można w sumie uznać tu za taką plotkarę, która chce się pożalić na nieposłusznych uczniów, nie wiedząc, że właśnie z takim rozmawia. Nie wiem, czy za bardzo się rozgadała, ale myślę, że akurat tyle byłaby w stanie zdradzić Lily.
Dziękuję bardzo za komentarz i na pewno niedługo (w jakieś przyszłości) wpadnę do Ciebie.
Pozdrawiam gorąco i przesyłam całusy ♡
Cześć.
OdpowiedzUsuńAch, są moje ulubione Puchonki! Już chyba wspominałam o tym w którymś komentarzu, ale gdybym była czarownicą, pierwsze co bym zrobiła, to eksperyment z Felix Felicis. No bo komu nie potrzeba odrobiny szczęścia? Dlatego kompletnie nie dziwię się Tinie i Michelle, bo każdy wysiłek jest tego wart. Niby po ich ostatnich przeżyciach w Zakazanym Lesie nie powinno to być takie oczywiste, ale FELIX FELICIS.
Cieszy mnie, że zamierzasz przełamać stereotyp sierotowatych Puchonów. Najwyższy czas!
Chris mięczakowaty i nudny jak zwykle. Tu jedna nowa uwaga: mugolski zegar nie miał prawa działać w Hogwarcie. Wysokie stężenie magii i te sprawy, sama wiesz.
Średnio podobało mi się zdanie Chrisa o innych dziewczynach. Przez to hogwarckie tło zaczęło sprawiać wrażenie, jakby tylko nasze główne bohaterki, czyli Lily, Natalie, Julie no i może te dwie Puchonki przedstawiały sobą jakąś wartość, a reszta to tępe plotkary. Mało prawdopodobne, trochę zbyt proste. Przy okazji nazwisko Christiana też zaczęło mi przypominać coś niemądrego: Duloc wita was w tym cudownym dniu...! Haha :p
MERLINIE, zgubienie peleryny Pottera to jakiś horror. Może nawet współczułabym Lily, gdyby nie była na tyle tępa, żeby zadawać się z Chrisem. Ale za to pomysł z pralnią był ciekawy, chyba nigdy jeszcze na taki nie natrafiłam.
Musisz zabronić Lily zagryzać ciągle wargi, w przeciwnym razie zrobi Ci się tu 50 twarzy Greya, a to chyba nie jest efekt pożądany :)
Ach, jaki James jest szlachetny! Przy całej mojej sympatii do niego, kompletnie nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony.
Cieszę się, że Gabriele i Emily wreszcie się pogodziły. Szkoda by było takiej przyjaźni.
Znowu głupi Chris wszystko spierdzielił. Nie jest nawet na tyle męski, żeby się obrazić i zrobić scenę! Nie no, porażka na całej linii :p Jak zwykle - biedny James!
Z pozdrowieniami,
Eskaryna
Cześć
OdpowiedzUsuńChyba po raz pierwszy komentuję to ff, ale kiedyś trzeba się za to zabrać :)
Wreszcie Emily i Puchonki wróciły :D Tak mi ich brakowało! Zwłaszcza Tiny, jest świetną postacią. Ciągle ma ten zapał mimo tego, iż przez wyprawę do Zakazanego Lasu omal nie pożegnała się z życiem. No, ale jak już uważa Felix Felicis (o ile uważy) to może będzie miała więcej szczęścia. Wracając.
Eh... szkoda mi Jamesa. Lily kolejny raz go zraniła. Z drugiej strony, nie chcę, by zraniła również Chrisa :/ Mam nadzieję, że rozwiążesz tą sprawę niedługo. A co do pelerynki ;D Lily musiała przeżywać koszmar skoro urwała się z zaklęć. No i wreszcie Nart i Will, czyli moja ulubiona para tego opowiadania <3 Są naprawdę świetną parą <3 Dobra, życzę weny i pozdrawiam
Nicolette
Jestem! ^^
OdpowiedzUsuńTydzień musiał minąć, bym przeczytała rozdział, który w dodatku był dedykowany mi! Dziękuję bardzoo! :) Serducho mi się raduje!
Tak Michelle wróciła! To dopiero ciekawie się zapowiada! Jeju, już nie mogę się doczekać jej i Syriusza potyczek! Aww! <3 Oni są genialni, trzymam za nich mocno kciuki. W końcu nie daleko od nienawiści do miłości, patrzy chociażby na Jily XD No i kto się czubi ten się lubi! Syriusz i Michelle <3 Do tego Tina nie chce sobie odpuścić, to będzie się działo!
Nie lubię Chrisa. Naprawdę strasznie nie lubię charakteru,bo dla mnie to taki dupny chłopak, co nic nie umie zrobić. Kurczę taki bez wyrazu! Broń boże nie mówię, że źle go stworzyłaś, co to to nie, ale jest dla mnie taki ughh może nie fajtłapa, ale, dobra nie wysłowię się. Nie lubię go i nie życzę mu niczego dobrego, zwłaszcza po tym co zrobił na końcu, gdy perfidnie na oczach Jamesa pocałował Lily. To było dziecinne i do tego na pokaz, moim zdaniem. Chciał pokazać Jamesowi, że przegrał i to on zdobył Lily i jest jego! Nie cierpię takich postaci!
Lily, nie ładnie! James jest kochany i pożycza ci pelerynę, a ty ją gubisz, bo co (!) bo lecisz do tego ekhm idioty Chrisa! Ale kto wpadł na niego? Oby mu dopiekł i to bardzo! Ale ja chamska jestem, kurczę XD Normalnie wiedźma!
Lubię Natt, bo świetna z niej przyjaciółka, ma wspaniały charakter i tak dalej, aleeeeee pragnę Willa z Julie! Nie wiem czemu, bo wcześniej kibicowałam Natt i Willowi, ale Julie mi się bardziej spodobała ostatnio i po prostu chcę jej i Willa. Razem <3 Ale z drugiej strony patrząc, mam skłonności do kibicowania parom, które mają 1 na milion szans, że będą razem więc, no ten XD Ale naprawdę chciałabym, żeby Julie miała chodź jedną chwilę z Willem, jeśli już nie mieliby być razem.
Jeju, jeju Jily! O mamuniu! Jakie to urocze, gdy on położył jej dłonie na policzkach, a one je przykryła swoimi! Tak, tak, tak! Jily się rozwinęło, ale zaraz potem skurczyło... Dlaczego u nich zawsze musi być pod górkę! Chris spadaj na drzewo! Ciekawe jak planujesz złączyć Jily... Już święta prawie, a tu ich nie ma :( Do tego ten idiota się przypałętał!
Prawda! Zgadzam się! Między nimi iskrzy i iskrzy! hihih <3 Tak! Michelle i Syriusz <3 Kibicuję im mocnooo! Tak samo jak Jily i Willie <3
Jej! Gabrielle i Emily znów razem! Pogodziły się i trzymać tylko kciuki, by wszystko grało i było pięknie przyjacielsko między nimi! <3
Głupi Chris! Lily! Ranisz Jamesa! Jak można ranić Jamesa! Tego kochanego Jamesa, który tak się o ciebie martwi i pomaga ci i... cię kocha!!! A ty tak chamsko całowałaś się z Christianem na jego oczach. Nawet nie chcę myśleć, jak musiał poczuć się James. Zraniła go do żywca, zapewne. Ciekawe, jak to rozstrzygniesz...Czy zrobisz tak, że James zacznie jej unikać i traktować jak powietrze, czy może będzie chciał jej pokazać, że go wcale nie zraniła... A może szykujesz coś jeszcze innego. Tak czy siak Jily, Willie i hmmm Syrelle (kurczę jak to brzmi XD) wymiatają i to im kibicuję całym serduchem! <3
Życzę weny i tradycyjnie wolnego jakiegoś malutkiego. Czekam niecierpliwie na rozdział! Pozdrawiam cieplutko!
Livv :*
O jezuinku...
OdpowiedzUsuńHej, hej!
Pięknie zaczynasz rozdział! Melle planująca zemstę na Syriuszu to po prostu najlepszy wybór! Zdradzę ci sekret! Chcę ich więcej, więcej i jeszcze raz więcej...
Jak to Lily zgubiła pelerynę? Jak to możliwe? Przecież peleryny niewidki nie gubi się ot tak! Jak można zgubić tak cenny przedmiot! I to nie jest jakaś zwykła pamiątka rodzinna, ale, na Merlina, peleryna niewidka! Jak można?! Ma szczęście, że się znalazła... Ma szczęście, że Syriusz, Remus i Gabrielle poszli do skrzatów i dowiedzieli się, gdzie jest pralnia... No jak można...
Ojejku, to było takie kochane! Że James w ogóle się nie zdenerwował! To jakiś cud! I jak położył dłonie na policzkach Lily... Ojejku, no!
I Gabrielle znowu z Emily! Dobrze że się pogodziły! W końcu nie można się kłócić o takie rzeczy!
Tak w ogóle to ta sytuacja w kuchni była naprawdę fajna. Taka miła atmosfera, jak Syriusz, Remus i Gabie ze sobą rozmawiali. Tak przyjaźnie było :)
Rozdział naprawdę cudowny i przepraszam, że piszę tak późno... Jakoś miałam strasznego lenia...
Pozdrowionka,
Bianka!
A potem wszystko zniszczyłaś... Jak mogłaś? Jak mogłaś tak potraktować Jamesa... Wiesz, że tak nie można... I na koniec jak się odwrócił i sobie poszedł... No nie... Tak nie można!
Nie wiem dlaczego, ale komentarz mi tak dziwnie przeskoczył... Ale myślę, że się połapiesz, gdzie miał być ten ostatni akapit. :)
OdpowiedzUsuńGrrr... Ile razy będę jeszcze dodawać tutaj komentarz? Właśnie zdałam sobie sprawę, że zapomniałam o Willu i Natt. Powiem ci, że chociaż zawsze kibicuję zespołom/grupom/parom, które mają małe szanse, to w tym przypadku jestem za Natt i Willem. Jak ich opisujesz, to czuje się po prostu tę magię, to wspaniałe uczucie... Oni są po prostu dla siebie stworzeni!
UsuńAh i jeszcze ta sytuacja z tym chłopakiem, który potrącił Gabie. Rozwiniesz trochę jego wątek? Tak żeby się więcej o nim dowiedzieć?
A i jeszcze sytuacja przy stole na obiedzie czy co to tam było. Powiem ci, że się pośmiałam, czytając docinki Aileen, Chrisa i Julie :) Więcej takich sytuacji!
Weny, pomysłów i czasu!
Bianka, po raz trzeci