16. Nieoczekiwane raporty i połamane stoliki
– Daj
spokój, Juls – powiedziała po raz szósty Aileen, ciągnąc dziewczynę przed
siebie. – To naprawdę nic strasznego.
Brunetka
westchnęła tylko w odpowiedzi. Zupełnie nie podobał jej się ten pomysł. W końcu
obiecała przecież Natt, że będzie się trzymać z daleka od Willa i zamierzała
dotrzymać tego postanowienia. Niestety jego siostra miała zupełnie odmienne
spojrzenie na całą sprawę i teraz prowadziła ją do pokoju wspólnego Krukonów.
Julie dziwiła się, że Johnson była dla niej taka miła i traktowała ją jak swoją
najlepszą przyjaciółkę, mimo że znały się dopiero kilka dni. Oczywiście nie
mogła na to narzekać, wreszcie znalazła kogoś, z kim umiała swobodnie
porozmawiać, chociaż nadal nie czuła się całkiem pewnie w jej towarzystwie.
Musiała
jednak przyznać, że w ciągu tego krótkiego okresu czasu, zżyła się z Aileen,
jak z żadną z dziewczyn ze swojego dormitorium i nie chciała tego zaprzepaścić.
– To bez
sensu – oznajmiła sceptycznie Julie, kiedy wspinały się po wąskich i spiralnych
schodach, prowadzących do wieży
Ravenclawu. – Nie sądzę, żeby po jednej
rozmowie nagle się we mnie zakochał i porzucił Natalie. A skoro już o niej
mowa, zabije mnie, jeśli się o tym dowie.
Krukonka
machnęła lekceważąco ręką, nie zwracając najmniejszej uwagi na słowa nowej
koleżanki, przez co Distim ponownie westchnęła, tym razem dużo głośniej.
Stanęły właśnie przed starymi drewnianymi drzwiami, które nie miały dziurki od
klucza, ani nawet klamki. Na wysokości ich twarzy znajdowała się za to brązowa
kołatka w kształcie orła. Julie wpatrywała się w nią z zaciekawieniem, bo nigdy
nie była w tej części zamku.
– Trzeba
do niego podchodzić stopniowo – powiedziała z uśmiechem Aileen, po czym złapała
kołatkę i zastukała nią trzy razy. – Najpierw się zaprzyjaźnicie, a żeby do
tego doszło, musicie ze sobą przebywać. – Poruszyła znacząco brwiami. – Potem
pójdzie już z górki.
O, tak.
Szczególnie, kiedy Natt o tym wszystkim usłyszy, pomyślała brunetka, ale zaraz
do jej uszu doszedł jakiś kobiecy głos, wydobywający się prawdopodobnie z
wnętrza drzwi.
– Co to
za rzeka, która czytana od tyłu daje nazwę ryby?
Aileen
zacisnęła usta, zastanawiając się nad odpowiedzią. Zmarszczyła przy tym czoło,
jakby mogło jej to pomóc w myśleniu. Julie natomiast wpatrywała się z zafascynowaniem
w kołatkę.
– Macie
zagadki, zamiast hasła? – zapytała i przejechała dłonią po oczach drewnianego
orła. – Ale świetnie!
Była
wyraźnie zachwycona mówiącymi drzwiami, jednak Johnson nie podzielała jej
entuzjazmu. Postukała się po brodzie palcem wskazującym, a potem w końcu się
odezwała.
– Nie
zawsze jest tak fajnie. Czasami te zagadki są wzięte z du... kosmosu –
poprawiła się szybko, a Julie zachichotała. – Nie wiem, kto je wymyśla, ale
zdarza się, że nikt w życiu nie wpadłby na poprawną odpowiedź...
– I co
wtedy? – dopytywała z zaciekawieniem Distim.
Uważała,
że takie zagadki były interesującym sposobem na dostanie się do środka, ale
chyba wolała jednak sprawdzone hasła. Wystarczyło raz na pewien czas zapamiętać
jakieś słowo lub sentencję, a Krukoni musieli codziennie mierzyć się z nowymi
łamigłówkami. Pewnie znudziłoby jej się to po kilku miesiącach, lecz w tamtej
chwili była pozytywnie zaskoczona tą metodą. Doszła do wniosku, że powinna się
cieszyć, że aby dostać się do pokoju wspólnego Gryfonów, nie trzeba było
udowadniać swojej odwagi, bo mogłaby mieć z tym kłopot.
– Jeśli
nie odpowiesz, musisz czekać na kogoś, kto to zrobi. A w przypadku, kiedy nikt
nie ma pojęcia, co to może być, na tych schodach tworzy się prawdziwe
zamieszanie – wyjaśniła Aileen, wskazując kciukiem na stopnie za sobą. – I
wtedy trzeba iść do pana Walkera i prosić go o pomoc, ale zdarzyło się to tylko
kilka razy. Zazwyczaj dajemy sobie radę. – Uśmiechnęła się szeroko i jeszcze
raz zastukała kołatką.
Głos
kobiety powtórzył melodyjnie treść zagadki, a Julie skupiła się na
wypowiadanych słowach.
– Co to
za rzeka, która czytana od tyłu daje nazwę ryby?
Distim
podrapała się po głowie. Zawsze wydawało jej się, że była dosyć mądra, bo w
końcu miała najlepsze oceny w klasie, ale teraz nie mogła niczego wymyślić. Na
szczęście szatynka w czasie ich krótkiej rozmowy zdołała znaleźć rozwiązanie
łamigłówki, ale nie można się było temu dziwić. Nie bez powodu znalazła się w
Ravenclawie.
– Nil –
powiedziała głośno i wyraźnie.
Jak na
zawołanie, wrota uchyliły się powoli, tym samym uwalniając gwar rozmów i
śmiechów uczniów przebywających w środku.
Rzecz
jasna, Julie znała nazwę tej rzeki, ale minęłoby sporo czasu, zanim połączyłaby
wszystkie fakty, więc spojrzała na koleżankę z podziwem. Ta natomiast wzruszyła
tylko ramionami i przeszła przez próg, ciągnąc Gryfonkę
za ramię.
Ich
pokój wspólny wyglądem był dosyć zbliżony do tego, w którym jeszcze parę godzin
temu przebywała Distim. Pod butami dostrzegła upstrzony srebrnymi gwiazdami
granatowy dywan, który rozciągał się na podłodze w całym pomieszczeniu.
Dziewczyna rozejrzała się z zainteresowaniem, pragnąc wychwycić każdy szczegół.
Jej wzrok wędrował po twarzach uczniów, którzy siedzieli przy stolikach albo na
fotelach i rozmawiali. Niektórzy odrabiali lekcje, inni czytali książki, a
zdarzało się, że ktoś po prostu spał po ciężkim dniu nauki.
Kiedy
przyjrzała się już Krukonom, zaczęła uważniej śledzić wystrój pokoju.
Zauważyła, że większą część ścian zajmują duże okna, przez które było widać
błonia, a także kawałek Zakazanego Lasu i jeziora. Naprzeciw drzwi znajdował
się natomiast wysoki posąg Roweny Ravenclaw, wykonany z białego marmuru.
Aileen
szturchnęła ją ramieniem, przerywając kontemplację sufitu pokrytego
identycznymi gwiazdami, jak na dywanie. Wskazała na schody, prowadzące zapewne
do dormitorium chłopców i uśmiechnęła się zachęcająco. W tej samej chwili do
Julie powróciło zdenerwowanie; nie chciała naprzykrzać się Willowi, ale
jednocześnie wiedziała, że w głębi duszy marzyła o tym, żeby się do niego
zbliżyć. Wzięła głęboki oddech i zaczęła lawirować pomiędzy stolikami,
podążając za szatynką. Z każdym kolejnym krokiem była coraz bardziej niepewna,
ale przecież nie robiła nic złego. Chciała z nim zwyczajnie porozmawiać, więc
Natt powinna to zrozumieć.
Wspięły
się po schodach i stanęły przed drzwiami z tabliczką z napisem „siódmy rok”.
Distim domyślała się, że to jej ostatnia szansa, żeby zrezygnować i uciec.
Aileen właśnie pukała knykciami w drewno i już zdążyła nacisnąć klamkę, więc
Julie przełknęła głośno ślinę i ruszyła za dziewczyną.
W
dormitorium były tylko dwie osoby: Will i jakiś chłopak, którego nie znała.
Założyła włosy za ucho i uśmiechnęła się nieśmiało do tego pierwszego.
– Co ty
tu robisz, A? – zapytał z wyraźnym zdziwieniem, kiedy je zobaczył. – Nie
wiedziałem, że się przyjaźnicie.
Szatynka
podeszła do jednego z łóżek i położyła się na nim, jakby należało do niej, a
dopiero później odpowiedziała na pytanie starszego brata.
– Też
się cieszę, że cię widzę. Mógłbyś wykazać trochę kultury i zaproponować
koleżance jakieś miejsce. – Wskazała na brunetkę, która nadal stała parę kroków
od drzwi.
Chłopak
natychmiast się zreflektował, posyłając jeszcze siostrze groźne spojrzenie.
Podszedł do Julie i przywitał się z nią z szerokim uśmiechem, jakby byli
starymi dobrymi znajomymi, a potem poprowadził ją do łóżka, na którym leżała
Aileen.
– Gdzie
jest Chris? – odezwała się znowu Johnson, przesuwając jednocześnie nogi, aby
Gryfonka mogła spokojnie usiąść obok niej.
Julie
rozejrzała się po pokoju: była tak zestresowana, że wcześniej nie zwracała na
nic uwagi. Drugi Krukon, przebywający w pomieszczeniu wyglądał, jakby szykował
się do wyjścia, ponieważ przewiesił swoją szkolną torbę przez ramię. Pewnie
zamierzał odrobić pracę domową, a na dole miał do tego dużo lepsze warunki. Po
chwili, tak jak podejrzewała, skierował się do drzwi i pożegnał się z nimi
sympatycznie. Przeniosła wtedy wzrok na Willa, ale zaraz ponownie się odwróciła
z zaczerwienionymi policzkami.
– Nie
mam pojęcia. Ostatnio cały wolny czas spędza z Lily – powiedział z nutą żalu,
jakby tęsknił za przyjacielem.
Mówiąc
to, usiadł na swoim łóżku i oparł się o jedną z poduszek. Popatrzył na Julie, a
ona szybko utkwiła spojrzenie w podłodze, rumieniąc się jeszcze bardziej. Czuła
się naprawdę głupio, bo odkąd weszła do ich dormitorium, ani razu się nie
odezwała, więc otworzyła usta, żeby to zmienić, jednak Aileen zdążyła w tym
samym momencie wtrącić swoje trzy knuty.
–
Przynajmniej jest z nią szczęśliwy – zauważyła, wpatrując się w baldachim
łóżka. – Chyba nigdy nie widziałam go tak radosnego, jak przy niej.
Will
westchnął i pokiwał głową, przyznając jej rację. Po jego minie można było
jednak dostrzec, że zrobił to z rozgoryczeniem. Najwyraźniej nie popierał tego,
że jego przyjaciel tyle czasu spędzał z Evans i zapominał o wszystkim innym.
Julie stwierdziła, że to dobra chwila, aby wreszcie się odezwać.
Złączyła
ręce na podołku i uśmiechnęła się delikatnie.
– Jeśli
ci to przeszkadza, powinieneś mu powiedzieć. Lily na pewno zrozumie.
Poczuła,
że jej policzki przestały się już tak wściekle czerwienić, więc odważyła się
podnieść wzrok na chłopaka. Jego usta uniosły się właśnie do góry i podrapał
się ręką w ich kącikach, jakby chciał je trochę obniżyć. Julie zauważyła, że
często tak robił, więc najwyraźniej miał taki odruch.
– Nie,
nie przeszkadza mi to – odparł szczerze. – Sam mam te szlabany u Walkera, więc
i tak nie mógłbym... – Urwał i szybko zerknął w stronę dużego zegara, stojącego
w kącie pokoju. – Właśnie, za chwilę będę musiał iść – poinformował je, a potem
uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Mogę cię odprowadzić do wieży, gdybyś chciała
– dodał, patrząc na Julie, która o mało co nie dostała palpitacji serca.
Gdyby
chciała? Co to w ogóle było za pytanie? Zacisnęła palce na spódnicy i zerknęła
w stronę Aileen. Nie była pewna, czy się przypadkiem nie przesłyszała, ale
widząc radosną minę koleżanki, doszła do wniosku, że jednak nie.
– To
naprawdę miłe z twojej strony – powiedziała Distim, dziękując w myślach
Merlinowi, że nie zaczęła się jąkać.
Will
posłał jej kolejny sympatyczny uśmiech, a potem odwrócił się na chwilę, żeby
zapakować do torby rzeczy potrzebne na szlaban. Jego siostra w tym czasie
zdążyła narysować serduszko w powietrzu, na co Julie zachichotała i szturchnęła
ją łokciem.
Jeszcze
parę dni temu, za nic w świecie nie uwierzyłaby, że będzie siedzieć w pokoju
Willa i rozmawiać z nim i Aileen. Miała ochotę wyściskać młodszą o rok
koleżankę za to, że pomogła jej się choć trochę ośmielić.
***
Lily
pakowała właśnie swoje pióro i kałamarz do torby, kiedy nieoczekiwanie podeszła
do niej profesor McGonagall i poprosiła, aby została chwilę po lekcji.
Dziewczyna spojrzała ze zdziwieniem na Natt, ale ta tylko wzruszyła ramionami i
uśmiechnęła się.
– Ja już
idę na obiad – powiedziała, trzymając się za brzuch. – Umieram z głodu –
dodała, a Evans pokiwała głową ze zrozumieniem i oparła się o krzesło.
Nie
miała pojęcia, o co mogło chodzić nauczycielce, jednak posłusznie poczekała, aż
wszyscy uczniowie opuszczą klasę. Chwyciła się za łokieć, chcąc dodać sobie
otuchy, po czym zbliżyła się do biurka, przy którym stała kobieta. Zagryzła
wargi i czekała na to, co miała jej do zakomunikowania.
–
Chciałam tylko pochwalić twój wczorajszy raport. – Uśmiechnęła się delikatnie
do Rudej. – Widziałam, że się postarałaś...
Do uszu
Lily w jednej chwili przestały docierać jakiekolwiek dalsze słowa.
Wytrzeszczyła oczy na nauczycielkę transmutacji, jakby zobaczyła ją po raz
pierwszy w życiu i cofnęła się gwałtownie, wpadając na jedną z ławek.
– Dobrze
się czujesz, Evans?
Chyba
pokiwała głową w odpowiedzi, ale nawet tego nie była pewna. Miała wrażenie, że
kobieta zaraz przestanie się zgrywać i ją okrzyczy, ale ta nadal wychwalała jej
pracowitość i sumienność.
Zacisnęła
palce na blacie stołu za plecami. Właśnie uświadomiła sobie, że przez ostatni
tydzień po prostu zapomniała, że była prefektem i nie wykonywała żadnych
związanych z tym obowiązków. Cały wolny czas spędzała z Chrisem w Azylu,
podczas gdy powinna robić obchody i pisać raporty, za które w tym momencie
przyjmowała gratulacje.
Jak
mogła nie pamiętać o tak ważnej rzeczy? I dlaczego nikt jej o tym nie
przypomniał? Jednak najistotniejsze pytanie brzmiało inaczej. Patrzyła na
poruszające się usta McGonagall, niczego nie rozumiejąc. Jakim cudem dostała
jakiekolwiek raporty, skoro Lily nawet nie kiwnęła palcem, żeby je napisać?
Czuła się naprawdę skołowana i nauczycielka najwyraźniej to dostrzegła, bo
wręczyła jej jakieś kartki, a potem oznajmiła, że może już wyjść.
Gryfonka
skierowała się więc do drzwi, starając się jeszcze przez chwilę zachować
spokój, jednak kiedy tylko zniknęła za zakrętem korytarza, oparła się o ścianę
i nerwowo zaczęła przerzucać otrzymane papiery. To na pewno nie było jej pismo,
więc wiedziała przynajmniej, że nie zwariowała.
–
Wszystko w porządku? – zapytał ktoś z jej lewej strony, a po głosie rozpoznała,
że to Christian.
Uśmiechnęła
się delikatnie, nadal ze zmarszczonym czołem. Poprzedniego dnia po lekcjach,
udało im się wymknąć niepostrzeżenie do Hogsmeade i kupić farbę oraz inne
drobiazgi potrzebne do wyremontowania Azylu. Teraz mieli się spotkać, żeby
zacząć pracę, ale ciągle gryzły ją te tajemnicze raporty. Zauważyła, że chłopak
był wyraźnie zatroskany, więc westchnęła i potarła kark chłodną dłonią.
– Ja...
Po prostu zapomniałam, że jestem prefektem – wyjaśniła, krzywiąc się lekko, a
potem zaczęła się śmiać.
Chris
spojrzał na nią z wesołym błyskiem w oku, po czym wyciągnął w jej stronę rękę,
którą szybko ujęła.
–
Powiedziałbym, że to dziwne, ale Will też ciągle musi mi przypominać, że jestem
kapitanem, więc nie mam prawa cię oceniać – stwierdził z rozbawieniem. – Natt
mówiła, że McGonagall cię zatrzymała. Dała ci szlaban? – dodał po chwili,
ciągnąc ją w kierunku Wielkiej Sali.
Potrząsnęła
głową w odpowiedzi i pokazała mu kartki, które wciąż ściskała w prawej dłoni.
– Nic z
tego nie rozumiem – mruknęła i wpatrzyła się w swoje nazwisko na górze raportu.
– Była zachwycona, kiedy o tym mówiła. Cytuję: „widziałam, że się postarałaś”.
– Zmarszczyła nos w grymasie, a potem znowu westchnęła. – Przysięgam, że
chciałam zapaść się pod ziemię.
Zauważyła,
że chłopak w ogóle jej nie słuchał, więc ścisnęła mocniej jego palce, aby
zwrócić na siebie uwagę. Na jego twarzy pojawiło się jakieś dziwne odczucie,
którego nie potrafiła zidentyfikować. Coś pomiędzy zdenerwowaniem a
niepewnością.
– Chyba
się domyślam, o co chodzi – powiedział cicho, odwracając wzrok. – Potter to za
ciebie napisał.
Lily
spojrzała na niego ze zdziwieniem. Tego się zupełnie nie spodziewała i trudno
jej było uwierzyć w słowa Krukona, ale po chwili zastanowienia doszła do
wniosku, że to całkiem możliwe. Jeszcze raz zerknęła na kartki i faktycznie,
rozpoznała jego pismo, choć było lekko zmienione, zapewne po to, żeby
McGonagall niczego się nie domyśliła. Evans poczuła się okropnie, kiedy zdała
sobie sprawę, ile wysiłku kosztowało Jamesa napisanie raportów za siebie i za
nią. Musiała koniecznie go znaleźć i z nim porozmawiać.
Dopiero
po kilku minutach uświadomiła sobie, że Christian cały czas milczał, więc
zagryzła wargi i potrząsnęła ich złączonymi dłońmi.
– Co
jest? – zapytała, widząc jego lekko zmarszczone brwi.
Dostrzegła,
że się zawahał, jednak w końcu jego usta rozciągnęły się w uśmiechu.
– Nic...
Ja tylko... jestem chyba trochę zazdrosny – odparł i podrapał się po potylicy.
Kiedy to
usłyszała, wspięła się na palce i pocałowała go w policzek ze śmiechem. Czasami
był taki uroczy, że miała ochotę przytulić go do siebie i nie wypuszczać z
objęć przez parę godzin. Zamiast tego pociągnęła go do Wielkiej Sali,
zaczynając mówić o czymś zupełnie innym, ale radość w jej oczach wcale nie
przygasła. Nawet wręcz przeciwnie.
***
Remus
wyszedł ze skrzydła szpitalnego już w niedzielę wieczorem, ale nadal był
zmęczony i obolały po pełni. Całe wtorkowe popołudnie spędził w bibliotece, po
części po to, żeby nadrobić zaległości, ale chciał też choć na chwilę zostać
sam i pomyśleć o wszystkim, co zdarzyło się w piątek. Reszta Huncwotów
zapewniała go wielokrotnie, że nie ma o czym mówić, bo wszystko dobrze się
skończyło, jednak on nie potrafił tak po prostu zapomnieć.
Z cichym
westchnieniem otworzył książkę od transmutacji i znalazł odpowiedni temat.
McGonagall, zazwyczaj surowa w kwestii wypracowań, po pełni nigdy na niego nie
naciskała, za co był jej ogromnie wdzięczny. Może właśnie przez to, że była
taka wyrozumiała, przykładał się wtedy jeszcze bardziej niż normalnie, ponieważ
nie chciał jej zawieść.
Powoli
zaczął czytać zagadnienia ostatnio poruszane na lekcji, lecz jego myśli cały
czas odbiegały na inny tor. Potarł ze zdenerwowaniem skroń, próbując pozbyć się
obrazu, który pojawił się przed jego oczami.
Zaatakował
Syriusza. Te dwa słowa bez ustanku kołatały się po jego głowie, tworząc w niej
istny zamęt. Zranił go. O mało nie zabił tamtych Puchonek. Gdyby nie James,
pewnie wszystko skończyłoby się tragicznie.
Pamiętał
całą sytuację jak przez mgłę: dziewczyna, kuląca się pod drzewem i wielki głód,
który w tamtym momencie poczuł. A potem już całkiem nad sobą nie panował. Obie
Puchonki zdołały uciec, co doprowadziło go do wściekłości. Pod postacią
wilkołaka nie myślał racjonalnie. W ogóle nie myślał, jakby po prostu był
uwięziony w jego ciele i musiał na wszystko patrzyć jego oczami. Nienawidził
tego uczucia, jak niczego innego.
Wiedział,
że w przypływie złości rozdrapał pazurami rzecz, znajdującą się najbliżej
niego, którą nieszczęśliwie okazał się być brzuch czarnego psa. Pamiętał, jak
Syriusz w swojej animagicznej postaci upadł na ziemię, a jego futro było
posklejane krwią. Pamiętał też dokładnie głośny ryk jelenia, który natarł na
niego porożem i odciągnął go dalej w las.
Remus
ukrył twarz w dłoniach, nie mogąc uwierzyć, że dopuścił do tego, że jego
przyjaciele znaleźli się w tak wielkim niebezpieczeństwie. Jedyną dobrą rzeczą
było to, że Black wyszedł z tego cało. Blondyn nie miał jednak pojęcia, czy
będzie jeszcze w stanie spojrzeć mu w oczy po tym, co zrobił.
Zerknął
znowu na pożółkłe kartki podręcznika od transmutacji i poczuł, że robi mu się
niedobrze. Odkąd się obudził po pełni, w jego gardle pojawiła się wielka gula,
której w żaden sposób nie mógł się pozbyć.
Jego podświadomość
szeptała mu do ucha jedno słowo, skutecznie powiększając poczucie winy. Potwór, potwór, potwór!
Wpatrzył
się w swoje dłonie, którymi przecież niemal rozszarpał przyjaciela, a potem
jęknął. Zrobiłby wszystko, żeby pozbyć się tego palącego wnętrzności wrażenia,
które sprawiało, że miał ochotę powyrywać sobie włosy z głowy.
– A ty
dalej się nad sobą użalasz? – Usłyszał za plecami dziewczęcy głos, przez który
prawie podskoczył ze strachu.
Odwrócił
się szybko i zobaczył Emily, trzymającą w ramionach trzy grube książki. Na jej
twarzy malował się lekki uśmiech, co dziwne, wcale nie ironiczny. Remus
rozejrzał się, ale nigdzie nie dostrzegł Gabriele, chociaż te dwie były
praktycznie nierozłączne. To musiało oznaczać, że o coś się posprzeczały.
Podrapał
się po policzku ze zmieszaniem, nie wiedząc, co powinien odpowiedzieć.
– Coś
się stało? – zapytał tylko i zmarszczył brwi.
Blondynka
spojrzała mu na chwilę w oczy, lecz pokręciła przecząco głową. Przez jedną
krótką sekundę wydawało mu się, że dostrzegł w jej niebieskich tęczówkach
współczucie. Zacisnął pięści ze złości, kiedy nagle przypomniał sobie jej słowa
sprzed kilku tygodni.
–
Przyszłaś, żeby mi znowu uświadomić, że jestem potworem? No, dalej, nie krępuj
się – mruknął i wbił wzrok w swoją książkę, mając nadzieję, że dziewczyna sama
odejdzie.
Kątem
oka zauważył, że Madile zrobiła taki ruch, jakby chciała odwrócić się na
pięcie, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. Wyraźnie biła się z myślami, aż w
końcu otworzyła swoje malinowe usta.
– Wcale
nie myślę, że jesteś potworem – wyszeptała tak cicho, że ledwo ją usłyszał. – I
przyszłam, żeby dać ci to. – Położyła na stoliku jakąś cienką książeczkę,
leżącą wcześniej na trzech ciężkich tomach, które nadal trzymała. – Mam
nadzieję, że ci pomoże – dodała jeszcze, po czym bez żadnego pożegnania ruszyła
do wyjścia z biblioteki.
Chłopak
zamrugał kilka razy ze zdziwienia, ale nie zdążył nawet powiedzieć „zaczekaj”,
bo już zniknęła za wielkimi hebanowymi drzwiami. Nie miał pojęcia, co się przed
chwilą stało. Czyżby Emily po kłótni z Gabriele postanowiła się zmienić? A może
dopiero teraz dostrzegł w niej tę lepszą stronę?
Zastanawiał
się nad tym przez parę minut, aż w końcu przypomniał sobie o książeczce, którą
mu zostawiła. Otworzył ją szybko, odkładając niedokończone wypracowania na
później i zagłębił się w jej treści.
***
Po raz
kolejny nie złapał kafla, którego podał do niego Will i zaczął wyczuwać
narastającą irytację reszty drużyny. Zacisnął powieki i posłał przyjacielowi
przepraszający uśmiech. Starał się skupić na grze, ale miał wyraźnie gorszy
dzień, bo kompletnie nic mu nie wychodziło.
Przytrzymał
się mocniej trzonka miotły, lecąc w stronę trzech dużych obręczy i mając
nadzieję, że teraz mu się uda. Dostrzegł szybującą piłkę trochę wcześniej i
zdołał pochwycić ją prawą dłonią, a potem wycelował i strzelił, jednak nie
trafił do bramki.
– Ej,
mógłbyś się chociaż trochę postarać! – wrzasnął do niego Trevor z drugiego
końca boiska.
Chris
zaklął pod nosem i po jakimś czasie ogłosił koniec treningu. To było całkiem
bez sensu, skoro i tak nic mu nie szło. Wylądował na murawie przed innymi, po
czym wbiegł do szatni i ze złością odplątał pelerynę z szyi. Po chwili
przypomniał sobie jednak, że taką samą otulił Lily, kiedy pierwszy raz się
spotkali. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Usłyszał
głośne trzaśnięcie drzwiami, a następnie ciche rozmowy pozostałych zawodników.
Utkwił wzrok w rękawicach, które właśnie ściągał ze zmarzniętych dłoni, bo nie
chciał widzieć na sobie rozczarowanych spojrzeń. Tak jak podejrzewał, nie mogło
obyć się bez złośliwych komentarzy Trevora.
–
Mówiłem wam, że on nie powinien być kapitanem – nagabywał kolegów, opierając
swoją miotłę o ścianę. – Jest beznadziejny...
Blondyn
miał zamiar go zignorować i po prostu zaczął zmieniać buty, wpatrując się tym
razem w podłogę, jednak Will nie mógł pochwalić się aż taką cierpliwością.
–
Zamknij się w końcu – warknął, a Christian kątem oka zauważył, że jego
przyjaciel zaciskał mocno pięści ze zdenerwowania.
– Bo co,
Johnson? Znowu mnie pobijesz? – prychnął ironicznie Krukon. – To chyba jedyna
rzecz, w której jesteś dobry.
Atmosfera
w szatni nigdy nie była zbyt pozytywna, jednak teraz zgęstniała tak bardzo, że
inni zawodnicy patrzyli na chłopaków z zaniepokojeniem, jakby przygotowywali
się do rozdzielenia ich w razie bójki. Chris tymczasem uniósł głowę ze
zdziwieniem, po usłyszeniu słów Trevora. Nie miał pojęcia, że to z nim pobił
się wtedy Will, ponieważ ten nie chciał mu niczego powiedzieć.
Po kilku
minutach większość drużyny zdążyła już wyjść. Została tylko ich trójka, co z
góry zwiastowało kłopoty. Blondyn był praktycznie gotowy, musiał jeszcze
zarzucić na siebie kurtkę, ponieważ na dworze zrobiło się naprawdę zimno.
Właśnie poprawiał zawinięty kołnierz, gdy Trevor cisnął w jego brzuch jakąś
książką.
Christian
z zaskoczeniem podniósł podręcznik do eliksirów, który wylądował na podłodze.
Otworzył go powoli i dostrzegł w lewym dolnym rogu strony tytułowej swój własny
podpis. Zmarszczył brwi, niczego nie rozumiejąc.
– Na
przyszłość, pilnuj swoich rzeczy – powiedział Trevor, uśmiechając się chłodno.
– I uważaj, gdzie wrzucasz liściki do mamusi.
W
pierwszej chwili Chris nie mógł w to uwierzyć. Wpatrywał się w okładkę,
zaciskając na niej pobielałe ze złości palce. Dokładnie pamiętał uczucie, które
towarzyszyło mu, gdy dowiedział się, że wszyscy w szkole dostali ten list.
Przez
kilka długich sekund miał ochotę rzucić się na Trevora i zrobić mu krzywdę, jak
Will parę dni wcześniej. Chciał sprawić, żeby przeżył takie samo upokorzenie i
zrozumiał swoje postępowanie. Ale najbardziej marzył o tym, by wybić mu
wszystkie zęby.
Trwało
to jednak tylko przez moment, bo zaraz przed oczami stanęła mu tamta sytuacja.
Opierał się wtedy o ścianę, wściekły jak nigdy dotąd, gdy nagle poczuł, że ktoś
wsuwa dłoń w jego własną. Lily. To dzięki tym listom się do siebie zbliżyli.
Schował
podręcznik do torby i uśmiechnął się szeroko do Trevora, zbijając go tym samym
z pantałyku.
–
Wielkie dzięki – powiedział szczerze, po czym skierował się do wyjścia z
szatni.
Zostawił
za sobą ogłupiałego ze zdumienia chłopaka, który najwyraźniej nie mógł
uwierzyć, że Christian przyjął to z takim spokojem. Wsadził obie dłonie do
kieszeni, kiedy wiatr zaczął chłostać go po twarzy. Nagle usłyszał, że ktoś
woła jego imię, więc odwrócił się powoli, mając nadzieję, że Trevor nie był aż
tak głupi, żeby za nim pobiec i oczekiwać agresywniejszej reakcji.
Na
szczęście zobaczył Willa, który w pośpiechu zawiązywał szalik na szyi. Nie
wyglądał na zmęczonego, chociaż dopiero co wrócił ze szlabanu i miał za sobą
półgodzinny trening.
–
Wszystko w porządku? – zapytał szatyn, zapinając kurtkę. – Widziałeś jego minę?
Chris
zaśmiał się i ruszył w stronę zamku z przyjacielem u boku. Ostatnio nie mieli
zbyt wielu okazji, aby porozmawiać i wyczuł, że Johnson chciał poruszyć ten
temat. Nie mylił się.
–
Posłuchaj... Od kilku dni praktycznie nie zamieniłeś ze mną żadnego słowa,
ciągle znikasz gdzieś z Lily – zaczął niepewnie. – Ja naprawdę... cieszę się
twoim szczęściem, ale...
Nie
dokończył. To zdanie nadal wisiało w chłodnym, grudniowym powietrzu, jednak
Dulcos doskonale znał jego puentę. Przez chwilę wpatrywał się tylko w ścieżkę
przed sobą, jakby kolegi tam wcale nie było.
– Myślę,
że powinieneś jej powiedzieć, Chris.
Chłopak
poczuł na ramieniu rękę Willa i westchnął ciężko pod nosem. Zastanawiał się nad
tym wiele razy, ale jeszcze nie podjął żadnej decyzji. Nie mógł jednak zbyt
długo zwlekać i dobrze zdawał sobie z tego sprawę.
–
Umówiłeś się z nią dzisiaj?
Pokręcił
przecząco głową i uśmiechnął się do przyjaciela. Lily stwierdziła, że musi
nadrobić obowiązki prefekta, które zaniedbała, a on postanowił zorganizować
trening, bo od ostatniego minęło sporo czasu.
– W
końcu możemy spokojnie pogadać – oznajmił Christian, popychając wrota zamku. –
Tylko uczciwie ostrzegam, że mam dużo do opowiedzenia, więc jeśli zanudzę cię
na śmierć, to od razu przepraszam...
– Och,
dziękuję – odparł z sarkazmem Will, śmiejąc się. – Teraz mogę umierać
spokojnie.
***
Usiadła
na jednym z foteli w pokoju wspólnym i przykryła się kocem, który wcześniej
zabrała z dormitorium. Oparła się wygodnie o zagłówek i wpatrzyła w przejście
za portretem Grubej Damy. Czekała na Jamesa już od kilkunastu minut, ale nadal
się nie zjawiał. Wiedziała, że nie dotarł jeszcze do wieży wraz z kolegami,
więc miała nadzieję, że zaraz wróci i będzie mogła z nim porozmawiać.
Westchnęła
ciężko, spoglądając na stolik, na którym leżały jej książki i zadania domowe na
następny dzień. Siódma klasa to już nie były przelewki. Nie można było sobie
pozwolić na chwilę przerwy od nauki, bo skutkowało to całkowitym pogubieniem
się w materiale. Połowę, a może nawet więcej czasu, który spędzała z
Christianem w Azylu, powinna poświęcić na pisanie wypracowań, ponieważ później
musiała siedzieć nad nimi do nocy, przez co oczywiście się nie wysypiała.
Chłopak na pewno zmagał się z tym samym problemem, więc doszła do wniosku, że
mogliby trochę zwolnić z remontowaniem pokoju, na rzecz nauki.
Chwyciła
pierwszy z brzegu podręcznik i rozłożyła go na przykrytych kocem kolanach. Była
do tyłu z tematami z numerologii, ale do nadrobienia zostały jej tylko dwa,
dlatego też zaczęła powoli zagłębiać się w treść książki, co jakiś czas zerkając
w kierunku wejścia.
Przeczytała
kilka pierwszych zdań, a jej powieki od razu stały się cięższe. Lubiła
numerologię, ale była tak zmęczona, że nie zrozumiała kompletnie niczego.
Zamrugała parokrotnie, żeby się rozbudzić i powróciła do początku linijki.
W końcu
jednak przegrała tę walkę, a przed jej oczami pojawiła się błoga ciemność. Lily
najchętniej przespałaby cały tydzień, żeby w końcu zregenerować siły, ale
zawsze budziła się wcześniej niż inni i potem nie mogła już zasnąć. Kiedy była
sobota, dzień wolny od nauki, podczas którego można było nawet nie wychodzić z
łóżka, jeśli nie miało się takiej ochoty, ona jak na złość wstawała już o
poranku i nie potrafiła zmienić tego biologicznego zegara, co doprowadzało ją
do złości. Nie pamiętała, kiedy się ostatnio porządnie wyspała i czy to w ogóle
kiedykolwiek nastąpiło.
Teraz
jednak jej głowa opadła na oparcie fotela, niwecząc plany Gryfonki dotyczące
rozmowy z Potterem...
Jeszcze
przez sen, poczuła, że ktoś otula ją mocniej kocem, a zaraz później obudził ją
jakiś niezidentyfikowany huk, więc otworzyła szybko oczy, żeby znaleźć jego
źródło. W pokoju wspólnym zrobiło się już ciemno, jednak blask ognia z kominka
rozświetlał nieco pomieszczenie.
Lily
dostrzegła przed sobą jakieś poruszenie i zagryzła wargi ze strachu. Co, jeśli
to była ta upiorna dziewczynka?
Rozejrzała
się szybko dookoła, ale nikogo więcej tam nie było. Wydawało jej się, że spała
góra kilkanaście minut, lecz najwyraźniej źle oszacowała ten czas, bo za oknami
było już widać czarne jak atrament niebo, usiane gwiazdami.
Znowu
zauważyła jakiś ruch, tuż za swoimi zgiętymi nogami, co tylko jeszcze bardziej
ją przeraziło. Nie miała przy sobie różdżki i nie wiedziała, czego chciała od
niej tamta tajemnicza dziewczynka.
Zacisnęła
drżące palce na podręczniku od numerologii, w razie gdyby musiała się jakoś
bronić, a potem usłyszała ciche przekleństwo i odetchnęła z ulgą, wychylając
się do przodu.
Pierwszym,
co rzuciło jej się w oczy był James, leżący na podłodze. A właściwie na
kawałkach połamanego stolika i jej książkach. Otworzyła lekko usta ze
zdziwienia, po czym parsknęła śmiechem na widok jego miny.
– Co ty
tu robisz? – zapytała, obserwując chłopaka, poprawiającego okulary na nosie.
Nie
odpowiedział od razu, więc wyciągnęła dłoń w jego stronę i pomogła mu wstać.
–
Natalie mówiła, że na mnie czekałaś – mruknął, rozmasowując obolały dół pleców.
– Chciałem tu posiedzieć, aż się obudzisz, ale ten głupi stół się pode mną
załamał.
Evans
uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na powstałe pobojowisko. Gdyby miała przy
sobie różdżkę, pewnie wszystko by zaraz naprawiła. Obiecała sobie w myślach, że
od teraz nie będzie się z nią rozstawała, bo nigdy nic nie wiadomo.
– No
to... – zaczął niepewnie Potter, drapiąc się po włosach. – Dlaczego na mnie
czekałaś?
Przyglądała
mu się przez chwilę i zauważyła na jego twarzy wyraźne ślady zmęczenia. Nic
dziwnego, skoro wykonywał podwojone obowiązki prefekta i... Zmarszczyła brwi,
kiedy dostrzegła miotłę obok zniszczonego stolika. Miał treningi quidditcha,
nawał pracy domowej, a poza tym pewnie milion własnych problemów, a i tak jej
pomagał, chociaż w stu procentach zasłużyła sobie na szlaban.
–
Chciałam ci podziękować – wyszeptała, czerwieniąc się. – Za te raporty, nie
musiałeś tego robić – dodała, bo na początku nie zrozumiał.
Wzruszył
tylko ramionami, jakby uważał wykonywanie jej obowiązków za normalne.
– Nie ma
o czym mówić – zapewnił, ale Lily szybko pokręciła głową, przerywając mu.
–
Właśnie, że jest. Gdyby nie ty, dostałabym szlaban i McGonagall wkurzyłaby się
na mnie bardziej niż zazwyczaj. A teraz mnie chwaliła, chociaż powinna to
powiedzieć tobie.
James
wpatrywał się w nią z lekkim uśmiechem, więc westchnęła i podniosła się z
fotela tak, żeby stać naprzeciwko chłopaka.
– Jesteś
naprawdę kochany. – Spojrzała mu w oczy, aby widział, że mówiła szczerze. –
Bardzo, bardzo ci dziękuję – dodała jeszcze szeptem.
Miała
wrażenie, że nogi wrosły jej w podłogę, kiedy w jego policzkach pojawiły się
urocze dołeczki. Przygryzła dolną wargę, czując jakieś dziwne uczucie w środku.
Nie
wiedziała, ile tak stali, po prostu się w siebie wpatrując, ale w końcu
postanowiła to przerwać. W jego brązowych tęczówkach pojawił się przebłysk
rozbawienia, jakby James doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co działo się w
głowie dziewczyny. Wyciągnął dłonie ułamek sekundy wcześniej od niej i położył
je na jej talii, tymczasem Lily zarzuciła mu ręce na szyję. Na jej twarzy
pojawił się delikatny grymas; nie podobało jej się to, że chłopak tak szybko
odgadywał jej myśli, na co wyżej wspomniany zachichotał cicho i przyciągnął ją
do siebie.
Liczyła
w myślach sekundy, starając się zapomnieć o jego bliskości, ale on chyba nie
zamierzał jej od razu puszczać. Oparła czoło na jego ramieniu, wdychając
delikatny zapach piżma. Zacisnęła powieki i objęła go jeszcze mocniej, kiedy
uświadomiła sobie, że czuła się przy nim bezpiecznie. Wcześniej odnosiła takie
wrażenie tylko podczas przebywania z Chrisem.
Najwyraźniej
zaskoczyła go tym mocniejszym uściskiem, bo westchnął cicho nad jej włosami.
Odsunęła się szybko i delikatnie przyłożyła usta do jego policzka. Wyczuła, że
Potter zdawał sobie sprawę z tego, że tym razem zrobiła to w pełni świadomie, a
nie pod wpływem jakiegoś eliksiru.
Po
chwili cofnęła się i chwyciła koc, który nadal leżał na fotelu, po czym
skierowała się w stronę schodów do dormitorium. Nie odwracała się za siebie,
dopóki nie dotarła na samą górę. Wtedy zerknęła ukradkiem przez ramię i
zauważyła, że chłopak nadal stał w tym samym miejscu, naprawiając różdżką
połamany stolik i zbierając jej książki z podłogi.
Doszła
do drzwi od swojego pokoju i przyłożyła rozpalone czoło do chłodnej tabliczki z
nazwiskiem jej oraz jej współlokatorek.
Była tak
blisko niego, a on nie wykonał żadnego ruchu. Jeszcze rok temu na pewno
wykorzystałby taką okazję, jednak teraz po prostu czekał na jej krok. Nie
wiedziała, czemu była tym taka zaskoczona. Czyżby chciała, żeby ją pocałował? Czy była rozczarowana, że tego nie zrobił?
Zacisnęła
powieki i pokręciła głową, uspokajając przyspieszone bicie serca. Nie miała
pojęcia, dlaczego tak na nią działał.
A może
po prostu nie chciała dopuścić tej myśli do siebie.
***
Hej, kochani!
Będę się streszczać, bo zaraz biegnę oglądać mecz, a później Sherlocka, więc nie wiem, czy znajdę czas, żeby coś tutaj dopisać.
A więc: dodaję rozdział w terminie i (uwaga, uwaga) skończyłam go pisać w środę! Normalnie nie wierzę. Pobrałam sobie aplikację "Word" na telefon i ten rozdział w całości powstał na mojej komórce, co zdecydowanie przyspieszyło mi pracę.
Okej, na razie nie będę się rozpisywać, potem jeszcze coś dodam.
Edit: Niestety szybko przegraliśmy 0:3, więc już jestem. Ten rozdział wyszedł całkiem długi, tak jak ostatnio wszystkie. Na początku, kiedy zakładałam bloga, pisałam góra sześć stron, a teraz wydaje mi się to za mało.
Zatytułowałam poprzednie rozdziały, jeśli ktoś nie zauważył, żebym mniej więcej pamiętała, co gdzie było :)
Hm, nie wiem, czy ten rozdział wyszedł dobrze, ale bywa. Pierwszy kawałek poświęciłam Julie, trochę zbliżając ją do Willa. Na pewno Aileen jest w tym bardzo pomocna, ale nie będę mówić, jak to się dalej potoczy.
O, dziękuję bardzo, bardzo mocno za wszystkie Wasze komentarze. Jesteście przecudowni <3 A ja okropna, bo jeszcze na nie nie odpisałam. Przynajmniej na początku nowego roku udało mi się nadrobić większość zaległości na blogach, ale teraz znowu mam ich kilka.
No, nic. To chyba tyle.
Jeszcze dziękuję za te ponad 22k wyświetleń :*
Przesyłam wszystkim bez wyjątku milion całusów i pozdrawiam gorąco.
Do napisania!
Zatytułowałam poprzednie rozdziały, jeśli ktoś nie zauważył, żebym mniej więcej pamiętała, co gdzie było :)
Hm, nie wiem, czy ten rozdział wyszedł dobrze, ale bywa. Pierwszy kawałek poświęciłam Julie, trochę zbliżając ją do Willa. Na pewno Aileen jest w tym bardzo pomocna, ale nie będę mówić, jak to się dalej potoczy.
O, dziękuję bardzo, bardzo mocno za wszystkie Wasze komentarze. Jesteście przecudowni <3 A ja okropna, bo jeszcze na nie nie odpisałam. Przynajmniej na początku nowego roku udało mi się nadrobić większość zaległości na blogach, ale teraz znowu mam ich kilka.
No, nic. To chyba tyle.
Jeszcze dziękuję za te ponad 22k wyświetleń :*
Przesyłam wszystkim bez wyjątku milion całusów i pozdrawiam gorąco.
Do napisania!
Pierwsza! ^^
OdpowiedzUsuńGrrr… usunął mi się komentarz! No ale trudno, piszę od nowa ;)
UsuńNa początku pragnę Cię ogromnie przeprosić za moje spóźnienie. Kiedyś Cię nie rozumiałam, jak można mieć zaległości na blogach. Teraz wiem, że jest to chyba nieodłączny element całego blogowania :D
A więc przepraszam Cię za to, że nie zajrzałam tu wcześniej. Miałam bardzo dużo nauki, ale mogę Cię zapewnić, że czasami ucząc się do północy miałam ochotę rzucić książką o ścianę i przeczytać ten rozdział :D
Przechodzę do treści: kochana, zawsze gdy czytam Twoje wpisy jestem tak zazdrosna, że mam ochotę usunąć swojego bloga. Masz tak niesamowity styl pisania (powtarzam Ci to po raz kolejny :D), jest taki szczegółowy, kompletny, a przy tym po prostu ciekawy.
Zacznę od Aileen: bardzo podoba mi się jej charakter. Jest odważna, zabawna i śmieszna. Do tego stara się połączyć parę, którą shippuję ^^
Sytuacja w wieży Ravenclawu była słodka. Walka Julie z własną nieśmiałością była ciekawa, a jej rumieńce rozumiem jak nikt inny (mam tak, że czerwienię się baaardzo często). Dobrze, że Will ją odprowadził ;) i mam nadzieję, że to zostanie tajemnicą :D
Dalej: no Lily trochę zaniedbała swoje obowiązki. Zapomniała o raportach, które się jednak pojawiły. Od razu pomyślałam, że to Potter. W końcu "Poświęcenie jest miarą każdej miłości" - a pisanie raportów, które aż pochwaliła McGonagall przy nadmiarze zajęć to dopiero poświęcenie :) a zazdrość Chrisa jest urocza <3 uwielbiam, gdy chłopaki są zazdrośni!
Jejku! Jak szkoda mi Remusa! Oskarża się, a przecież cały ten wypadek to nie jego wina! W to momencie chciałam napisać, że ten fragment był niezwykle wiarygodny. Te wszystkie przemyślenia, zmartwienia i wyrzuty sumienia… aż mam ochotę go przytulić. Pojawienie się Emily mnie zaskoczyło, a jeszcze bardziej jej słowa i gest. Nie wiem co o niej sądzić. Czy się zmieniła? Czy może czuje do niego coś więcej? A może to kolejny podstęp? Nie wiem, narazie interesuje mnie treść cienkiej książki :)
Uuuu, Chris też się trochę zaniedbał. Szkoda, bo podejrzewam, że jego tytuł kapitana chętnie będzie chciał zgarnąć Trevor. A właśnie - ten głupek rozesłał list. I żałuję, że Chris go nie pobił - lubię jak chłopaki się biją ^^ przynajmniej wcześniej zrobił to Will :D a właśnie, szkoda mi Willa, bo przez te szkolne zauroczenia traci przyjaciela. I ten fragment, w którym pyta, czy powiedział już coś Lily… o co chodzi do jasnej anielki!!! Znaczy mam podejrzenie, że Chris jest chory czy coś, ale znając moje podejrzenia, to może być coś zupełnie innego :D
Hmm… jak ja rozumiem Lily. Nauka, ciągłe zmęczenie, nic fajnego. I to uczucie, gdy myślisz, że zdrzemnęłaś się tylko na chwilkę, że zaraz skończysz naukę, a tu budząc się, uświadamiasz sobie, że jest już ranek :D no ale wracam do tematu: czytałam Twój rozdział przy rodzinie i gdy przeczytałam fragment jak James zwalił stolik to zaczęłam się krztusić własnym śmiechem, przez co mój tata spojrzał na mnie jak na idiotkę xD ta scena była taka… och! Nie umiem znaleźć lepszego określenia. Po prostu miód na serce Jillowca! I myślałam, że zaczną się całować, a tu nie. Eh, ale i tak dużo się wydarzyło :) Lily kocha Jamesa! Lily kocha Jamesa! Tralalalala :D dobra, koniec tego tańca radości :D
Dziękuje bardzo za ten przesłodki rozdział, któremu do perfekcji brakowało tylko mojej Gabi :D
Pozdrowienia
Weny, czasu i radości :)
Buziaki :*
Natalia
Super rozdział.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny 😊😊😊
Rozdział jak zwykle świetny. Tak jak się domyślałam, to Trevor stoi za sprawa z listem... Dlaczego az tak nienawidzi Chrisa? Nie rozumiem. Ale musze przyznać, zd chłopak idealnie sobie poradził, dając sobie chwile oddechu, a następnie dziękując wrogowi. Kurde, gdyby nie było Jamesa, to naprawdę wifzialabym go z Lily. A tak to widzę go jako wspaniałego przyjaciela. Wydaje mi się bowiem, ze miedzy nimi jest dobfze, robią ten swój azyl i spedZaja razem mnóstwo czasu, ale chyba jednak Lily troche go na dystans trzyma. Chyba nie czuje wobec niego czegoś takiego jak przy Jamesie. Naprawdę szacun dla Rogacza, ze jej nie pocałował, tylko czekał na jej decyzje. Na pewno wymagało to od niego mnóstwo samozaparcia. Musi byc mocno zazdrosny o Chrisa, ale nie pokazuj tego, wręcz przeciwnie, uratował Lily skore. Jest świetny :D. Remusowi współczuje, Bedzie sie teraz biedak zadręczał ta pełnia. Ale miło, ze Emily jakoś tak się troche ogarnęła niespodziewanie... Czyżby to przez kłótnie z przyjaciółka? A moze to jakas podpucha i tak naprawdę w tej książeczce jest jakas trucizna? Intrygujące xd. Siostra willa jest rozkoszna i milo,ze polubiła Juls, ale nie wiem, czy te podchody sa dobrym pomyśle ;). Z niecierpliwoscia czekam na cd!;)
OdpowiedzUsuńA, moze tez ściągnę sobie aplikacje worda na komórkę? Ale sama nie wiem, wtedy moge za dużo pisać xd
Rezerwuję czwarte miejsce :D
OdpowiedzUsuńPiąta 8)
OdpowiedzUsuńCześć!
UsuńWłaśnie znalazłam chwilę, aby przeczytać ten rozdział. Właśnie zaczynają mi się ferię, więc tego czasu będę miała jeszcze więcej z czego bardzo się cieszę.
Rozdział bardzo fajny! Był bardzo ciekawy i Jily też było, więc jestem szczęśliwa.
Alieen (dobrze napisałam?), mnie denerwuje. Bardzo lubię Natt, przez co nie podoba mi się to co robi siostra Willa. Julie jest fajna, ale nie mam do niej jakiegoś większego sentymentu.Gdy McGonagall wezwała Evansównę do siebie byłam ciekawa co się wydarzy i nie pomyślałabym, że chodzi właśnie o te raporty. Od razu domyśliłam się kto je napisał, bo kto inny jak nie James poświęcił by czas i energię aby Lily była szczęśliwa? Chris jest szczerą osobą, no i jest słodki. Dobrze, że powiedział pani prefekt, że jest o nią zazdrosny. Pasują do siebie, choć nie pochwalam tego hmmm co może z tego wyniknąć. Chily? Nie ta bajka. Numerologia to matematyka, prawda? (Jak ja nienawidzę tego przedmiotu, ehhh). James jest taki kochany, naprawdę. Dlaczego w świecie realnym nie ma takich idealnych osobników płci przeciwnej? Lily musi szybko zrozumieć co czuje do Pottera. Oni byliby takim cudownym związkiem...
Przepraszam, że napisałam taki mały komentarz ale jestem padnięta. Spać mi się chce i usypiam.
Pozdrawiam, życzę weny i czekam na nn!
O i jeszcze wątek z Remusem!
UsuńBardzo mu współczuję, bo musi to być bardzo ciężki moment w jego życiu. Jestem ciekawa co za książkę dała mu Emily...
No hej ;) Kurczę, mam już tego Chrisa i tych wszystkich krukonów po dziurki w nosie xD I ten Azyl Chrisa i Lily, bueh, Jily forever!!! ;P Właściwie to byłam pewna, że za raportami stoi Remus, całkowicie zapomniałam o pełni i wgl, a tu proszę, James, no i super, a Chris z tą swoją zazdrością to niech się wypcha ;P Jejku Lily! Już się nie mogę doczekać kiedy zacznie się między nimi psuć xD To będą piękne rozdziały *.* !!!! ;P Przepraszam, wredna jestem ;P
OdpowiedzUsuńNo pewnie, że szkoda Remusa, nawet nie wyobrażam sobie co mógł czuć... Właściwie to na samą myśl o tym ściska mnie w żołądku... Mam nadzieję, że czas szybko zagoi rany ;)
Hah, Potter, koniec z dyniowymi pasztecikami, bo co tam stolik, w portret Grubej Damy przestaniesz się mieścić ;P Miotła nie da ci rady i wywalą cię z drużyny ;P
Weny i huncwotów ;)
niecnimarudersi.blogspot.com
Zgadzam się z tobą! Rozdziały w których oni zaczną się kłócić będą cudowne *,*. James wtedy będzie taki pomocny, zakładam.
UsuńCześć!
OdpowiedzUsuńKurczę, moment w którym Julie prawie zginęła przez Aileen był chyba przy okazji promyczkiem nadziei z niebios dla tej pierwszej :p Nie mam pojęcia, dlaczego Aileen tak się przylepiła do Julie i aż tak zależy jej, żeby została dziewczyną jej brata, ale na tym etapie nie jestem jeszcze nic sensownego wymyślić. Może po prostu spotkały się dwie bratnie dusze, skoro sympatia Aileen zadziałała też w drugą stronę? Tak byłoby ładnie :)
Kurde, jestem mistrzynią zagadek, byłby ze mnie wzorowy Krukon :p Od kiedy tylko przeczytałam o tych drzwiach, byłam zafascynowana. Fakt, zgadywanie hasła może być uciążliwe, ale jakie to krukońskie!
Kurczaki, niby Julie jest taka nieśmiała i płochliwa, a jednak dała się namówić, żeby napastować chłopaka w jego własnym dormitorium! Ja bym tego nie zrobiła :p
Oesu, niech wreszcie spadnie z nieba jakiś meteoryt i trafi Chrisa w głowę (to tylko luźna propozycja, możesz się go pozbyć inaczej :p)... Niech jakaś katastrofa nas od niego uwolni! Domyśliłam się, że to James był na tyle przekochany, żeby odwalić za Lily raport (podczas gdy ona ćwierkała z tym okropnym Christianem...) i w dodatku nic o tym nie wspomnieć, ale to nie umniejsza mojego zachwytu dla Pottera :) Lily musi nie mieć mózgu i serca jednocześnie, żeby po czymś takim dalej macać Chrisa... Ech.
Nie spodziewałam się takiego zachowania po Emily! Jej, jednak w ludziach jest dobro! :p Nawet nie przyszło mi do głowy, że kłótnia z Gabriele mogła jej dać do myślenia.
Zaczynam poważnie podejrzewać, że Chris jest stuknięty. Zawala trening, biegnie zły do szatni, żeby zaraz uśmiechać się na wspomnienie dziewczyny... Brr, creepy. To nie jest zachowanie człowieka zdrowego na umyśle. Dalsza część tej sceny tylko upewniła mnie w tym przekonaniu. Mam nadzieję, że kiedy już całkiem mu odbije i spróbuje udusić Lily czy coś w tym stylu, to James będzie na miejscu, żeby zapchnąć go z wieży, stratować go hipogryfem albo coś równie malowniczego. Tym bardziej aż strach się bać, co takiego musi powiedzieć Lily...
Końcówka była taka słodka, że aż chyba zaraz pęknę od tej słodyczy. Brak mi słów to, jaki James jest wspaniały. Uwielbiam, kiedy jest postrzelony i arogancki, ale chyba nawet bardziej uwielbiam, kiedy jest taki odpowiedzialny i opanowany... Ach, ach. Chcę jeszcze, a nie jakieś tam Christiany :(
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Świetne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńHej, hej!
OdpowiedzUsuńA ja znów spóźniona... Ale ważne, że jestem, prawda? Prawda.
Coraz bardziej lubię Julie!! I teraz to ona jest moją faworytką! I Aileen też jest świetna! Kurczaczki, nawet nie wiem, czy nie przypadły mi bardziej do gustu niż Natt i Lily. Chociaż je też bardzo lubię. Trudny wybór, ciężko rozstrzygnąć. Ale w sumie po co rostrzygać? Dziewczyny będą na równych poziomach, bo i tak nikt nie przebije Melle :)
Co tam było... Jily! Tak! James tak dojrzewa xd I tak bardzo pomocny! Napisał raport za Lily, tyle czasu poświęcił... Kiedy ona dostrzeże, że to super gość?! To znaczy już powoli zaczyna dostrzegać, ale chodzi o to, że tak całkiem. No wiesz, o co chodzi, prawda? Nie, nieprawda...
Oho, oho! Emily wcale nie jest taka zła! Wszyscy dojezewają, olaboga!
No i oczywiście kibicuję Julie i Willowi!
Oj nie ładnie Chris, nie ładnie! Nie zaniedbuj Willa, bo się obrazi. Oj, nie ładnie Lily, nie ładnie! Nie zaniedbuj nauki, bo zniszczysz swoją opinię świetnej uczennicy! Co z tego wynika? Spędzajcie razem mniej czasu! Nie żeby się rozstali czy coś, ale nie można tak zaniedbywać wszystkich i wszystko.
No. To by było tyle. Pisz szybko! Więcej Melle i Syriusza żądam! Rozdział cudowny, zresztą jak zawsze.
Buziaki,
Bianka
Ps. Zapraszam do siebie na nowy rozdział! :)
zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com
Jak zwykle świetne. Jestem ciekawa co za sekret ukrywa Chris. Nie wiem dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że Will nie jest zainteresowany ani Julie, ani Natalie, a zachowuje się tak z czystej grzeczności. Ciekawią mnie dalsze jego losy.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać rozczarowania jednego z chłopaków, jak Lily wybierze tego drugiego.
Pozdrawiam i weny.
Więcej Jily! Więcej Jily! Chcemy Jily! ������
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Awards!
Pozdrawiam, Lily :*
http://lilyevansirogacz.blogspot.com/2016/01/liebster-blog-award.html
Rozdział przewspaniały jak zwykle
OdpowiedzUsuńJames był uroczy z tymi raportami. Na prawdę. Zarobił u rudej wielkiego plusa. Ale i tak chyba wolę ją z Chrisem.
Uhu. Aileen wkroczyła do akcji. Hehe. To fajnie, że chce pomóc swojej nowej koleżance, ale to chyba wybór Willa z kim chce być. Ja bym się wkurzyła na jego miejscu.
Ja chcieć więcej Sylle!!!!!!! Więcej!!!!!!
Pozdrawiam i weny życzę
PS nominowałam cię do LBA u siebie na blogu
Cześć i czołem:)
OdpowiedzUsuńRozdział. Achhhhhh!
Jak ty to robisz, że jeden jest lepszy od drugiego choć poprzedni wydaje się idealny? Talent! Ogromny wrodzony talent:) Mogę tylko podziękować, że poświęcasz go na pisanie o Huncwotach i dajesz mi możliwość czytania tak świetnej historii o moich ulubieńcach:)
Aileen wzięła się ostro do roboty aby Will zwrócił uwagę na jej przyjaciółkę a odpuścił sobie Natalie. Lubię Julie ale chyba nie chciałabym aby zeszła się z Krukonem. Poczekam cierpliwie na to co planunesz w tej kwestii.
Lily się chyba na serio zakochała, tylko to tłumaczy jej rozkojarzenie i zaniedbywanie obowiązków. Dobrze, że ma Jamesa, który tak jej pomaga:) Chris był uroczy gdy powiedział, że jest zazdrosny, ale moje serce podbiła ostatnia scena.
James i Lily, to było takie słodkie. Wpatrywał się pewnie w nią jak spala i dlatego połamał stolik:)
Bardzo zdziwiło mnie zachowanie Emily i ta książeczka dlatego lecę czytać dalej:)
Uwielbiam!
Rogata