sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział szesnasty: "Nieoczekiwane raporty i połamane stoliki"

16. Nieoczekiwane raporty i połamane stoliki
– Daj spokój, Juls – powiedziała po raz szósty Aileen, ciągnąc dziewczynę przed siebie. – To naprawdę nic strasznego.
Brunetka westchnęła tylko w odpowiedzi. Zupełnie nie podobał jej się ten pomysł. W końcu obiecała przecież Natt, że będzie się trzymać z daleka od Willa i zamierzała dotrzymać tego postanowienia. Niestety jego siostra miała zupełnie odmienne spojrzenie na całą sprawę i teraz prowadziła ją do pokoju wspólnego Krukonów. Julie dziwiła się, że Johnson była dla niej taka miła i traktowała ją jak swoją najlepszą przyjaciółkę, mimo że znały się dopiero kilka dni. Oczywiście nie mogła na to narzekać, wreszcie znalazła kogoś, z kim umiała swobodnie porozmawiać, chociaż nadal nie czuła się całkiem pewnie w jej towarzystwie.
Musiała jednak przyznać, że w ciągu tego krótkiego okresu czasu, zżyła się z Aileen, jak z żadną z dziewczyn ze swojego dormitorium i nie chciała tego zaprzepaścić.
– To bez sensu – oznajmiła sceptycznie Julie, kiedy wspinały się po wąskich i spiralnych schodach,  prowadzących do wieży Ravenclawu. – Nie  sądzę, żeby po jednej rozmowie nagle się we mnie zakochał i porzucił Natalie. A skoro już o niej mowa, zabije mnie, jeśli się o tym dowie.
Krukonka machnęła lekceważąco ręką, nie zwracając najmniejszej uwagi na słowa nowej koleżanki, przez co Distim ponownie westchnęła, tym razem dużo głośniej. Stanęły właśnie przed starymi drewnianymi drzwiami, które nie miały dziurki od klucza, ani nawet klamki. Na wysokości ich twarzy znajdowała się za to brązowa kołatka w kształcie orła. Julie wpatrywała się w nią z zaciekawieniem, bo nigdy nie była w tej części zamku.
– Trzeba do niego podchodzić stopniowo – powiedziała z uśmiechem Aileen, po czym złapała kołatkę i zastukała nią trzy razy. – Najpierw się zaprzyjaźnicie, a żeby do tego doszło, musicie ze sobą przebywać. – Poruszyła znacząco brwiami. – Potem pójdzie już z górki.
O, tak. Szczególnie, kiedy Natt o tym wszystkim usłyszy, pomyślała brunetka, ale zaraz do jej uszu doszedł jakiś kobiecy głos, wydobywający się prawdopodobnie z wnętrza drzwi.
– Co to za rzeka, która czytana od tyłu daje nazwę ryby?
Aileen zacisnęła usta, zastanawiając się nad odpowiedzią. Zmarszczyła przy tym czoło, jakby mogło jej to pomóc w myśleniu. Julie natomiast wpatrywała się z zafascynowaniem w kołatkę.
– Macie zagadki, zamiast hasła? – zapytała i przejechała dłonią po oczach drewnianego orła. – Ale świetnie!
Była wyraźnie zachwycona mówiącymi drzwiami, jednak Johnson nie podzielała jej entuzjazmu. Postukała się po brodzie palcem wskazującym, a potem w końcu się odezwała.
– Nie zawsze jest tak fajnie. Czasami te zagadki są wzięte z du... kosmosu – poprawiła się szybko, a Julie zachichotała. – Nie wiem, kto je wymyśla, ale zdarza się, że nikt w życiu nie wpadłby na poprawną odpowiedź...
– I co wtedy? – dopytywała z zaciekawieniem Distim.
Uważała, że takie zagadki były interesującym sposobem na dostanie się do środka, ale chyba wolała jednak sprawdzone hasła. Wystarczyło raz na pewien czas zapamiętać jakieś słowo lub sentencję, a Krukoni musieli codziennie mierzyć się z nowymi łamigłówkami. Pewnie znudziłoby jej się to po kilku miesiącach, lecz w tamtej chwili była pozytywnie zaskoczona tą metodą. Doszła do wniosku, że powinna się cieszyć, że aby dostać się do pokoju wspólnego Gryfonów, nie trzeba było udowadniać swojej odwagi, bo mogłaby mieć z tym kłopot.
– Jeśli nie odpowiesz, musisz czekać na kogoś, kto to zrobi. A w przypadku, kiedy nikt nie ma pojęcia, co to może być, na tych schodach tworzy się prawdziwe zamieszanie – wyjaśniła Aileen, wskazując kciukiem na stopnie za sobą. – I wtedy trzeba iść do pana Walkera i prosić go o pomoc, ale zdarzyło się to tylko kilka razy. Zazwyczaj dajemy sobie radę. – Uśmiechnęła się szeroko i jeszcze raz zastukała kołatką.
Głos kobiety powtórzył melodyjnie treść zagadki, a Julie skupiła się na wypowiadanych słowach.
– Co to za rzeka, która czytana od tyłu daje nazwę ryby?
Distim podrapała się po głowie. Zawsze wydawało jej się, że była dosyć mądra, bo w końcu miała najlepsze oceny w klasie, ale teraz nie mogła niczego wymyślić. Na szczęście szatynka w czasie ich krótkiej rozmowy zdołała znaleźć rozwiązanie łamigłówki, ale nie można się było temu dziwić. Nie bez powodu znalazła się w Ravenclawie.
– Nil – powiedziała głośno i wyraźnie.
Jak na zawołanie, wrota uchyliły się powoli, tym samym uwalniając gwar rozmów i śmiechów uczniów przebywających w środku.
Rzecz jasna, Julie znała nazwę tej rzeki, ale minęłoby sporo czasu, zanim połączyłaby wszystkie fakty, więc spojrzała na koleżankę z podziwem. Ta natomiast wzruszyła tylko ramionami i przeszła przez próg, ciągnąc Gryfonkę za ramię.
Ich pokój wspólny wyglądem był dosyć zbliżony do tego, w którym jeszcze parę godzin temu przebywała Distim. Pod butami dostrzegła upstrzony srebrnymi gwiazdami granatowy dywan, który rozciągał się na podłodze w całym pomieszczeniu. Dziewczyna rozejrzała się z zainteresowaniem, pragnąc wychwycić każdy szczegół. Jej wzrok wędrował po twarzach uczniów, którzy siedzieli przy stolikach albo na fotelach i rozmawiali. Niektórzy odrabiali lekcje, inni czytali książki, a zdarzało się, że ktoś po prostu spał po ciężkim dniu nauki.
Kiedy przyjrzała się już Krukonom, zaczęła uważniej śledzić wystrój pokoju. Zauważyła, że większą część ścian zajmują duże okna, przez które było widać błonia, a także kawałek Zakazanego Lasu i jeziora. Naprzeciw drzwi znajdował się natomiast wysoki posąg Roweny Ravenclaw, wykonany z białego marmuru.
Aileen szturchnęła ją ramieniem, przerywając kontemplację sufitu pokrytego identycznymi gwiazdami, jak na dywanie. Wskazała na schody, prowadzące zapewne do dormitorium chłopców i uśmiechnęła się zachęcająco. W tej samej chwili do Julie powróciło zdenerwowanie; nie chciała naprzykrzać się Willowi, ale jednocześnie wiedziała, że w głębi duszy marzyła o tym, żeby się do niego zbliżyć. Wzięła głęboki oddech i zaczęła lawirować pomiędzy stolikami, podążając za szatynką. Z każdym kolejnym krokiem była coraz bardziej niepewna, ale przecież nie robiła nic złego. Chciała z nim zwyczajnie porozmawiać, więc Natt powinna to zrozumieć.
Wspięły się po schodach i stanęły przed drzwiami z tabliczką z napisem „siódmy rok”. Distim domyślała się, że to jej ostatnia szansa, żeby zrezygnować i uciec. Aileen właśnie pukała knykciami w drewno i już zdążyła nacisnąć klamkę, więc Julie przełknęła głośno ślinę i ruszyła za dziewczyną.
W dormitorium były tylko dwie osoby: Will i jakiś chłopak, którego nie znała. Założyła włosy za ucho i uśmiechnęła się nieśmiało do tego pierwszego.
– Co ty tu robisz, A? – zapytał z wyraźnym zdziwieniem, kiedy je zobaczył. – Nie wiedziałem, że się przyjaźnicie.
Szatynka podeszła do jednego z łóżek i położyła się na nim, jakby należało do niej, a dopiero później odpowiedziała na pytanie starszego brata.
– Też się cieszę, że cię widzę. Mógłbyś wykazać trochę kultury i zaproponować koleżance jakieś miejsce. – Wskazała na brunetkę, która nadal stała parę kroków od drzwi.
Chłopak natychmiast się zreflektował, posyłając jeszcze siostrze groźne spojrzenie. Podszedł do Julie i przywitał się z nią z szerokim uśmiechem, jakby byli starymi dobrymi znajomymi, a potem poprowadził ją do łóżka, na którym leżała Aileen.
– Gdzie jest Chris? – odezwała się znowu Johnson, przesuwając jednocześnie nogi, aby Gryfonka mogła spokojnie usiąść obok niej.
Julie rozejrzała się po pokoju: była tak zestresowana, że wcześniej nie zwracała na nic uwagi. Drugi Krukon, przebywający w pomieszczeniu wyglądał, jakby szykował się do wyjścia, ponieważ przewiesił swoją szkolną torbę przez ramię. Pewnie zamierzał odrobić pracę domową, a na dole miał do tego dużo lepsze warunki. Po chwili, tak jak podejrzewała, skierował się do drzwi i pożegnał się z nimi sympatycznie. Przeniosła wtedy wzrok na Willa, ale zaraz ponownie się odwróciła z zaczerwienionymi policzkami.
– Nie mam pojęcia. Ostatnio cały wolny czas spędza z Lily – powiedział z nutą żalu, jakby tęsknił za przyjacielem.
Mówiąc to, usiadł na swoim łóżku i oparł się o jedną z poduszek. Popatrzył na Julie, a ona szybko utkwiła spojrzenie w podłodze, rumieniąc się jeszcze bardziej. Czuła się naprawdę głupio, bo odkąd weszła do ich dormitorium, ani razu się nie odezwała, więc otworzyła usta, żeby to zmienić, jednak Aileen zdążyła w tym samym momencie wtrącić swoje trzy knuty.
– Przynajmniej jest z nią szczęśliwy – zauważyła, wpatrując się w baldachim łóżka. – Chyba nigdy nie widziałam go tak radosnego, jak przy niej.
Will westchnął i pokiwał głową, przyznając jej rację. Po jego minie można było jednak dostrzec, że zrobił to z rozgoryczeniem. Najwyraźniej nie popierał tego, że jego przyjaciel tyle czasu spędzał z Evans i zapominał o wszystkim innym. Julie stwierdziła, że to dobra chwila, aby wreszcie się odezwać.
Złączyła ręce na podołku i uśmiechnęła się delikatnie.
– Jeśli ci to przeszkadza, powinieneś mu powiedzieć. Lily na pewno zrozumie.
Poczuła, że jej policzki przestały się już tak wściekle czerwienić, więc odważyła się podnieść wzrok na chłopaka. Jego usta uniosły się właśnie do góry i podrapał się ręką w ich kącikach, jakby chciał je trochę obniżyć. Julie zauważyła, że często tak robił, więc najwyraźniej miał taki odruch.
– Nie, nie przeszkadza mi to – odparł szczerze. – Sam mam te szlabany u Walkera, więc i tak nie mógłbym... – Urwał i szybko zerknął w stronę dużego zegara, stojącego w kącie pokoju. – Właśnie, za chwilę będę musiał iść – poinformował je, a potem uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Mogę cię odprowadzić do wieży, gdybyś chciała – dodał, patrząc na Julie, która o mało co nie dostała palpitacji serca.
Gdyby chciała? Co to w ogóle było za pytanie? Zacisnęła palce na spódnicy i zerknęła w stronę Aileen. Nie była pewna, czy się przypadkiem nie przesłyszała, ale widząc radosną minę koleżanki, doszła do wniosku, że jednak nie.
– To naprawdę miłe z twojej strony – powiedziała Distim, dziękując w myślach Merlinowi, że nie zaczęła się jąkać.
Will posłał jej kolejny sympatyczny uśmiech, a potem odwrócił się na chwilę, żeby zapakować do torby rzeczy potrzebne na szlaban. Jego siostra w tym czasie zdążyła narysować serduszko w powietrzu, na co Julie zachichotała i szturchnęła ją łokciem.
Jeszcze parę dni temu, za nic w świecie nie uwierzyłaby, że będzie siedzieć w pokoju Willa i rozmawiać z nim i Aileen. Miała ochotę wyściskać młodszą o rok koleżankę za to, że pomogła jej się choć trochę ośmielić.
***
Lily pakowała właśnie swoje pióro i kałamarz do torby, kiedy nieoczekiwanie podeszła do niej profesor McGonagall i poprosiła, aby została chwilę po lekcji. Dziewczyna spojrzała ze zdziwieniem na Natt, ale ta tylko wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.
– Ja już idę na obiad – powiedziała, trzymając się za brzuch. – Umieram z głodu – dodała, a Evans pokiwała głową ze zrozumieniem i oparła się o krzesło.
Nie miała pojęcia, o co mogło chodzić nauczycielce, jednak posłusznie poczekała, aż wszyscy uczniowie opuszczą klasę. Chwyciła się za łokieć, chcąc dodać sobie otuchy, po czym zbliżyła się do biurka, przy którym stała kobieta. Zagryzła wargi i czekała na to, co miała jej do zakomunikowania.
– Chciałam tylko pochwalić twój wczorajszy raport. – Uśmiechnęła się delikatnie do Rudej. – Widziałam, że się postarałaś...
Do uszu Lily w jednej chwili przestały docierać jakiekolwiek dalsze słowa. Wytrzeszczyła oczy na nauczycielkę transmutacji, jakby zobaczyła ją po raz pierwszy w życiu i cofnęła się gwałtownie, wpadając na jedną z ławek.
– Dobrze się czujesz, Evans?
Chyba pokiwała głową w odpowiedzi, ale nawet tego nie była pewna. Miała wrażenie, że kobieta zaraz przestanie się zgrywać i ją okrzyczy, ale ta nadal wychwalała jej pracowitość i sumienność.
Zacisnęła palce na blacie stołu za plecami. Właśnie uświadomiła sobie, że przez ostatni tydzień po prostu zapomniała, że była prefektem i nie wykonywała żadnych związanych z tym obowiązków. Cały wolny czas spędzała z Chrisem w Azylu, podczas gdy powinna robić obchody i pisać raporty, za które w tym momencie przyjmowała gratulacje.
Jak mogła nie pamiętać o tak ważnej rzeczy? I dlaczego nikt jej o tym nie przypomniał? Jednak najistotniejsze pytanie brzmiało inaczej. Patrzyła na poruszające się usta McGonagall, niczego nie rozumiejąc. Jakim cudem dostała jakiekolwiek raporty, skoro Lily nawet nie kiwnęła palcem, żeby je napisać? Czuła się naprawdę skołowana i nauczycielka najwyraźniej to dostrzegła, bo wręczyła jej jakieś kartki, a potem oznajmiła, że może już wyjść.
Gryfonka skierowała się więc do drzwi, starając się jeszcze przez chwilę zachować spokój, jednak kiedy tylko zniknęła za zakrętem korytarza, oparła się o ścianę i nerwowo zaczęła przerzucać otrzymane papiery. To na pewno nie było jej pismo, więc wiedziała przynajmniej, że nie zwariowała.
– Wszystko w porządku? – zapytał ktoś z jej lewej strony, a po głosie rozpoznała, że to Christian.
Uśmiechnęła się delikatnie, nadal ze zmarszczonym czołem. Poprzedniego dnia po lekcjach, udało im się wymknąć niepostrzeżenie do Hogsmeade i kupić farbę oraz inne drobiazgi potrzebne do wyremontowania Azylu. Teraz mieli się spotkać, żeby zacząć pracę, ale ciągle gryzły ją te tajemnicze raporty. Zauważyła, że chłopak był wyraźnie zatroskany, więc westchnęła i potarła kark chłodną dłonią.
– Ja... Po prostu zapomniałam, że jestem prefektem – wyjaśniła, krzywiąc się lekko, a potem zaczęła się śmiać.
Chris spojrzał na nią z wesołym błyskiem w oku, po czym wyciągnął w jej stronę rękę, którą szybko ujęła.
– Powiedziałbym, że to dziwne, ale Will też ciągle musi mi przypominać, że jestem kapitanem, więc nie mam prawa cię oceniać – stwierdził z rozbawieniem. – Natt mówiła, że McGonagall cię zatrzymała. Dała ci szlaban? – dodał po chwili, ciągnąc ją w kierunku Wielkiej Sali.
Potrząsnęła głową w odpowiedzi i pokazała mu kartki, które wciąż ściskała w prawej dłoni.
– Nic z tego nie rozumiem – mruknęła i wpatrzyła się w swoje nazwisko na górze raportu. – Była zachwycona, kiedy o tym mówiła. Cytuję: „widziałam, że się postarałaś”. – Zmarszczyła nos w grymasie, a potem znowu westchnęła. – Przysięgam, że chciałam zapaść się pod ziemię.
Zauważyła, że chłopak w ogóle jej nie słuchał, więc ścisnęła mocniej jego palce, aby zwrócić na siebie uwagę. Na jego twarzy pojawiło się jakieś dziwne odczucie, którego nie potrafiła zidentyfikować. Coś pomiędzy zdenerwowaniem a niepewnością.
– Chyba się domyślam, o co chodzi – powiedział cicho, odwracając wzrok. – Potter to za ciebie napisał.
Lily spojrzała na niego ze zdziwieniem. Tego się zupełnie nie spodziewała i trudno jej było uwierzyć w słowa Krukona, ale po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że to całkiem możliwe. Jeszcze raz zerknęła na kartki i faktycznie, rozpoznała jego pismo, choć było lekko zmienione, zapewne po to, żeby McGonagall niczego się nie domyśliła. Evans poczuła się okropnie, kiedy zdała sobie sprawę, ile wysiłku kosztowało Jamesa napisanie raportów za siebie i za nią. Musiała koniecznie go znaleźć i z nim porozmawiać.
Dopiero po kilku minutach uświadomiła sobie, że Christian cały czas milczał, więc zagryzła wargi i potrząsnęła ich złączonymi dłońmi.
– Co jest? – zapytała, widząc jego lekko zmarszczone brwi.
Dostrzegła, że się zawahał, jednak w końcu jego usta rozciągnęły się w uśmiechu.
– Nic... Ja tylko... jestem chyba trochę zazdrosny – odparł i podrapał się po potylicy.
Kiedy to usłyszała, wspięła się na palce i pocałowała go w policzek ze śmiechem. Czasami był taki uroczy, że miała ochotę przytulić go do siebie i nie wypuszczać z objęć przez parę godzin. Zamiast tego pociągnęła go do Wielkiej Sali, zaczynając mówić o czymś zupełnie innym, ale radość w jej oczach wcale nie przygasła. Nawet wręcz przeciwnie.
***
Remus wyszedł ze skrzydła szpitalnego już w niedzielę wieczorem, ale nadal był zmęczony i obolały po pełni. Całe wtorkowe popołudnie spędził w bibliotece, po części po to, żeby nadrobić zaległości, ale chciał też choć na chwilę zostać sam i pomyśleć o wszystkim, co zdarzyło się w piątek. Reszta Huncwotów zapewniała go wielokrotnie, że nie ma o czym mówić, bo wszystko dobrze się skończyło, jednak on nie potrafił tak po prostu zapomnieć.
Z cichym westchnieniem otworzył książkę od transmutacji i znalazł odpowiedni temat. McGonagall, zazwyczaj surowa w kwestii wypracowań, po pełni nigdy na niego nie naciskała, za co był jej ogromnie wdzięczny. Może właśnie przez to, że była taka wyrozumiała, przykładał się wtedy jeszcze bardziej niż normalnie, ponieważ nie chciał jej zawieść.
Powoli zaczął czytać zagadnienia ostatnio poruszane na lekcji, lecz jego myśli cały czas odbiegały na inny tor. Potarł ze zdenerwowaniem skroń, próbując pozbyć się obrazu, który pojawił się przed jego oczami.
Zaatakował Syriusza. Te dwa słowa bez ustanku kołatały się po jego głowie, tworząc w niej istny zamęt. Zranił go. O mało nie zabił tamtych Puchonek. Gdyby nie James, pewnie wszystko skończyłoby się tragicznie.
Pamiętał całą sytuację jak przez mgłę: dziewczyna, kuląca się pod drzewem i wielki głód, który w tamtym momencie poczuł. A potem już całkiem nad sobą nie panował. Obie Puchonki zdołały uciec, co doprowadziło go do wściekłości. Pod postacią wilkołaka nie myślał racjonalnie. W ogóle nie myślał, jakby po prostu był uwięziony w jego ciele i musiał na wszystko patrzyć jego oczami. Nienawidził tego uczucia, jak niczego innego.
Wiedział, że w przypływie złości rozdrapał pazurami rzecz, znajdującą się najbliżej niego, którą nieszczęśliwie okazał się być brzuch czarnego psa. Pamiętał, jak Syriusz w swojej animagicznej postaci upadł na ziemię, a jego futro było posklejane krwią. Pamiętał też dokładnie głośny ryk jelenia, który natarł na niego porożem i odciągnął go dalej w las.
Remus ukrył twarz w dłoniach, nie mogąc uwierzyć, że dopuścił do tego, że jego przyjaciele znaleźli się w tak wielkim niebezpieczeństwie. Jedyną dobrą rzeczą było to, że Black wyszedł z tego cało. Blondyn nie miał jednak pojęcia, czy będzie jeszcze w stanie spojrzeć mu w oczy po tym, co zrobił.
Zerknął znowu na pożółkłe kartki podręcznika od transmutacji i poczuł, że robi mu się niedobrze. Odkąd się obudził po pełni, w jego gardle pojawiła się wielka gula, której w żaden sposób nie mógł się pozbyć.
Jego podświadomość szeptała mu do ucha jedno słowo, skutecznie powiększając poczucie winy. Potwór, potwór, potwór!
Wpatrzył się w swoje dłonie, którymi przecież niemal rozszarpał przyjaciela, a potem jęknął. Zrobiłby wszystko, żeby pozbyć się tego palącego wnętrzności wrażenia, które sprawiało, że miał ochotę powyrywać sobie włosy z głowy.
– A ty dalej się nad sobą użalasz? – Usłyszał za plecami dziewczęcy głos, przez który prawie podskoczył ze strachu.
Odwrócił się szybko i zobaczył Emily, trzymającą w ramionach trzy grube książki. Na jej twarzy malował się lekki uśmiech, co dziwne, wcale nie ironiczny. Remus rozejrzał się, ale nigdzie nie dostrzegł Gabriele, chociaż te dwie były praktycznie nierozłączne. To musiało oznaczać, że o coś się posprzeczały.
Podrapał się po policzku ze zmieszaniem, nie wiedząc, co powinien odpowiedzieć.
– Coś się stało? – zapytał tylko i zmarszczył brwi.
Blondynka spojrzała mu na chwilę w oczy, lecz pokręciła przecząco głową. Przez jedną krótką sekundę wydawało mu się, że dostrzegł w jej niebieskich tęczówkach współczucie. Zacisnął pięści ze złości, kiedy nagle przypomniał sobie jej słowa sprzed kilku tygodni.
– Przyszłaś, żeby mi znowu uświadomić, że jestem potworem? No, dalej, nie krępuj się – mruknął i wbił wzrok w swoją książkę, mając nadzieję, że dziewczyna sama odejdzie.
Kątem oka zauważył, że Madile zrobiła taki ruch, jakby chciała odwrócić się na pięcie, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. Wyraźnie biła się z myślami, aż w końcu otworzyła swoje malinowe usta.
– Wcale nie myślę, że jesteś potworem – wyszeptała tak cicho, że ledwo ją usłyszał. – I przyszłam, żeby dać ci to. – Położyła na stoliku jakąś cienką książeczkę, leżącą wcześniej na trzech ciężkich tomach, które nadal trzymała. – Mam nadzieję, że ci pomoże – dodała jeszcze, po czym bez żadnego pożegnania ruszyła do wyjścia z biblioteki.
Chłopak zamrugał kilka razy ze zdziwienia, ale nie zdążył nawet powiedzieć „zaczekaj”, bo już zniknęła za wielkimi hebanowymi drzwiami. Nie miał pojęcia, co się przed chwilą stało. Czyżby Emily po kłótni z Gabriele postanowiła się zmienić? A może dopiero teraz dostrzegł w niej tę lepszą stronę?
Zastanawiał się nad tym przez parę minut, aż w końcu przypomniał sobie o książeczce, którą mu zostawiła. Otworzył ją szybko, odkładając niedokończone wypracowania na później i zagłębił się w jej treści.
***
Po raz kolejny nie złapał kafla, którego podał do niego Will i zaczął wyczuwać narastającą irytację reszty drużyny. Zacisnął powieki i posłał przyjacielowi przepraszający uśmiech. Starał się skupić na grze, ale miał wyraźnie gorszy dzień, bo kompletnie nic mu nie wychodziło.
Przytrzymał się mocniej trzonka miotły, lecąc w stronę trzech dużych obręczy i mając nadzieję, że teraz mu się uda. Dostrzegł szybującą piłkę trochę wcześniej i zdołał pochwycić ją prawą dłonią, a potem wycelował i strzelił, jednak nie trafił do bramki.
– Ej, mógłbyś się chociaż trochę postarać! – wrzasnął do niego Trevor z drugiego końca boiska.
Chris zaklął pod nosem i po jakimś czasie ogłosił koniec treningu. To było całkiem bez sensu, skoro i tak nic mu nie szło. Wylądował na murawie przed innymi, po czym wbiegł do szatni i ze złością odplątał pelerynę z szyi. Po chwili przypomniał sobie jednak, że taką samą otulił Lily, kiedy pierwszy raz się spotkali. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Usłyszał głośne trzaśnięcie drzwiami, a następnie ciche rozmowy pozostałych zawodników. Utkwił wzrok w rękawicach, które właśnie ściągał ze zmarzniętych dłoni, bo nie chciał widzieć na sobie rozczarowanych spojrzeń. Tak jak podejrzewał, nie mogło obyć się bez złośliwych komentarzy Trevora.
– Mówiłem wam, że on nie powinien być kapitanem – nagabywał kolegów, opierając swoją miotłę o ścianę. – Jest beznadziejny...
Blondyn miał zamiar go zignorować i po prostu zaczął zmieniać buty, wpatrując się tym razem w podłogę, jednak Will nie mógł pochwalić się aż taką cierpliwością.
– Zamknij się w końcu – warknął, a Christian kątem oka zauważył, że jego przyjaciel zaciskał mocno pięści ze zdenerwowania.
– Bo co, Johnson? Znowu mnie pobijesz? – prychnął ironicznie Krukon. – To chyba jedyna rzecz, w której jesteś dobry.
Atmosfera w szatni nigdy nie była zbyt pozytywna, jednak teraz zgęstniała tak bardzo, że inni zawodnicy patrzyli na chłopaków z zaniepokojeniem, jakby przygotowywali się do rozdzielenia ich w razie bójki. Chris tymczasem uniósł głowę ze zdziwieniem, po usłyszeniu słów Trevora. Nie miał pojęcia, że to z nim pobił się wtedy Will, ponieważ ten nie chciał mu niczego powiedzieć.
Po kilku minutach większość drużyny zdążyła już wyjść. Została tylko ich trójka, co z góry zwiastowało kłopoty. Blondyn był praktycznie gotowy, musiał jeszcze zarzucić na siebie kurtkę, ponieważ na dworze zrobiło się naprawdę zimno. Właśnie poprawiał zawinięty kołnierz, gdy Trevor cisnął w jego brzuch jakąś książką.
Christian z zaskoczeniem podniósł podręcznik do eliksirów, który wylądował na podłodze. Otworzył go powoli i dostrzegł w lewym dolnym rogu strony tytułowej swój własny podpis. Zmarszczył brwi, niczego nie rozumiejąc.
– Na przyszłość, pilnuj swoich rzeczy – powiedział Trevor, uśmiechając się chłodno. – I uważaj, gdzie wrzucasz liściki do mamusi.
W pierwszej chwili Chris nie mógł w to uwierzyć. Wpatrywał się w okładkę, zaciskając na niej pobielałe ze złości palce. Dokładnie pamiętał uczucie, które towarzyszyło mu, gdy dowiedział się, że wszyscy w szkole dostali ten list.
Przez kilka długich sekund miał ochotę rzucić się na Trevora i zrobić mu krzywdę, jak Will parę dni wcześniej. Chciał sprawić, żeby przeżył takie samo upokorzenie i zrozumiał swoje postępowanie. Ale najbardziej marzył o tym, by wybić mu wszystkie zęby.
Trwało to jednak tylko przez moment, bo zaraz przed oczami stanęła mu tamta sytuacja. Opierał się wtedy o ścianę, wściekły jak nigdy dotąd, gdy nagle poczuł, że ktoś wsuwa dłoń w jego własną. Lily. To dzięki tym listom się do siebie zbliżyli.
Schował podręcznik do torby i uśmiechnął się szeroko do Trevora, zbijając go tym samym z pantałyku.
– Wielkie dzięki – powiedział szczerze, po czym skierował się do wyjścia z szatni.
Zostawił za sobą ogłupiałego ze zdumienia chłopaka, który najwyraźniej nie mógł uwierzyć, że Christian przyjął to z takim spokojem. Wsadził obie dłonie do kieszeni, kiedy wiatr zaczął chłostać go po twarzy. Nagle usłyszał, że ktoś woła jego imię, więc odwrócił się powoli, mając nadzieję, że Trevor nie był aż tak głupi, żeby za nim pobiec i oczekiwać agresywniejszej reakcji.
Na szczęście zobaczył Willa, który w pośpiechu zawiązywał szalik na szyi. Nie wyglądał na zmęczonego, chociaż dopiero co wrócił ze szlabanu i miał za sobą półgodzinny trening.
– Wszystko w porządku? – zapytał szatyn, zapinając kurtkę. – Widziałeś jego minę?
Chris zaśmiał się i ruszył w stronę zamku z przyjacielem u boku. Ostatnio nie mieli zbyt wielu okazji, aby porozmawiać i wyczuł, że Johnson chciał poruszyć ten temat. Nie mylił się.
– Posłuchaj... Od kilku dni praktycznie nie zamieniłeś ze mną żadnego słowa, ciągle znikasz gdzieś z Lily – zaczął niepewnie. – Ja naprawdę... cieszę się twoim szczęściem, ale...
Nie dokończył. To zdanie nadal wisiało w chłodnym, grudniowym powietrzu, jednak Dulcos doskonale znał jego puentę. Przez chwilę wpatrywał się tylko w ścieżkę przed sobą, jakby kolegi tam wcale nie było.
– Myślę, że powinieneś jej powiedzieć, Chris.
Chłopak poczuł na ramieniu rękę Willa i westchnął ciężko pod nosem. Zastanawiał się nad tym wiele razy, ale jeszcze nie podjął żadnej decyzji. Nie mógł jednak zbyt długo zwlekać i dobrze zdawał sobie z tego sprawę.
– Umówiłeś się z nią dzisiaj?
Pokręcił przecząco głową i uśmiechnął się do przyjaciela. Lily stwierdziła, że musi nadrobić obowiązki prefekta, które zaniedbała, a on postanowił zorganizować trening, bo od ostatniego minęło sporo czasu.
– W końcu możemy spokojnie pogadać – oznajmił Christian, popychając wrota zamku. – Tylko uczciwie ostrzegam, że mam dużo do opowiedzenia, więc jeśli zanudzę cię na śmierć, to od razu przepraszam...
– Och, dziękuję – odparł z sarkazmem Will, śmiejąc się. – Teraz mogę umierać spokojnie.
***
Usiadła na jednym z foteli w pokoju wspólnym i przykryła się kocem, który wcześniej zabrała z dormitorium. Oparła się wygodnie o zagłówek i wpatrzyła w przejście za portretem Grubej Damy. Czekała na Jamesa już od kilkunastu minut, ale nadal się nie zjawiał. Wiedziała, że nie dotarł jeszcze do wieży wraz z kolegami, więc miała nadzieję, że zaraz wróci i będzie mogła z nim porozmawiać.
Westchnęła ciężko, spoglądając na stolik, na którym leżały jej książki i zadania domowe na następny dzień. Siódma klasa to już nie były przelewki. Nie można było sobie pozwolić na chwilę przerwy od nauki, bo skutkowało to całkowitym pogubieniem się w materiale. Połowę, a może nawet więcej czasu, który spędzała z Christianem w Azylu, powinna poświęcić na pisanie wypracowań, ponieważ później musiała siedzieć nad nimi do nocy, przez co oczywiście się nie wysypiała. Chłopak na pewno zmagał się z tym samym problemem, więc doszła do wniosku, że mogliby trochę zwolnić z remontowaniem pokoju, na rzecz nauki.
Chwyciła pierwszy z brzegu podręcznik i rozłożyła go na przykrytych kocem kolanach. Była do tyłu z tematami z numerologii, ale do nadrobienia zostały jej tylko dwa, dlatego też zaczęła powoli zagłębiać się w treść książki, co jakiś czas zerkając w kierunku wejścia.
Przeczytała kilka pierwszych zdań, a jej powieki od razu stały się cięższe. Lubiła numerologię, ale była tak zmęczona, że nie zrozumiała kompletnie niczego. Zamrugała parokrotnie, żeby się rozbudzić i powróciła do początku linijki.
W końcu jednak przegrała tę walkę, a przed jej oczami pojawiła się błoga ciemność. Lily najchętniej przespałaby cały tydzień, żeby w końcu zregenerować siły, ale zawsze budziła się wcześniej niż inni i potem nie mogła już zasnąć. Kiedy była sobota, dzień wolny od nauki, podczas którego można było nawet nie wychodzić z łóżka, jeśli nie miało się takiej ochoty, ona jak na złość wstawała już o poranku i nie potrafiła zmienić tego biologicznego zegara, co doprowadzało ją do złości. Nie pamiętała, kiedy się ostatnio porządnie wyspała i czy to w ogóle kiedykolwiek nastąpiło.
Teraz jednak jej głowa opadła na oparcie fotela, niwecząc plany Gryfonki dotyczące rozmowy z Potterem...
Jeszcze przez sen, poczuła, że ktoś otula ją mocniej kocem, a zaraz później obudził ją jakiś niezidentyfikowany huk, więc otworzyła szybko oczy, żeby znaleźć jego źródło. W pokoju wspólnym zrobiło się już ciemno, jednak blask ognia z kominka rozświetlał nieco pomieszczenie.
Lily dostrzegła przed sobą jakieś poruszenie i zagryzła wargi ze strachu. Co, jeśli to była ta upiorna dziewczynka?
Rozejrzała się szybko dookoła, ale nikogo więcej tam nie było. Wydawało jej się, że spała góra kilkanaście minut, lecz najwyraźniej źle oszacowała ten czas, bo za oknami było już widać czarne jak atrament niebo, usiane gwiazdami.
Znowu zauważyła jakiś ruch, tuż za swoimi zgiętymi nogami, co tylko jeszcze bardziej ją przeraziło. Nie miała przy sobie różdżki i nie wiedziała, czego chciała od niej tamta tajemnicza dziewczynka.
Zacisnęła drżące palce na podręczniku od numerologii, w razie gdyby musiała się jakoś bronić, a potem usłyszała ciche przekleństwo i odetchnęła z ulgą, wychylając się do przodu.
Pierwszym, co rzuciło jej się w oczy był James, leżący na podłodze. A właściwie na kawałkach połamanego stolika i jej książkach. Otworzyła lekko usta ze zdziwienia, po czym parsknęła śmiechem na widok jego miny.
– Co ty tu robisz? – zapytała, obserwując chłopaka, poprawiającego okulary na nosie.
Nie odpowiedział od razu, więc wyciągnęła dłoń w jego stronę i pomogła mu wstać.
– Natalie mówiła, że na mnie czekałaś – mruknął, rozmasowując obolały dół pleców. – Chciałem tu posiedzieć, aż się obudzisz, ale ten głupi stół się pode mną załamał.
Evans uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na powstałe pobojowisko. Gdyby miała przy sobie różdżkę, pewnie wszystko by zaraz naprawiła. Obiecała sobie w myślach, że od teraz nie będzie się z nią rozstawała, bo nigdy nic nie wiadomo.
– No to... – zaczął niepewnie Potter, drapiąc się po włosach. – Dlaczego na mnie czekałaś?
Przyglądała mu się przez chwilę i zauważyła na jego twarzy wyraźne ślady zmęczenia. Nic dziwnego, skoro wykonywał podwojone obowiązki prefekta i... Zmarszczyła brwi, kiedy dostrzegła miotłę obok zniszczonego stolika. Miał treningi quidditcha, nawał pracy domowej, a poza tym pewnie milion własnych problemów, a i tak jej pomagał, chociaż w stu procentach zasłużyła sobie na szlaban.
– Chciałam ci podziękować – wyszeptała, czerwieniąc się. – Za te raporty, nie musiałeś tego robić – dodała, bo na początku nie zrozumiał.
Wzruszył tylko ramionami, jakby uważał wykonywanie jej obowiązków za normalne.
– Nie ma o czym mówić – zapewnił, ale Lily szybko pokręciła głową, przerywając mu.
– Właśnie, że jest. Gdyby nie ty, dostałabym szlaban i McGonagall wkurzyłaby się na mnie bardziej niż zazwyczaj. A teraz mnie chwaliła, chociaż powinna to powiedzieć tobie.
James wpatrywał się w nią z lekkim uśmiechem, więc westchnęła i podniosła się z fotela tak, żeby stać naprzeciwko chłopaka.
– Jesteś naprawdę kochany. – Spojrzała mu w oczy, aby widział, że mówiła szczerze. – Bardzo, bardzo ci dziękuję – dodała jeszcze szeptem.
Miała wrażenie, że nogi wrosły jej w podłogę, kiedy w jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Przygryzła dolną wargę, czując jakieś dziwne uczucie w środku.
Nie wiedziała, ile tak stali, po prostu się w siebie wpatrując, ale w końcu postanowiła to przerwać. W jego brązowych tęczówkach pojawił się przebłysk rozbawienia, jakby James doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co działo się w głowie dziewczyny. Wyciągnął dłonie ułamek sekundy wcześniej od niej i położył je na jej talii, tymczasem Lily zarzuciła mu ręce na szyję. Na jej twarzy pojawił się delikatny grymas; nie podobało jej się to, że chłopak tak szybko odgadywał jej myśli, na co wyżej wspomniany zachichotał cicho i przyciągnął ją do siebie.
Liczyła w myślach sekundy, starając się zapomnieć o jego bliskości, ale on chyba nie zamierzał jej od razu puszczać. Oparła czoło na jego ramieniu, wdychając delikatny zapach piżma. Zacisnęła powieki i objęła go jeszcze mocniej, kiedy uświadomiła sobie, że czuła się przy nim bezpiecznie. Wcześniej odnosiła takie wrażenie tylko podczas przebywania z Chrisem.
Najwyraźniej zaskoczyła go tym mocniejszym uściskiem, bo westchnął cicho nad jej włosami. Odsunęła się szybko i delikatnie przyłożyła usta do jego policzka. Wyczuła, że Potter zdawał sobie sprawę z tego, że tym razem zrobiła to w pełni świadomie, a nie pod wpływem jakiegoś eliksiru.
Po chwili cofnęła się i chwyciła koc, który nadal leżał na fotelu, po czym skierowała się w stronę schodów do dormitorium. Nie odwracała się za siebie, dopóki nie dotarła na samą górę. Wtedy zerknęła ukradkiem przez ramię i zauważyła, że chłopak nadal stał w tym samym miejscu, naprawiając różdżką połamany stolik i zbierając jej książki z podłogi.
Doszła do drzwi od swojego pokoju i przyłożyła rozpalone czoło do chłodnej tabliczki z nazwiskiem jej oraz jej współlokatorek.
Była tak blisko niego, a on nie wykonał żadnego ruchu. Jeszcze rok temu na pewno wykorzystałby taką okazję, jednak teraz po prostu czekał na jej krok. Nie wiedziała, czemu była tym taka zaskoczona. Czyżby chciała, żeby ją pocałował? Czy była rozczarowana, że tego nie zrobił?
Zacisnęła powieki i pokręciła głową, uspokajając przyspieszone bicie serca. Nie miała pojęcia, dlaczego tak na nią działał.
A może po prostu nie chciała dopuścić tej myśli do siebie.
***
Hej, kochani!
Będę się streszczać, bo zaraz biegnę oglądać mecz, a później Sherlocka, więc nie wiem, czy znajdę czas, żeby coś tutaj dopisać. 
A więc: dodaję rozdział w terminie i (uwaga, uwaga) skończyłam go pisać w środę! Normalnie nie wierzę. Pobrałam sobie aplikację "Word" na telefon i ten rozdział w całości powstał na mojej komórce, co zdecydowanie przyspieszyło mi pracę.
Okej, na razie nie będę się rozpisywać, potem jeszcze coś dodam.
Edit: Niestety szybko przegraliśmy 0:3, więc już jestem. Ten rozdział wyszedł całkiem długi, tak jak ostatnio wszystkie. Na początku, kiedy zakładałam bloga, pisałam góra sześć stron, a teraz wydaje mi się to za mało. 
Zatytułowałam poprzednie rozdziały, jeśli ktoś nie zauważył, żebym mniej więcej pamiętała, co gdzie było :)
Hm, nie wiem, czy ten rozdział wyszedł dobrze, ale bywa. Pierwszy kawałek poświęciłam Julie, trochę zbliżając ją do Willa. Na pewno Aileen jest w tym bardzo pomocna, ale nie będę mówić, jak to się dalej potoczy.
O, dziękuję bardzo, bardzo mocno za wszystkie Wasze komentarze. Jesteście przecudowni <3 A ja okropna, bo jeszcze na nie nie odpisałam. Przynajmniej na początku nowego roku udało mi się nadrobić większość zaległości na blogach, ale teraz znowu mam ich kilka.
No, nic. To chyba tyle.
Jeszcze dziękuję za te ponad 22k wyświetleń :*
Przesyłam wszystkim bez wyjątku milion całusów i pozdrawiam gorąco.
Do napisania!

18 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Grrr… usunął mi się komentarz! No ale trudno, piszę od nowa ;)
      Na początku pragnę Cię ogromnie przeprosić za moje spóźnienie. Kiedyś Cię nie rozumiałam, jak można mieć zaległości na blogach. Teraz wiem, że jest to chyba nieodłączny element całego blogowania :D
      A więc przepraszam Cię za to, że nie zajrzałam tu wcześniej. Miałam bardzo dużo nauki, ale mogę Cię zapewnić, że czasami ucząc się do północy miałam ochotę rzucić książką o ścianę i przeczytać ten rozdział :D
      Przechodzę do treści: kochana, zawsze gdy czytam Twoje wpisy jestem tak zazdrosna, że mam ochotę usunąć swojego bloga. Masz tak niesamowity styl pisania (powtarzam Ci to po raz kolejny :D), jest taki szczegółowy, kompletny, a przy tym po prostu ciekawy.
      Zacznę od Aileen: bardzo podoba mi się jej charakter. Jest odważna, zabawna i śmieszna. Do tego stara się połączyć parę, którą shippuję ^^
      Sytuacja w wieży Ravenclawu była słodka. Walka Julie z własną nieśmiałością była ciekawa, a jej rumieńce rozumiem jak nikt inny (mam tak, że czerwienię się baaardzo często). Dobrze, że Will ją odprowadził ;) i mam nadzieję, że to zostanie tajemnicą :D
      Dalej: no Lily trochę zaniedbała swoje obowiązki. Zapomniała o raportach, które się jednak pojawiły. Od razu pomyślałam, że to Potter. W końcu "Poświęcenie jest miarą każdej miłości" - a pisanie raportów, które aż pochwaliła McGonagall przy nadmiarze zajęć to dopiero poświęcenie :) a zazdrość Chrisa jest urocza <3 uwielbiam, gdy chłopaki są zazdrośni!
      Jejku! Jak szkoda mi Remusa! Oskarża się, a przecież cały ten wypadek to nie jego wina! W to momencie chciałam napisać, że ten fragment był niezwykle wiarygodny. Te wszystkie przemyślenia, zmartwienia i wyrzuty sumienia… aż mam ochotę go przytulić. Pojawienie się Emily mnie zaskoczyło, a jeszcze bardziej jej słowa i gest. Nie wiem co o niej sądzić. Czy się zmieniła? Czy może czuje do niego coś więcej? A może to kolejny podstęp? Nie wiem, narazie interesuje mnie treść cienkiej książki :)
      Uuuu, Chris też się trochę zaniedbał. Szkoda, bo podejrzewam, że jego tytuł kapitana chętnie będzie chciał zgarnąć Trevor. A właśnie - ten głupek rozesłał list. I żałuję, że Chris go nie pobił - lubię jak chłopaki się biją ^^ przynajmniej wcześniej zrobił to Will :D a właśnie, szkoda mi Willa, bo przez te szkolne zauroczenia traci przyjaciela. I ten fragment, w którym pyta, czy powiedział już coś Lily… o co chodzi do jasnej anielki!!! Znaczy mam podejrzenie, że Chris jest chory czy coś, ale znając moje podejrzenia, to może być coś zupełnie innego :D
      Hmm… jak ja rozumiem Lily. Nauka, ciągłe zmęczenie, nic fajnego. I to uczucie, gdy myślisz, że zdrzemnęłaś się tylko na chwilkę, że zaraz skończysz naukę, a tu budząc się, uświadamiasz sobie, że jest już ranek :D no ale wracam do tematu: czytałam Twój rozdział przy rodzinie i gdy przeczytałam fragment jak James zwalił stolik to zaczęłam się krztusić własnym śmiechem, przez co mój tata spojrzał na mnie jak na idiotkę xD ta scena była taka… och! Nie umiem znaleźć lepszego określenia. Po prostu miód na serce Jillowca! I myślałam, że zaczną się całować, a tu nie. Eh, ale i tak dużo się wydarzyło :) Lily kocha Jamesa! Lily kocha Jamesa! Tralalalala :D dobra, koniec tego tańca radości :D
      Dziękuje bardzo za ten przesłodki rozdział, któremu do perfekcji brakowało tylko mojej Gabi :D
      Pozdrowienia
      Weny, czasu i radości :)
      Buziaki :*
      Natalia

      Usuń
  2. Super rozdział.
    Czekam na następny 😊😊😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykle świetny. Tak jak się domyślałam, to Trevor stoi za sprawa z listem... Dlaczego az tak nienawidzi Chrisa? Nie rozumiem. Ale musze przyznać, zd chłopak idealnie sobie poradził, dając sobie chwile oddechu, a następnie dziękując wrogowi. Kurde, gdyby nie było Jamesa, to naprawdę wifzialabym go z Lily. A tak to widzę go jako wspaniałego przyjaciela. Wydaje mi się bowiem, ze miedzy nimi jest dobfze, robią ten swój azyl i spedZaja razem mnóstwo czasu, ale chyba jednak Lily troche go na dystans trzyma. Chyba nie czuje wobec niego czegoś takiego jak przy Jamesie. Naprawdę szacun dla Rogacza, ze jej nie pocałował, tylko czekał na jej decyzje. Na pewno wymagało to od niego mnóstwo samozaparcia. Musi byc mocno zazdrosny o Chrisa, ale nie pokazuj tego, wręcz przeciwnie, uratował Lily skore. Jest świetny :D. Remusowi współczuje, Bedzie sie teraz biedak zadręczał ta pełnia. Ale miło, ze Emily jakoś tak się troche ogarnęła niespodziewanie... Czyżby to przez kłótnie z przyjaciółka? A moze to jakas podpucha i tak naprawdę w tej książeczce jest jakas trucizna? Intrygujące xd. Siostra willa jest rozkoszna i milo,ze polubiła Juls, ale nie wiem, czy te podchody sa dobrym pomyśle ;). Z niecierpliwoscia czekam na cd!;)
    A, moze tez ściągnę sobie aplikacje worda na komórkę? Ale sama nie wiem, wtedy moge za dużo pisać xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Rezerwuję czwarte miejsce :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Właśnie znalazłam chwilę, aby przeczytać ten rozdział. Właśnie zaczynają mi się ferię, więc tego czasu będę miała jeszcze więcej z czego bardzo się cieszę.
      Rozdział bardzo fajny! Był bardzo ciekawy i Jily też było, więc jestem szczęśliwa.
      Alieen (dobrze napisałam?), mnie denerwuje. Bardzo lubię Natt, przez co nie podoba mi się to co robi siostra Willa. Julie jest fajna, ale nie mam do niej jakiegoś większego sentymentu.Gdy McGonagall wezwała Evansównę do siebie byłam ciekawa co się wydarzy i nie pomyślałabym, że chodzi właśnie o te raporty. Od razu domyśliłam się kto je napisał, bo kto inny jak nie James poświęcił by czas i energię aby Lily była szczęśliwa? Chris jest szczerą osobą, no i jest słodki. Dobrze, że powiedział pani prefekt, że jest o nią zazdrosny. Pasują do siebie, choć nie pochwalam tego hmmm co może z tego wyniknąć. Chily? Nie ta bajka. Numerologia to matematyka, prawda? (Jak ja nienawidzę tego przedmiotu, ehhh). James jest taki kochany, naprawdę. Dlaczego w świecie realnym nie ma takich idealnych osobników płci przeciwnej? Lily musi szybko zrozumieć co czuje do Pottera. Oni byliby takim cudownym związkiem...
      Przepraszam, że napisałam taki mały komentarz ale jestem padnięta. Spać mi się chce i usypiam.
      Pozdrawiam, życzę weny i czekam na nn!

      Usuń
    2. O i jeszcze wątek z Remusem!
      Bardzo mu współczuję, bo musi to być bardzo ciężki moment w jego życiu. Jestem ciekawa co za książkę dała mu Emily...

      Usuń
  6. No hej ;) Kurczę, mam już tego Chrisa i tych wszystkich krukonów po dziurki w nosie xD I ten Azyl Chrisa i Lily, bueh, Jily forever!!! ;P Właściwie to byłam pewna, że za raportami stoi Remus, całkowicie zapomniałam o pełni i wgl, a tu proszę, James, no i super, a Chris z tą swoją zazdrością to niech się wypcha ;P Jejku Lily! Już się nie mogę doczekać kiedy zacznie się między nimi psuć xD To będą piękne rozdziały *.* !!!! ;P Przepraszam, wredna jestem ;P
    No pewnie, że szkoda Remusa, nawet nie wyobrażam sobie co mógł czuć... Właściwie to na samą myśl o tym ściska mnie w żołądku... Mam nadzieję, że czas szybko zagoi rany ;)
    Hah, Potter, koniec z dyniowymi pasztecikami, bo co tam stolik, w portret Grubej Damy przestaniesz się mieścić ;P Miotła nie da ci rady i wywalą cię z drużyny ;P

    Weny i huncwotów ;)
    niecnimarudersi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z tobą! Rozdziały w których oni zaczną się kłócić będą cudowne *,*. James wtedy będzie taki pomocny, zakładam.

      Usuń
  7. Cześć!
    Kurczę, moment w którym Julie prawie zginęła przez Aileen był chyba przy okazji promyczkiem nadziei z niebios dla tej pierwszej :p Nie mam pojęcia, dlaczego Aileen tak się przylepiła do Julie i aż tak zależy jej, żeby została dziewczyną jej brata, ale na tym etapie nie jestem jeszcze nic sensownego wymyślić. Może po prostu spotkały się dwie bratnie dusze, skoro sympatia Aileen zadziałała też w drugą stronę? Tak byłoby ładnie :)
    Kurde, jestem mistrzynią zagadek, byłby ze mnie wzorowy Krukon :p Od kiedy tylko przeczytałam o tych drzwiach, byłam zafascynowana. Fakt, zgadywanie hasła może być uciążliwe, ale jakie to krukońskie!
    Kurczaki, niby Julie jest taka nieśmiała i płochliwa, a jednak dała się namówić, żeby napastować chłopaka w jego własnym dormitorium! Ja bym tego nie zrobiła :p
    Oesu, niech wreszcie spadnie z nieba jakiś meteoryt i trafi Chrisa w głowę (to tylko luźna propozycja, możesz się go pozbyć inaczej :p)... Niech jakaś katastrofa nas od niego uwolni! Domyśliłam się, że to James był na tyle przekochany, żeby odwalić za Lily raport (podczas gdy ona ćwierkała z tym okropnym Christianem...) i w dodatku nic o tym nie wspomnieć, ale to nie umniejsza mojego zachwytu dla Pottera :) Lily musi nie mieć mózgu i serca jednocześnie, żeby po czymś takim dalej macać Chrisa... Ech.
    Nie spodziewałam się takiego zachowania po Emily! Jej, jednak w ludziach jest dobro! :p Nawet nie przyszło mi do głowy, że kłótnia z Gabriele mogła jej dać do myślenia.
    Zaczynam poważnie podejrzewać, że Chris jest stuknięty. Zawala trening, biegnie zły do szatni, żeby zaraz uśmiechać się na wspomnienie dziewczyny... Brr, creepy. To nie jest zachowanie człowieka zdrowego na umyśle. Dalsza część tej sceny tylko upewniła mnie w tym przekonaniu. Mam nadzieję, że kiedy już całkiem mu odbije i spróbuje udusić Lily czy coś w tym stylu, to James będzie na miejscu, żeby zapchnąć go z wieży, stratować go hipogryfem albo coś równie malowniczego. Tym bardziej aż strach się bać, co takiego musi powiedzieć Lily...
    Końcówka była taka słodka, że aż chyba zaraz pęknę od tej słodyczy. Brak mi słów to, jaki James jest wspaniały. Uwielbiam, kiedy jest postrzelony i arogancki, ale chyba nawet bardziej uwielbiam, kiedy jest taki odpowiedzialny i opanowany... Ach, ach. Chcę jeszcze, a nie jakieś tam Christiany :(
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej, hej!
    A ja znów spóźniona... Ale ważne, że jestem, prawda? Prawda.
    Coraz bardziej lubię Julie!! I teraz to ona jest moją faworytką! I Aileen też jest świetna! Kurczaczki, nawet nie wiem, czy nie przypadły mi bardziej do gustu niż Natt i Lily. Chociaż je też bardzo lubię. Trudny wybór, ciężko rozstrzygnąć. Ale w sumie po co rostrzygać? Dziewczyny będą na równych poziomach, bo i tak nikt nie przebije Melle :)
    Co tam było... Jily! Tak! James tak dojrzewa xd I tak bardzo pomocny! Napisał raport za Lily, tyle czasu poświęcił... Kiedy ona dostrzeże, że to super gość?! To znaczy już powoli zaczyna dostrzegać, ale chodzi o to, że tak całkiem. No wiesz, o co chodzi, prawda? Nie, nieprawda...
    Oho, oho! Emily wcale nie jest taka zła! Wszyscy dojezewają, olaboga!
    No i oczywiście kibicuję Julie i Willowi!
    Oj nie ładnie Chris, nie ładnie! Nie zaniedbuj Willa, bo się obrazi. Oj, nie ładnie Lily, nie ładnie! Nie zaniedbuj nauki, bo zniszczysz swoją opinię świetnej uczennicy! Co z tego wynika? Spędzajcie razem mniej czasu! Nie żeby się rozstali czy coś, ale nie można tak zaniedbywać wszystkich i wszystko.
    No. To by było tyle. Pisz szybko! Więcej Melle i Syriusza żądam! Rozdział cudowny, zresztą jak zawsze.
    Buziaki,
    Bianka
    Ps. Zapraszam do siebie na nowy rozdział! :)
    zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak zwykle świetne. Jestem ciekawa co za sekret ukrywa Chris. Nie wiem dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że Will nie jest zainteresowany ani Julie, ani Natalie, a zachowuje się tak z czystej grzeczności. Ciekawią mnie dalsze jego losy.
    Już nie mogę się doczekać rozczarowania jednego z chłopaków, jak Lily wybierze tego drugiego.
    Pozdrawiam i weny.

    OdpowiedzUsuń
  10. Więcej Jily! Więcej Jily! Chcemy Jily! ������

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam!
    Zostałaś nominowana do Liebster Awards!
    Pozdrawiam, Lily :*
    http://lilyevansirogacz.blogspot.com/2016/01/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział przewspaniały jak zwykle
    James był uroczy z tymi raportami. Na prawdę. Zarobił u rudej wielkiego plusa. Ale i tak chyba wolę ją z Chrisem.
    Uhu. Aileen wkroczyła do akcji. Hehe. To fajnie, że chce pomóc swojej nowej koleżance, ale to chyba wybór Willa z kim chce być. Ja bym się wkurzyła na jego miejscu.
    Ja chcieć więcej Sylle!!!!!!! Więcej!!!!!!
    Pozdrawiam i weny życzę
    PS nominowałam cię do LBA u siebie na blogu

    OdpowiedzUsuń
  13. Cześć i czołem:)
    Rozdział. Achhhhhh!
    Jak ty to robisz, że jeden jest lepszy od drugiego choć poprzedni wydaje się idealny? Talent! Ogromny wrodzony talent:) Mogę tylko podziękować, że poświęcasz go na pisanie o Huncwotach i dajesz mi możliwość czytania tak świetnej historii o moich ulubieńcach:)
    Aileen wzięła się ostro do roboty aby Will zwrócił uwagę na jej przyjaciółkę a odpuścił sobie Natalie. Lubię Julie ale chyba nie chciałabym aby zeszła się z Krukonem. Poczekam cierpliwie na to co planunesz w tej kwestii.
    Lily się chyba na serio zakochała, tylko to tłumaczy jej rozkojarzenie i zaniedbywanie obowiązków. Dobrze, że ma Jamesa, który tak jej pomaga:) Chris był uroczy gdy powiedział, że jest zazdrosny, ale moje serce podbiła ostatnia scena.
    James i Lily, to było takie słodkie. Wpatrywał się pewnie w nią jak spala i dlatego połamał stolik:)
    Bardzo zdziwiło mnie zachowanie Emily i ta książeczka dlatego lecę czytać dalej:)
    Uwielbiam!
    Rogata

    OdpowiedzUsuń