sobota, 20 lutego 2016

Rozdział osiemnasty: "Ignis i obrabowanie Miodowego Królestwa"

Rozdział z dedykacją dla mojej mamy, która ma niedługo urodziny. Wszystkiego najlepszego!
***
18. Ignis i obrabowanie Miodowego Królestwa
Remus siedział na swoim łóżku, po raz kolejny ściskając małą książeczkę, którą dostał ostatnio od Emily. W ciągu tych dwóch dni zdążył przeczytać ją kilkanaście razy i nadal nie wiedział, co powinien myśleć o niespodziewanym prezencie od blondynki.
Przypatrzył się okładce, na której znajdował się duży czerwony smok, a potem westchnął ciężko i jeszcze raz otworzył książkę, żeby zapoznać się z jej treścią.
Dawno, dawno temu w pewnej mugolskiej wiosce żyło małżeństwo o kilkuletnim stażu. Oboje byli utalentowanymi czarodziejami, bardzo sympatycznymi i lubianymi wśród swoich znajomych. Mąż pracował w Ministerstwie Magii, a Żona zajmowała się domem i pisywała artykuły do gazet. Byli naprawdę szczęśliwi, ale mimo usilnych starań nie mogli mieć dzieci. Próbowali wszystkiego, w końcu nawet zaczęli uważniej sprawdzać liście raptuśnika, bo według legendy to właśnie w nich znajdowano niemowlęta.
Pewnego dnia podczas pielęgnowania ogrodu Żona natrafiła w krzakach na duże jajo, które ją zaciekawiło. Szybko zaniosła je do domu i zaczęła szukać informacji na jego temat. Wreszcie dowiedziała się, że w środku był mały smok, mający się niedługo wykluć. Kobieta uznała to za znak od samego Merlina i doszła do wniosku, że zaopiekują się zwierzęciem i pokochają je jak własne dziecko. Po powrocie Męża z pracy, przedstawiła mu ten pomysł i pokazała smocze jajo. Na początku był zdziwiony, ale dał się przekonać Żonie, więc pozostało im tylko czekać, aż smok przyjdzie na świat.
Kiedy ten dzień nadszedł, oboje byli bardzo podekscytowani. Zaczęli zastanawiać się nad imieniem, które chcieli nadać nowemu członkowi rodziny. Jajo zaczęło powoli pękać, a Żona ścisnęła mocno ramię Męża. Najpierw ich oczom ukazała się mała główka i obłok ognia, który smok wypuścił z pyska. Rozpostarł skrzydła i rozejrzał się po pokoju z zaciekawieniem w czarnych oczach.
– Ignis* – wyszeptała Żona, głaszcząc smoka po łbie. – Witaj w domu.
Od tamtej pory wychowywali go jak dziecko: nauczyli go mówić, a z czasem także latać. Ignis kochał swoich Rodziców, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, że się od nich różnił. Dopiero kiedy zaczął chodzić do mugolskiej szkoły, zobaczył, że inne dzieci wyglądają zupełnie inaczej. Nie umiały ziać ogniem ani latać, nie posiadały nawet skrzydeł. Nazywały go potworem i bały się go, przez co nie miał żadnych przyjaciół. Rodzice powtarzali mu, że to nic takiego i nie powinien się nimi przejmować. On jednak sam zaczął obawiać się, że mógłby zrobić komuś krzywdę.
W końcu postanowił uciec z domu, żeby nie narażać więcej ludzi, którzy tyle dla niego zrobili. Odleciał daleko, na bezludną wyspę, o której kiedyś słyszał w szkole. Mieszkał tam przez kilka miesięcy, czując narastającą samotność. Odciął się od wszystkiego i teraz zaczął się zastanawiać, czy był to dobry pomysł. Bardzo tęsknił za Rodzicami, ale najwyraźniej oni odetchnęli z ulgą, gdy ich zostawił. Cieszył się jednak z tego, że przynajmniej byli bezpieczni. Bezpieczni od niego...
Po następnych kilku przepełnionych monotonnością tygodniach, na wyspie nieoczekiwanie pojawili się jego Rodzice. Teleportowali się tam z głośnym pyknięciem, które Ignis rozpoznałby wszędzie. Matka ze łzami w oczach podbiegła do smoka i uściskała go mocno.
– Szukaliśmy cię wszędzie – załkała w jego łuski. – Dlaczego uciekłeś?
Ignis, widząc jej reakcję, zawstydził się swojego zachowania, lecz chciał jej wszystko wytłumaczyć.
– Myślałem, że jestem dla was niebezpieczny – powiedział ze smutną miną.
Ojciec także przytulił go do siebie z ulgą. Ignis zupełnie nie spodziewał się, że jeszcze kiedyś ich zobaczy, więc naprawdę się cieszył, że go odnaleźli. I że w ogóle go szukali.
– Nie jesteś niebezpieczny – zapewniła go Mama, kręcąc głową. – Jesteś naszym dzieckiem i kochamy cię najbardziej na świecie.
Smok patrzył na Rodziców ze zdziwieniem pomieszanym z miłością. Nie widział w ich oczach strachu tylko bezgraniczne oddanie, jednak dostrzegł to dopiero wtedy.
Może faktycznie nie był niebezpieczny? To zależało wyłącznie od niego. Uśmiechnął się do Mamy i Taty, postanawiając wrócić z nimi do domu i nie przejmować się opinią innych. Miał zamiar być szczęśliwy z rodziną, która go kochała.
Nic nie mogło mu już w tym przeszkodzić, ponieważ Ignis przestał postrzegać siebie jako potwora, bo miał przy sobie ludzi, którzy widzieli w nim dobro.
Remus nadal wpatrywał się w ostatnie zdanie, aż litery rozmazały mu się przed oczami. Co jakiś czas wzrok mu się wyostrzał, ale zaraz znowu widział tylko czarne plamy na kartce.
Teoretycznie była to tylko zwykła bajka dla dzieci. Smoki w rzeczywistości nie mówiły, ani tym bardziej nie przyjaźniły się z ludźmi. Jednak Emily pomyślała, że ta książka mogła mu pomóc w zmierzeniu się ze swoim poczuciem winy. To on był Ignisem, a jego przyjaciele – Rodzicami.
Westchnął ciężko, przejeżdżając palcem po cienkiej kartce. Musiał przyznać, że książka rzeczywiście w jakiś sposób polepszyła jego samopoczucie, ale nie miał pojęcia, dlaczego dostał ją właśnie od Madile. W końcu to ona przez ostatnie miesiące nazywała go potworem i starała się uprzykrzyć mu życie innymi komentarzami. Czyżby się zmieniła i żałowała swojego zachowania? Czy kłótnia z Gabriele aż tak na nią wpłynęła? Nie wiedział tego, ale miał zamiar się dowiedzieć.
Zatrzasnął książkę i wyszedł z dormitorium do pokoju wspólnego, licząc na to, że znajdzie tam dziewczynę oraz odpowiedzi na swoje pytania.
***
Lily wracała właśnie z biblioteki przepełniona irytacją. Spędziła tam kilka godzin, a i tak nie znalazła niczego pożytecznego. Zdążyła się jednak porządnie zdenerwować, kiedy jakieś piątoklasistki usiadły przy jednym ze stolików i co chwilę cicho chichotały. Evans najpierw je ignorowała, ale w końcu jej cierpliwość się wyczerpała. Była wyraźnie roztrzęsiona informacjami, które przekazał jej Chris, więc niewiele trzeba było, żeby ją rozzłościć. Nakrzyczała na dziewczyny, grożąc im szlabanem, a zaraz potem sama została stamtąd wyrzucona przez bibliotekarkę. Za zakłócanie spokoju.
Prychnęła pod nosem i przyspieszyła, zmierzając do wieży Gryffindoru. Miała ochotę położyć się do łóżka i pójść spać, bo ten dzień zdecydowanie ją przerósł. Wiedziała jednak, że to nie był dobry pomysł. Potarła ze złością czoło, które odważyło się zaswędzieć, po czym zacisnęła dłoń na naszyjniku ukrytym pod apaszką. Szarpnęła nim ponownie, próbując zedrzeć go z szyi, ale nie dało to żadnych rezultatów. Jęknęła cicho, patrząc przed siebie i zastanawiając się, gdzie był teraz Christian.
Powinna do niego pójść i od razu powiedzieć mu, że go nie zostawi, zamiast szukać informacji o jego chorobie. Po co to w ogóle robiła? Przecież sam mógłby jej wszystko wyjaśnić. Zagryzła wargi, kręcąc głową i poprawiając samą siebie w myślach. Wiedziała, że nie powiedziałby jej wszystkiego, bo nie chciał jej martwić. Musiała więc znaleźć odpowiedzi na własną rękę.
Postanowiła wrócić do biblioteki i zaszyć się w jakimś kącie z wszystkimi książkami, które mogłyby jej jakoś pomóc. Odwróciła się gwałtownie na pięcie i już miała zamiar popędzić w kierunku, z którego przyszła, ale zamiast tego zderzyła się z kimś tak mocno, że aż zaparło jej dech w piersiach.
– Przepraszam. – Usłyszała nad sobą znajomy głos. – Wołałem cię chyba dziesięć razy.
Dziewczyna rozmasowała obolały nos, którym uderzyła w tors Pottera, jednak nawet na niego nie spojrzała. Wyminęła go szybko, mrucząc cicho jakieś przeprosiny i kierując się do biblioteki.
– Zaczekaj. – James chwycił ją za przedramię i przytrzymał w miejscu.
Powoli podniosła na niego zniecierpliwiony wzrok i dostrzegła w jego oczach przebłysk zaniepokojenia.
– Wszystko w porządku?
Chyba wyczytał jej nastrój z jej twarzy, więc spróbowała się uśmiechnąć, ale nie dał się na to nabrać. Zza okularów obserwował dokładnie każdy jej ruch, przez co w końcu się zarumieniła i odwróciła wzrok.
– O co chodzi? – zapytała, pozostawiając wcześniejszą kwestię bez odpowiedzi.
Poczuła, że jego palce zsunęły się po jej ręce aż do nadgarstka, co wywołało nieokreślony dreszcz na jej skórze. Poruszyła się niespokojnie, próbując wyrwać się z uścisku, ale Potter już splatał swoją dłoń z jej własną.
Zacisnęła powieki i pokręciła głową z jeszcze większym zniecierpliwieniem.
– Naprawdę się spieszę. Jeśli to nic ważnego, to... – zaczęła, mając nadzieję, że ją puści.
– Muszę ci coś powiedzieć – przerwał jej James i spojrzał w jej zielone oczy, które nagle się rozszerzyły.
Miała już zdecydowanie dość rewelacji na dzisiaj, ale westchnęła tylko i delikatnie ścisnęła jego dłoń, którą nadal trzymała, zachęcając go do mówienia.
Brunet podrapał się wolną ręką po włosach i uśmiechnął lekko do Evans. Na ten widok odrobinę się uspokoiła, zapominając na chwilę o swoich zmartwieniach.
– Chodzi o to, że... Pamiętasz te raporty, które dała ci McGonagall?
Lily spojrzała na niego ze zdziwieniem. Nie wiedziała, czy ma odpowiadać, bo było to raczej pytanie retoryczne, ale chłopak najwyraźniej czekał, aż coś powie.
– To było dwa dni temu. – Ton jej głosu nie zabrzmiał zbyt sympatycznie, więc szybko się zreflektowała: – Jasne, że pamiętam.
– Świetnie. Więc stwierdziłaś, że to ja je za ciebie napisałem...
– Chris tak pomyślał – poprawiła go, czując bolesne ukłucie podczas wypowiadania jego imienia.
Tymi słowami nieco wybiła Jamesa z rytmu, a jego czoło zmarszczyło się w grymasie. Zapamiętała sobie, żeby nigdy więcej nie wspominać o Christianie w jego obecności, bo za każdym razem źle to znosił.
Potter podrapał się po nosie i kontynuował, wypuszczając wreszcie jej dłoń ze swojej.
– No, dobrze. Chris tak pomyślał – powtórzył jej słowa, krzywiąc się, kiedy wymówił jego imię, jakby nie chciało mu przejść przez gardło. – W każdym razie się pomylił... To Syriusz w większości napisał te raporty. Ale przysięgam, że mu pomagałem. – Przyłożył dłoń do serca i posłał Lily przepraszające spojrzenie.
Dziewczyna wytrzeszczyła na niego oczy, niedowierzając. Stała tak z lekko uchylonymi ustami całkowicie zaskoczona. Nie spodziewała się czegoś takiego, ale im dłużej nad tym myślała, tym bardziej zaczynała doceniać to, że chłopak zdecydował się jej o wszystkim powiedzieć. Lepiej późno niż wcale. W końcu mógł to przed nią zataić i nigdy by się nawet nie domyśliła, że sprawa w rzeczywistości wyglądała inaczej.
– Okłamałeś mnie. A ja byłam dla ciebie taka miła... – Z udawanym wyrzutem szturchnęła go pięścią w tors, jednak zaraz na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, tym razem ku zdziwieniu Jamesa. – Ale przynajmniej się przyznałeś, więc mogę ci wspaniałomyślnie wybaczyć.
Potter patrzył na nią jeszcze przez chwilę, nie wierząc własnym uszom. I oczom. Wiedział, że zachował się głupio, kiedy nie wyprowadził jej z błędu na samym początku i podejrzewał, że Lily się na niego zdenerwuje, kiedy się już o wszystkim dowie. Ona tymczasem uśmiechała się, jakby nic się nie stało, co oznaczało, że chyba zaczynała go lubić. Na samą myśl wyszczerzył zęby do dziewczyny i przeczesał dłonią po rozwichrzonych włosach, tworząc w nich jeszcze większy nieład.
Evans natomiast zagryzła wargi i postanowiła, że musi w takim razie podziękować Blackowi. Ale najpierw zamierzała udać się do biblioteki...
Nagle do głowy wpadł jej pewien plan, więc spojrzała znowu na Jamesa roziskrzonym wzrokiem.
– Mógłbyś pożyczyć mi pelerynę-niewidkę? – zapytała, odbiegając od tematu, podekscytowana nowym pomysłem.
Uśmiechnął się kącikiem ust, widząc jak Lily się ożywiła. Zgodził się od razu i nie zadawał żadnych pytań, a dziewczyna prawie podskoczyła z radości. Nie obraziłby się, gdyby z wdzięczności go uściskała, lecz na to nie mógł niestety liczyć.
Wsadził ręce do kieszeni i ruszył do wieży Gryfonów z Evans u boku, z zamiarem pożyczenia jej peleryny, którą trzymał w dormitorium.
Nie powiedział tego na głos, ale oddałby wszystko, żeby tylko uszczęśliwić tę rudą dziewczynę, idącą tuż obok niego.
***
Julie szła korytarzem prowadzącym do wieży Krukonów, żeby spotkać się z Aileen. Po ostatnich wydarzeniach i pocałunku Willa i Natt, Johnson odrobinę ostygła w swoim postanowieniu wyswatania brata z koleżanką, ale to wcale nie oznaczało, że skończyły im się wspólne tematy. Miały właśnie zamiar urządzić sobie babski wieczór, a przynajmniej tak to nazwała Aileen. Distim nigdy w czymś takim nie uczestniczyła, więc nie wiedziała nawet, co ze sobą zabrać. W końcu wzięła tylko masę słodyczy, które ledwo mieściły się jej w rękach i miały pomóc w zabiciu smutku.
Poczuła, że paczka czekoladowych żab zaczęła niebezpiecznie przechylać się w lewo, co oznaczało, że zaraz zsunie się ze stosu jedzenia. Spojrzała na nią groźnie, jakby to miało utrzymać ją na swoim miejscu, ale opakowanie ponownie złośliwie zadrgało, a potem z głuchym plaśnięciem spadło na schody. Julie westchnęła głośno, potrząśnięciem głowy odrzucając włosy na plecy i wtedy usłyszała czyjś śmiech.
– Obrabowałaś Miodowe Królestwo? – zapytał z rozbawieniem chłopak, schylając się po pudełko czekoladowych żab.
Distim zaczerwieniła się tak bardzo, że najchętniej ukryłaby głowę wśród słodyczy, które nadal trzymała. Naprawdę, tylko tego jej brakowało, żeby Will zobaczył ją z jedzeniem, którego starczyłoby na tydzień.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie. Miała zamiar zachowywać się swobodnie i w żaden sposób nie pokazywać, że jego związek z Natt jakoś na nią wpłynął. Ścisnęła mocniej słodycze, czując jak zaczynają jej drętwieć ramiona.
– Chyba słaby ze mnie złodziej, skoro zostawiam za sobą ślady – odparła, wskazując wzrokiem na pudełko żab, które podniósł z podłogi. – I nawet nie ubrałam kominiarki.
Will uśmiechnął się szeroko i zerknął przelotnie na zegarek. Pewnie był umówiony z Natalie, pomyślała z lekkim ukłuciem żalu.
– Masz zamiar to wszystko zjeść? – zapytał, a ona przewróciła oczami.
Naprawdę przewróciła oczami? Dlaczego przy rodzeństwie Johnsonów zachowywała się tak swobodnie, a przy każdym innym uczniu kryła się po kątach?
– Zawsze jak chcę się najeść słodyczy, idę do wieży Krukonów – powiedziała z sarkazmem, którego się nawet u siebie nie spodziewała.
Może to fakt, że Will zaczął chodzić z Natt ją tak ośmielił? Przestała się aż tak stresować tym, co o niej pomyśli, bo wiedziała, że nie ma już u niego szans. Chociaż wcale jej się nie uśmiechało, że stwierdzi sobie, iż brunetka objada się taką ilością słodkości.
Kiedy się nad tym zastanawiała, chłopak wybuchnął szczerym śmiechem, który był jak muzyka dla jej uszu. Przeniosła ciężar opakowań na lewe ramię, bo nie miała już siły tego utrzymywać, a Will najwyraźniej to zauważył.
– Poczekaj, pomogę ci – powiedział szybko, przejmując od niej większość paczek. – Przepraszam, że dopiero teraz na to wpadłem. Stoję tu jak głupek i patrzę, jak dźwigasz to wszystko...
Julie pokręciła głową, jakby chciała powiedzieć, że to nic takiego, ale nie dał jej dojść do słowa. Wyciągnął ręce po ostatnie opakowanie, ale uśmiechnęła się szeroko i cofnęła.
– Dobre sobie. – Zaśmiała się, chowając je za plecami. – Zabierzesz mi wszystkie słodycze i uciekniesz. Nie będzie tak łatwo, tego nie oddam.
Krukon patrzył na nią przez dłuższą chwilę, więc ponownie się zarumieniła, ściągając wargi. Chyba poczuła się aż za swobodnie. Ale zaraz na jego ustach wykwitł kolejny szeroki uśmiech, co wyraźnie ją uspokoiło.
– Nie musisz mi pomagać. Nie chcę, żebyś się spóźnił na randkę – powiedziała całkiem szczerze i wspięła się po kilku schodach.
Nie zapytał, skąd o tym wiedziała, więc upewniła się, że miała rację. Wyciągnęła dłoń, żeby zabrać od niego paczki i przez przypadek przejechała po jego ręce.
– Pewnie po prostu spieszysz się na swoją i chcesz się mnie pozbyć – odparł z rozbawieniem Will, nie zauważając jej zmieszania.
Ruszył za nią po schodach, wnosząc jej słodycze coraz wyżej. Spojrzała na niego z niezrozumieniem, ponieważ nie wychwyciła sensu poprzedniego zdania.
– Swoją co? – zapytała i zmarszczyła brwi.
– Randkę – odrzekł, a Julie potknęła się i przez chwilę odniosła wrażenie, że zaraz spadnie ze schodów.
Czy on naprawdę myślał, że mogła spotykać się z chłopakami? Może wydawało mu się, że wcale nie była taka nieśmiała? Miała ochotę się roześmiać, ale ugryzła się w język, żeby się opanować. Pewnie po prostu sobie żartował i dobrze wiedział, że tak naprawdę szła do jego siostry.
– Ludzie tyle jedzą na randkach? – To była jedyna odpowiedź, jaka przyszła jej do głowy. A nawet nie odpowiedź, tylko kolejne pytanie.
Will znowu się zaśmiał i zatrzymał przed drzwiami z kołatką.
– Miłość jest niezdrowa... i kosztowna – dodał, odwracając się do brunetki.
Pokiwała głową, jakby była znawczynią w takich sprawach, chociaż nigdy w życiu nie miała nawet chłopaka.
– Całe szczęście, że Aileen zwróci mi część pieniędzy za tę ucztę... A przynajmniej tak powiedziała. – Już miała zastukać kołatką, kiedy drzwi same się otworzyły, bo akurat wychodziły stamtąd jakieś dwie młodsze dziewczyny. – No to... – zaczęła niepewnie Julie, przytrzymując przejście stopą i przejmując paczki od Willa. – Dziękuję za pomoc i... do zobaczenia.
Chłopak otworzył przed nią drzwi, żeby mogła bez problemu wejść do środka i uśmiechnął się delikatnie.
– Miłej randki z moją siostrą – zażartował, puszczając do niej oko.
Distim wciągnęła gwałtownie powietrze, mając nadzieję, że tego nie zauważył. Wpatrzyła się w jego ciemne oczy, przymrużone w uśmiechu i stwierdziła, że mogłaby częściej na niego wpadać i z nim rozmawiać.
– Miłej randki z moją przyjaciółką – odparła z nieco mniejszym entuzjazmem, ale chyba niczego nie dostrzegł.
Zamknął za nią drzwi, a Julie powoli skierowała się do dormitorium dziewcząt. Już czuła, że Aileen będzie chciała znać dokładnie każdy szczegół ich rozmowy.
***
Peter wyszedł z Wielkiej Sali, ocierając jeszcze raz usta wierzchem dłoni. Jego postanowienie diety w końcu osłabło, kiedy dostrzegł na stole swoje ulubione danie: naleśniki z jogurtem i brzoskwiniami. Podciągnął spodnie, które zsuwały mu się już z brzucha i westchnął ciężko. Miał nadzieję, że jedno odstąpienie od diety nie przyniesie ze sobą fatalnych skutków. Ostatnimi czasy starał się jak mógł, żeby jeść mniej, ale nie zawsze mu to wychodziło. Szczególnie, gdy pojawiały się przed nim takie przysmaki.
Do uprawiania sportów miał chęci, ale warunków niestety już nie. Na początku chciał latać na miotle, ale okazało się to trudniejsze niż myślał. Boisko do quidditcha wbrew pozorom nie było miejscem, na które można sobie po prostu wejść. Za każdym razem, kiedy się tam wybierał, akurat odbywały się treningi drużyn. Miał nadzieję, że w końcu uda mu się trafić tam w odpowiednim czasie, żeby móc choć trochę poćwiczyć.
Myślał też o zwykłych przysiadach albo pompkach, ale gdyby zaczął je robić w dormitorium, pewnie zostałby wyśmiany przez współlokatorów. Przeczesał włosy palcami, próbując naśladować ruchy Jamesa, ale podejrzewał, że wyglądał po prostu śmiesznie.
Westchnął głośno, żałując, że nie ma eliksiru, po wypiciu którego można byłoby się stać szczuplejszym, przystojniejszym albo odważniejszym. Choć w jego przypadku przydałoby się to wszystko naraz.
Zatrzymał się na szczycie ruchomych schodów, które skręciły gwałtownie w lewo i oparł się o poręcz ze znudzeniem. Był dopiero na trzecim piętrze, więc wcale nie spieszyło mu się do dalszej wspinaczki. Odetchnął kilka razy, a potem zmierzył wzrokiem kolejne kondygnacje schodów. Przyszło mu do głowy, że szybka wędrówka na górę byłaby dobrym treningiem, dlatego też oderwał się od poręczy i, kiedy tylko stopnie dotknęły posadzki, ruszył przed siebie z pełną determinacją. Miał zamiar ani razu się nie zatrzymać i udałoby mu się to, gdyby nie głos jakiejś dziewczyny, dobiegający z dołu.
– Hej, Peter! – krzyknęła z niższego piętra i powoli wspięła się po dzielących ich stopniach. – Co słychać?
Gryfon zmierzył ją wzrokiem i wzruszył tylko ramionami. Nie pamiętał jej imienia, więc wolał się nie odzywać, żeby się nie zorientowała. Po naszywce na mundurku dowiedział się, że była Puchonką, ale nadal nie miał pojęcia, skąd mogła go znać.
Przyjrzał się jej dokładniej, pobudzając pamięć do działania. Jej włosy odcieniem wpadały w rudy, ale był to zupełnie inny kolor niż u Lily. Kosmyki Evans błyszczały i były bardziej kasztanowe, natomiast u tej dziewczyny wyglądały, jakby wyblakły. Ściągnęła je gumką w wysoki kucyk, który uwydatniał jej pucołowatą twarz, świecącą w delikatnym świetle pobliskiej lampy.
Na jej policzkach dostrzegł wyraźne ślady po trądziku, a kiedy przyjrzał się jej uśmiechowi, zauważył aparat na zęby z niebieskimi gumkami. Stwierdził, że dziewczyna na pewno ważyła kilka kilogramów więcej niż powinna, chociaż obszerna szata nieco to ukrywała.
– Jestem Clara – przypomniała, rumieniąc się i wyciągając dłoń w jego stronę. – Chodzimy razem na transmutację, historię magii...
Szybko uścisnął jej rękę, bo podejrzewał, że byłaby w stanie wymienić wszystkie przedmioty, które mieli wspólnie.
– Jasne, pamiętam cię – skłamał gładko z wymuszonym uśmiechem.
Dziewczyna spojrzała na niego z radością, a on odwrócił wzrok, zastanawiając się, jak się od niej uwolnić.
– Masz jakieś plany na sobotę? – zapytała, a jej pyzate policzki się zaczerwieniły, tak samo jak nos i środek czoła.
Peter odsunął się parę kroków w tył, marszcząc brwi. Nie chciał dłużej ciągnąć tej rozmowy. Powinien się cieszyć, że ktoś się nim zainteresował, a tymczasem nieustannie myślał o Gabriele. Nawet w tym momencie, patrząc na Puchonkę, nie mógł zapomnieć o koleżance, która zawróciła mu w głowie. Nadal miał nadzieję, że im się uda, dlatego postanowił odmówić.
– Przepraszam, ale już jestem z kimś umówiony – powiedział w miarę sympatycznie i wszedł po kilku schodach, dając sygnał, że rozmowa skończona.
W oczach Clary dostrzegł cień smutku, którego wcale nie chciał widzieć. Rudowłosa spuściła wzrok na swoje buty i pokiwała gorliwie głową, jakby wszystko rozumiała.
– Och, jasne – wymamrotała pod nosem i podrapała się po piegowatym policzku. – Nie ma sprawy. Miło było cię spotkać...
Ale Peter już jej nie słuchał, bo zdążył wspiąć się na kolejne piętro, zostawiając ją samą.
Mało brakowało, pomyślał, zadowolony z siebie i z uśmiechem ruszył dalej w stronę portretu Grubej Damy. Nie zwracał wówczas uwagi na to, jak poczuła się Clara. Najważniejsze było to, że dał jej kosza. Dziewczyna zapraszała go na randkę, a on odmówił. Ale historia! Z radością zatarł ręce, podając hasło i wchodząc do pokoju wspólnego. Zachował się jak James albo Syriusz i był z siebie bardzo dumny.
Nie zastanawiał się jednak nad tym, jakby się czuł, gdyby to on był na miejscu Clary.
Na pewno nie byłoby mu tak wesoło.
***
Pod peleryną-niewidką wślizgnęła się niepostrzeżenie do biblioteki, chociaż wydawało jej się, że musiała czekać wieki, aż ktoś otworzy drzwi. Na palcach wyminęła bibliotekarkę i stanęła między regałami, zaciskając usta i wpatrując się w tabliczkę na ścianie. „Dział Ksiąg Zakazanych”. Miała zamiar poszukać tam informacji o chorobie Chrisa, bo w zwykłych książkach nie mogła niczego znaleźć. Zapomniała jednak o tym, żeby zastanowić się, jak dostać się do środka i nie zostać zauważoną.
Wyciągnęła różdżkę i wycelowała nią w biurko bibliotekarki, posyłając jej papiery na podłogę. Kobieta nakrzyczała na kilku uczniów, którzy właśnie opuszczali bibliotekę, bo zapewne pomyślała, że zrobili przeciąg. Zaczęła mamrotać coś pod nosem i schyliła się, żeby pozbierać kartki, a Lily skorzystała z okazji i w jednej chwili znalazła się za drzwiami od oddzielonego segmentu biblioteki.
Przytrzymała mocniej pelerynę, aby nie zsunęła się z jej ramion i ponownie zachwyciła się nad jej materiałem. Był taki gładki i zdawał się sprawiać wrażenie płynnego. Schowała różdżkę do kieszeni i powoli ruszyła wzdłuż regałów, przypatrując się poszczególnym tytułom.
W końcu dotarła do litery C i zaczęła się rozglądać za czymś o chorobach. Jej uwagę przykuły dwie grube książki, które szybko ściągnęła z półki i przycisnęła do piersi, bo były też dosyć ciężkie. Zagryzła wargi, rozglądając się dookoła. W tej części biblioteki nie było ani jednego stolika, co Evans uważała za głupotę.
Wyglądnęła przez okienko w drzwiach i zauważyła, że pani Jones oddaliła się trochę, żeby pozbierać pozostawione przez uczniów książki. Lily błyskawicznie wyszła z zakazanego działu i podbiegła do najdalszego z krzeseł, żeby zająć sobie miejsce przy wolnym stole. Upewniwszy się, że nikogo nie było w pobliżu, szybkim ruchem zdjęła z siebie pelerynę i położyła księgi na blacie. Otworzyła pierwszą z nich, kątem oka cały czas obserwując bibliotekarkę i mając nadzieję, że do niej nie podejdzie. Założyła włosy za ucho, po czym przejechała palcem po spisie treści, a właściwie po czymś, co teoretycznie miało być spisem treści, bo numery stron nie zostały zapisane w odpowiedniej kolejności, a niektóre nazwy przekreślono.
Westchnęła ze złością i zaczęła przerzucać kolejne kartki, pobieżnie przeglądając ich zawartość. Już po pierwszych obrazkach dowiedziała się, dlaczego książka ta znajdowała się akurat w tym dziale. Starała się więc nie przypatrywać ilustracjom, które stanowczo nie były przeznaczone dla oczu młodszych uczniów.
Czytała nazwę każdej choroby i przewracała stronę, marszcząc brwi, bo nigdy nie słyszała o żadnej z nich. Oparła brodę na dłoni i skrzywiła się, kiedy zobaczyła wyjątkowo paskudne zdjęcie zamieszczone u dołu kartki. Zaczęła się już obawiać tego, co znajdzie pod informacjami na temat dolegliwości Chrisa. O ile w ogóle coś znajdzie.
Usłyszała cichy chichot jakiejś dziewczyny, która wyraźnie flirtowała z wysokim rudzielcem. Lily odruchowo chwyciła okładkę, żeby w razie czego ją zatrzasnąć i posłała im zirytowane spojrzenie, chociaż pewnie nawet tego nie zauważyli. Znaleźli sobie miejsce do romansów. Prychnęła pod nosem, wracając do lektury.
Wreszcie, gdy Evans miała już ochotę cisnąć jedną z książek w gruchającą obok parę, przed jej oczami pojawił się duży zawiły napis „Zespół Deforta”. Z dudniącym sercem rozprostowała kartki i zaczęła czytać pierwszy akapit, ciesząc się, że nie było tam żadnych strasznych zdjęć.
Zespół Deforta – nieuleczalna choroba, która częściej dotyka mężczyzn niż kobiet. Zazwyczaj jest przenoszona genetycznie i prowadzi do śmierci, ale istnieją sposoby, żeby to opóźnić (zastrzyki, tabletki, odpowiednia dieta). Lekarstwo nie zostało jeszcze wynalezione, choć wielu wybitnych czarodziejów się na tym skupiało.
Objawy: omdlenia, trudności z oddychaniem, bladość, osłabienie mięśni, kaszlenie krwią, a także krwotoki z nosa, kłopoty z podnoszeniem ciężkich przedmiotów, słaba krzepliwość krwi.
Przebieg: powolne wymieranie płuc, prowadzące do całkowitego ich zaniku, a tym samym do śmierci. W każdym przypadku wygląda to inaczej, nie można ocenić, ile czasu zostało choremu, ponieważ zespół ten jest wyjątkowo złośliwy. W jednej chwili potrafi się gwałtownie polepszyć, ale także pogorszyć.
Zalecenia: należy unikać większych wysiłków i stresów, nie palić papierosów, przy każdym pogorszeniu stanu chorego kontaktować się z lekarzem/uzdrowicielem prowadzącym, nie ignorować objawów, chyba że życie wam niemiłe...
Lily drżącymi dłońmi przewróciła stronę, ale przestała czytać dalej, kiedy dostrzegła ilustrację, przedstawiającą całkowicie zniszczone płuca. Zacisnęła powieki i pokręciła głową, czując narastające mdłości. Słowa przepływały przed jej oczami tak szybko, że tworzyły wielką czerwoną plamę.
Unikać większych wysiłków. To zdanie wręcz krzyczało do niej prosto z kartki. Przypomniała sobie, jak Chris musiał przestawiać meble w Azylu, a ona ledwo mu pomogła. Zagryzła mocno wargi, czując w nich ból. To ona kazała przestawiać mu te szafki! To przez nią później krwawił.
Nie ignorować objawów. Kolejne słowa, które dosłownie kłuły ją w oczy. Zamrugała kilkakrotnie, czując gromadzące się pod powiekami łzy.
Szybko podniosła się z krzesła i wybiegła z biblioteki, kierując się w miejsce, w które powinna udać się już kilka godzin temu, zamiast marnować czas na szukanie głupich informacji. Zacisnęła pięści, słysząc tylko tupanie swoich butów na posadzce i nie myśląc o niczym innym.
***
Od kilkunastu minut Aileen siedziała na parapecie w sowiarni z książką na kolanach, która służyła jej jako podkładka pod kawałek pergaminu. Wsadziła koniuszek cukrowego pióra między zęby i jeszcze raz przeczytała zapisany list od początku.
Zmarszczyła brwi, wykreślając jakieś słowo, które pojawiło się tam zupełnie przez przypadek. Spojrzała na poziomą kreskę z lekką złością; jeszcze nigdy nie udało jej się napisać czegoś bez błędów i skreśleń, ale zdążyła się już do tego przyzwyczaić. Jej pismo także pozostawiało wiele do życzenia, bo było koślawe i przekrzywione.
W końcu doszła do wniosku, że nie będzie już niczego zmieniać i dopisała na dole pergaminu swoje imię, po czym zwinęła kartkę w rulonik i przywiązała go do nóżki jednej z najbliższych sów. Odgarnęła włosy z twarzy i uśmiechnęła się delikatnie, obserwując odlatującego ptaka. Wyjrzała przez okno, a chłodne powietrze gwałtownie smagnęło ją w twarz.
Nie wychylała się za bardzo, bo znajdowała się na najwyższej kondygnacji w sowiarni i wolała nie przekonywać się na własnej skórze, jakby to było spaść z takiej wysokości.
Zerknęła na swój kieszonkowy zegarek, szacując, ile zostało jej czasu do spotkania z Julie. Aileen zawsze się spóźniała, chociaż na lekcje starała się przychodzić o odpowiedniej porze, ale czasami jej to po prostu nie wychodziło. Odziedziczyła tę cechę po starszym bracie, który, mimo zegarka na ręce, naprawdę rzadko dotrzymywał ustalonych terminów spotkań. Prawie za każdym razem pojawiał się spóźniony o kilka, kilkanaście minut, więc jeśli umówił się akurat z siostrą, nie musieli na siebie czekać. Chris już dawno zdążył się do tego przyzwyczaić i nie denerwował się na takie zachowanie. Jednak nie można było tego samego powiedzieć o nauczycielach, którzy każde spóźnienie karali odjęciem punktów. Gdyby komuś chciało się policzyć, ile razy klepsydra Ravenclawu została poszkodowana w ten sposób, mógłby się zdziwić.
Aileen westchnęła cicho i zeskoczyła z parapetu, uginając i rozprostowując obolałe kolana.
Do sowiarni przychodziła kilka razy w tygodniu, żeby usiąść i napisać kolejny długi list. Stało się to dla niej rutyną, chociaż wcale nie monotonną, bo za każdym razem czuła to samo podekscytowanie i powiew tajemnicy, którą chciała rozwiązać.
Pierwszy list dostała, kiedy kończyła piątą klasę i od tamtej pory stale korespondowała z chłopakiem, którego jeszcze nie spotkała na żywo, ale wiedziała o nim sporo rzeczy. Na początku zachowywała się dość ostrożnie, ale z czasem otworzyła się przed nim i zaczęła oczekiwać na kolejne listy z coraz większym zaciekawieniem.
Miał na imię Aaron i to by było na tyle z najważniejszych informacji, jakie jej o sobie zdradził. Nie podał, ile ma lat, ani w jakiej jest klasie. Nie opisał swojego wyglądu, nawet koloru oczu czy włosów. Opowiadał jej jednak o swoich przeżyciach, o rodzinie, o problemach w szkole, co było dla niej dużo bardziej wartościowe niż na przykład wzrost.
Oczywiście, chciała z nim porozmawiać w cztery oczy, ale uważała, że na razie mogło tak zostać. Podobało jej się to, że wyobrażała go sobie na podstawie jego charakteru, a nie aparycji. Aaron rozumiał ją tak dobrze, jak nikt inny i cieszyła się, że zdecydował się do niej napisać, bo była to zdecydowanie jedna z lepszych rzeczy, które jej się przytrafiły w ciągu ostatniego roku.
Uśmiechnęła się ponownie, znowu zerkając na zegarek i powoli zaczęła schodzić na dół, żeby zdążyć do wieży Krukonów przed Julie. Zastanawiała się właśnie, czy powinna opowiedzieć koleżance o swoim tajemniczym korespondencie, ponieważ dotychczas trzymała to w sekrecie nawet przed Willem i Chrisem. Ale w końcu oni byli chłopakami i niczego by nie zrozumieli, a Julie... Julie by jej nie skrytykowała. Will na pewno stwierdziłby, że to niebezpieczne i zakazałby jej kontaktów z Aaronem. Jednak Aileen nie była dzieckiem i sama potrafiła ustalić, czy coś jej zagrażało, czy też nie.
Zapięła płaszcz i ruszyła dróżką prowadzącą do zamku, cały czas się uśmiechając. Jeszcze raz spojrzała na zegarek i zauważyła, że była dopiero piąta, co oznaczało, że Julie nie będzie musiała na nią czekać. Przypomniała sobie jednak, z jakiego powodu się spotykały: chciała ją pocieszyć po tym, jak Will całował się z tą całą Optone.
Spochmurniała nieco, zastanawiając się, dlaczego jej brat był taki ślepy. I głupi. Zupełnie nie dostrzegał tego, że Julie była w nim po uszy zakochana. I na dodatek zaczął się umawiać z inną dziewczyną z jej dormitorium.
Miała ochotę przemówić mu do rozumu, ale pewnie skończyłoby się to jakąś awanturą, a nie chciała się z nim znowu kłócić. Przez list Chrisa do jego matki cała szkoła wiedziała, że Aileen nie dogadywała się z Willem i nie zamierzała tego wszem i wobec potwierdzać.
Musiała czekać, aż wszystko się rozwiąże i mogła tylko mieć nadzieję, że jej brat wykaże się rozsądkiem i wybierze Julie.
***
Lily wbiegła po schodach, prowadzących do wieży Krukonów i zatrzymała się tuż przed drzwiami. Nigdy nie była w ich pokoju wspólnym, więc spojrzała ze zdziwieniem na kołatkę w kształcie orła. Czyżby, żeby dostać się do środka, wystarczyło po prostu zapukać? Żadnych haseł, ani zabezpieczeń? To nie mogło być takie łatwe. Zmarszczyła brwi i wsunęła palce pod drewno, aby zastukać.
Zupełnie nie spodziewała się usłyszeć nagle kobiecego głosu, więc wzdrygnęła się i odsunęła do tyłu z zaskoczenia.
– Połowa litery, dźwiga książki i papiery – zabrzmiały melodyjnie słowa.
Evans zamrugała kilkakrotnie i uniosła brwi do góry. Najwyraźniej wcale nie wystarczyło zapukać, żeby wejść do środka.
– Co? – zapytała głupio, jakby drzwi mogły ją zrozumieć i jej odpowiedzieć.
Odgarnęła włosy na prawe ramię i westchnęła ciężko. Wyciągnęła dłoń i jeszcze raz uderzyła kołatką, a głos ponownie wypowiedział to samo zdanie.
– Połowa litery... – powtórzyła Lily, stukając się po brodzie. – To jakaś zagadka, tak? Dźwiga książki i papiery... – Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu jakiejś podpowiedzi.
Dostrzegła jednak tylko młodszą dziewczynę, która wspinała się właśnie po schodach i uśmiechała się drwiąco. Evans rozpoznała w niej zawodniczkę z drużyny Krukonów, która grała na pozycji pałkarza. Pamiętała, że chyba miała na imię Megan i nie podobało jej się to, że Lily i Natt przyszły na ich trening.
– Daj spokój. To chyba najprostsza zagadka, jaką do tej pory słyszałam – mruknęła zjadliwie Krukonka, zakładając ręce na piersiach i patrząc na Rudą z oczekiwaniem.
Lily całkiem ją zignorowała i zaczęła się zastanawiać nad odpowiedzią. W końcu, kiedy drugi raz powtórzyła sobie w myślach treść zagadki, dostała olśnienia. Rzeczywiście to nie było takie trudne, ale nie zamierzała przyznawać racji Megan.
– Półka – powiedziała, niepewna, czy powinna gdzieś stuknąć, czy po prostu podać rozwiązanie na głos.
Na szczęście drzwi się uchyliły i Evans szybko weszła do środka, zostawiając Krukonkę za sobą. Miała ochotę zatrzasnąć jej przejście przed nosem, ale się powstrzymała. Rozejrzała się po pokoju wspólnym i skierowała do schodów, znajdujących się po drugiej stronie. Już chwytała poręcz i stawiała stopę na pierwszym ze stopni, gdy zatrzymał ją jakiś chłopak z czwartej klasy. Zawołał ją i poczerwieniał lekko, kiedy na niego spojrzała.
– Przepraszam, ale chyba się pomyliłaś. To są schody do dormitorium chłopców – wyrzucił z siebie szybko, poprawiając przekrzywiony, granatowy krawat.
Uśmiechnęła się do niego, po czym pokręciła przecząco głową.
– Idę do przyjaciela – oznajmiła z rozbawieniem, na co Krukon jeszcze bardziej poczerwieniał.
– Jasne, wybacz – wybąkał i odszedł w stronę fotela przy kominku.
Lily natomiast wspięła się w końcu po schodach i stanęła przed drzwiami z napisem „siódmy rok”. Przelotnie zerknęła na nazwiska wyryte na tabliczce, ale znała tylko dwa z nich, więc nie przyglądała się im dłużej. Zapukała delikatnie w drewno i nacisnęła klamkę, gdy usłyszała głośne „proszę”.
Weszła powoli do środka i pierwszym, co ujrzała był czyjś duży, nagi brzuch. Szybko odwróciła wzrok, a niski brunet zaklął pod nosem i błyskawicznie wciągnął na siebie koszulkę przy akompaniamencie śmiechu dwóch także obcych jej kolegów.
– Ile razy mam wam powtarzać, żebyście nie wpuszczali nikogo, kiedy się przebieram? – zapytał ze złością zawstydzony chłopak.
Lily podrapała się po szyi i zrobiła parę kroków w głąb pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
– Jesteś dziewczyną Chrisa, tak? – zapytał jeden z chłopaków, uśmiechając się do niej szeroko. – Właśnie bierze prysznic, możesz na niego poczekać. – Wskazał na łóżko, więc posłusznie na nim usiadła, nie odpowiadając na zadane pytanie.
– Mam na imię Lily – przedstawiła się i poprawiła włosy, przypatrując się współlokatorom Christiana i Willa.
Ten, który nazwał ją jego dziewczyną zaśmiał się serdecznie i podszedł bliżej, żeby podać jej rękę.
– Uwierz mi, wiemy to aż za dobrze. Jestem Tomas – dodał, kiedy wyciągnęła do niego dłoń.
Dwóch pozostałych także podało swoje imiona, chociaż brunet zrobił to raczej niechętnie, bo nadal patrzył z urazą na kolegów. Evans przewróciła tylko oczami i rozejrzała się z zaciekawieniem po pokoju. Teraz wyraźnie słyszała szum wody, dobiegający z łazienki, więc oparła się o poręcz łóżka, zastanawiając się, co dokładnie powinna powiedzieć Chrisowi.
– Wiecie, gdzie jest Will? – Do uszu Lily dobiegło pytanie chłopaka nazwanego Davidem.
Uśmiechnęła się pod nosem, bo Natalie przez większość dnia powtarzała jej i każdemu, kto tylko chciał jej słuchać, że wieczorem ma z nim randkę. Evans naprawdę cieszyła się szczęściem przyjaciółki, chociaż wiązało się to z cierpliwym przyjmowaniem wszystkich jej rewelacji. Ale nie miała z tym problemu, bardzo to lubiła. Mimo że czasami się wyłączała i zupełnie uciekały jej niektóre słowa Optone.
– Umówił się z moją przyjaciółką – odpowiedziała, po tym jak Tomas i Mike wzruszyli ramionami.
W tym samym momencie z łazienki wyszedł Chris, więc szybko spojrzała w jego kierunku. Blondyn nie miał na sobie koszulki i powoli wycierał włosy w ręcznik, próbując je lekko wysuszyć.
– Lily? – zdziwił się, kiedy ją zauważył i podrapał się po karku. – Co ty tutaj robisz?
Dziewczyna przeniosła wzrok z jego twarzy na brzuch, który był płaski, z delikatnie zarysowanymi mięśniami. Tak bardzo różnił się od tego, który zobaczyła na wejściu. Najwidoczniej David pomyślał to samo, bo naciągnął niżej trochę zbyt obcisłą koszulkę.
W czasie, kiedy Lily podziwiała jego tors, Christian zdążył chwycić jakąś koszulkę i ją na siebie wciągnąć. Zamrugała kilka razy, wyobrażając sobie, jak głupią musiała mieć minę.
– Ee... – zaczęła niepewnie, podnosząc się z łóżka i wskazując na wyjście. – Chciałbyś się może przejść ze mną na błonia?
Pokiwał głową z uśmiechem i zarzucił na plecy kurtkę, zdjętą z jednego z wieszaków. Evans przyjrzała się uważnie chłopakowi i otuliła jego szyję szalikiem w barwach Krukonów, na co przewrócił oczami. Pociągnęła go za rękę do drzwi, żegnając się wcześniej z nowo poznanymi, którzy teraz cicho o czymś rozmawiali.
Nie odezwała się ani słowem, dopóki nie dotarli do wrót wyjściowych z zamku i czuła, że Chris coraz bardziej się tym denerwował. Znaleźli się na błoniach, gdzie zdążyło już się zrobić ciemno, więc Lily zbliżyła się do Krukona i uśmiechnęła, mocniej ściskając jego dłoń.
– Byłam w bibliotece i wiem już wszystko, a raczej prawie wszystko na temat twojej choroby – powiedziała cicho i zatrzymała się na środku ścieżki, żeby spojrzeć mu w oczy. – I mam zamiar ci w tym pomóc, rozumiesz? Nie zostawię cię samego – zapewniła z błyskiem w szmaragdowych tęczówkach.
Blondyn wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, jakby analizował jej słowa. Lily natomiast nagle poczuła ciarki na plecach i szybko zerknęła w lewo. Tak jak się spodziewała, w odległości kilkunastu metrów stała ta mała blondynka, choć w ciemności nie było jej dokładnie widać. Evans odwróciła się z powrotem do Chrisa i zacisnęła gwałtownie powieki, mając nadzieję, że kiedy je otworzy, dziewczynka zniknie.
Jakie było jej zdziwienie, gdy poczuła, że Christian pochylił się nad nią i dość nerwowo przyłożył usta do jej własnych. Przez chwilę była tak zaskoczona, że nie mogła się poruszyć. Cała ta sytuacja wyglądała z jej perspektywy absurdalnie i powoli zaczynała przypominać sen. Lily stała w miejscu jak wryta jeszcze przez kilka sekund, a potem zrobiła jedną z najgłupszych rzeczy, jakie mogły przyjść jej do głowy w tamtym momencie.
Roześmiała się. Prosto w jego usta.
Odsunął się od niej tak szybko, że nawet nie zdążyła pomyśleć nad tym, co się właśnie stało. Na jego twarzy malowały się uczucia, które były dla niej jak kopnięcie w brzuch. Widziała w jego niebieskich oczach jednocześnie wstyd i upokorzenie, a także rozczarowanie i zawód. Ale przede wszystkim ból. Ból zdecydowanie przeważał w tej mieszaninie odczuć.
Pokręciła rozpaczliwie głową, żeby jakoś załagodzić sytuację, jednak Christian odwrócił się i pobiegł w stronę zamku, zostawiając ją samą ze łzami w oczach.
– Coś ty narobiła? – zapytała ze złością i rozejrzała się w poszukiwaniu dziewczynki, po której nie było ani śladu. – Chris... – Dopiero wtedy w pełni dotarło do niej to, co się wydarzyło – O matko. Christian! – krzyknęła, zrywając się do biegu, ale był już dosyć daleko.
Włożyła wszystkie siły w to, żeby go dogonić i w końcu jej się to udało. Chwyciła go za rękaw tuż przy schodkach, prowadzących do zamku. Stanęła przed nim, z przerażeniem obserwując jego zaczerwienione policzki i odwrócony wzrok.
– Błagam cię, spójrz na mnie – poprosiła i zacisnęła palce obu dłoni na jego policzkach. – To nie miało żadnego związku z tobą, przysięgam. Zachowałam się jak idiotka – jęknęła, widząc, że przymknął powieki, żeby na nią nie patrzeć. – Przepraszam, Chris. Jestem taka głupia. – Przejechała dłońmi po jego rozpalonych kościach policzkowych.
Czuła się naprawdę okropnie, bo wiedziała, że właśnie zniszczyła mu nieodwracalnie pierwszy pocałunek. Była pewna, że nie robił tego wcześniej, po samym sposobie, w jaki trafił w jej usta. Nie było to zbyt umiejętne. A ona po prostu wybuchła sobie śmiechem! Miała ochotę uderzyć głową w ścianę, bo zachowała się naprawdę koszmarnie. Jak miała wytłumaczyć to, że nie śmiała się z niego?
Odgarnęła mu włosy z czoła, czując się coraz bardziej beznadziejnie. Łzy cisnęły się jej do oczu wielkimi falami, które starała się tamować, a w gardle pojawiła się nieprzyjemna gula, utrudniająca mówienie.
– Musisz mi uwierzyć – wychlipała, a on w końcu na nią spojrzał. – Zapomnijmy o tym, dobrze?
Po chwili, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność, pokiwał głową, a Lily wplotła palce w jego jeszcze wilgotne włosy i zaczęła płakać z ulgi. Chris objął ją w pasie i przytulił do siebie z cichym westchnięciem.
– Przepraszam... – powtarzała ciągle, wtulona w jego klatkę piersiową.
Chłopak głaskał ją po plecach, szepcząc jakieś uspokajające słowa. Wreszcie Lily podniosła głowę do góry i wspięła się na palce, po czym objęła ramionami jego szyję. Spojrzała mu w oczy, które w ciemności były granatowe, jak nocne niebo. Powoli zbliżyła się do niego jeszcze bardziej i delikatnie objęła ustami jego górną wargę. Chris przyciągnął ją do siebie, oddając pocałunek, a Lily przeniosła dłonie z jego włosów z powrotem na policzki. Każdym muśnięciem ust przepraszała go za to, co stało się przed paroma minutami.
Całkowicie spieprzyła jego pierwszy pocałunek, ale postarała się o to, żeby drugi był idealny w każdym calu.
***
*Ignis (łac.) – ogień

Hej, kochani!
To najdłuższy rozdział, jaki do tej pory napisałam, wyraźnie zaszalałam z jego długością i aż się dziwię, że zdążyłam w "terminie". Chociaż to wszystko dzięki temu, że mogłam pisać na telefonie. 
A więc od początku: nie wiem, jak wyszła ta bajka, bo pisałam ją dopiero dzisiaj rano, ale myślę, że mniej więcej jest taka jak chciałam. Więc wyjaśniła się tajemnica książki od Em. 
O Julie pisało mi się całkiem przyjemnie, widać, że już się trochę "rozkręciła" i nie boi się własnego cienia.
Natomiast Peter wyszedł chyba na hipokrytę, ale tak właśnie chciałam go przedstawić. Sama się na niego wkurzałam, kiedy pisałam ten fragment :)
Myślę, że opisałam dosyć szczegółowo chorobę Chrisa, którą sobie wymyśliłam. Mam nadzieję, że przyjmiecie ją trochę z przymrużeniem oka, bo nie znam się na żadnych schorzeniach, a takie akurat mi pasowało. Możliwe, że w świecie magii dałoby się to wyleczyć, ale załóżmy, że to niestety nierealne.
I na koniec Chily rozkręciło się już na dobre, choć może niektóre osoby mnie za to zlinczują. W każdym razie, spontanicznie sama stworzyłam tego gifa, to znaczy je połączyłam i pozmieniałam trochę kolorystykę, żeby wyglądały podobnie. Nie wiedziałam nawet, że umiałabym coś takiego zrobić, a okazało się, że to wcale nie jest trudne.
Ok, chyba nie pamiętam, co miałam tu jeszcze pisać. Na pewno mam jakieś zaległości na blogach, ale postaram się je niedługo nadrobić. 
Dziękuję pięknie za trochę ponad 27k wyświetleń. To raczej dużo, prawda? Więc bardzo, bardzo się cieszę :) Jesteście najlepsi <3
Hm, co jeszcze? Dobra, nie będę się już więcej rozpisywać. Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba i zdołacie przeczytać te pełne 13 stron Worda.
Pozdrawiam gorąco i przesyłam całusy.

14 komentarzy:

  1. Pierwsza, już lecę komentować poprzedni :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeju, kochana, ja mam u Ciebie tyle zaległości, że strasznie mi głupio. Ale spokojnie, wszystko nadrobię, obiecuję :)

      Usuń
  2. Hej, hej!
    Wiesz, że ten rozdział jest cudowny?
    Tak mi się podba, że ja nie mogę!
    Bajka od Emily naprawdę się udała. Wszystkich charaktery się zmienianą! Em zaczyna być miła, Julie odważniejsza! Normalnie świat wariuje! Ale to dobrze. Zmieniają się na lepsze.
    Aileen sobie koresponduje z Aaronem, co? A to heca xd (uwielbiam to słowo) Ja tam bym się zgadzała z Willem... A co jeśli to morderca, co? Zabije ją i tak się skończy romansowanie przez listy xd
    Było troszkę Jily!! Jupijaj!
    I trochę więcej Chily! I nawet zaczynam lubić ten pairing. W kazdym razie na początku trochę mi się żal zrobiło Chrisa. A ta blondynka oczywiście wszystko musiała zepsuć... Ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło! Czy ja właśnie życzę Chrisowi i Lily wszystkiego dobrego? Ohhh, co się ze mną dzieje... Przepraszam, James...
    Wiesz, czego jedynie mi tutaj brakowało? Syriusza i Melle! W następnym rozdziale mają być!
    No kurczaczki, świetnu rozdział! Naprawdę bardzo mi się podoba!
    Pozdrowionka,
    Bianka
    U mnie także nowość!
    zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć!
    Aż dziw bierze, że taki inteligentny chłopak jak Remus nie mógł pojąć znaczenia bajki. Heloł, wilkołak jest z pewnością bardziej cywilizowany niż smok - nawet nie chcę myśleć, jak bajkowi rodzice mogli wysłać smoka do szkoły :p To jest szalone nawet jak na bajkę. Ale nieważne, ważne, że Emily chciała, żeby Remus coś zrozumiał! Pytanie o to wprost nie jest chyba najmądrzejszym posunięciem i Lupin coś nam tu szwankuje, ale ciekawa jestem, jak to się dalej rozwinie.
    Uff, dobrze, że Lily tak zareagowała na rewelacje Jamesa. Wprawdzie miała głowę wypchaną chrisem, ale i tak miło, że nie wpadła w furię czy coś.
    Wowwowwow, przemiana Julie zrobiła na mnie wrażenie! Sama jestem zdziwiona tym, co napiszę, ale chyba dobrze się stało, że ten tępak Will zszedł się z nudną Natalie, bo dzięki temu Julie rozwija skrzydła! Flirt poszedł jej nadzwyczajnie dobrze pomimo ostatniej gorzkiej kwestii. Oby dało to Willowi to myślenia, bo innej możliwości po prostu nie akceptuję.
    Wiem, że powinnam być oburzona zachowaniem Petera, ale... To Peter. Stłumiony przez przyjaciół, biedny, zakompleksiony Peter. I to jeszcze w dodatku zadurzony w Gabriele. Szkoda mi słodkiej Clary, ale mimo wszystko jego zachowanie było jakby logiczne, przewidywalne, więc nie moge mieć do niego żalu.
    Fakt, że Aileen ma przyjaciela, z którym jedynie koresponduje, był bardzo intrygujący. Sama mam za sobą podobne przeżycia, więc doskonale rozumiem, jak to jest - rozmawiać z kims o kluczowych w życiu sprawach i jednocześnie nie wiedzieć nic o innych podstawowych kwestiach takich jak choćby wzrost.
    Oooch, kolejna cudna krukońska zagadka! Uwielbiam to.
    Cóż mogę powiedzieć - końcówka nie była po mojej myśli. Chris nigdy mnie nie zauroczył, więc na jego relacje z Lily patrzę tylko jak na etap przejściowy przed tym, co stanie się pomiędzy nią a Jamesem. Nieważne na co choruje, jest raczej bezbarwną postacią, w przeciwieństwie do Pottera. Niestety!
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana, Optimist!
    Powiem szczerze, że czekałam na nowy rozdział i wchodząc dzisiaj na bloggera, micha mi się zaczęła cieszyć, gdy zobaczyłam to cacko. Do tego 13 stron! Kocham długie rozdziały, a Twoje dzieła to mogłyby być jeszcze dłuższe *o*
    Czytając stworzoną przez Ciebie bajkę, na samym początku nie zrozumiałam w ogóle jak to się odnosi do osoby Remusa. Olśnienie pojawiło mi się dopiero w chwili, kiedy smok skrył się na wyspie, bojąc się, że zrobi komuś krzywdę. Emily naprawdę się zmieniła, dając taką książkę Lupinowi. Ale również podarunek nie musiał mieć na celu podniesienia go na duchu, a wręcz pokazanie, że jest jak ten smok, czyli niebezpieczny i powinno się go odseparować, ale zdecydowanie wolę wersję zmiany Em.
    Jeeeej! Była jakaś scena z Jily! <3 James złapał Lily za rękę... Serce mi topnieje, przez takie urocze scenki! A James zakochany, nie pytając nawet po co, dał jej pelerynę, czym przyczynił się w malutkim punkcie do tego co doszło między Chily. Naprawdę cieszę, że James powiedział wszystko Lily o raportach, a Evans przyjęła to zaskakująco dobrze, co w sumie ogromnie mnie cieszy i raduje, bo w końcu jakaś pozytywna relacja między Jily się zaczyna kształtować.
    Mimo, że lubię Natt, to jakoś Will i Julie do mnie bardziej przemawiają. Na samym początku nie przepadałam za panienką Julie, ale coraz bardziej zaczynam ją lubić, zwłaszcza po miłej przemianie jaka się w niej stała. Ciekawe, co myśli o niej Will? Teraz traktuje ją pewnie jako dobrą znajomą i przyjaciółkę siostry, ale trzymam kciuki, że w przyszłości zobaczy w niej kogoś więcej.
    Peter i jego próba czochrania włosów w stylu Jamesa. Rozbawiła mnie naprawdę, bo sory memory, ale jedyną osobą, która robi to bezbłędnie i z należytą gracją (XD) to James Potter <3 Biedna Clara, naprawdę mi żal tej dziewczyny, bo raczej po Peterze spodziewałam się czegoś innego. W końcu on zawsze był w grupie huncwotów kimś niedocenionym, a tutaj nagle stał się może nie chamski, ale niemiły, bo dziewczyna starała się i tak dalej, a on ją spławił i do tego zostawił ją samą i jeszcze się cieszył jak ten idiota. Rozumiem, że podoba mu się Gabrielle, ale jednak Clara była miła...
    Ciekawie opisałaś chorobę Chrisa, ale jakoś ta postać przez tą chorobę sprawiła, że czuje do niej jedynie litość. Chris to dla mnie taka wersja laski, takiej zagubionej, która liczy by każdy ją chronił, bo sam biedny nie umie tego zrobić. Przepraszam, ale tak własnie postrzegam tą postać, ale pewnie dlatego, bo kocham Jamesa :)
    Aileen koresponduje z tajemniczym Aaronem, podoba mi się to XD Lubię takie tajemnicze miłosne sprawy, gdzie jedna z osób jest taka tajemnicza. Nie wiem, czy zamierzam złączyć ich jakoś, w sensie czy Aileen się w nim zakocha.
    Ostatni fragment zdecydowanie nie należy do moich ulubionych, gdyż nie mogę zdzierżyć Chrisa na miejscu, które powinien mieć James. W sumie powiem szczerze, że jak przeczytałam chwilę, gdy napisałaś, że Chris pocałował Lily, to wybuchałam śmiechem, naprawdę, to wydało mi się takie zabawne. A jak doszłam, do fragmentu w którym Lil zrobiła to samo, to jeszcze bardziej się roześmiałam XD Mam takie dziwne poczucie humoru. Natomiast na scenie pocałunku Chily prawie zwróciłam żołądek... Jily na zawsze hihi ;3
    Mam nadzieję, że tego pocałunku nie zobaczy James, bo chyba mu serce pęknie, ale z drugiej strony jestem ciekawa, jak zareagowałaby na Jamesa. Czy poczułaby jakieś tam poczucie winy i smutek na jego widok... Ale wolę, by James tego nie zobaczył...
    Rozdział, jest super i chcę już kolejny, zwłaszcza, że kolejny rozdział ma publikacje w moje imieniny. Jej! Dostanę cudowny prezent.
    Życzę weny mnóstwo i wolnego czasu!
    Pozdrawiam, Livv :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział mi sie podobał. Bajka dość naciągana, ale naprawdę piękna. Mam nadzieje,że Remus weźmie ja sobie do serca. Choc bardziej ciekawe jest tp, dlaczego akurat Grace mu ją pokazała, skoro dotychczas tak go zwalczała... Ciekawe. Mam nadzieje, ze Remus z niej to wyciągnie. Ciesze sie, ze James powiedział Lily prawde o raportach. Jesli chodzi o końcówkę, to zastanawiam sie, jak dalej to pociągniesz. Szczerze mówiąc, wydawało mi się przez chwile, ze Lily juz na amen spaliła ten pocałunek,choc wlasciwie w jakis sposob ciesze sie, ze go ponowiła. Ale kurde, co z Jamesm? Jak to rozwiążesz? Ja lubię Chrisa, zastanawiam się, czy Ty sie na nim aby za bardzo nie pastwisz, nie dość, ze i tak Lily bedzie z Jamesem, to jeszcze ta choroba (faktycznie, to dość dziwne, zeby nie było lekarstwa na taka chorobe, No i czemu tak wlasciwie to schorzenie opisane było w książce z dość strasznymi, przynajmniej z wyglądu, chorobami? To nie powinno byc wg mnie w dziale ksiąg zakazanych)... Jesli chodzi o J, troche jej współczuje, bo przez to, ze Will jest dla niej miły, chyba bedzie robić sobie jeszcze długo złudne nadzieje... Siostra nie pomaga, ale i tak uwielbiam jej optymizm, a teraz to w ogole mnie zaskoczyłaś, pisząc o tym tajemniczym wielbicielu, świetny pomysł xd chce wiecej wiedzieć o aaronie, mam nadzieje, ze dziewczyna powie o nim wiecej Julie, w końcu widac, ze się Zaprzyjaźniły. zapraszam na nowosc na zapiski-Condawiramurs Jestem ciekawa Twojej opinii

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej :) Rozdział taki długi, że normalnie końca nie widać, ale czyta się to tak lekko, że nawet nie wiedziałam, kiedy skończyłam i chcę więcej :D Wiem, że się powtórzę,ale ta bajka była naprawdę piękna *.* A ta Em taka miła, normalnie jak nie ona xD
    Jej! Było coś pomiędzy Lily, a Jamesem: "Poczuła, że jego palce zsunęły się po jej ręce aż do nadgarstka, co wywołało nieokreślony dreszcz na jej skórze. Poruszyła się niespokojnie, próbując wyrwać się z uścisku, ale Potter już splatał swoją dłoń z jej własną. " <--- uwielbiam ten fragment, moje serce się roztopiło i normalnie nie mogę :D
    Pierwszy pocałunek Lily i Chrisa normalnie mnie rozwalił. Zapamiętać, nigdy nie śmiać się podczas pierwszego pocałunku!
    Jedynie brak mi tutaj Syriusza i Melle i już byłoby idealnie :)
    A co jeszcze do Lily i Chrisa, to nie mam nic do niego, ale stokroć bardziej wolę Jamesa, który jest po prostu uroczy z tym: "Ale przysięgam, że mu pomagałem." To było takie awww xD
    Petera nie lubię jeszcze bardziej niż wcześniej. Ugh.. jest taki wredny i głupi, że aż mnie zaraz coś strzeli. Oczywiście bez obrazy,a le nie lubię go i już, no po prostu xD
    Zapraszam do siebie, bo również pojawił się nowy rozdział :D Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :*
    Lily
    http://lilyevansirogacz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej!
    Przepraszam, że tak późno komentuję. Ostatnio nie mam kompletnie na nic czasu, do 20-ego marca zaliczam ostatnie egzaminy na studiach, piszę artykuł (termin oddania to 26 luty...), aż jestem zła na siebie, że nie zajrzałam tu wcześniej.
    Odkąd przeczytałam Twoje opowiadanie z niecierpliwością czekam na każdy nowy rozdział. :)
    Dziękuję Ci za komentarz na moim blogu, bardzo mnie ucieszyło, gdy zobaczyłam Twój nick! :)
    Dobra, do rzeczy, zawsze skupiam się na gadaniu o tym, o czym nie trzeba. :P
    Bajka wyszła Ci świetnie! Emily wiedziała, co robić, dając tę książkę Remusowi. Wydaje mi się, że jest zbyt dumna, by wprost przyznać się do błędu. Pewnie żałuje swojego zachowania i chce to jakoś naprawić, a nie ma odwagi stanąć twarzą w twarz i poniżyć się przed Lupinem, takie odnoszę wrażenie.
    Czyżby Julie odpuściła, dlatego wydaje się być bardziej otwarta? Pewnie tak. Wcześniej cały czas miała nadzieję na to, że będzie mieć Willa tylko dla siebie, dlatego tak się "napinała". Teraz, kiedy wszystko legło w gruzach ma to gdzieś, co sobie o niej pomyśli. Może jednak coś między nimi będzie? Lubię Natalie i lubię Julie, także ciężko mi powiedzieć, co by było lepsze, ale jestem pewna, że jakoś ta sytuacja się rozwinie. ;)
    Lily, cholera, czy ona ma szansę być z Jamesem? Póki co, nieźle wkręciła się w relację z chorym Chrisem, sama nie wiem, czy na takim etapie znajomości podołałabym i potrafiła to ciągnąć. Także ukłony w stronę Evans, ale każdy zna dalszy ciąg tej historii, w takim sensie, że ona i Potter muszą się w końcu zejść. Jestem bardzo ciekawa, jak to przedstawisz, bo z każdym rozdziałem oddala się to coraz bardziej. :) Na pewno sobie poradzisz.
    Dziękuję Ci za cudowną część i wprowadzanie odrobiny magii do mojej rzeczywistości. Uwielbiam Twoje opowiadanie i życzę Ci weny, weny, weny i jeszcze raz weny! :)
    Pozdrawiam,
    E.
    PS Co z tą małą dziewczynką...? To zagadkowe od początku... No i świetnie oddałaś scenę pocałunków i uczucia im towarzyszące!

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej, hej!
    I znowu rozdział tasiemiec! Jak ty to robisz! Moje chyba nigdy nie będą takie długie ;P Chciałabym mieć chociaż kapkę twojej 'rozpisowatości' ;P Wybacz, nie wiedziałam jak to nazwać, ale w 100% o to mi chodziło ;P
    Rozdział świetny chociaż oczywiście wszelkie fragmenty dotyczące lovestory Lily i Tego Którego Imienia Nawet Nie Mam Ochoty Wymawiać Bo Nie Jest Jamesem ;P czytałam pospiesznie nie mogąc pojąc: Co!? Ona!? W!? Nim!? Widzi!? I jeszcze ta choroba... Nie życzę mu źle, wręcz przeciwnie, mam dla niego radę! Myślę, że powinien wyjechać do jakiejś placówki szpitalnej, najlepiej takiej zamkniętej, bardzo daleko, bardzo, baaaaaaaaaardzooooo daleko, i jeszcze baaaaardziej daleko, tam gdzie sowy nie dolatują, jestem pewna, że tam mu pomogą ;P Przy okazji pomoże to Lily bo definitywnie jest pod działaniem jakiegoś eliksiru ;P Och, zapewne on ją podtruwa! Może tą placówką 'szpitalną' będzie Azkaban? ;P Dobra, koniec hejtów, wiem, że to tylko przejściowy związek ;P
    Dużo się dzieje! Fajnie, że rozwijasz wiele wątków, tu znowu podziw, nie łatwo wszystko ogarnąć ;P
    I świetna zagadka sucharek ;P Pierwszy raz ją słyszałam, pewnie będę teraz wszystkich nią dręczyć ;P
    Weny i huncwotów ;)
    niecnimarudersi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Bajka? A to ci checa:) nie wpadła bym na to. Może dzięki temu Remus zrozumie, że jego likantropia to nie taki wielki problem dla jego przyjaciół w akceptacji. Chociaż gamoń powinien to wiedzieć, przecież stali się dla niego animagami, a to znaczy wiele.
    Podobała mi się rozmowa Willa z Julie, w końcu dziewczyna się trochę ośmieliła. Tylko, żeby przez te żarty nie wziął ją za lesbijkę:D dobra, dobra, nie wymyślam już takich głupot:)
    James się przyznał, a Lily mu wspaniałomylśnie wybaczyła. Ach jak ja bym chciała żeby między nimi zaczęło się coś dziać więcej.
    Peter, ty świniaku, prosiaku! Zapomniał wół jak cielęciem był... jak on mogl być taki niesympatyczny. Ja rozumiem, nie musiała mu się podobać, na siłę umawiać się też nie musiał. Ale szacunek okazać powinien. A nie zbył ją jak śmiecia. Doprawdy wstyd!
    W całej sytacji z Chrisem najbardziej rozbawia mnie sytuacja z nieudanym pocałunkiem. Możesz mnie uznać za wariatkę ale zachował się dziecinnie w moim skromnym mniemaniu. A może ona roześmiała się, bo była szczęśliwa, że się pocałowali? Echhhh faceci... duże dzieci.
    PanObrażalskiChris
    Okropna ta jego choroba. I co? A jak on umrze to co wtedy? James wskoczy na jego miejsce?
    Jestem mega ciekawa jak ty to kochana wszystko wymyśliłaś.
    Pozdrawiam wielbiąc Twój talent:)
    Rogata

    OdpowiedzUsuń
  10. cześć, odniose się do opowiadania całościowo, bo wcześniej mnie tu nie było c: niby zaglądałam, niby planowałam poczytać, ale jakoś nie wychodziło, ale teraz udało się, przeczytałam wszystkie rozdziały.
    po pierwsze to czasem rzucają mi się w oczy zgrzyty w opisach Evans - raz mowa o tym, że z Nat robią sobie kawały na lekcjach, a raz o tym, że na każdej lekcji Lily słucha i pilnie notuje.
    no, ale to nie jest jakaś wielka rzecz, właściwie to może po prostu był jakiś skrót myślowy.
    ogólnie to podoba mi się. motyw dziewczynki od tych kartek jest i niespotykany, i intrygujący, ciekawa jestem, o co z tym chodzi. jakoś średnio lubię Chrisa, ale może to dlatego, że dla mnie jilly to jedyna słuszna opcja xD niemniej jak już Lily ogarnie, że to James jest jej miłością życia (jakżeby inaczej), to już chyba nic nie będę do niego miała.
    Emily na początku wydawała mi się takim... no, słabym punktem opowiadania. wiesz, typowa pusta lasia, żeby główne bohaterki miały wroga. ale skończyło się na tym, że jej charakter powoli się zmienia, przemyślała rzeczy i tak dalej, więc ten hipotetyczny minus możemy uznać za nieaktualny :D
    i tak jak Julie drażniła mnie na początku przez te książkę, tak teraz jakoś jest z nią lepiej. jak zapomina o nieśmiałości, to nawet ma swoje momenty c:
    nie wiem co jeszcze mogę dodać, w dodatku jestem zmęczona, więc zakończę na tym żeby nie gadać głupot. zatem do następnego rozdziału i życzę weny <3

    zapraszam również do siebie
    www.theasphodelus.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      Dziękuję bardzo za komentarz :)
      Co do tych zgrzytów w opisach Lily: na pewno nigdy nie napisałam, że na każdej lekcji notuje i słucha. Myślę, że chodzi Ci o ten fragment: "Potter wpatrzył się w rude włosy dziewczyny, siedzącej przed nim i notującej słowa nauczyciela. OPCM była jednym z jej ulubionych przedmiotów i Lily zawsze uważała, nie zamieniając z Natt nawet zdania, jak to robiła na innych lekcjach. Obie z chęcią słuchały profesora, co w przypadku Optone było spotykane wyłącznie na tych zajęciach." Tutaj faktycznie jest, że notuje i słucha, ale potem wyjaśniłam, że robi to tylko na OPCM, bo to jeden z jej ulubionych przedmiotów. Z Natt rozmawia na luźniejszych lekcjach, np. Historii magii :)
      Już się przyzwyczaiłam do tego, że prawie nikt nie lubi Chrisa, więc nawet nie jestem zaskoczona ^^
      Faktycznie, Emily można było tak odebrać. W sumie jeszcze nie zaszła w niej ta kluczowa zmiana, ale na pewno jest już trochę milsza niż na początku :D
      Dziękuję raz jeszcze za komentarz i pozdrawiam serdecznie. Plus na pewno wpadnę do Ciebie w wolnej chwili, bo planuję to od dłuższego czasu.
      Całusy :*

      Usuń
    2. Właśnie tam był jakiś inny fragment, to było jakoś ujęte w odniesieniu do wszystkich lekcji, ale wydaje mi się, że nie ma sensu się doszukiwać. przypomniało mi się za to, że w rozdziale w którym Lily zarobiła dwa guzy było coś o tym, że dostała kaflem, ale piłka była posłana z pomocą pałki, więc powinien być tłuczek. chyba, że czegoś nie doczytałam, ale teraz średnio mam jak to znaleźć.
      w sumie to chyba nie do końca tak, że nie lubię Chrisa, tylko hm. może po prostu mnie nie zachwycił, nie wyróżnia się dla mnie więc jestem neutralna xD albo trochę negatywna do momentu, kiedy nie zerwą.
      no, nie spodziewałam się, że tak szybko zajdzie jakaś kluczowa zmiana, bo wydaje mi się, że dla niej to byłoby ciut za szybko :D
      no, to widzę, że obie od dłuższego czasu miałyśmy w planach czytanie tych blogów xD ale miło mi to słyszeć. to znaczy czytać.
      <3

      Usuń