Rozdział z dedykacją dla mojej mamy, która ma niedługo urodziny. Wszystkiego najlepszego!
***
18. Ignis i obrabowanie Miodowego Królestwa
Remus
siedział na swoim łóżku, po raz kolejny ściskając małą książeczkę, którą dostał
ostatnio od Emily. W ciągu tych dwóch dni zdążył przeczytać ją kilkanaście razy
i nadal nie wiedział, co powinien myśleć o niespodziewanym prezencie od
blondynki.
Przypatrzył
się okładce, na której znajdował się duży czerwony smok, a potem westchnął ciężko i jeszcze raz otworzył
książkę, żeby zapoznać się z jej treścią.
Dawno, dawno temu w pewnej mugolskiej wiosce
żyło małżeństwo o kilkuletnim stażu. Oboje byli utalentowanymi czarodziejami,
bardzo sympatycznymi i lubianymi wśród swoich znajomych. Mąż pracował w
Ministerstwie Magii, a Żona zajmowała się domem i pisywała artykuły do gazet.
Byli naprawdę szczęśliwi, ale mimo usilnych starań nie mogli mieć dzieci.
Próbowali wszystkiego, w końcu nawet zaczęli uważniej sprawdzać liście
raptuśnika, bo według legendy to właśnie w nich znajdowano niemowlęta.
Pewnego dnia podczas pielęgnowania ogrodu
Żona natrafiła w krzakach na duże jajo, które ją zaciekawiło. Szybko zaniosła
je do domu i zaczęła szukać informacji na jego temat. Wreszcie dowiedziała się,
że w środku był mały smok, mający się niedługo wykluć. Kobieta uznała to za
znak od samego Merlina i doszła do wniosku, że zaopiekują się zwierzęciem i
pokochają je jak własne dziecko. Po powrocie Męża z pracy, przedstawiła mu ten
pomysł i pokazała smocze jajo. Na początku był zdziwiony, ale dał się przekonać
Żonie, więc pozostało im tylko czekać, aż smok przyjdzie
na świat.
Kiedy ten dzień nadszedł, oboje byli bardzo
podekscytowani. Zaczęli zastanawiać się nad imieniem, które chcieli nadać
nowemu członkowi rodziny. Jajo zaczęło powoli pękać, a Żona ścisnęła mocno
ramię Męża. Najpierw ich oczom ukazała się mała główka i obłok ognia, który
smok wypuścił z pyska. Rozpostarł skrzydła i rozejrzał się po pokoju z
zaciekawieniem w czarnych oczach.
– Ignis* – wyszeptała Żona, głaszcząc smoka
po łbie. – Witaj w domu.
Od tamtej pory wychowywali go jak dziecko:
nauczyli go mówić, a z czasem także latać. Ignis kochał swoich Rodziców, ale
nie zdawał sobie sprawy z tego, że się od nich różnił. Dopiero kiedy zaczął
chodzić do mugolskiej szkoły, zobaczył, że inne dzieci wyglądają zupełnie
inaczej. Nie umiały ziać ogniem ani latać, nie posiadały nawet skrzydeł.
Nazywały go potworem i bały się go, przez co nie miał żadnych przyjaciół.
Rodzice powtarzali mu, że to nic takiego i nie powinien się nimi przejmować. On
jednak sam zaczął obawiać się, że mógłby zrobić komuś krzywdę.
W końcu postanowił uciec z domu, żeby nie
narażać więcej ludzi, którzy tyle dla niego zrobili. Odleciał daleko, na
bezludną wyspę, o której kiedyś słyszał w szkole. Mieszkał tam przez kilka
miesięcy, czując narastającą samotność. Odciął się od wszystkiego i teraz
zaczął się zastanawiać, czy był to dobry pomysł. Bardzo tęsknił za Rodzicami,
ale najwyraźniej oni odetchnęli z ulgą, gdy ich zostawił. Cieszył się jednak z
tego, że przynajmniej byli bezpieczni. Bezpieczni od niego...
Po następnych kilku przepełnionych
monotonnością tygodniach, na wyspie nieoczekiwanie pojawili się jego Rodzice.
Teleportowali się tam z głośnym pyknięciem, które Ignis rozpoznałby wszędzie.
Matka ze łzami w oczach podbiegła do smoka i uściskała go mocno.
– Szukaliśmy cię wszędzie – załkała w jego
łuski. – Dlaczego uciekłeś?
Ignis, widząc jej reakcję, zawstydził się
swojego zachowania, lecz chciał jej wszystko wytłumaczyć.
– Myślałem, że jestem dla was niebezpieczny –
powiedział ze smutną miną.
Ojciec także przytulił go do siebie z ulgą.
Ignis zupełnie nie spodziewał się, że jeszcze kiedyś ich zobaczy, więc naprawdę
się cieszył, że go odnaleźli. I że w ogóle go szukali.
– Nie jesteś niebezpieczny – zapewniła go
Mama, kręcąc głową. – Jesteś naszym dzieckiem i kochamy cię najbardziej na
świecie.
Smok patrzył na Rodziców ze zdziwieniem
pomieszanym z miłością. Nie widział w ich oczach strachu tylko bezgraniczne
oddanie, jednak dostrzegł to dopiero wtedy.
Może faktycznie nie był niebezpieczny? To
zależało wyłącznie od niego. Uśmiechnął się do Mamy i Taty, postanawiając
wrócić z nimi do domu i nie przejmować się opinią innych. Miał zamiar być
szczęśliwy z rodziną, która go kochała.
Nic nie mogło mu już w tym przeszkodzić,
ponieważ Ignis przestał postrzegać siebie jako potwora, bo miał przy sobie
ludzi, którzy widzieli w nim dobro.
Remus
nadal wpatrywał się w ostatnie zdanie, aż litery rozmazały mu się przed oczami.
Co jakiś czas wzrok mu się wyostrzał, ale zaraz znowu widział tylko czarne
plamy na kartce.
Teoretycznie
była to tylko zwykła bajka dla dzieci. Smoki w rzeczywistości nie mówiły, ani
tym bardziej nie przyjaźniły się z ludźmi. Jednak Emily pomyślała, że ta książka
mogła mu pomóc w zmierzeniu się ze swoim poczuciem winy. To on był Ignisem, a
jego przyjaciele – Rodzicami.
Westchnął
ciężko, przejeżdżając palcem po cienkiej kartce. Musiał przyznać, że książka
rzeczywiście w jakiś sposób polepszyła jego samopoczucie, ale nie miał pojęcia,
dlaczego dostał ją właśnie od Madile. W końcu to ona przez ostatnie miesiące
nazywała go potworem i starała się uprzykrzyć mu życie innymi komentarzami.
Czyżby się zmieniła i żałowała swojego zachowania? Czy kłótnia z Gabriele aż tak
na nią wpłynęła? Nie wiedział tego, ale miał zamiar się dowiedzieć.
Zatrzasnął
książkę i wyszedł z dormitorium do pokoju wspólnego, licząc na to, że znajdzie
tam dziewczynę oraz odpowiedzi na swoje pytania.
***
Lily
wracała właśnie z biblioteki przepełniona irytacją. Spędziła tam kilka godzin,
a i tak nie znalazła niczego pożytecznego. Zdążyła się jednak porządnie zdenerwować,
kiedy jakieś piątoklasistki usiadły przy jednym ze stolików i co chwilę cicho
chichotały. Evans najpierw je ignorowała, ale w końcu jej cierpliwość się
wyczerpała. Była wyraźnie roztrzęsiona informacjami, które przekazał jej Chris,
więc niewiele trzeba było, żeby ją rozzłościć. Nakrzyczała na dziewczyny,
grożąc im szlabanem, a zaraz potem sama została stamtąd wyrzucona przez
bibliotekarkę. Za zakłócanie spokoju.
Prychnęła
pod nosem i przyspieszyła, zmierzając do wieży Gryffindoru. Miała ochotę
położyć się do łóżka i pójść spać, bo ten dzień zdecydowanie ją przerósł. Wiedziała
jednak, że to nie był dobry pomysł. Potarła ze złością czoło, które odważyło
się zaswędzieć, po czym zacisnęła dłoń na naszyjniku ukrytym pod apaszką. Szarpnęła
nim ponownie, próbując zedrzeć go z szyi, ale nie dało to żadnych rezultatów. Jęknęła
cicho, patrząc przed siebie i zastanawiając się, gdzie był teraz Christian.
Powinna
do niego pójść i od razu powiedzieć mu, że go nie zostawi, zamiast szukać
informacji o jego chorobie. Po co to w ogóle robiła? Przecież sam mógłby jej
wszystko wyjaśnić. Zagryzła wargi, kręcąc głową i poprawiając samą siebie w
myślach. Wiedziała, że nie powiedziałby jej wszystkiego, bo nie chciał jej
martwić. Musiała więc znaleźć odpowiedzi na własną rękę.
Postanowiła
wrócić do biblioteki i zaszyć się w jakimś kącie z wszystkimi książkami, które
mogłyby jej jakoś pomóc. Odwróciła się gwałtownie na pięcie i już miała zamiar
popędzić w kierunku, z którego przyszła, ale zamiast tego zderzyła się z kimś
tak mocno, że aż zaparło jej dech w piersiach.
–
Przepraszam. – Usłyszała nad sobą znajomy głos. – Wołałem cię chyba dziesięć
razy.
Dziewczyna
rozmasowała obolały nos, którym uderzyła w tors Pottera, jednak nawet na niego
nie spojrzała. Wyminęła go szybko, mrucząc cicho jakieś przeprosiny i kierując
się do biblioteki.
–
Zaczekaj. – James chwycił ją za przedramię i przytrzymał w miejscu.
Powoli
podniosła na niego zniecierpliwiony wzrok i dostrzegła w jego oczach przebłysk
zaniepokojenia.
–
Wszystko w porządku?
Chyba
wyczytał jej nastrój z jej twarzy, więc spróbowała się uśmiechnąć, ale nie dał
się na to nabrać. Zza okularów obserwował dokładnie każdy jej ruch, przez co w
końcu się zarumieniła i odwróciła wzrok.
– O co
chodzi? – zapytała, pozostawiając wcześniejszą kwestię bez odpowiedzi.
Poczuła,
że jego palce zsunęły się po jej ręce aż do nadgarstka, co wywołało nieokreślony
dreszcz na jej skórze. Poruszyła się niespokojnie, próbując wyrwać się z
uścisku, ale Potter już splatał swoją dłoń z jej własną.
Zacisnęła
powieki i pokręciła głową z jeszcze większym zniecierpliwieniem.
– Naprawdę
się spieszę. Jeśli to nic ważnego, to... – zaczęła, mając nadzieję, że ją
puści.
– Muszę
ci coś powiedzieć – przerwał jej James i spojrzał w jej zielone oczy, które
nagle się rozszerzyły.
Miała
już zdecydowanie dość rewelacji na dzisiaj, ale westchnęła tylko i delikatnie
ścisnęła jego dłoń, którą nadal trzymała, zachęcając go do mówienia.
Brunet
podrapał się wolną ręką po włosach i uśmiechnął lekko do Evans. Na ten widok
odrobinę się uspokoiła, zapominając na chwilę o swoich zmartwieniach.
– Chodzi
o to, że... Pamiętasz te raporty, które dała ci McGonagall?
Lily
spojrzała na niego ze zdziwieniem. Nie wiedziała, czy ma odpowiadać, bo było to
raczej pytanie retoryczne, ale chłopak najwyraźniej czekał, aż coś powie.
– To
było dwa dni temu. – Ton jej głosu nie zabrzmiał zbyt sympatycznie, więc szybko
się zreflektowała: – Jasne, że pamiętam.
– Świetnie.
Więc stwierdziłaś, że to ja je za ciebie napisałem...
– Chris
tak pomyślał – poprawiła go, czując bolesne ukłucie podczas wypowiadania jego
imienia.
Tymi
słowami nieco wybiła Jamesa z rytmu, a jego czoło zmarszczyło się w grymasie. Zapamiętała
sobie, żeby nigdy więcej nie wspominać o Christianie w jego obecności, bo za
każdym razem źle to znosił.
Potter
podrapał się po nosie i kontynuował, wypuszczając wreszcie jej dłoń ze swojej.
– No,
dobrze. Chris tak pomyślał – powtórzył jej słowa, krzywiąc się, kiedy wymówił
jego imię, jakby nie chciało mu przejść przez gardło. – W każdym razie się
pomylił... To Syriusz w większości napisał te raporty. Ale przysięgam, że mu
pomagałem. – Przyłożył dłoń do serca i posłał Lily przepraszające spojrzenie.
Dziewczyna
wytrzeszczyła na niego oczy, niedowierzając. Stała tak z lekko uchylonymi
ustami całkowicie zaskoczona. Nie spodziewała się czegoś takiego, ale im dłużej
nad tym myślała, tym bardziej zaczynała doceniać to, że chłopak zdecydował się
jej o wszystkim powiedzieć. Lepiej późno niż wcale. W końcu mógł to przed nią
zataić i nigdy by się nawet nie domyśliła, że sprawa w rzeczywistości wyglądała
inaczej.
–
Okłamałeś mnie. A ja byłam dla ciebie taka miła... – Z udawanym wyrzutem
szturchnęła go pięścią w tors, jednak zaraz na jej twarzy pojawił się delikatny
uśmiech, tym razem ku zdziwieniu Jamesa. – Ale przynajmniej się przyznałeś,
więc mogę ci wspaniałomyślnie wybaczyć.
Potter
patrzył na nią jeszcze przez chwilę, nie wierząc własnym uszom. I oczom. Wiedział,
że zachował się głupio, kiedy nie wyprowadził jej z błędu na samym początku i
podejrzewał, że Lily się na niego zdenerwuje, kiedy się już o wszystkim dowie. Ona
tymczasem uśmiechała się, jakby nic się nie stało, co oznaczało, że chyba
zaczynała go lubić. Na samą myśl wyszczerzył zęby do dziewczyny i przeczesał
dłonią po rozwichrzonych włosach, tworząc w nich jeszcze większy nieład.
Evans
natomiast zagryzła wargi i postanowiła, że musi w takim razie podziękować
Blackowi. Ale najpierw zamierzała udać się do biblioteki...
Nagle do
głowy wpadł jej pewien plan, więc spojrzała znowu na Jamesa roziskrzonym
wzrokiem.
– Mógłbyś
pożyczyć mi pelerynę-niewidkę? – zapytała, odbiegając od tematu, podekscytowana
nowym pomysłem.
Uśmiechnął
się kącikiem ust, widząc jak Lily się ożywiła. Zgodził się od razu i nie
zadawał żadnych pytań, a dziewczyna prawie podskoczyła z radości. Nie obraziłby
się, gdyby z wdzięczności go uściskała, lecz na to nie mógł niestety liczyć.
Wsadził
ręce do kieszeni i ruszył do wieży Gryfonów z Evans u boku, z zamiarem pożyczenia
jej peleryny, którą trzymał w dormitorium.
Nie
powiedział tego na głos, ale oddałby wszystko, żeby tylko uszczęśliwić tę rudą
dziewczynę, idącą tuż obok niego.
***
Julie
szła korytarzem prowadzącym do wieży Krukonów, żeby spotkać się z Aileen. Po
ostatnich wydarzeniach i pocałunku Willa i Natt, Johnson odrobinę ostygła w
swoim postanowieniu wyswatania brata z koleżanką, ale to wcale nie oznaczało,
że skończyły im się wspólne tematy. Miały właśnie zamiar urządzić sobie babski
wieczór, a przynajmniej tak to nazwała Aileen. Distim nigdy w czymś takim nie
uczestniczyła, więc nie wiedziała nawet, co ze sobą zabrać. W końcu wzięła
tylko masę słodyczy, które ledwo mieściły się jej w rękach i miały pomóc w
zabiciu smutku.
Poczuła,
że paczka czekoladowych żab zaczęła niebezpiecznie przechylać się w lewo, co
oznaczało, że zaraz zsunie się ze stosu jedzenia. Spojrzała na nią groźnie,
jakby to miało utrzymać ją na swoim miejscu, ale opakowanie ponownie złośliwie
zadrgało, a potem z głuchym plaśnięciem spadło na schody. Julie westchnęła
głośno, potrząśnięciem głowy odrzucając włosy na plecy i wtedy usłyszała czyjś
śmiech.
–
Obrabowałaś Miodowe Królestwo? – zapytał z rozbawieniem chłopak, schylając się
po pudełko czekoladowych żab.
Distim
zaczerwieniła się tak bardzo, że najchętniej ukryłaby głowę wśród słodyczy,
które nadal trzymała. Naprawdę, tylko tego jej brakowało, żeby Will zobaczył ją
z jedzeniem, którego starczyłoby na tydzień.
Spojrzała
na niego i uśmiechnęła się delikatnie. Miała zamiar zachowywać się swobodnie i
w żaden sposób nie pokazywać, że jego związek z Natt jakoś na nią wpłynął.
Ścisnęła mocniej słodycze, czując jak zaczynają jej drętwieć ramiona.
– Chyba
słaby ze mnie złodziej, skoro zostawiam za sobą ślady – odparła, wskazując
wzrokiem na pudełko żab, które podniósł z podłogi. – I nawet nie ubrałam
kominiarki.
Will
uśmiechnął się szeroko i zerknął przelotnie na zegarek. Pewnie był umówiony z
Natalie, pomyślała z lekkim ukłuciem żalu.
– Masz
zamiar to wszystko zjeść? – zapytał, a ona przewróciła oczami.
Naprawdę
przewróciła oczami? Dlaczego przy rodzeństwie Johnsonów zachowywała się tak
swobodnie, a przy każdym innym uczniu kryła się po kątach?
– Zawsze
jak chcę się najeść słodyczy, idę do wieży Krukonów – powiedziała z sarkazmem,
którego się nawet u siebie nie spodziewała.
Może to
fakt, że Will zaczął chodzić z Natt ją tak ośmielił? Przestała się aż tak
stresować tym, co o niej pomyśli, bo wiedziała, że nie ma już u niego szans.
Chociaż wcale jej się nie uśmiechało, że stwierdzi sobie, iż brunetka objada
się taką ilością słodkości.
Kiedy
się nad tym zastanawiała, chłopak wybuchnął szczerym śmiechem, który był jak
muzyka dla jej uszu. Przeniosła ciężar opakowań na lewe ramię, bo nie miała już
siły tego utrzymywać, a Will najwyraźniej to zauważył.
–
Poczekaj, pomogę ci – powiedział szybko, przejmując od niej większość paczek. –
Przepraszam, że dopiero teraz na to wpadłem. Stoję tu jak głupek i patrzę, jak
dźwigasz to wszystko...
Julie
pokręciła głową, jakby chciała powiedzieć, że to nic takiego, ale nie dał jej
dojść do słowa. Wyciągnął ręce po ostatnie opakowanie, ale uśmiechnęła się
szeroko i cofnęła.
– Dobre
sobie. – Zaśmiała się, chowając je za plecami. – Zabierzesz mi wszystkie
słodycze i uciekniesz. Nie będzie tak łatwo, tego nie oddam.
Krukon
patrzył na nią przez dłuższą chwilę, więc ponownie się zarumieniła, ściągając
wargi. Chyba poczuła się aż za swobodnie. Ale zaraz na jego ustach wykwitł
kolejny szeroki uśmiech, co wyraźnie ją uspokoiło.
– Nie
musisz mi pomagać. Nie chcę, żebyś się spóźnił na randkę – powiedziała całkiem
szczerze i wspięła się po kilku schodach.
Nie
zapytał, skąd o tym wiedziała, więc upewniła się, że miała rację. Wyciągnęła
dłoń, żeby zabrać od niego paczki i przez przypadek przejechała po jego ręce.
– Pewnie
po prostu spieszysz się na swoją i chcesz się mnie pozbyć – odparł z
rozbawieniem Will, nie zauważając jej zmieszania.
Ruszył
za nią po schodach, wnosząc jej słodycze coraz wyżej. Spojrzała na niego z
niezrozumieniem, ponieważ nie wychwyciła sensu poprzedniego zdania.
– Swoją
co? – zapytała i zmarszczyła brwi.
– Randkę
– odrzekł, a Julie potknęła się i przez chwilę odniosła wrażenie, że zaraz
spadnie ze schodów.
Czy on
naprawdę myślał, że mogła spotykać się z chłopakami? Może wydawało mu się, że
wcale nie była taka nieśmiała? Miała ochotę się roześmiać, ale ugryzła się w
język, żeby się opanować. Pewnie po prostu sobie żartował i dobrze wiedział, że
tak naprawdę szła do jego siostry.
– Ludzie
tyle jedzą na randkach? – To była jedyna odpowiedź, jaka przyszła jej do głowy.
A nawet nie odpowiedź, tylko kolejne pytanie.
Will
znowu się zaśmiał i zatrzymał przed drzwiami z kołatką.
– Miłość
jest niezdrowa... i kosztowna – dodał, odwracając się do brunetki.
Pokiwała
głową, jakby była znawczynią w takich sprawach, chociaż nigdy w życiu nie miała
nawet chłopaka.
– Całe
szczęście, że Aileen zwróci mi część pieniędzy za tę ucztę... A przynajmniej
tak powiedziała. – Już miała zastukać kołatką, kiedy drzwi same się otworzyły,
bo akurat wychodziły stamtąd jakieś dwie młodsze dziewczyny. – No to... –
zaczęła niepewnie Julie, przytrzymując przejście stopą i przejmując paczki od
Willa. – Dziękuję za pomoc i... do zobaczenia.
Chłopak
otworzył przed nią drzwi, żeby mogła bez problemu wejść do środka i uśmiechnął
się delikatnie.
– Miłej
randki z moją siostrą – zażartował, puszczając do niej oko.
Distim
wciągnęła gwałtownie powietrze, mając nadzieję, że tego nie zauważył. Wpatrzyła
się w jego ciemne oczy, przymrużone w uśmiechu i stwierdziła, że mogłaby
częściej na niego wpadać i z nim rozmawiać.
– Miłej
randki z moją przyjaciółką – odparła z nieco mniejszym entuzjazmem, ale chyba
niczego nie dostrzegł.
Zamknął
za nią drzwi, a Julie powoli skierowała się do dormitorium dziewcząt. Już
czuła, że Aileen będzie chciała znać dokładnie każdy szczegół ich rozmowy.
***
Peter
wyszedł z Wielkiej Sali, ocierając jeszcze raz usta wierzchem dłoni. Jego
postanowienie diety w końcu osłabło, kiedy dostrzegł na stole swoje ulubione
danie: naleśniki z jogurtem i brzoskwiniami. Podciągnął spodnie, które zsuwały
mu się już z brzucha i westchnął ciężko. Miał nadzieję, że jedno odstąpienie od
diety nie przyniesie ze sobą fatalnych skutków. Ostatnimi czasy starał się jak
mógł, żeby jeść mniej, ale nie zawsze mu to wychodziło. Szczególnie, gdy pojawiały
się przed nim takie przysmaki.
Do
uprawiania sportów miał chęci, ale warunków niestety już nie. Na początku
chciał latać na miotle, ale okazało się to trudniejsze niż myślał. Boisko do
quidditcha wbrew pozorom nie było miejscem, na które można sobie po prostu wejść.
Za każdym razem, kiedy się tam wybierał, akurat odbywały się treningi drużyn. Miał
nadzieję, że w końcu uda mu się trafić tam w odpowiednim czasie, żeby móc choć
trochę poćwiczyć.
Myślał
też o zwykłych przysiadach albo pompkach, ale gdyby zaczął je robić w
dormitorium, pewnie zostałby wyśmiany przez współlokatorów. Przeczesał włosy
palcami, próbując naśladować ruchy Jamesa, ale podejrzewał, że wyglądał po
prostu śmiesznie.
Westchnął
głośno, żałując, że nie ma eliksiru, po wypiciu którego można byłoby się stać
szczuplejszym, przystojniejszym albo odważniejszym. Choć w jego przypadku
przydałoby się to wszystko naraz.
Zatrzymał
się na szczycie ruchomych schodów, które skręciły gwałtownie w lewo i oparł się
o poręcz ze znudzeniem. Był dopiero na trzecim piętrze, więc wcale nie
spieszyło mu się do dalszej wspinaczki. Odetchnął kilka razy, a potem zmierzył
wzrokiem kolejne kondygnacje schodów. Przyszło mu do głowy, że szybka wędrówka
na górę byłaby dobrym treningiem, dlatego też oderwał się od poręczy i, kiedy
tylko stopnie dotknęły posadzki, ruszył przed siebie z pełną determinacją. Miał
zamiar ani razu się nie zatrzymać i udałoby mu się to, gdyby nie głos jakiejś
dziewczyny, dobiegający z dołu.
– Hej,
Peter! – krzyknęła z niższego piętra i powoli wspięła się po dzielących ich
stopniach. – Co słychać?
Gryfon
zmierzył ją wzrokiem i wzruszył tylko ramionami. Nie pamiętał jej imienia, więc
wolał się nie odzywać, żeby się nie zorientowała. Po naszywce na mundurku
dowiedział się, że była Puchonką, ale nadal nie miał pojęcia, skąd mogła go
znać.
Przyjrzał
się jej dokładniej, pobudzając pamięć do działania. Jej włosy odcieniem wpadały
w rudy, ale był to zupełnie inny kolor niż u Lily. Kosmyki Evans błyszczały i
były bardziej kasztanowe, natomiast u tej dziewczyny wyglądały, jakby wyblakły.
Ściągnęła je gumką w wysoki kucyk, który uwydatniał jej pucołowatą twarz,
świecącą w delikatnym świetle pobliskiej lampy.
Na jej
policzkach dostrzegł wyraźne ślady po trądziku, a kiedy przyjrzał się jej
uśmiechowi, zauważył aparat na zęby z niebieskimi gumkami. Stwierdził, że dziewczyna
na pewno ważyła kilka kilogramów więcej niż powinna, chociaż obszerna szata
nieco to ukrywała.
– Jestem
Clara – przypomniała, rumieniąc się i wyciągając dłoń w jego stronę. – Chodzimy
razem na transmutację, historię magii...
Szybko
uścisnął jej rękę, bo podejrzewał, że byłaby w stanie wymienić wszystkie
przedmioty, które mieli wspólnie.
– Jasne,
pamiętam cię – skłamał gładko z wymuszonym uśmiechem.
Dziewczyna
spojrzała na niego z radością, a on odwrócił wzrok, zastanawiając się, jak się
od niej uwolnić.
– Masz
jakieś plany na sobotę? – zapytała, a jej pyzate policzki się zaczerwieniły,
tak samo jak nos i środek czoła.
Peter
odsunął się parę kroków w tył, marszcząc brwi. Nie chciał dłużej ciągnąć tej
rozmowy. Powinien się cieszyć, że ktoś się nim zainteresował, a tymczasem nieustannie
myślał o Gabriele. Nawet w tym momencie, patrząc na Puchonkę, nie mógł
zapomnieć o koleżance, która zawróciła mu w głowie. Nadal miał nadzieję, że im
się uda, dlatego postanowił odmówić.
–
Przepraszam, ale już jestem z kimś umówiony – powiedział w miarę sympatycznie i
wszedł po kilku schodach, dając sygnał, że rozmowa skończona.
W oczach
Clary dostrzegł cień smutku, którego wcale nie chciał widzieć. Rudowłosa
spuściła wzrok na swoje buty i pokiwała gorliwie głową, jakby wszystko
rozumiała.
– Och,
jasne – wymamrotała pod nosem i podrapała się po piegowatym policzku. – Nie ma
sprawy. Miło było cię spotkać...
Ale
Peter już jej nie słuchał, bo zdążył wspiąć się na kolejne piętro, zostawiając
ją samą.
Mało
brakowało, pomyślał, zadowolony z siebie i z uśmiechem ruszył dalej w stronę
portretu Grubej Damy. Nie zwracał wówczas uwagi na to, jak poczuła się Clara. Najważniejsze
było to, że dał jej kosza. Dziewczyna zapraszała go na randkę, a on odmówił. Ale
historia! Z radością zatarł ręce, podając hasło i wchodząc do pokoju wspólnego.
Zachował się jak James albo Syriusz i był z siebie bardzo dumny.
Nie
zastanawiał się jednak nad tym, jakby się czuł, gdyby to on był na miejscu
Clary.
Na pewno
nie byłoby mu tak wesoło.
***
Pod peleryną-niewidką wślizgnęła się niepostrzeżenie do
biblioteki, chociaż wydawało jej się, że musiała czekać wieki, aż ktoś otworzy
drzwi. Na palcach wyminęła bibliotekarkę i stanęła między regałami, zaciskając
usta i wpatrując się w tabliczkę na ścianie. „Dział Ksiąg Zakazanych”. Miała
zamiar poszukać tam informacji o chorobie Chrisa, bo w zwykłych książkach nie
mogła niczego znaleźć. Zapomniała jednak o tym, żeby zastanowić się, jak dostać
się do środka i nie zostać zauważoną.
Wyciągnęła
różdżkę i wycelowała nią w biurko bibliotekarki, posyłając jej papiery na
podłogę. Kobieta nakrzyczała na kilku uczniów, którzy właśnie opuszczali
bibliotekę, bo zapewne pomyślała, że zrobili przeciąg. Zaczęła mamrotać coś pod
nosem i schyliła się, żeby pozbierać kartki, a Lily skorzystała z okazji i w
jednej chwili znalazła się za drzwiami od oddzielonego segmentu biblioteki.
Przytrzymała
mocniej pelerynę, aby nie zsunęła się z jej ramion i ponownie zachwyciła się
nad jej materiałem. Był taki gładki i zdawał się sprawiać wrażenie płynnego.
Schowała różdżkę do kieszeni i powoli ruszyła wzdłuż regałów, przypatrując się
poszczególnym tytułom.
W końcu
dotarła do litery C i zaczęła się rozglądać za czymś o chorobach. Jej uwagę
przykuły dwie grube książki, które szybko ściągnęła z półki i przycisnęła do
piersi, bo były też dosyć ciężkie. Zagryzła wargi, rozglądając się dookoła. W
tej części biblioteki nie było ani jednego stolika, co Evans uważała za
głupotę.
Wyglądnęła
przez okienko w drzwiach i zauważyła, że pani Jones oddaliła się trochę, żeby
pozbierać pozostawione przez uczniów książki. Lily błyskawicznie wyszła z
zakazanego działu i podbiegła do najdalszego z krzeseł, żeby zająć sobie
miejsce przy wolnym stole. Upewniwszy się, że nikogo nie było w pobliżu,
szybkim ruchem zdjęła z siebie pelerynę i położyła księgi na blacie. Otworzyła
pierwszą z nich, kątem oka cały czas obserwując bibliotekarkę i mając nadzieję,
że do niej nie podejdzie. Założyła włosy za ucho, po czym przejechała palcem po
spisie treści, a właściwie po czymś, co teoretycznie miało być spisem treści,
bo numery stron nie zostały zapisane w odpowiedniej kolejności, a niektóre
nazwy przekreślono.
Westchnęła
ze złością i zaczęła przerzucać kolejne kartki, pobieżnie przeglądając ich
zawartość. Już po pierwszych obrazkach dowiedziała się, dlaczego książka ta
znajdowała się akurat w tym dziale. Starała się więc nie przypatrywać
ilustracjom, które stanowczo nie były przeznaczone dla oczu młodszych uczniów.
Czytała
nazwę każdej choroby i przewracała stronę, marszcząc brwi, bo nigdy nie
słyszała o żadnej z nich. Oparła brodę na dłoni i skrzywiła się, kiedy
zobaczyła wyjątkowo paskudne zdjęcie zamieszczone u dołu kartki. Zaczęła się
już obawiać tego, co znajdzie pod informacjami na temat dolegliwości Chrisa. O
ile w ogóle coś znajdzie.
Usłyszała
cichy chichot jakiejś dziewczyny, która wyraźnie flirtowała z wysokim
rudzielcem. Lily odruchowo chwyciła okładkę, żeby w razie czego ją zatrzasnąć i
posłała im zirytowane spojrzenie, chociaż pewnie nawet tego nie zauważyli.
Znaleźli sobie miejsce do romansów. Prychnęła pod nosem, wracając do lektury.
Wreszcie,
gdy Evans miała już ochotę cisnąć jedną z książek w gruchającą obok parę, przed
jej oczami pojawił się duży zawiły napis „Zespół Deforta”. Z dudniącym sercem
rozprostowała kartki i zaczęła czytać pierwszy akapit, ciesząc się, że nie było
tam żadnych strasznych zdjęć.
Zespół Deforta – nieuleczalna choroba, która
częściej dotyka mężczyzn niż kobiet. Zazwyczaj jest przenoszona genetycznie i
prowadzi do śmierci, ale istnieją sposoby, żeby to opóźnić (zastrzyki,
tabletki, odpowiednia dieta). Lekarstwo nie zostało jeszcze wynalezione, choć
wielu wybitnych czarodziejów się na tym skupiało.
Objawy: omdlenia, trudności z oddychaniem,
bladość, osłabienie mięśni, kaszlenie krwią, a także krwotoki z nosa, kłopoty z
podnoszeniem ciężkich przedmiotów, słaba krzepliwość krwi.
Przebieg: powolne wymieranie płuc, prowadzące
do całkowitego ich zaniku, a tym samym do śmierci. W każdym przypadku wygląda
to inaczej, nie można ocenić, ile czasu zostało choremu, ponieważ zespół ten
jest wyjątkowo złośliwy. W jednej chwili potrafi się gwałtownie polepszyć, ale
także pogorszyć.
Zalecenia: należy unikać większych wysiłków i
stresów, nie palić papierosów, przy każdym pogorszeniu stanu chorego
kontaktować się z lekarzem/uzdrowicielem prowadzącym, nie ignorować objawów, chyba
że życie wam niemiłe...
Lily
drżącymi dłońmi przewróciła stronę, ale przestała czytać dalej, kiedy
dostrzegła ilustrację, przedstawiającą całkowicie zniszczone płuca. Zacisnęła
powieki i pokręciła głową, czując narastające mdłości. Słowa przepływały przed
jej oczami tak szybko, że tworzyły wielką czerwoną plamę.
Unikać większych wysiłków. To zdanie wręcz
krzyczało do niej prosto z kartki. Przypomniała sobie, jak Chris musiał
przestawiać meble w Azylu, a ona ledwo mu pomogła. Zagryzła mocno wargi, czując
w nich ból. To ona kazała przestawiać mu te szafki! To przez nią później
krwawił.
Nie ignorować objawów. Kolejne słowa, które
dosłownie kłuły ją w oczy. Zamrugała kilkakrotnie, czując gromadzące się pod
powiekami łzy.
Szybko
podniosła się z krzesła i wybiegła z biblioteki, kierując się w miejsce, w
które powinna udać się już kilka godzin temu, zamiast marnować czas na szukanie
głupich informacji. Zacisnęła pięści, słysząc tylko tupanie swoich butów na
posadzce i nie myśląc o niczym innym.
***
Od
kilkunastu minut Aileen siedziała na parapecie w sowiarni z książką na
kolanach, która służyła jej jako podkładka pod kawałek pergaminu. Wsadziła koniuszek
cukrowego pióra między zęby i jeszcze raz przeczytała zapisany list od początku.
Zmarszczyła
brwi, wykreślając jakieś słowo, które pojawiło się tam zupełnie przez przypadek.
Spojrzała na poziomą kreskę z lekką złością; jeszcze nigdy nie udało jej się
napisać czegoś bez błędów i skreśleń, ale zdążyła się już do tego przyzwyczaić.
Jej pismo także pozostawiało wiele do życzenia, bo było koślawe i
przekrzywione.
W końcu
doszła do wniosku, że nie będzie już niczego zmieniać i dopisała na dole
pergaminu swoje imię, po czym zwinęła kartkę w rulonik i przywiązała go do
nóżki jednej z najbliższych sów. Odgarnęła włosy z twarzy i uśmiechnęła się delikatnie,
obserwując odlatującego ptaka. Wyjrzała przez okno, a chłodne powietrze
gwałtownie smagnęło ją w twarz.
Nie
wychylała się za bardzo, bo znajdowała się na najwyższej kondygnacji w sowiarni
i wolała nie przekonywać się na własnej skórze, jakby to było spaść z takiej
wysokości.
Zerknęła
na swój kieszonkowy zegarek, szacując, ile zostało jej czasu do spotkania z
Julie. Aileen zawsze się spóźniała, chociaż na lekcje starała się przychodzić o
odpowiedniej porze, ale czasami jej to po prostu nie wychodziło. Odziedziczyła
tę cechę po starszym bracie, który, mimo zegarka na ręce, naprawdę rzadko dotrzymywał
ustalonych terminów spotkań. Prawie za każdym razem pojawiał się spóźniony o
kilka, kilkanaście minut, więc jeśli umówił się akurat z siostrą, nie musieli
na siebie czekać. Chris już dawno zdążył się do tego przyzwyczaić i nie
denerwował się na takie zachowanie. Jednak nie można było tego samego powiedzieć
o nauczycielach, którzy każde spóźnienie karali odjęciem punktów. Gdyby komuś
chciało się policzyć, ile razy klepsydra Ravenclawu została poszkodowana w ten
sposób, mógłby się zdziwić.
Aileen
westchnęła cicho i zeskoczyła z parapetu, uginając i rozprostowując obolałe
kolana.
Do
sowiarni przychodziła kilka razy w tygodniu, żeby usiąść i napisać kolejny
długi list. Stało się to dla niej rutyną, chociaż wcale nie monotonną, bo za
każdym razem czuła to samo podekscytowanie i powiew tajemnicy, którą chciała
rozwiązać.
Pierwszy
list dostała, kiedy kończyła piątą klasę i od tamtej pory stale korespondowała
z chłopakiem, którego jeszcze nie spotkała na żywo, ale wiedziała o nim sporo
rzeczy. Na początku zachowywała się dość ostrożnie, ale z czasem otworzyła się
przed nim i zaczęła oczekiwać na kolejne listy z coraz większym zaciekawieniem.
Miał na
imię Aaron i to by było na tyle z najważniejszych informacji, jakie jej o sobie
zdradził. Nie podał, ile ma lat, ani w jakiej jest klasie. Nie opisał swojego wyglądu,
nawet koloru oczu czy włosów. Opowiadał jej jednak o swoich przeżyciach, o
rodzinie, o problemach w szkole, co było dla niej dużo bardziej wartościowe niż
na przykład wzrost.
Oczywiście,
chciała z nim porozmawiać w cztery oczy, ale uważała, że na razie mogło tak
zostać. Podobało jej się to, że wyobrażała go sobie na podstawie jego
charakteru, a nie aparycji. Aaron rozumiał ją tak dobrze, jak nikt inny i
cieszyła się, że zdecydował się do niej napisać, bo była to zdecydowanie jedna
z lepszych rzeczy, które jej się przytrafiły w ciągu ostatniego roku.
Uśmiechnęła
się ponownie, znowu zerkając na zegarek i powoli zaczęła schodzić na dół, żeby
zdążyć do wieży Krukonów przed Julie. Zastanawiała się właśnie, czy powinna
opowiedzieć koleżance o swoim tajemniczym korespondencie, ponieważ dotychczas
trzymała to w sekrecie nawet przed Willem i Chrisem. Ale w końcu oni byli
chłopakami i niczego by nie zrozumieli, a Julie... Julie by jej nie
skrytykowała. Will na pewno stwierdziłby, że to niebezpieczne i zakazałby jej
kontaktów z Aaronem. Jednak Aileen nie była dzieckiem i sama potrafiła ustalić,
czy coś jej zagrażało, czy też nie.
Zapięła
płaszcz i ruszyła dróżką prowadzącą do zamku, cały czas się uśmiechając. Jeszcze
raz spojrzała na zegarek i zauważyła, że była dopiero piąta, co oznaczało, że
Julie nie będzie musiała na nią czekać. Przypomniała sobie jednak, z jakiego
powodu się spotykały: chciała ją pocieszyć po tym, jak Will całował się z tą
całą Optone.
Spochmurniała
nieco, zastanawiając się, dlaczego jej brat był taki ślepy. I głupi. Zupełnie
nie dostrzegał tego, że Julie była w nim po uszy zakochana. I na dodatek zaczął
się umawiać z inną dziewczyną z jej dormitorium.
Miała
ochotę przemówić mu do rozumu, ale pewnie skończyłoby się to jakąś awanturą, a
nie chciała się z nim znowu kłócić. Przez list Chrisa do jego matki cała szkoła
wiedziała, że Aileen nie dogadywała się z Willem i nie zamierzała tego wszem i
wobec potwierdzać.
Musiała
czekać, aż wszystko się rozwiąże i mogła tylko mieć nadzieję, że jej brat
wykaże się rozsądkiem i wybierze Julie.
***
Lily
wbiegła po schodach, prowadzących do wieży Krukonów i zatrzymała się tuż przed
drzwiami. Nigdy nie była w ich pokoju wspólnym, więc spojrzała ze zdziwieniem
na kołatkę w kształcie orła. Czyżby, żeby dostać się do środka, wystarczyło po
prostu zapukać? Żadnych haseł, ani zabezpieczeń? To nie mogło być takie łatwe. Zmarszczyła
brwi i wsunęła palce pod drewno, aby zastukać.
Zupełnie
nie spodziewała się usłyszeć nagle kobiecego głosu, więc wzdrygnęła się i
odsunęła do tyłu z zaskoczenia.
– Połowa
litery, dźwiga książki i papiery – zabrzmiały melodyjnie słowa.
Evans
zamrugała kilkakrotnie i uniosła brwi do góry. Najwyraźniej wcale nie
wystarczyło zapukać, żeby wejść do środka.
– Co? –
zapytała głupio, jakby drzwi mogły ją zrozumieć i jej odpowiedzieć.
Odgarnęła
włosy na prawe ramię i westchnęła ciężko. Wyciągnęła dłoń i jeszcze raz
uderzyła kołatką, a głos ponownie wypowiedział to samo zdanie.
– Połowa
litery... – powtórzyła Lily, stukając się po brodzie. – To jakaś zagadka, tak? Dźwiga
książki i papiery... – Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu jakiejś
podpowiedzi.
Dostrzegła
jednak tylko młodszą dziewczynę, która wspinała się właśnie po schodach i
uśmiechała się drwiąco. Evans rozpoznała w niej zawodniczkę z drużyny Krukonów,
która grała na pozycji pałkarza. Pamiętała, że chyba miała na imię Megan i nie
podobało jej się to, że Lily i Natt przyszły na ich trening.
– Daj
spokój. To chyba najprostsza zagadka, jaką do tej pory słyszałam – mruknęła
zjadliwie Krukonka, zakładając ręce na piersiach i patrząc na Rudą z
oczekiwaniem.
Lily
całkiem ją zignorowała i zaczęła się zastanawiać nad odpowiedzią. W końcu,
kiedy drugi raz powtórzyła sobie w myślach treść zagadki, dostała olśnienia. Rzeczywiście
to nie było takie trudne, ale nie zamierzała przyznawać racji Megan.
– Półka –
powiedziała, niepewna, czy powinna gdzieś stuknąć, czy po prostu podać rozwiązanie
na głos.
Na
szczęście drzwi się uchyliły i Evans szybko weszła do środka, zostawiając
Krukonkę za sobą. Miała ochotę zatrzasnąć jej przejście przed nosem, ale się
powstrzymała. Rozejrzała się po pokoju wspólnym i skierowała do schodów,
znajdujących się po drugiej stronie. Już chwytała poręcz i stawiała stopę na
pierwszym ze stopni, gdy zatrzymał ją jakiś chłopak z czwartej klasy. Zawołał
ją i poczerwieniał lekko, kiedy na niego spojrzała.
–
Przepraszam, ale chyba się pomyliłaś. To są schody do dormitorium chłopców –
wyrzucił z siebie szybko, poprawiając przekrzywiony, granatowy krawat.
Uśmiechnęła
się do niego, po czym pokręciła przecząco głową.
– Idę do
przyjaciela – oznajmiła z rozbawieniem, na co Krukon jeszcze bardziej
poczerwieniał.
– Jasne,
wybacz – wybąkał i odszedł w stronę fotela przy kominku.
Lily natomiast
wspięła się w końcu po schodach i stanęła przed drzwiami z napisem „siódmy
rok”. Przelotnie zerknęła na nazwiska wyryte na tabliczce, ale znała tylko dwa
z nich, więc nie przyglądała się im dłużej. Zapukała delikatnie w drewno i
nacisnęła klamkę, gdy usłyszała głośne „proszę”.
Weszła powoli
do środka i pierwszym, co ujrzała był czyjś duży, nagi brzuch. Szybko odwróciła
wzrok, a niski brunet zaklął pod nosem i błyskawicznie wciągnął na siebie
koszulkę przy akompaniamencie śmiechu dwóch także obcych jej kolegów.
– Ile
razy mam wam powtarzać, żebyście nie wpuszczali nikogo, kiedy się przebieram? –
zapytał ze złością zawstydzony chłopak.
Lily
podrapała się po szyi i zrobiła parę kroków w głąb pokoju, zatrzaskując za sobą
drzwi.
– Jesteś
dziewczyną Chrisa, tak? – zapytał jeden z chłopaków, uśmiechając się do niej
szeroko. – Właśnie bierze prysznic, możesz na niego poczekać. – Wskazał na
łóżko, więc posłusznie na nim usiadła, nie odpowiadając na zadane pytanie.
– Mam na
imię Lily – przedstawiła się i poprawiła włosy, przypatrując się współlokatorom
Christiana i Willa.
Ten,
który nazwał ją jego dziewczyną zaśmiał się serdecznie i podszedł bliżej, żeby
podać jej rękę.
– Uwierz
mi, wiemy to aż za dobrze. Jestem Tomas – dodał, kiedy wyciągnęła do niego
dłoń.
Dwóch
pozostałych także podało swoje imiona, chociaż brunet zrobił to raczej
niechętnie, bo nadal patrzył z urazą na kolegów. Evans przewróciła tylko oczami
i rozejrzała się z zaciekawieniem po pokoju. Teraz wyraźnie słyszała szum wody,
dobiegający z łazienki, więc oparła się o poręcz łóżka, zastanawiając się, co
dokładnie powinna powiedzieć Chrisowi.
–
Wiecie, gdzie jest Will? – Do uszu Lily dobiegło pytanie chłopaka nazwanego Davidem.
Uśmiechnęła
się pod nosem, bo Natalie przez większość dnia powtarzała jej i każdemu, kto tylko
chciał jej słuchać, że wieczorem ma z nim randkę. Evans naprawdę cieszyła się
szczęściem przyjaciółki, chociaż wiązało się to z cierpliwym przyjmowaniem wszystkich
jej rewelacji. Ale nie miała z tym problemu, bardzo to lubiła. Mimo że czasami
się wyłączała i zupełnie uciekały jej niektóre słowa Optone.
– Umówił
się z moją przyjaciółką – odpowiedziała, po tym jak Tomas i Mike wzruszyli ramionami.
W tym samym
momencie z łazienki wyszedł Chris, więc szybko spojrzała w jego kierunku. Blondyn
nie miał na sobie koszulki i powoli wycierał włosy w ręcznik, próbując je lekko
wysuszyć.
– Lily?
– zdziwił się, kiedy ją zauważył i podrapał się po karku. – Co ty tutaj robisz?
Dziewczyna
przeniosła wzrok z jego twarzy na brzuch, który był płaski, z delikatnie
zarysowanymi mięśniami. Tak bardzo różnił się od tego, który zobaczyła na
wejściu. Najwidoczniej David pomyślał to samo, bo naciągnął niżej trochę zbyt
obcisłą koszulkę.
W
czasie, kiedy Lily podziwiała jego tors, Christian zdążył chwycić jakąś
koszulkę i ją na siebie wciągnąć. Zamrugała kilka razy, wyobrażając sobie, jak
głupią musiała mieć minę.
– Ee...
– zaczęła niepewnie, podnosząc się z łóżka i wskazując na wyjście. – Chciałbyś się
może przejść ze mną na błonia?
Pokiwał
głową z uśmiechem i zarzucił na plecy kurtkę, zdjętą z jednego z wieszaków.
Evans przyjrzała się uważnie chłopakowi i otuliła jego szyję szalikiem w
barwach Krukonów, na co przewrócił oczami. Pociągnęła go za rękę do drzwi,
żegnając się wcześniej z nowo poznanymi, którzy teraz cicho o czymś rozmawiali.
Nie
odezwała się ani słowem, dopóki nie dotarli do wrót wyjściowych z zamku i
czuła, że Chris coraz bardziej się tym denerwował. Znaleźli się na błoniach,
gdzie zdążyło już się zrobić ciemno, więc Lily zbliżyła się do Krukona i uśmiechnęła,
mocniej ściskając jego dłoń.
– Byłam
w bibliotece i wiem już wszystko, a raczej prawie wszystko na temat twojej
choroby – powiedziała cicho i zatrzymała się na środku ścieżki, żeby spojrzeć
mu w oczy. – I mam zamiar ci w tym pomóc, rozumiesz? Nie zostawię cię samego –
zapewniła z błyskiem w szmaragdowych tęczówkach.
Blondyn
wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, jakby analizował jej słowa. Lily
natomiast nagle poczuła ciarki na plecach i szybko zerknęła w lewo. Tak jak się
spodziewała, w odległości kilkunastu metrów stała ta mała blondynka, choć w
ciemności nie było jej dokładnie widać. Evans odwróciła się z powrotem do
Chrisa i zacisnęła gwałtownie powieki, mając nadzieję, że kiedy je otworzy,
dziewczynka zniknie.
Jakie
było jej zdziwienie, gdy poczuła, że Christian pochylił się nad nią i dość
nerwowo przyłożył usta do jej własnych. Przez chwilę była tak zaskoczona, że
nie mogła się poruszyć. Cała ta sytuacja wyglądała z jej perspektywy absurdalnie
i powoli zaczynała przypominać sen. Lily stała w miejscu jak wryta jeszcze
przez kilka sekund, a potem zrobiła jedną z najgłupszych rzeczy, jakie mogły
przyjść jej do głowy w tamtym momencie.
Roześmiała
się. Prosto w jego usta.
Odsunął
się od niej tak szybko, że nawet nie zdążyła pomyśleć nad tym, co się właśnie
stało. Na jego twarzy malowały się uczucia, które były dla niej jak kopnięcie w
brzuch. Widziała w jego niebieskich oczach jednocześnie wstyd i upokorzenie, a
także rozczarowanie i zawód. Ale przede wszystkim ból. Ból zdecydowanie
przeważał w tej mieszaninie odczuć.
Pokręciła
rozpaczliwie głową, żeby jakoś załagodzić sytuację, jednak Christian odwrócił
się i pobiegł w stronę zamku, zostawiając ją samą ze łzami w oczach.
– Coś ty
narobiła? – zapytała ze złością i rozejrzała się w poszukiwaniu dziewczynki, po
której nie było ani śladu. – Chris... – Dopiero wtedy w pełni dotarło do niej
to, co się wydarzyło – O matko. Christian! – krzyknęła, zrywając się do biegu,
ale był już dosyć daleko.
Włożyła
wszystkie siły w to, żeby go dogonić i w końcu jej się to udało. Chwyciła go za
rękaw tuż przy schodkach, prowadzących do zamku. Stanęła przed nim, z
przerażeniem obserwując jego zaczerwienione policzki i odwrócony wzrok.
– Błagam
cię, spójrz na mnie – poprosiła i zacisnęła palce obu dłoni na jego policzkach.
– To nie miało żadnego związku z tobą, przysięgam. Zachowałam się jak idiotka –
jęknęła, widząc, że przymknął powieki, żeby na nią nie patrzeć. – Przepraszam,
Chris. Jestem taka głupia. – Przejechała dłońmi po jego rozpalonych kościach
policzkowych.
Czuła się
naprawdę okropnie, bo wiedziała, że właśnie zniszczyła mu nieodwracalnie
pierwszy pocałunek. Była pewna, że nie robił tego wcześniej, po samym sposobie,
w jaki trafił w jej usta. Nie było to zbyt umiejętne. A ona po prostu wybuchła
sobie śmiechem! Miała ochotę uderzyć głową w ścianę, bo zachowała się naprawdę
koszmarnie. Jak miała wytłumaczyć to, że nie śmiała się z niego?
Odgarnęła
mu włosy z czoła, czując się coraz bardziej beznadziejnie. Łzy cisnęły się jej
do oczu wielkimi falami, które starała się tamować, a w gardle pojawiła się
nieprzyjemna gula, utrudniająca mówienie.
– Musisz
mi uwierzyć – wychlipała, a on w końcu na nią spojrzał. – Zapomnijmy o tym,
dobrze?
Po
chwili, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność, pokiwał głową, a Lily
wplotła palce w jego jeszcze wilgotne włosy i zaczęła płakać z ulgi. Chris
objął ją w pasie i przytulił do siebie z cichym westchnięciem.
–
Przepraszam... – powtarzała ciągle, wtulona w jego klatkę piersiową.
Chłopak
głaskał ją po plecach, szepcząc jakieś uspokajające słowa. Wreszcie Lily
podniosła głowę do góry i wspięła się na palce, po czym objęła ramionami jego
szyję. Spojrzała mu w oczy, które w ciemności były granatowe, jak nocne niebo. Powoli
zbliżyła się do niego jeszcze bardziej i delikatnie objęła ustami jego górną
wargę. Chris przyciągnął ją do siebie, oddając pocałunek, a Lily przeniosła
dłonie z jego włosów z powrotem na policzki. Każdym muśnięciem ust przepraszała
go za to, co stało się przed paroma minutami.
Całkowicie
spieprzyła jego pierwszy pocałunek, ale postarała się o to, żeby drugi był
idealny w każdym calu.
***
*Ignis
(łac.) – ogień
Hej, kochani!
To najdłuższy rozdział, jaki do tej pory napisałam, wyraźnie zaszalałam z jego długością i aż się dziwię, że zdążyłam w "terminie". Chociaż to wszystko dzięki temu, że mogłam pisać na telefonie.
A więc od początku: nie wiem, jak wyszła ta bajka, bo pisałam ją dopiero dzisiaj rano, ale myślę, że mniej więcej jest taka jak chciałam. Więc wyjaśniła się tajemnica książki od Em.
O Julie pisało mi się całkiem przyjemnie, widać, że już się trochę "rozkręciła" i nie boi się własnego cienia.
Natomiast Peter wyszedł chyba na hipokrytę, ale tak właśnie chciałam go przedstawić. Sama się na niego wkurzałam, kiedy pisałam ten fragment :)
Myślę, że opisałam dosyć szczegółowo chorobę Chrisa, którą sobie wymyśliłam. Mam nadzieję, że przyjmiecie ją trochę z przymrużeniem oka, bo nie znam się na żadnych schorzeniach, a takie akurat mi pasowało. Możliwe, że w świecie magii dałoby się to wyleczyć, ale załóżmy, że to niestety nierealne.
I na koniec Chily rozkręciło się już na dobre, choć może niektóre osoby mnie za to zlinczują. W każdym razie, spontanicznie sama stworzyłam tego gifa, to znaczy je połączyłam i pozmieniałam trochę kolorystykę, żeby wyglądały podobnie. Nie wiedziałam nawet, że umiałabym coś takiego zrobić, a okazało się, że to wcale nie jest trudne.
Ok, chyba nie pamiętam, co miałam tu jeszcze pisać. Na pewno mam jakieś zaległości na blogach, ale postaram się je niedługo nadrobić.
Dziękuję pięknie za trochę ponad 27k wyświetleń. To raczej dużo, prawda? Więc bardzo, bardzo się cieszę :) Jesteście najlepsi <3
Hm, co jeszcze? Dobra, nie będę się już więcej rozpisywać. Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba i zdołacie przeczytać te pełne 13 stron Worda.
Pozdrawiam gorąco i przesyłam całusy.
Pierwsza, już lecę komentować poprzedni :D
OdpowiedzUsuńOjeju, kochana, ja mam u Ciebie tyle zaległości, że strasznie mi głupio. Ale spokojnie, wszystko nadrobię, obiecuję :)
UsuńHej, hej!
OdpowiedzUsuńWiesz, że ten rozdział jest cudowny?
Tak mi się podba, że ja nie mogę!
Bajka od Emily naprawdę się udała. Wszystkich charaktery się zmienianą! Em zaczyna być miła, Julie odważniejsza! Normalnie świat wariuje! Ale to dobrze. Zmieniają się na lepsze.
Aileen sobie koresponduje z Aaronem, co? A to heca xd (uwielbiam to słowo) Ja tam bym się zgadzała z Willem... A co jeśli to morderca, co? Zabije ją i tak się skończy romansowanie przez listy xd
Było troszkę Jily!! Jupijaj!
I trochę więcej Chily! I nawet zaczynam lubić ten pairing. W kazdym razie na początku trochę mi się żal zrobiło Chrisa. A ta blondynka oczywiście wszystko musiała zepsuć... Ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło! Czy ja właśnie życzę Chrisowi i Lily wszystkiego dobrego? Ohhh, co się ze mną dzieje... Przepraszam, James...
Wiesz, czego jedynie mi tutaj brakowało? Syriusza i Melle! W następnym rozdziale mają być!
No kurczaczki, świetnu rozdział! Naprawdę bardzo mi się podoba!
Pozdrowionka,
Bianka
U mnie także nowość!
zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com
Cześć!
OdpowiedzUsuńAż dziw bierze, że taki inteligentny chłopak jak Remus nie mógł pojąć znaczenia bajki. Heloł, wilkołak jest z pewnością bardziej cywilizowany niż smok - nawet nie chcę myśleć, jak bajkowi rodzice mogli wysłać smoka do szkoły :p To jest szalone nawet jak na bajkę. Ale nieważne, ważne, że Emily chciała, żeby Remus coś zrozumiał! Pytanie o to wprost nie jest chyba najmądrzejszym posunięciem i Lupin coś nam tu szwankuje, ale ciekawa jestem, jak to się dalej rozwinie.
Uff, dobrze, że Lily tak zareagowała na rewelacje Jamesa. Wprawdzie miała głowę wypchaną chrisem, ale i tak miło, że nie wpadła w furię czy coś.
Wowwowwow, przemiana Julie zrobiła na mnie wrażenie! Sama jestem zdziwiona tym, co napiszę, ale chyba dobrze się stało, że ten tępak Will zszedł się z nudną Natalie, bo dzięki temu Julie rozwija skrzydła! Flirt poszedł jej nadzwyczajnie dobrze pomimo ostatniej gorzkiej kwestii. Oby dało to Willowi to myślenia, bo innej możliwości po prostu nie akceptuję.
Wiem, że powinnam być oburzona zachowaniem Petera, ale... To Peter. Stłumiony przez przyjaciół, biedny, zakompleksiony Peter. I to jeszcze w dodatku zadurzony w Gabriele. Szkoda mi słodkiej Clary, ale mimo wszystko jego zachowanie było jakby logiczne, przewidywalne, więc nie moge mieć do niego żalu.
Fakt, że Aileen ma przyjaciela, z którym jedynie koresponduje, był bardzo intrygujący. Sama mam za sobą podobne przeżycia, więc doskonale rozumiem, jak to jest - rozmawiać z kims o kluczowych w życiu sprawach i jednocześnie nie wiedzieć nic o innych podstawowych kwestiach takich jak choćby wzrost.
Oooch, kolejna cudna krukońska zagadka! Uwielbiam to.
Cóż mogę powiedzieć - końcówka nie była po mojej myśli. Chris nigdy mnie nie zauroczył, więc na jego relacje z Lily patrzę tylko jak na etap przejściowy przed tym, co stanie się pomiędzy nią a Jamesem. Nieważne na co choruje, jest raczej bezbarwną postacią, w przeciwieństwie do Pottera. Niestety!
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Chyba 4 :/
OdpowiedzUsuńKochana, Optimist!
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że czekałam na nowy rozdział i wchodząc dzisiaj na bloggera, micha mi się zaczęła cieszyć, gdy zobaczyłam to cacko. Do tego 13 stron! Kocham długie rozdziały, a Twoje dzieła to mogłyby być jeszcze dłuższe *o*
Czytając stworzoną przez Ciebie bajkę, na samym początku nie zrozumiałam w ogóle jak to się odnosi do osoby Remusa. Olśnienie pojawiło mi się dopiero w chwili, kiedy smok skrył się na wyspie, bojąc się, że zrobi komuś krzywdę. Emily naprawdę się zmieniła, dając taką książkę Lupinowi. Ale również podarunek nie musiał mieć na celu podniesienia go na duchu, a wręcz pokazanie, że jest jak ten smok, czyli niebezpieczny i powinno się go odseparować, ale zdecydowanie wolę wersję zmiany Em.
Jeeeej! Była jakaś scena z Jily! <3 James złapał Lily za rękę... Serce mi topnieje, przez takie urocze scenki! A James zakochany, nie pytając nawet po co, dał jej pelerynę, czym przyczynił się w malutkim punkcie do tego co doszło między Chily. Naprawdę cieszę, że James powiedział wszystko Lily o raportach, a Evans przyjęła to zaskakująco dobrze, co w sumie ogromnie mnie cieszy i raduje, bo w końcu jakaś pozytywna relacja między Jily się zaczyna kształtować.
Mimo, że lubię Natt, to jakoś Will i Julie do mnie bardziej przemawiają. Na samym początku nie przepadałam za panienką Julie, ale coraz bardziej zaczynam ją lubić, zwłaszcza po miłej przemianie jaka się w niej stała. Ciekawe, co myśli o niej Will? Teraz traktuje ją pewnie jako dobrą znajomą i przyjaciółkę siostry, ale trzymam kciuki, że w przyszłości zobaczy w niej kogoś więcej.
Peter i jego próba czochrania włosów w stylu Jamesa. Rozbawiła mnie naprawdę, bo sory memory, ale jedyną osobą, która robi to bezbłędnie i z należytą gracją (XD) to James Potter <3 Biedna Clara, naprawdę mi żal tej dziewczyny, bo raczej po Peterze spodziewałam się czegoś innego. W końcu on zawsze był w grupie huncwotów kimś niedocenionym, a tutaj nagle stał się może nie chamski, ale niemiły, bo dziewczyna starała się i tak dalej, a on ją spławił i do tego zostawił ją samą i jeszcze się cieszył jak ten idiota. Rozumiem, że podoba mu się Gabrielle, ale jednak Clara była miła...
Ciekawie opisałaś chorobę Chrisa, ale jakoś ta postać przez tą chorobę sprawiła, że czuje do niej jedynie litość. Chris to dla mnie taka wersja laski, takiej zagubionej, która liczy by każdy ją chronił, bo sam biedny nie umie tego zrobić. Przepraszam, ale tak własnie postrzegam tą postać, ale pewnie dlatego, bo kocham Jamesa :)
Aileen koresponduje z tajemniczym Aaronem, podoba mi się to XD Lubię takie tajemnicze miłosne sprawy, gdzie jedna z osób jest taka tajemnicza. Nie wiem, czy zamierzam złączyć ich jakoś, w sensie czy Aileen się w nim zakocha.
Ostatni fragment zdecydowanie nie należy do moich ulubionych, gdyż nie mogę zdzierżyć Chrisa na miejscu, które powinien mieć James. W sumie powiem szczerze, że jak przeczytałam chwilę, gdy napisałaś, że Chris pocałował Lily, to wybuchałam śmiechem, naprawdę, to wydało mi się takie zabawne. A jak doszłam, do fragmentu w którym Lil zrobiła to samo, to jeszcze bardziej się roześmiałam XD Mam takie dziwne poczucie humoru. Natomiast na scenie pocałunku Chily prawie zwróciłam żołądek... Jily na zawsze hihi ;3
Mam nadzieję, że tego pocałunku nie zobaczy James, bo chyba mu serce pęknie, ale z drugiej strony jestem ciekawa, jak zareagowałaby na Jamesa. Czy poczułaby jakieś tam poczucie winy i smutek na jego widok... Ale wolę, by James tego nie zobaczył...
Rozdział, jest super i chcę już kolejny, zwłaszcza, że kolejny rozdział ma publikacje w moje imieniny. Jej! Dostanę cudowny prezent.
Życzę weny mnóstwo i wolnego czasu!
Pozdrawiam, Livv :*
Rozdział mi sie podobał. Bajka dość naciągana, ale naprawdę piękna. Mam nadzieje,że Remus weźmie ja sobie do serca. Choc bardziej ciekawe jest tp, dlaczego akurat Grace mu ją pokazała, skoro dotychczas tak go zwalczała... Ciekawe. Mam nadzieje, ze Remus z niej to wyciągnie. Ciesze sie, ze James powiedział Lily prawde o raportach. Jesli chodzi o końcówkę, to zastanawiam sie, jak dalej to pociągniesz. Szczerze mówiąc, wydawało mi się przez chwile, ze Lily juz na amen spaliła ten pocałunek,choc wlasciwie w jakis sposob ciesze sie, ze go ponowiła. Ale kurde, co z Jamesm? Jak to rozwiążesz? Ja lubię Chrisa, zastanawiam się, czy Ty sie na nim aby za bardzo nie pastwisz, nie dość, ze i tak Lily bedzie z Jamesem, to jeszcze ta choroba (faktycznie, to dość dziwne, zeby nie było lekarstwa na taka chorobe, No i czemu tak wlasciwie to schorzenie opisane było w książce z dość strasznymi, przynajmniej z wyglądu, chorobami? To nie powinno byc wg mnie w dziale ksiąg zakazanych)... Jesli chodzi o J, troche jej współczuje, bo przez to, ze Will jest dla niej miły, chyba bedzie robić sobie jeszcze długo złudne nadzieje... Siostra nie pomaga, ale i tak uwielbiam jej optymizm, a teraz to w ogole mnie zaskoczyłaś, pisząc o tym tajemniczym wielbicielu, świetny pomysł xd chce wiecej wiedzieć o aaronie, mam nadzieje, ze dziewczyna powie o nim wiecej Julie, w końcu widac, ze się Zaprzyjaźniły. zapraszam na nowosc na zapiski-Condawiramurs Jestem ciekawa Twojej opinii
OdpowiedzUsuńHej :) Rozdział taki długi, że normalnie końca nie widać, ale czyta się to tak lekko, że nawet nie wiedziałam, kiedy skończyłam i chcę więcej :D Wiem, że się powtórzę,ale ta bajka była naprawdę piękna *.* A ta Em taka miła, normalnie jak nie ona xD
OdpowiedzUsuńJej! Było coś pomiędzy Lily, a Jamesem: "Poczuła, że jego palce zsunęły się po jej ręce aż do nadgarstka, co wywołało nieokreślony dreszcz na jej skórze. Poruszyła się niespokojnie, próbując wyrwać się z uścisku, ale Potter już splatał swoją dłoń z jej własną. " <--- uwielbiam ten fragment, moje serce się roztopiło i normalnie nie mogę :D
Pierwszy pocałunek Lily i Chrisa normalnie mnie rozwalił. Zapamiętać, nigdy nie śmiać się podczas pierwszego pocałunku!
Jedynie brak mi tutaj Syriusza i Melle i już byłoby idealnie :)
A co jeszcze do Lily i Chrisa, to nie mam nic do niego, ale stokroć bardziej wolę Jamesa, który jest po prostu uroczy z tym: "Ale przysięgam, że mu pomagałem." To było takie awww xD
Petera nie lubię jeszcze bardziej niż wcześniej. Ugh.. jest taki wredny i głupi, że aż mnie zaraz coś strzeli. Oczywiście bez obrazy,a le nie lubię go i już, no po prostu xD
Zapraszam do siebie, bo również pojawił się nowy rozdział :D Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :*
Lily
http://lilyevansirogacz.blogspot.com/
Hej!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno komentuję. Ostatnio nie mam kompletnie na nic czasu, do 20-ego marca zaliczam ostatnie egzaminy na studiach, piszę artykuł (termin oddania to 26 luty...), aż jestem zła na siebie, że nie zajrzałam tu wcześniej.
Odkąd przeczytałam Twoje opowiadanie z niecierpliwością czekam na każdy nowy rozdział. :)
Dziękuję Ci za komentarz na moim blogu, bardzo mnie ucieszyło, gdy zobaczyłam Twój nick! :)
Dobra, do rzeczy, zawsze skupiam się na gadaniu o tym, o czym nie trzeba. :P
Bajka wyszła Ci świetnie! Emily wiedziała, co robić, dając tę książkę Remusowi. Wydaje mi się, że jest zbyt dumna, by wprost przyznać się do błędu. Pewnie żałuje swojego zachowania i chce to jakoś naprawić, a nie ma odwagi stanąć twarzą w twarz i poniżyć się przed Lupinem, takie odnoszę wrażenie.
Czyżby Julie odpuściła, dlatego wydaje się być bardziej otwarta? Pewnie tak. Wcześniej cały czas miała nadzieję na to, że będzie mieć Willa tylko dla siebie, dlatego tak się "napinała". Teraz, kiedy wszystko legło w gruzach ma to gdzieś, co sobie o niej pomyśli. Może jednak coś między nimi będzie? Lubię Natalie i lubię Julie, także ciężko mi powiedzieć, co by było lepsze, ale jestem pewna, że jakoś ta sytuacja się rozwinie. ;)
Lily, cholera, czy ona ma szansę być z Jamesem? Póki co, nieźle wkręciła się w relację z chorym Chrisem, sama nie wiem, czy na takim etapie znajomości podołałabym i potrafiła to ciągnąć. Także ukłony w stronę Evans, ale każdy zna dalszy ciąg tej historii, w takim sensie, że ona i Potter muszą się w końcu zejść. Jestem bardzo ciekawa, jak to przedstawisz, bo z każdym rozdziałem oddala się to coraz bardziej. :) Na pewno sobie poradzisz.
Dziękuję Ci za cudowną część i wprowadzanie odrobiny magii do mojej rzeczywistości. Uwielbiam Twoje opowiadanie i życzę Ci weny, weny, weny i jeszcze raz weny! :)
Pozdrawiam,
E.
PS Co z tą małą dziewczynką...? To zagadkowe od początku... No i świetnie oddałaś scenę pocałunków i uczucia im towarzyszące!
Hej, hej!
OdpowiedzUsuńI znowu rozdział tasiemiec! Jak ty to robisz! Moje chyba nigdy nie będą takie długie ;P Chciałabym mieć chociaż kapkę twojej 'rozpisowatości' ;P Wybacz, nie wiedziałam jak to nazwać, ale w 100% o to mi chodziło ;P
Rozdział świetny chociaż oczywiście wszelkie fragmenty dotyczące lovestory Lily i Tego Którego Imienia Nawet Nie Mam Ochoty Wymawiać Bo Nie Jest Jamesem ;P czytałam pospiesznie nie mogąc pojąc: Co!? Ona!? W!? Nim!? Widzi!? I jeszcze ta choroba... Nie życzę mu źle, wręcz przeciwnie, mam dla niego radę! Myślę, że powinien wyjechać do jakiejś placówki szpitalnej, najlepiej takiej zamkniętej, bardzo daleko, bardzo, baaaaaaaaaardzooooo daleko, i jeszcze baaaaardziej daleko, tam gdzie sowy nie dolatują, jestem pewna, że tam mu pomogą ;P Przy okazji pomoże to Lily bo definitywnie jest pod działaniem jakiegoś eliksiru ;P Och, zapewne on ją podtruwa! Może tą placówką 'szpitalną' będzie Azkaban? ;P Dobra, koniec hejtów, wiem, że to tylko przejściowy związek ;P
Dużo się dzieje! Fajnie, że rozwijasz wiele wątków, tu znowu podziw, nie łatwo wszystko ogarnąć ;P
I świetna zagadka sucharek ;P Pierwszy raz ją słyszałam, pewnie będę teraz wszystkich nią dręczyć ;P
Weny i huncwotów ;)
niecnimarudersi.blogspot.com
Bajka? A to ci checa:) nie wpadła bym na to. Może dzięki temu Remus zrozumie, że jego likantropia to nie taki wielki problem dla jego przyjaciół w akceptacji. Chociaż gamoń powinien to wiedzieć, przecież stali się dla niego animagami, a to znaczy wiele.
OdpowiedzUsuńPodobała mi się rozmowa Willa z Julie, w końcu dziewczyna się trochę ośmieliła. Tylko, żeby przez te żarty nie wziął ją za lesbijkę:D dobra, dobra, nie wymyślam już takich głupot:)
James się przyznał, a Lily mu wspaniałomylśnie wybaczyła. Ach jak ja bym chciała żeby między nimi zaczęło się coś dziać więcej.
Peter, ty świniaku, prosiaku! Zapomniał wół jak cielęciem był... jak on mogl być taki niesympatyczny. Ja rozumiem, nie musiała mu się podobać, na siłę umawiać się też nie musiał. Ale szacunek okazać powinien. A nie zbył ją jak śmiecia. Doprawdy wstyd!
W całej sytacji z Chrisem najbardziej rozbawia mnie sytuacja z nieudanym pocałunkiem. Możesz mnie uznać za wariatkę ale zachował się dziecinnie w moim skromnym mniemaniu. A może ona roześmiała się, bo była szczęśliwa, że się pocałowali? Echhhh faceci... duże dzieci.
PanObrażalskiChris
Okropna ta jego choroba. I co? A jak on umrze to co wtedy? James wskoczy na jego miejsce?
Jestem mega ciekawa jak ty to kochana wszystko wymyśliłaś.
Pozdrawiam wielbiąc Twój talent:)
Rogata
cześć, odniose się do opowiadania całościowo, bo wcześniej mnie tu nie było c: niby zaglądałam, niby planowałam poczytać, ale jakoś nie wychodziło, ale teraz udało się, przeczytałam wszystkie rozdziały.
OdpowiedzUsuńpo pierwsze to czasem rzucają mi się w oczy zgrzyty w opisach Evans - raz mowa o tym, że z Nat robią sobie kawały na lekcjach, a raz o tym, że na każdej lekcji Lily słucha i pilnie notuje.
no, ale to nie jest jakaś wielka rzecz, właściwie to może po prostu był jakiś skrót myślowy.
ogólnie to podoba mi się. motyw dziewczynki od tych kartek jest i niespotykany, i intrygujący, ciekawa jestem, o co z tym chodzi. jakoś średnio lubię Chrisa, ale może to dlatego, że dla mnie jilly to jedyna słuszna opcja xD niemniej jak już Lily ogarnie, że to James jest jej miłością życia (jakżeby inaczej), to już chyba nic nie będę do niego miała.
Emily na początku wydawała mi się takim... no, słabym punktem opowiadania. wiesz, typowa pusta lasia, żeby główne bohaterki miały wroga. ale skończyło się na tym, że jej charakter powoli się zmienia, przemyślała rzeczy i tak dalej, więc ten hipotetyczny minus możemy uznać za nieaktualny :D
i tak jak Julie drażniła mnie na początku przez te książkę, tak teraz jakoś jest z nią lepiej. jak zapomina o nieśmiałości, to nawet ma swoje momenty c:
nie wiem co jeszcze mogę dodać, w dodatku jestem zmęczona, więc zakończę na tym żeby nie gadać głupot. zatem do następnego rozdziału i życzę weny <3
zapraszam również do siebie
www.theasphodelus.blogspot.com
Hej,
UsuńDziękuję bardzo za komentarz :)
Co do tych zgrzytów w opisach Lily: na pewno nigdy nie napisałam, że na każdej lekcji notuje i słucha. Myślę, że chodzi Ci o ten fragment: "Potter wpatrzył się w rude włosy dziewczyny, siedzącej przed nim i notującej słowa nauczyciela. OPCM była jednym z jej ulubionych przedmiotów i Lily zawsze uważała, nie zamieniając z Natt nawet zdania, jak to robiła na innych lekcjach. Obie z chęcią słuchały profesora, co w przypadku Optone było spotykane wyłącznie na tych zajęciach." Tutaj faktycznie jest, że notuje i słucha, ale potem wyjaśniłam, że robi to tylko na OPCM, bo to jeden z jej ulubionych przedmiotów. Z Natt rozmawia na luźniejszych lekcjach, np. Historii magii :)
Już się przyzwyczaiłam do tego, że prawie nikt nie lubi Chrisa, więc nawet nie jestem zaskoczona ^^
Faktycznie, Emily można było tak odebrać. W sumie jeszcze nie zaszła w niej ta kluczowa zmiana, ale na pewno jest już trochę milsza niż na początku :D
Dziękuję raz jeszcze za komentarz i pozdrawiam serdecznie. Plus na pewno wpadnę do Ciebie w wolnej chwili, bo planuję to od dłuższego czasu.
Całusy :*
Właśnie tam był jakiś inny fragment, to było jakoś ujęte w odniesieniu do wszystkich lekcji, ale wydaje mi się, że nie ma sensu się doszukiwać. przypomniało mi się za to, że w rozdziale w którym Lily zarobiła dwa guzy było coś o tym, że dostała kaflem, ale piłka była posłana z pomocą pałki, więc powinien być tłuczek. chyba, że czegoś nie doczytałam, ale teraz średnio mam jak to znaleźć.
Usuńw sumie to chyba nie do końca tak, że nie lubię Chrisa, tylko hm. może po prostu mnie nie zachwycił, nie wyróżnia się dla mnie więc jestem neutralna xD albo trochę negatywna do momentu, kiedy nie zerwą.
no, nie spodziewałam się, że tak szybko zajdzie jakaś kluczowa zmiana, bo wydaje mi się, że dla niej to byłoby ciut za szybko :D
no, to widzę, że obie od dłuższego czasu miałyśmy w planach czytanie tych blogów xD ale miło mi to słyszeć. to znaczy czytać.
<3