niedziela, 2 października 2016

Rozdział dwudziesty szósty: "Krwawe łzy"

26. Krwawe łzy
Christian miał zostać przetransportowany do Szpitala Świętego Munga w poniedziałek, który nadszedł zdecydowanie zbyt szybko. Lily nawet się nie obejrzała, a sobota i niedziela minęły błyskawicznie, nie pozostawiając po sobie ani śladu. Cały weekend spędziła w skrzydle szpitalnym wraz z Willem i Aileen, którzy w tym krótkim czasie stali jej się równie bliscy jak Chris. Na szczęście pielęgniarki nie robiły żadnych problemów i pozwoliły tej trójce zostać przy przyjacielu, ponieważ i tak nie miały pacjentów.
W poniedziałek rano Lily obudziła się jako pierwsza i nie mogła uwierzyć, że to już tego dnia musiała pożegnać się z chłopakiem. Według planów Dulcos miał wyjechać jeszcze przed rozpoczęciem lekcji, ale Evans nie wyobrażała sobie, że mogłaby potem jak gdyby nigdy nic pójść na zajęcia.
Skierowała się do niewielkiej łazienki należącej do skrzydła, lecz spędziła tam mniej niż pięć minut i od razu wróciła do sali, która zaczęła przyprawiać ją o klaustrofobię. Nienawidziła szpitali i wszelkich rzeczy z nimi związanych, a teraz wręcz się tam wprowadziła. Nie była na korytarzu od piątku i powoli zapominała, jak wyglądała szkoła na co dzień.
Usiadła przy łóżku Chrisa, zerkając na zegarek na jego nadgarstku, który prawdopodobnie dostał na święta. Wskazywał już prawie piątą trzydzieści, co oznaczało, że zostały im jeszcze tylko dwie godziny. Westchnęła cicho, zaciskając powieki. Razem z Aileen zawarły niepisaną umowę, że nie będą płakać przy blondynie, żeby go nie zasmucić, ale Lily była pewna, że dłużej nie da rady i się wyłamie. Dusiła w sobie łzy przez ostatnie dwa dni i nie wiedziała, ile jeszcze była w stanie wytrzymać.
Niepewnie chwyciła chłopaka za rękę, zastanawiając się, czy powinna go obudzić. Podejrzewała, że byłby na nią zły, gdyby tego nie zrobiła, więc ostrożnie potrząsnęła jego ramieniem. Otworzył oczy dopiero po dłuższej chwili i widać było po nim, że zupełnie się nie wyspał, ale uśmiechnął się powoli, kiedy zobaczył przed sobą Lily.
Zacisnęła mocno wargi, bo ten uśmiech rozdzierał jej serce. Odgarnęła mu z czoła czyste włosy, które wczoraj odświeżyła za pomocą zaklęcia, a potem odplątała kilka rurek znad jego ust, aby go pocałować. Chris był tak osłabiony, że samo przyciągnięcie dziewczyny do siebie zaparło mu na moment dech w piersi, dlatego też Evans odsunęła się po chwili.
– Chyba powinnam obudzić Willa i Aileen – wyszeptała cicho, kiedy blondyn powoli łapał oddech.
Wstała, żeby zbliżyć się do łóżka, na którym spała Krukonka, jednak Christian mocno zacisnął palce na jej dłoni, nie pozwalając jej odejść.
– Możemy jeszcze przez chwilę pobyć sami? – zapytał z wyraźnym wysiłkiem.
Jego twarz swoją barwą przypominała białą kołdrę, którą był przykryty. Lily spojrzała najpierw na niego, a potem na Aileen i doszła do wniosku, że na pewno później jej się za to dostanie, ale przysiadła na materacu chłopaka, wzdychając pod nosem. W tej chwili nie potrafiłaby niczego mu odmówić.
– W porządku – powiedziała, splatając palce z jego dłonią. – Dumbledore mówił, że przyjdzie tu około siódmej trzydzieści, więc obudzę ich o szóstej, dobrze?
Chris pokiwał głową w odpowiedzi, po czym wyciągnął ramię tak, aby dziewczyna się o nie oparła. Objął ją delikatnie, a ona przyłożyła policzek do jego piersi, zaciskając powieki, żeby się nie rozpłakać.
– Nie chcę się z wami żegnać – wyszeptał tak cicho, że niemal go nie usłyszała.
W jego głosie wychwyciła skrywaną nutę paniki i zrozumiała, dlaczego ją do siebie przytulił – nie chciał, żeby zobaczyła jego łzy. Przekręciła się gwałtownie, zanim zdążył zareagować i ujęła jego twarz w dłonie.
– Nie musisz się z nami żegnać, słyszysz? – zapytała z mocą, ocierając palcami blade policzki chłopaka. – Wszystko będzie dobrze, zobaczymy się w wakacje. Od razu po owutemach się do ciebie teleportuję. Wszystko będzie dobrze – powtórzyła, próbując przekonać też samą siebie.
Christian przymknął powieki, osłaniając zaszklone i przekrwione oczy. Ta sytuacja musiała być najtrudniejsza właśnie dla niego, ale starał się dzielnie trzymać. Zdarzały się momenty, że odpływał i nie panował nad tym, co mówił, a wtedy najbardziej można było dostrzec jego słabość. Kiedy był w pełni świadomy, skupiał się na podtrzymywaniu na duchu swoich przyjaciół i nie okazywaniu strachu przed tym, co nadchodziło. Jednak w tamtym momencie jego tęczówki nagle zaszły mgłą i Evans wiedziała, że wszelkie bariery, które wcześniej trzymały go w ryzach, teraz puściły. Na chwilę stracił kontakt z rzeczywistością, a po jego policzkach spłynęły łzy, których Lily nie zobaczyła wyraźnie z powodu swoich własnych.
– Nie chcę umierać – jęknął jak małe, przestraszone dziecko.
Dziewczyna puściła w końcu jego twarz, żeby zasłonić usta, z których wydobył się histeryczny szloch. Podniosła się z materaca i zrobiła kilka kroków do tyłu, odsuwając się od blondyna. Musiała się uspokoić, zanim Chris dojdzie do siebie i nie będzie niczego pamiętał, ale nie potrafiła. Z każdą sekundą jej wargi dygotały coraz bardziej. Doszła do wniosku, że najlepszą opcją będzie ucieczka do toalety. Dulcos nie mógł zobaczyć jej w takim stanie, bo prawdopodobnie pękłoby mu serce.
Zrobiła jeszcze jeden krok w tył i odwróciła się szybko na pięcie, żeby pobiec do łazienki, ale wpadła prosto w silne ramiona Willa, którego najwyraźniej obudziła swoim płaczem. Chłopak otarł jej policzki krótkimi pociągnięciami, po czym przyciągnął ją do siebie tak mocno, że jej szloch zatrzymał się na jego bluzie.
– Cii, spokojnie. – Poczuła, że przycisnął usta do jej włosów. – Błagam cię, wytrzymaj jeszcze trochę. Wiem, że jesteś silna, dasz sobie radę.
Przywołał coś zaklęciem za jej plecami i odsunął dziewczynę od siebie.
– Wypij to – polecił, podając jej eliksir na uspokojenie, który zdążyła już dobrze poznać. – Możesz wziąć dwie krople, żeby bardziej ci pomogło. A teraz wytrzyj oczy i obudź Aileen, bo będzie wściekła, jeśli się dowie, że nie zrobiłaś tego od razu. Na chwilę go zagadam, więc postaraj się w tym czasie uspokoić, dobrze?
Pokiwała głową, ocierając łzy z policzków. Pociągnęła nosem i podeszła do łóżka szatynki, która nadal spała. W ciągu ostatnich kilku dni Aileen miała spore problemy z zaśnięciem, więc budzenie jej teraz można było nazwać zbrodnią. Lily wypowiedziała imię dziewczyny trzykrotnie, testując własny głos. Dopiero za czwartym razem zabrzmiała bardziej stanowczo i prawie niepłaczliwie, co poskutkowało tym, że A wreszcie otworzyła oczy.
– Która godzina? – zapytała zduszonym szeptem, odgarniając rozczochrane włosy z twarzy.
– Dochodzi szósta – odparła Evans, a Aileen zerwała się z łóżka jak oparzona i rzuciła się w stronę Chrisa, omal nie zaliczając po drodze wywrotki.
Lily podeszła za nią, na wszelki wypadek jeszcze raz wycierając policzki, chociaż okolice jej oczu z pewnością były zaczerwienione i ją zdradzały. Spojrzała na blondyna, który wpatrywał się teraz w Willa. Po jego wcześniejszym ataku paniki nie zostało niemal śladu, oprócz dwóch jaśniejszych smużek na jego twarzy.
Przecisnęła się obok Johnsona i usiadła na stołku, który dla niej zostawił. Aileen siedziała już po drugiej stronie, zajmując Christiana rozmową, więc Evans zaczęła wodzić wzrokiem po ścianach, żeby nie myśleć o tym, że to ich ostatnia rozmowa aż do wakacji. Przyglądała się kamiennym łukom i płatkom śniegu za oknem, ale to i tak nie pomagało. Oddychała coraz płycej, więc Will przysunął się do niej i ścisnął krótko jej dłoń, co odrobinę ją uspokoiło.
– Masz do nas pisać codziennie – mówiła właśnie Krukonka, a w jej oczach pojawiły się łzy, które powstrzymała szybkim mrugnięciem. – Codziennie, rozumiesz? Nawet jeśli nie dostaniesz jeszcze odpowiedzi na poprzedni list, masz już pisać kolejny, jasne?
– Jasne – potwierdził chłopak, uśmiechając się delikatnie do dziewczyny. – Ale nawet nie zauważysz, że mnie nie ma. To tylko pół roku...
Może miał rację, jeśli chodziło o Aileen i Willa. W końcu znali go od dziecka i już raz musieli się z nim rozstać, kiedy pojechali do Hogwartu, a on został w domu. Jakoś wytrzymali całe lata rozłąki, ich przyjaźń przetrwała to bez szwanku, więc kolejne pół roku było właściwie niczym w porównaniu z tym. Ale dla Lily to było nie do pomyślenia. Znała Chrisa ledwo dwa miesiące, a teraz miała go nie widzieć przez niemal trzy razy dłuższy okres czasu? Nie potrafiła sobie tego wyobrazić, więc tylko siedziała i gapiła się na wskazówki w zegarku chłopaka, które przesuwały się błyskawicznie. Wydawało jej się, że każdy kolejny obrót wokół tarczy był coraz szybszy, dlatego z przerażeniem zacisnęła trzęsące się dłonie na palcach blondyna, który przerwał wpół słowa i przeniósł wzrok z Aileen na Evans.
– Do ciebie też będę pisał – zapewnił żartobliwie i lekko się do niej uśmiechnął. – Wszystko będzie dobrze – powtórzył jej własne słowa sprzed kilkunastu minut.
W jego ustach zabrzmiały o wiele bardziej przekonująco, więc Lily powoli wypuściła wstrzymywane powietrze i odwzajemniła uśmiech, ściskając mocniej jego rękę.
Dumbledore pojawił się kilkanaście minut wcześniej niż powinien, a samo otworzenie przez niego drzwi sprawiło, że serce Evans zaczęło bić dwa razy szybciej. Jeszcze nie jestem gotowa, miała ochotę krzyknąć, ale czy kogokolwiek to w ogóle obchodziło? Trzeba było przetransportować Chrisa do Munga dla jego własnego dobra, więc nie mogła tego utrudniać.
– Twoja mama uzgodniła już wszystko z uzdrowicielami – oznajmił dyrektor, podchodząc powoli do łóżka Christiana.
Tuż za nim szły dwie kobiety z jakimiś torbami. Największym problemem było bezpieczne przetransportowanie chłopaka do szpitala, dlatego potrzebowali pomocy uzdrowicielek, które miały zadbać o każdy szczegół. Lily nie wiedziała, w jaki sposób zamierzały zabrać Dulcosa ze sobą, ale jej to nie interesowało. Jej głowę wypełniały myśli na temat konieczności pożegnania się z blondynem. Właściwie powiedziała mu wcześniej, że nie musi tego robić, lecz chodziło jej wtedy o inny rodzaj pożegnań.
– Jak ona się czuje? – zapytał z zaniepokojeniem Chris.
Evans przypomniała sobie uśmiechniętą twarz jego matki, a ciężar w jej żołądku opadł jeszcze niżej. Czym ta przemiła kobieta zasłużyła sobie na taki los? Najpierw straciła męża, a teraz...
Nie, nie myśl o tym, Lily. – Lampka ostrzegawcza zapaliła się w jej głowie.
– Jakoś się trzyma – odpowiedział starszy mężczyzna, poprawiając swoje charakterystyczne okulary-połówki. – Jeśli jesteś już gotowy, zaraz będziesz mógł się z nią zobaczyć.
– Już teraz? – Aileen wypowiedziała na głos myśli koleżanki.
Dumbledore spojrzał na dziewczyny i Willa łagodnym wzrokiem, po czym pokręcił głową.
– Oczywiście, że nie. Możemy poczekać na korytarzu, jeżeli chcecie jeszcze porozmawiać. – Uśmiechnął się wyrozumiale i ruszył za dwoma uzdrowicielkami do wyjścia.
Mimo że czasu było coraz mniej, cała czwórka milczała przez dłuższą chwilę po tym, jak dyrektor opuścił skrzydło szpitalne. Patrzyli tylko na siebie, jakby chcieli uzgodnić, kto miał odezwać się jako pierwszy. Wreszcie Lily westchnęła cicho i pochyliła się nad łóżkiem, żeby jeszcze raz pocałować Chrisa.
– Uważaj na siebie – wyszeptał w jej usta, kiedy zamierzała się odsunąć. – Gdyby coś się działo, porozmawiaj o tym z Natt, Willem albo którymś z nauczycieli. I musisz mi pisać, że wszystko z tobą w porządku.
Zaśmiała się cicho, słysząc te słowa.
– To ty musisz mi pisać, że wszystko z tobą w porządku – poprawiła go, po czym powoli się cofnęła.
Opadła na swój stołek i obserwowała Aileen, która teraz przytuliła się do Christiana i wyglądała, jakby nie zamierzała go puścić. Evans zacisnęła nerwowo palce, kiedy przyszła kolej na Willa i zerknęła w stronę drzwi, za którymi czekał Dumbledore. Zaczęła się zastanawiać, jak później przetrwa kilka godzin lekcji i poważnie rozpatrywała opcję kolejnej ucieczki z zajęć. Nie sądziła, żeby to był dobry pomysł, bo dopiero co udało jej się nadrobić poprzednie zaległości, a poza tym spędziłaby ten czas zapewne na bezproduktywnym użalaniu się nad sobą w Azylu. Jaka w ogóle była przyjemność z przebywania w tym miejscu bez Chrisa? Znaleźli go razem i razem go wyremontowali, więc każdy najdrobniejszy szczegół miał jej przypominać o nieobecności chłopaka.
Zamyśliła się zdecydowanie zbyt głęboko, bo powróciła do rzeczywistości, dopiero gdy Will wstał, żeby zawołać dyrektora i uzdrowicielki z korytarza. Spojrzał jeszcze na nią pytająco, a ona przełknęła ślinę i pokiwała głową, bo co innego mogła zrobić? Już po chwili obie kobiety z pomocą szkolnych pielęgniarek odczepiały wszystkie rurki od twarzy blondyna, w zamian podając mu inhalator odrobinę większy od tego, który nosił w kieszeni. A potem po prostu podniosły go z łóżka i złapały pod oba ramiona, żeby utrzymał się na nogach.
– W porządku – powiedział Dumbledore, podwijając rękaw, by spojrzeć na zegarek. – Myślę, że już można się spokojnie teleportować.
Teleportować? Lily wytrzeszczyła oczy na mężczyznę. Tego się nie spodziewała – podejrzewała, że najpierw zabiorą Chrisa do Hogsmeade i dopiero stamtąd się teleportują. Najwyraźniej dyrektor na jakiś czas zdjął czary ze skrzydła szpitalnego, aby umożliwić Krukonowi jak najwygodniejszą podróż.
Zagryzła wargi i napotkała na sobie spojrzenie Christiana, więc uśmiechnęła się do niego pocieszająco, chociaż wyszło jej to pewnie bardziej jak grymas.
– Zobaczymy się w wakacje – powtórzyła raz jeszcze, co zabrzmiało tak głupio, że wydawało jej się, że wszyscy patrzyli na nią jak na idiotkę.
Bo była idiotką. Powinna powiedzieć „Kocham cię”, ale zwyczajnie nie potrafiła, a to był najodpowiedniejszy moment na te dwa proste słowa.
– Będziemy za tobą tęsknić – dodała Aileen.
Evans nie była jednak w stanie nawet pokiwać gorliwie głową, ponieważ do oczu napłynęły jej palące łzy wstydu i poczucia winy. Chris na pewno chciałby to od niej usłyszeć, więc powinna, na Merlina, wykrzyczeć to w tej chwili, póki nadal stał przed nią.
– Ja za wami też. Niedługo się zobaczymy... – Uśmiechnął się do nich, a chwilę później nie było już ani jego, ani uzdrowicielek, które trzymały go za łokcie.
Przez kilkanaście długich sekund Lily gapiła się w miejsce, w którym przed momentem widziała jego uśmiechniętą twarz i pokręciła głową z niedowierzeniem, że stało się to tak szybko. Powoli ruszyła do wyjścia, nie słysząc słów Dumbledore’a. Wydawało jej się, jakby jej nogi były wykonane z ołowiu, ale w końcu wypadła na korytarz i pognała przed siebie, nie patrząc już absolutnie na nic.
***
– Ciekawe, co McGonagall dla was wymyśli – powiedział James, owijając pusty zwój pergaminu wokół swojego podręcznika od eliksirów.
Odprowadzał właśnie Syriusza na szlaban, bo sam szedł do biblioteki spotkać się z Anne, więc stwierdził, że dotrzyma mu towarzystwa po drodze. Black wiedział jednak, że przyjaciel chciał być dla niego po prostu miły po tym, jak dwa dni temu zrobił mu małą awanturę za to, że Syriusz „podrywał” Lily na transmutacji. Trochę to trwało, zanim Potter wreszcie uwierzył w prawdziwą wersję wydarzeń, ale potem było mu głupio, że w niego zwątpił i tak na niego naskoczył, więc od tamtej pory starał się zachowywać jak wzorowy kumpel.
– Mam nadzieję, że coś przyjemnego – odparł Black, odgryzając nogę czekoladowej żaby, którą zabrał z dormitorium. – Albo lepiej coś tak nieprzyjemnego, że ta Puchonka będzie się musiała zamknąć i nie odzywać aż do końca szlabanu. – Zmienił zdanie po chwili. – Anne nic ci o niej nie mówiła?
James pokręcił tylko głową i wzruszył ramionami, ale na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
– A co cię ona tak interesuje? – zapytał i oderwał sobie kawałek tułowia żaby, którym przyjaciel go poczęstował.
– Hm, może dlatego, że jestem „podłym, zdradzieckim psem, który tylko czeka, żeby...”? – zaczął ze śmiechem Syriusz, cytując słowa Pottera i przypominając mu tym samym, że powinien być dla niego miły.
– Wiesz, moje poczucie winy nie będzie trwało wiecznie – przerwał mu James, mrużąc oczy z rozbawienia. – Szczególnie, jeśli masz zamiar wypominać mi to dziesięć razy dziennie.
Black znowu parsknął śmiechem i zatrzymał się pod drzwiami od gabinetu McGonagall. Nie był zły na chłopaka, ale stwierdził, że może się trochę z niego ponabijać, żeby też myślał o tej kłótni w żartobliwy sposób, a nie z zawstydzeniem. Potter był dla niego jak brat i nie wiedział, czy potrafiłby się z nim pokłócić na poważnie. Chociaż porównanie do brata nie pasowało zbytnio do jego sytuacji, ponieważ mogło zostać odebrane wręcz jako obelga. W końcu Regulus a James to dwa zupełnie odmienne światy, których nawet nie wypadało postawić obok siebie.
– Karma wraca – zachichotał Potter, wyrywając kolegę z rozmyślań. – Jestem dla ciebie miły, a ty się ze mnie nabijasz i nieomal pocałowałeś Evans na moich oczach, więc za karę będziesz czyścił kible. – Wskazał na niewielką karteczkę przyczepioną do drzwi gabinetu.
– Co...? – Syriusz podszedł bliżej, mając nadzieję, że to tylko żarty.
Panno Fievly i panie Black,
W ramach szlabanu proszę stawić się w męskiej toalecie na czwartym piętrze.
Minerwa McGonagall
Pokręcił głową z niedowierzeniem, po czym wyciągnął dłoń w stronę kartki, aby oderwać ją od drzwi. Mógł powiedzieć, że kiedy przyszedł, wiadomości już nie było, bo jacyś młodsi uczniowie postanowili sobie zażartować. Nauczycielka by tego przecież nie sprawdziła... Ale niestety to przewidziała, ponieważ kartka była osłonięta jakimś silnym zaklęciem i chłopak nie mógł nawet zbliżyć palców w jej pobliże. Westchnął ze zrezygnowaniem, a potem odwrócił się do Jamesa, który uśmiechał się szeroko.
– Przynajmniej ta cała... Fievly straci ochotę na pogawędki – pocieszył go Potter, odczytując nazwisko dziewczyny z karteczki.
Syriusz przyznał mu rację i pożegnał się z nim, ponieważ na schodach musieli się rozdzielić: jeden szedł na dół, a drugi do góry. Życzyli sobie nawzajem powodzenia, chociaż James właściwie go nie potrzebował, po czym Black niechętnie powlókł się na czwarte piętro.
Kiedy otworzył drzwi do łazienki wspomnianej na kartce, okazało się, że McGonagall i Melle były już w środku i na niego czekały. Chłopak wypuścił powoli powietrze z ust i przekroczył próg, chowając obie dłonie w kieszeniach.
– Dobry wieczór, panie Black – powiedziała nauczycielka i usiadła na krześle postawionym przy drzwiach. – Właśnie mówiłam pannie Fievly, że wyczerpaliście mi już wszelkie pomysły na szlabany. Dzisiaj posprzątacie tutaj, oczywiście bez użycia czarów – dodała, zabierając od razu różdżkę Syriusza. – Tam macie potrzebne pomoce. – Wskazała palcem na mopy, wiadra z wodą, szczotki do czyszczenia toalet i jakieś płyny.
Blondynka pochyliła się nad stosem rzeczy i wyciągnęła z niego gumowe rękawice. Skrzywiła się, kiedy wkładała je na dłonie, a potem spojrzała ze znudzeniem na McGonagall.
– Właściwie, jaki sens mają te szlabany? – zapytała, trzymając ręce przed sobą. – Raczej niczego mnie nie nauczyły... – Przerwała, żeby zdmuchnąć kosmyki z czoła.
Syriusz patrzył z ironicznym uśmiechem na to, jak dosłownie chwilę później dziewczyna ze złością ściągnęła rękawice i rzuciła je na podłogę, żeby związać włosy na czubku głowy w gniazdo, które dziewczyny nazywały kokiem. Podrapała się jeszcze po nosie, jakby na zapas, co szczerze rozbawiło chłopaka.
– To prawda – przyznała jej rację McGonagall. – Pamiętam, że ty i Valentina dostałyście szlaban już pierwszego dnia szkoły, co chyba nigdy wcześniej się nie zdarzyło. – Kobieta pokręciła głową. – Gdybym była opiekunką Puchonów, chyba bym oszalała.
Zaraz, zaraz. Co? Black spojrzał ze zdziwieniem na nauczycielkę, powoli trawiąc jej słowa. Czy ona właśnie powiedziała, że dostały szlaban pierwszego dnia szkoły? I że woli być opiekunką Gryfonów, a co za tym idzie – Huncwotów, niż jakichś dwóch nieznanych dziewczyn? Jakim cudem zgarniały tyle odsiadek i nikt o nich nie słyszał? Nie mógł się nad tym dłużej zastanawiać, bo znowu odezwała się Melle.
– Założę się, że gdyby Tina usłyszała swoje pełne imię, teraz miałybyśmy w planach kolejny szlaban.
McGonagall uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi. Tak, uśmiechnęła się! Najwyraźniej lubiła blondynkę, co było kolejnym zaskoczeniem dla Syriusza. Pokręcił głową i podszedł do wiadra, z którego dziewczyna wyciągnęła swoje rękawice. Znalazł na dnie drugą parę i ubrał je powoli, wzdrygając się, ponieważ były zimne i mokre. Wziął szczotkę i pierwszy lepszy płyn, a potem ruszył do toalety najbardziej oddalonej od tej, którą czyściła teraz Melle.
Nie spieszył się za bardzo, więc po kilkunastu minutach nadal wycierał szczotką sedes, krzywiąc się z obrzydzenia. To była zdecydowanie najgorsza kara, jaką profesor McGonagall mogła dla nich wymyślić. Z każdą kolejną sekundą irytował się coraz bardziej i zastanawiał, dlaczego kobieta była aż tak okrutna.
Przenosił się właśnie do toalety obok, kiedy drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie i stanął w nich jakiś chłopak. Rozejrzał się po łazience i zatrzymał wzrok na nauczycielce, która siedziała na wyczarowanym krześle, czytając jakieś wypracowania.
– Dyrektor chciał z panią natychmiast rozmawiać – powiedział szybko i wskazał palcem za siebie. – Mówił, że to bardzo ważne.
McGonagall najpierw zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem, a potem wstała i spojrzała na Syriusza i Melle, którzy przerwali swoją pracę. Black zauważył, że chłopak zza pleców nauczycielki puścił oczko blondynce i uśmiechnął się do niej szeroko, więc od razu zwietrzył podstęp.
– Zaraz wrócę. Zostaniecie tu przez chwilę sami, ale macie dalej sprzątać, jasne? – zapytała groźnie nauczycielka.
– No nie, chyba mu pani nie wierzy! Widać z daleka, że kłamie – oburzył się Syriusz, żeby tylko nie zostać sam na sam z dziewczyną.
– Ja to ocenię, Black. Ale jeśli kłamie, na pewno do was dołączy – oznajmiła złowrogo i wyszła z łazienki tuż za chłopakiem, któremu odrobinę zrzedła mina.
Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się z hukiem, Melle ściągnęła gumowe rękawice i zbliżyła się do bruneta. Wiedział, że zamierzała go wypytać o pełnię, ale postanowił ją ignorować aż do powrotu McGonagall. Podniósł butelkę ze środkiem czyszczącym i chciał ją przechylić, lecz dziewczyna wyrwała mu ją z ręki i odstawiła na bok.
– Zacznijmy od tego, co robiłeś wtedy w lesie – powiedziała swobodnie, siadając na podłodze i opierając się o drzwi kabiny.
Syriusz powoli przeniósł na nią wzrok i uniósł brwi do góry, chcąc wyraźnie dać jej do zrozumienia, że uważał ją za idiotkę. To jej jednak nie zniechęciło.
– I jak udało ci się uciec? Czemu nie pobiegłeś ze mną i Tiną? – spytała, poprawiając koka.
Tamtej nocy miała taką samą fryzurę, tylko że wtedy w jej włosy wplątało się mnóstwo liści i gałązek. Przez chwilę obserwował po prostu jej twarz i pełną nadziei na poznanie odpowiedzi minę, lecz nie zareagował w żaden inny sposób.
– Posłuchaj, wiem, że normalnie taki nie jesteś – mówiła dalej i odwróciła się przez ramię, żeby zobaczyć, czy McGonagall nadal nie wróciła. – Nie jesteś taki oschły i chłodny. Widziałam, jak martwiłeś się o Lily Evans w Sylwestra. Po prostu udajesz...
– Tak się składa, że Lily lubię – warknął, chociaż zamierzał w ogóle się do niej nie odzywać.
Melle przyciągnęła kolana do piersi, kręcąc głową.
– Nie musisz mnie lubić – mruknęła całkiem szczerze. – Wystarczy, że odpowiesz mi na pytania.
Brunet westchnął i powędrował wzrokiem do drzwi, za którymi zniknęła McGonagall. Mógł się założyć, że wróci na szlaban wściekła, z dodatkowym do pracy uczniem, przez którego narobiła sobie wstydu przed dyrektorem.
W końcu on też ściągnął rękawice, które go obrzydzały i oparł się o przeciwległą ściankę kabiny.
– Na miejscu twojego chłopaka, nie byłbym zadowolony, gdybyś kazała mi zająć czymś McGonagall tylko po to, żebyś mogła pobyć sam na sam z innym – stwierdził, wskazując palcem w kierunku wyjścia.
Zobaczył, że uniosła brwi, słysząc jego słowa, więc przestraszył się, że zabrzmiał, jakby był zazdrosny czy coś w tym stylu, a przecież oczywiście nie był.
– Na szczęście nie musisz się martwić o to, co byś zrobił na jego miejscu, bo ci to nie grozi – odparła ze śmiechem.
Syriusz prychnął pod nosem i zaczął stukać palcami po kolanach.
– Żeby mogło mi grozić, najpierw musiałbym tego w ogóle chcieć – uściślił. – Ale mimo wszystko trochę mu współczuję, że dostanie szlaban dlatego, że miałaś ochotę na pogawędkę ze mną.
Ten chłopak był naprawdę głupi, skoro zgodził się zrobić coś takiego. Co prawda Fievly nie miała żadnych romantycznych zapędów w jego kierunku, tylko chciała się czegoś dowiedzieć, ale i tak na jego miejscu nie postąpiłby tak samo.
– Och, nie dostanie szlabanu. – Machnęła ręką, jakby to było oczywiste. – Dumbledore naprawdę chciał z nią pogadać. A Alex zgodził się mi pomóc, bo McGonagall nigdy w życiu nie uwierzyłaby Tinie, ale nieważne... Skoro mówimy o Tinie, to powiedz mi, dlaczego dla niej nie jesteś taki niemiły.
To była akurat najprostsza rzecz, jednak i tak nie mógł jej tego zdradzić, bo nabrałaby jeszcze większych podejrzeń. Był niemiły dla Melle, ponieważ tylko ona go wypytywała i szukała dziury w całym. Tina ani razu się do niego nawet nie odezwała i najwidoczniej nie obchodziło jej to, co się wtedy dokładnie stało. Żałował jedynie, że blondynka nie wzięła przykładu ze swojej przyjaciółki.
– Lepiej ty mi powiedz, w jaki sposób dostałyście szlaban w pierwszy dzień szkoły – zmienił temat, znowu kierując wzrok na drzwi.
W czasie tej krótkiej rozmowy zachowywał się całkiem sympatycznie w porównaniu z ich wcześniejszymi „starciami”, jednak umiejętnie wymijał trudne pytania albo całkiem je ignorował. Może, gdyby od początku traktował w ten sposób dziewczynę, w końcu by sobie odpuściła? Zrozumiał właśnie, że swoją nieuprzejmą postawą, jedynie utwierdzał Melle w przekonaniu, że za całą sprawą kryła się jakaś większa tajemnica.
Puchonka pokręciła głową w odpowiedzi i już otwierała usta, kiedy drzwi od łazienki otworzyły się powoli i McGonagall weszła do środka. Spojrzała na dwójkę uczniów, którzy w pośpiechu próbowali wciągnąć rękawice na dłonie, a wyglądali przy tym tak komicznie, że trudno było powstrzymać się od śmiechu. Blondynka podniosła się z podłogi, mówiąc do chłopaka coś w stylu: „Okej, wypróbuję ten płyn, skoro twierdzisz, że jest taki dobry”, a potem podbiegła do czwartej z kolei toalety, chociaż przed wyjściem nauczycielki czyściła dopiero pierwszą.
Syriusz spojrzał na nią z rozbawieniem, bo chyba nikt by się na to nie nabrał i rzeczywiście – McGonagall przewróciła tylko oczami i powiedziała, że mają wyczyścić wszystkie kabiny. Przez dłuższą chwilę patrzył na profil dziewczyny, która zmarszczyła teraz nos i zaczęła niespiesznie szorować kafelki na podłodze.
Doszedł wtedy do wniosku, że mógłby ją nawet polubić, gdyby tylko poznał ją w innych okolicznościach.
***
Remus siedział obok Petera na kanapie w pokoju wspólnym Gryfonów, zaciskając palce na niewielkiej książeczce, którą w ciągu ostatnich tygodni zdążył przeczytać kilkadziesiąt razy. Wpatrywał się intensywnie w wyjątkowo brzydką okładkę, która przedstawiała wielkiego smoka ziejącego ogniem. Sam obrazek może byłby znośny, gdyby nie fakt, że głowa zwierzęcia nie pasowała do reszty ciała i zaburzała wszelkie możliwe proporcje. Co kilka sekund paszcza otwierała się szeroko, a cała okładka pokrywała się wówczas jaskrawo-pomarańczową imitacją ognia i ciemnymi smugami dymu. Wyglądałoby to na pewno zjawiskowo, gdyby nie wykonanie, które pozostawiało sporo do życzenia. Chłopak jednak nie zwracał większej uwagi na ilustrację, bez reszty pochłonięty własnymi rozmyślaniami.
Po raz ostatni przekartkował cienką książeczkę i westchnął ciężko, masując się po karku. Dostał ją jeszcze przed świętami i tak długo zwlekał z oddaniem jej właścicielce, że było mu głupio. Gdyby to Natt pożyczyła mu tę książkę, pewnie nie miałby tego problemu, bo mógł z nią swobodnie porozmawiać w każdym momencie, a Emily... Remus nawet nie wiedział, dlaczego właściwie chciała, żeby przeczytał tę bajkę. Odkąd odkryła, że chłopak był wilkołakiem, traktowała go paskudnie, bez przerwy mu się naprzykrzała i z niego żartowała, więc ten nagły akt dobroci z jej strony wyglądał naprawdę podejrzanie. Poza tym Lupin prawie z nią nie rozmawiał, zazwyczaj starał się jej unikać, żeby nie narażać się na nieprzyjemne komentarze. Nie zamienił z nią ani jednego słowa, od kiedy wręczyła mu książkę w bibliotece i czuł, że potraktował ją równie okropnie jak ona jego przez te ostatnie miesiące. Może dziewczyna rzeczywiście się zmieniła i próbowała to w ten sposób okazać, a on nie odezwał się do niej przez tak długi czas, jakby nic się nie zdarzyło?
Oczywiście wielokrotnie zamierzał z nią o tym porozmawiać, ale zawsze w ostatniej chwili wycofywał się jak największy tchórz. Tym oto sposobem wciąż miał książkę, która należała do Madile i nie potrafił jej oddać, chociaż bardzo się starał. Wiedział jednak, że im dłużej trzymał ją przy sobie, tym mniej przewidywalna mogła być reakcja dziewczyny. Dlatego właśnie przymierzał się w końcu do definitywnej rozmowy z Emily, ponieważ nie powinien był tyle zwlekać. Ułożył sobie wszystko w głowie, przewidując wszelkie możliwe scenariusze. W najgorszym wypadku blondynka mogła co najwyżej na niego nawrzeszczeć, że musiała tak długo czekać na jego reakcję, co byłoby praktycznie nieporównywalne z jej wcześniejszymi docinkami, chociaż prawdopodobnie tak samo nieprzyjemne.
– W ogóle mnie nie słuchasz. – Peter wyrwał go z zamyślenia, szturchając go mocno w bok.
Remus zamrugał kilka razy i przeniósł wzrok z książki na przyjaciela. Rozejrzał się, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie przeoczył zejścia Emily do pokoju wspólnego, ale nigdzie jej nie widział.
– Jasne, że słucham – zaperzył się i zerknął w stronę schodów do dormitorium dziewcząt. – Mówiłeś o Gabie. – Nietrudno było to zgadnąć, ponieważ w ciągu ostatnich dni repertuar chłopaka ograniczył się wyłącznie do tego jednego tematu. – Nie wiesz, kiedy zejdzie na dół? – zapytał jeszcze, drapiąc się po bliźnie na policzku.
Gabriele i Emily były praktycznie nierozłączne, więc miał nadzieję, że uda mu się złapać blondynkę i spokojnie z nią porozmawiać. O ile „spokojnie” było dobrym określeniem na jakąkolwiek rozmowę z tą dziewczyną.
– Widzisz, zupełnie mnie nie słuchasz – westchnął z rezygnacją Peter, a Remus ponownie na niego spojrzał, unosząc brwi do góry. – Właśnie o tym mówiłem. Powinna już tu być.
Jakby w odpowiedzi na te słowa, Gabie pojawiła się na schodach wraz z przyjaciółką. Obie były szeroko uśmiechnięte i rozmawiały o czymś, powoli kierując się do pokoju wspólnego. Patrząc na Emily, Lupin doszedł do wniosku, że w obecności brunetki była całkiem inną osobą, chociaż też nie zawsze. Czasem zdarzało się, że rzucała jakieś kąśliwe uwagi na temat Lily przy Gabriele, która za każdym razem kwitowała je karcącym spojrzeniem. Jednak, kiedy dziewczyny nie było w pobliżu, Madile zupełnie się nie hamowała i nie przepuszczała żadnej okazji, aby obrazić Evans albo Remusa, ponieważ to z nimi miała największy problem.
Chłopak był pewien, że nie robiła tego bez powodu. W końcu gdyby po prostu chciała być dla kogoś niemiła, mogłaby wybrać każdego, a wyżywała się głównie na ich dwójce. Najłatwiejszym celem byłaby nieśmiała Julie, ale Emily przez te sześć i pół roku prawdopodobnie ani razu nawet na nią krzywo nie spojrzała, nie mówiąc już o jakichkolwiek docinkach.
Właściwie to blondynka zaczęła być dla niego nieuprzejma dopiero pod koniec szóstej klasy, kiedy wyszedł na jaw jego największy sekret. Wcześniej jej wrogość skupiała się głównie na Lily, która nie miała pojęcia, czym sobie na to zasłużyła.
Uśmiechnął się lekko do Gabie, kiedy podeszła w końcu do kanapy, na której siedział razem z Peterem, a potem przeniósł wzrok na Madile. Z założonymi na piersiach rękoma stanęła tuż za przyjaciółką i najwidoczniej zastanawiała się teraz, czy zająć miejsce obok niej. Pettigrew w tym czasie pocałował Gabriele w policzek, co spowodowało, że blondynka zachichotała pod nosem i pokręciła głową, jakby zobaczyła coś zabawnego.
Remus przełknął ślinę, dochodząc do wniosku, że to najlepszy moment, po czym niepewnie wstał z kanapy. Emily spojrzała na niego przelotnie i już miała zająć zwolnione przez niego miejsce, kiedy dostrzegła w jego dłoniach książkę, którą dyskretnie pomachał. Uniosła brwi do góry, a chłopak wskazał brodą na wyjście z pokoju wspólnego. Przez kilkanaście sekund tylko się na niego gapiła, jakby przybył z innej planety, ale wreszcie przewróciła oczami i ruszyła w kierunku portretu Grubej Damy.
– Zaraz wracam – mruknął Lupin do Petera i Gabie, jednak oni prawie nie zwrócili na niego uwagi, bo właśnie zaczęli o czymś rozmawiać.
Zobaczył, że Madile zniknęła już w przejściu, więc pobiegł za nią, mając nadzieję, że wszystko pójdzie po jego myśli. Nie wiedział wtedy jeszcze, że później będzie mógł to podsumować jedynie frazą „nadzieja matką głupich”.
– Poczekaj – poprosił, kiedy Emily nie zatrzymała się na korytarzu, tylko szła dalej, nie zwracając na niego uwagi.
Jej blond włosy podrygiwały z każdym kolejnym krokiem, roztaczając za sobą delikatny aromat wanilii. Chłopak przyspieszył i niepewnie chwycił ją za łokieć, żeby odrobinę zwolniła.
– Możemy się zatrzymać? – zapytał uprzejmie.
Starał się normalnie oddychać, aby nie pokazać, że ten krótki bieg wywołał u niego zadyszkę.
Emily odwróciła się na pięcie tak gwałtownie, że niemal na nią wpadł, jednak w ostatniej chwili zdołał wyhamować. Szybko zrobił dwa kroki do tyłu, ponieważ stał zdecydowanie za blisko niej. Zorientował się, że dziewczyna była na niego zła, zanim się jeszcze odezwała. Miała zmarszczone brwi, a jej niebieskie oczy mroziły go spojrzeniem, które, nawiasem mówiąc, opanowała do perfekcji. Po wcześniejszym uśmiechu nie zostało ani śladu, co nieco wybiło Remusa z rytmu.
– Ee... Ja chciałem... – zaczął nieskładnie, drapiąc się po żuchwie, ale nie dała mu dokończyć.
– Co to za głupie podchody? – zapytała z irytacją. – Nie mogłeś po prostu powiedzieć: „Hej, Emily, chciałbym z tobą porozmawiać.”? Wstydzisz się tego? Może następnym razem wyślesz mi wiadomość, żebyśmy spotkali się we Wrzeszczącej Chacie? Przynajmniej nikt się nie dowie...
Lupin otworzył usta ze zdziwienia, kiedy usłyszał te zarzuty. Nie spodziewał się nawet, że jego zachowanie może zostać odebrane w ten sposób.
– Ja nie...
Nie wiedział, co powiedzieć. Powinien się kłócić, wytknąć jej wszystkie nieprzyjemne słowa, które od niej do tej pory usłyszał. Powinien krzyknąć, że nie miała prawa oczekiwać od niego normalnej rozmowy po tym, jak go przez ostatni rok traktowała. Powinien na nią nawrzeszczeć, że to przecież ona wstydziła się przebywania w obecności wilkołaka.
Powinien, powinien, powinien... Ale nie mógł, bo dobrze wiedział, że każdy miał własne zdanie na jego temat. Nie mógł jej winić za to, że nie była tak tolerancyjna, jak reszta jego przyjaciół. Nie mógł jej winić za to, że uważała go za potwora, ponieważ sam się za niego uważał. Emily była po prostu ucieleśnieniem jego obaw – jedyną osobą, która zareagowała tak, jak powinna na wiadomość o jego wilkołactwie.
Dlatego pokręcił jedynie głową i wyciągnął książkę w jej stronę.
– Chciałem ci tylko podziękować. Ta bajka pomogła mi po... tamtej pełni – powiedział cicho, a potem wcisnął jej wolumin w dłonie i odwrócił się, żeby odejść.
Miał w planach dodać dużo więcej, ale powstrzymał się, ponieważ nie był pewien, czy blondynka w ogóle zamierzała go słuchać. Skierował się z powrotem do pokoju wspólnego, ciesząc z tego, że pozbył się tego balastu, jakim okazała się cieniutka książeczka.
– Poczekaj! – Usłyszał za sobą głos Emily, kiedy już otwierał usta, aby podać hasło Grubej Damie.
Spojrzał na dziewczynę ze zdziwieniem i zobaczył, że uśmiechała się niepewnie, jakby sama nie wiedziała, czy postępuje słusznie. Jedną ręką przycisnęła bajkę do piersi, a drugą poprawiła kosmyk włosów, który opadł na jej policzek.
Remus zawahał się, ale ostrożnie uniósł kąciki ust do góry, odwzajemniając uśmiech – w końcu nieczęsto nadarzała się ku temu okazja – i po prostu czekał na jej następny krok.
– Mam jeszcze jedną książkę, która... może pomóc ci... bardziej – zaczęła, nerwowo nawijając pasmo włosów na palec. – Pomoże ci zrozumieć...
Po tych słowach podała hasło do wieży Gryfonów i przeszła przez dziurę pod portretem, zostawiając skołowanego chłopaka na korytarzu. Stał tam dobre kilka minut, gapiąc się na Grubą Damę, która na różne sposoby próbowała zwrócić jego uwagę, by w końcu zdecydował się, czy zamierza wchodzić do środka, czy też nie. On jednak zmarszczył tylko brwi, zastanawiając się nad ostatnim zdaniem wypowiedzianym do niego przez Madile. „Pomoże ci zrozumieć.”
Ale co zrozumieć?
***
Przewrócił kolejną stronę podręcznika od eliksirów i pochylił się nad stołem, żeby lepiej widzieć. Wsadził koniuszek pióra między usta, wzdychając cicho i wodząc wzrokiem wzdłuż niewielkich literek. Nie rozumiał niemal niczego z tego bełkotu, co niestety nie służyło jego wypracowaniu, które stało w miejscu już od dobrych kilkunastu minut. Że też Slughorn musiał zażyczyć sobie akurat trzech stóp pergaminu.
Ze zrezygnowaniem oparł policzek na dłoni i spojrzał na Anne, która skończyła swoje zadania domowe, a teraz czytała pierwszą lepszą książkę, zdjętą z pobliskiej półki.
– Siedzimy tu dopiero godzinę – zauważył James, obrzucając zazdrosnym wzrokiem dwa zapisane zwoje pergaminu, należące do Puchonki. – Nie mów, że zrobiłaś już wszystko, a ja dalej męczę się nad tym głupim esejem.
Dziewczyna podniosła głowę znad książki i uśmiechnęła się do niego szeroko, co było wystarczającą odpowiedzią. Przysunęła swoje krzesło bliżej i oparła się na biurku, aby zerknąć na jego wypociny. Nie zdążyła jednak przeczytać choćby tematu wypracowania, ponieważ brunet zabrał jej pergamin sprzed nosa.
– To siódma klasa, nic byś nie zrozumiała – droczył się z nią, zginając papier na pół. – Nie chcę cię zawstydzać swoją wiedzą.
Anne parsknęła cichym śmiechem, żeby nie zwrócić na siebie uwagi bibliotekarki, po czym nachyliła się w stronę chłopaka.
– Jasne, zapomniałam, że Puchoni są najgłupsi w tej szkole i idą zupełnie innym programem nauczania – powiedziała ironicznie, przewracając oczami. – Pewnie pisałeś te wypracowania w pierwszej klasie – dodała i wskazała palcem na swoje pergaminy. – My musieliśmy się do nich przygotowywać przez pięć lat. – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Potter lubił przekomarzać się z nią na temat domów i cieszył się, że podchodziła do tej sprawy z dystansem. Wiedział, że większość Puchonów nie była aż tak wyrozumiała – denerwowali się, gdy ktoś, nawet w żartach, ich obrażał lub sugerował, że byli gorsi od pozostałych. Sam nic do nich nie miał, a nawet z niektórymi się przyjaźnił i mógł z czystym sumieniem przyznać, że wszystkie znane kawały o uczniach Hufflepuffu były po prostu dowcipami, które nijak odnosiły się do rzeczywistości. Czasem zdarzało się nawet, że jakiś Puchon wydawał się mądrzejszy od normalnego Krukona albo odważniejszy od Gryfona. Pogłoska o tym, że trafiali tam tylko ci, którzy nie nadawali się nigdzie indziej, już dawno została rozwiana, ale stała się obiektem wielu żartów, niekoniecznie miłych dla samych zainteresowanych. Na szczęście Anne najczęściej kwitowała je śmiechem i podejmowała rzuconą rękawicę, dzięki czemu James nigdy się z nią nie nudził.
– Pięć lat to i tak dobrze – zachichotał, za co dziewczyna uszczypnęła go lekko w przedramię, a potem delikatnie przejechała paznokciami aż do jego dłoni i splotła z nią palce.
Na jego skórze pojawiła się gęsia skórka, a jemu zrobiło się odrobinę głupio z tego powodu, więc szybko naciągnął rękawy, zanim Anne zdążyła coś zauważyć. Spojrzał w jej jasnobrązowe oczy i zorientował się, że były coraz bliżej. Odruchowo przeniósł wzrok na usta koleżanki, które dzisiaj miały ciemniejszą barwę niż zazwyczaj. Nie potrafił nazwać tego koloru i zaczął się zastanawiać, jak to możliwe, że dziewczyny odróżniały tak wiele odcieni czerwonego. A może to już był fiolet?
Wraz z tą myślą doszedł do wniosku, że wpatrywał się w jej wargi zdecydowanie zbyt długo, dlatego też szybko wrócił wzrokiem do jej tęczówek, w których dostrzegł ślady rozbawienia.
– Ale się spłoszyłeś – powiedziała ze śmiechem, wolną dłoń przykładając do jego policzka. – Czy Gryfoni nie powinni być odważniejsi?
W odpowiedzi to on przybliżył się do dziewczyny tak gwałtownie, że aż uniosła brwi do góry. Przycisnął Anne do półki z książkami za jej plecami, powoli wplatając palce w jej rude włosy. Odetchnął głęboko, kiedy poczuł znajomy zapach perfum, które zdążył polubić. Był już tak blisko, ale dalej wahał się, czy ją pocałować. Nie wiedział, czy na pewno tego chciał. Nie czuł do niej tego, na co ona czekała, więc raczej nie powinien dawać jej niepotrzebnej nadziei, jednak z drugiej strony...
– Zrobisz to dzisiaj? – zapytała, akcentując ostatnie słowo i cicho chichocząc, czym zdecydowanie przechyliła szalę na swoją korzyść.
Miała tak uroczy śmiech, że po prostu nie mógł mu się oprzeć.
– Wszystko psujesz, Lily – wyszeptał z rozbawieniem kilka cali od jej warg.
I puf!
Cała atmosfera nagle wyparowała, radość z oczu dziewczyny zniknęła, a serce Jamesa na chwilę zamarło, kiedy dotarło do niego, co właśnie zrobił. Jego policzki oblały się chyba wszelkimi możliwymi odcieniami purpury. Pozwolił Anne, żeby go od siebie odepchnęła i zacisnął powieki tak mocno, że zobaczył pod nimi jedynie ciemność.
Było mu tak głupio, że najchętniej zapadłby się pod ziemię ze wstydu, ale najbardziej zabolało go zranione spojrzenie Puchonki, które ujrzał tuż przed zamknięciem oczu. Może zrozumiałaby, gdyby to był pierwszy raz, lecz podobna sytuacja zdarzyła mu się już kilkakrotnie. Wcześniej imię Evans wymykało mu się podczas zwykłych rozmów, jednak teraz postanowiło wyskoczyć z jego ust akurat przed niedoszłym pocałunkiem. Wolał nie zastanawiać się nad tym, jak poczuła się Anne, kiedy to usłyszała.
– Przepraszam, Annie... – mruknął, kręcąc głową. – Naprawdę nie chciałem. Przysięgam, że nawet o niej nie pomyślałem...
Odetchnął ciężko i otworzył oczy, ale wzrok skierował na niedokończone i zagięte wypracowanie z eliksirów. Sam nie wierzył w swoje słowa, które brzmiały idiotycznie. Był świadomy tego, że to wyglądało, jakby wyobrażał sobie, że Anne to Lily. Jakby wyobrażał sobie, że będzie się z nią całował. I nawet nie potrafił temu uczciwie zaprzeczyć przed samym sobą, chociaż bardzo się starał.
Kątem oka dostrzegł, że Puchonka zaczęła zbierać swoje rzeczy do torby, ale nie miał tyle odwagi, żeby na nią spojrzeć. Czuł się paskudnie i żałował, że w ogóle zbliżył się do dziewczyny.
– Posłuchaj, Anne... – zaczął niepewnie, wpatrując się w jej dłonie, którymi zakręcała właśnie słoik z atramentem. – Chodzi o to, że...
– Tak, wiem – przerwała mu cicho. – Chodzi o to, że Evans jest znowu wolna, a ty nigdy nie przestałeś o niej myśleć. Mylę się?
James podniósł w końcu wzrok i przez chwilę patrzył jej w oczy, które na całe szczęście nie były wypełnione łzami.
– Trochę tak – odparł, przeczesując włosy palcami, a Anne zamarła w bezruchu ze zdziwienia.
Na jej twarzy ponownie pojawiły się mimowolne ślady nadziei, więc Potter szybko pokręcił głową, przeklinając w myślach, że w ogóle się odezwał. Powinien milczeć, żeby jej jeszcze bardziej nie dołować, ale zasługiwała na to, by powiedzieć jej prawdę.
– Dlaczego „trochę tak”? – zapytała ze zniecierpliwieniem, zarzucając torbę na ramię.
Skrzywił się lekko i podrapał po nosie, żeby jak najdłużej odwlec w czasie moment odpowiedzi. Pogarszał tylko swoją sytuację, bo wiedział, że Anne była naprawdę zaangażowana w ten „związek”, a nie chciał jej w żaden sposób krzywdzić.
– Lily nie jest wolna – powiedział cicho, marszcząc brwi.
Puchonka zrozumiała jego słowa niemal natychmiast. Zacisnęła usta, jakby ta informacja nie zrobiła na niej wrażenia i szybkim ruchem odgarnęła pojedyncze pasmo włosów na plecy. Wyglądała po części tak, jakby się tego spodziewała, jednak nawet to nie było w stanie zmniejszyć rozczarowania, które odmalowało się na jej twarzy.
– Muszę to przemyśleć – mruknęła tylko i od razu skierowała się do wyjścia z biblioteki, zostawiając go samego.
Brunet patrzył na nią do czasu, aż zniknęła za drzwiami, po czym ukrył twarz w dłoniach i westchnął ciężko. To na pewno nie było najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji, ale może dobrze się stało, ponieważ Anne zasługiwała na chłopaka, dla którego byłaby najważniejsza, a on traktował ją tylko jak koleżankę. Ich ewentualny związek nie miałby racji bytu i zapewne rozpadłby się już po krótkim czasie. James liczył jednak na to, że dziewczyna nie obrazi się na niego na zawsze i dalej będzie mógł z nią swobodnie porozmawiać, chociaż w tym momencie było to raczej marzenie ściętej głowy.
Po kilku minutach bezczynnego siedzenia i zagłębiania się w swoje myśli, w końcu oderwał dłonie od twarzy i zamrugał powoli, kiedy na chwilę oślepiło go światło jednej z lamp. Niechętnie rozwinął pergamin i ujrzał dużo mniej linijek wypracowania niż chciałby zobaczyć, dlatego zagiął je ponownie i z irytacją wepchnął do podręcznika od eliksirów. Chwycił książkę pod pachę, a w drugą dłoń złapał pióro, przekonując samego siebie, że nawet gdyby chciał, i tak nie mógłby skończyć eseju, ponieważ Anne zabrała buteleczkę atramentu, z której wcześniej korzystał.
Wolnym krokiem ruszył do wyjścia, pożegnawszy się wcześniej z bibliotekarką, przybijającą właśnie jakieś pieczątki w książkach. Na korytarzu minął kilku Krukonów, którzy prawdopodobnie szli się pouczyć, bo mieli ze sobą szkolne torby. Skierował się do swojej wieży z zamiarem poproszenia Remusa o pomoc w zrozumieniu zagadnień potrzebnych do napisania wypracowania z eliksirów. Mógłby poprosić o to Lily, która była ulubienicą Slughorna, ale w obecnej sytuacji nie wydawało się to dobrym pomysłem. Nie miał jeszcze okazji, aby z nią porozmawiać i właściwie nie wiedział, czy już jej wybaczył, choć na pewno czuł do niej mniejszą urazę niż jeszcze tydzień wcześniej.
Rozejrzał się, a następnie odsunął jeden z obrazów i wszedł w tajny korytarz, który znali tylko nieliczni, w celu skrócenia sobie drogi do portretu Grubej Damy. Było tam tak ciemno, że zupełnie nic nie widział, więc wyciągnął różdżkę i mruknął cicho „Lumos”. Ruszył przed siebie, oświetlając sobie drogę i patrząc pod nogi, żeby nie nadepnąć na jakiegoś szczura, które czasem można tam było spotkać.
Minął właśnie podłużną rysę na podłodze, wyznaczającą mniej więcej połowę korytarza. W tym miejscu zawsze bezwiednie przyspieszał, żeby jak najszybciej opuścić tajne przejście i tak też było tym razem. Zrobił już pięć, sześć szybkich kroków, kiedy nagle wpadł na jakąś przeszkodę, której nigdy wcześniej tam nie było. Zdążył tylko wydusić z siebie krótką zbitkę zdezorientowanych dźwięków, a potem, jakby w zwolnionym tempie, poleciał do przodu i razem z ową przeszkodą wylądował na ziemi, przygniatając ją własnym ciałem.
Najpierw usłyszał ciche pociągnięcie nosem, potem sapnięcie, a na koniec niewyraźny jęk bólu. Powinien od razu się podnieść, ale leżał jak sparaliżowany, nie potrafiąc poruszyć nawet małym palcem. Dopiero kiedy zdał sobie sprawę z tego, że dziewczyna miała problemy z oddychaniem, bo jej klatka piersiowa była przyciśnięta do podłogi, opamiętał się wreszcie i zeskoczył z niej chyba jeszcze szybciej niż na nią wpadł.
Ostrożnie chwycił ją za ramiona i pomógł jej wstać, mamrocząc słowo „przepraszam” tyle razy pod rząd, aż zaczęło brzmieć dziwnie. Dziewczyna przyłożyła dłoń do obolałych pleców, na których wylądował, i odgarnęła włosy z policzków, żeby na niego spojrzeć. W jej oczach dostrzegł ślady łez, lecz był pewien, że płakała jeszcze zanim się z nią zderzył.
– Wszystko w porządku? – zapytał z zaniepokojeniem.
***
Mimo swoich ambitnych planów pójścia na lekcje i nie robienia sobie nowych zaległości, cały dzień przesiedziała na kanapie w Azylu, wpatrując się w jeden punkt. Była najgorszą dziewczyną na świecie i Christian powinien z nią dawno temu zerwać, bo z pewnością zasługiwał na kogoś lepszego od niej. W głębi duszy wiedziała, że gdyby to ona była chora, Chris prawdopodobnie rzuciłby wszystko i pojechał do Munga razem z nią. A ona nie potrafiła mu nawet powiedzieć, że go kocha, bo nie była pewna, czy to prawda... Mimowolnie przypomniała sobie piątkową rozmowę z Potterem, po której zaczęła mieć wątpliwości na temat swojego związku z Dulcosem. Nie chciała o tym jednak myśleć, więc przez większość czasu nuciła pod nosem jedną piosenkę, żeby skupić się na niej. Czasem to nie pomagało, ponieważ nagle w połowie przerywała, a jej oczy wypełniały się łzami, więc zaczynała śpiewać coraz głośniej.
Kolejne godziny mijały, a Lily dalej opierała brodę na podkurczonych nogach, które co chwilę drętwiały. Dopiero późnym wieczorem oczyściła swój umysł na tyle, żeby wyjść na zewnątrz, ale i tak wydawało jej się, że gdy tylko się poruszy, zaraz zaleje się łzami, które ciągle się w niej kumulowały. Wcześniej myślała, że wybuchnie niepowstrzymanym szlochem od razu, kiedy zabiorą Chrisa, lecz w rzeczywistości po prostu uciekła. Była jednak pewna, że gdyby została z Aileen i Willem, nie umiałaby powstrzymać płaczu.
Kilka minut po wybiciu siódmej, Evans w końcu rozprostowała nogi i powoli podniosła się z kanapy, naciągając rękawy na dłonie. Kiedy rano wpadła do Azylu, od razu założyła na siebie bluzę Christiana, którą znalazła na jednym z krzeseł. Była na nią o wiele za duża, ale jej to nie przeszkadzało. Właściwie w tamtym momencie zupełnie nic jej nie obchodziło.
Wyszła na dwór, nie upewniając się nawet, czy nikt nie kręcił się w pobliżu, a potem równie powoli ruszyła do głównych wrót zamku. Dopiero gdy stanęła na schodach, stwierdziła, że powinna zatrzeć swoje ślady na śniegu, bo mimo wszystko nie chciała, aby ktoś przez przypadek trafił po nich do ich Azylu. Chociaż teraz to był wyłącznie jej Azyl.
Rzuciła zaklęcie, a potem weszła do zamku, zatrzaskując za sobą drzwi. Minęła Wielką Salę, z której dobiegały odgłosy kolacji, po czym wspięła się po schodach na siódme piętro, co zdążyło ją zmęczyć. Czasem zastanawiała się, kto wymyślił ich aż tyle, bo samo wejście na piąte było wykańczające, a co dopiero siódme!
Szła właśnie korytarzem, prowadzącym do portretu Grubej Damy, kiedy poczuła dziwne pulsowanie tuż nad mostkiem, a cała melancholia opuściła ją w jednej chwili. Szybko wyciągnęła różdżkę z kieszeni i podwinęła długi rękaw bluzy, żeby mieć większą swobodę w rzucaniu zaklęć.
Rozejrzała się dookoła, ale w pobliżu nie było nikogo, więc mocniej zacisnęła palce na różdżce. Tajemniczy naszyjnik powoli zaczął się coraz bardziej nagrzewać, aż wreszcie wyskoczył spod jej kołnierza, wręcz wyrywając się w kierunku jasnowłosej dziewczynki, która w tym samym momencie pojawiła się na końcu korytarza i zaczęła się do niej zbliżać.
Lily wycelowała koniec różdżki przed siebie i na początek wypróbowała zaklęcie paraliżujące, które poskutkowało jedynie tym, że blondynka przyspieszyła i najwyraźniej się zirytowała, bo naszyjnik szarpnął Evans do przodu jeszcze mocniej.
Drętwota! Conjunctivitis! Depulso...! Expulso... Immobilus... – mówiła z coraz mniejszym przekonaniem, kiedy kolejne uroki przechodziły przez dziewczynkę na wylot.
W końcu zamarła nagle, gdy zjawa zbliżyła się na tyle, że Lily mogła dostrzec jej twarz. Na jej policzku i odsłoniętej szyi odznaczały się dwie rany – identyczne jak te, które widziała wcześniej u Christiana. Uniosła wysoko brwi ze zdziwienia, a nawet otworzyła usta, gdy jej naszyjnik po prostu odfrunął w stronę blondynki.
– Co...? – wydusiła z siebie, przyciskając dłoń do oswobodzonej szyi.
Próbowała się go pozbyć na tyle różnych sposobów, a teraz zwyczajnie sam się rozpiął? Pokręciła głową, niczego nie rozumiejąc. W tym czasie dziewczynka złapała wisiorek w locie i spojrzała na Evans przekrwionymi oczami, które także wyglądały identycznie jak u Chrisa. Lily cofnęła się pod ścianę, czując, że zaczyna jej się robić słabo. Co to wszystko miało znaczyć?
Blondynka zrobiła jeszcze kilka kroków w stronę dziewczyny, a potem zatrzymała się nagle i przycisnęła naszyjnik do rany na policzku. Evans obserwowała z jeszcze większym zdziwieniem, jak oczko błyskawicznie zmieniło barwę na szkarłatną. Dokładnie tak, jakby zostało napełnione krwią, co przyprawiło ją o kolejny zawrót głowy.
– Czego ode mnie chcesz? – zapytała ze złością, przesuwając się wolno wzdłuż ściany.
W odpowiedzi zjawa zmierzyła ją tylko zirytowanym spojrzeniem, jakby miała do czynienia z kimś wyjątkowo głupim. Lily zamarła w miejscu, bo wydawało jej się, że już wcześniej gdzieś widziała podobne spojrzenie, ale nie mogła sobie przypomnieć, gdzie.
– Po co dałaś mi ten naszyjnik?
Dziewczynka całkowicie ją zignorowała, a w jej dłoni nagle pojawiła się pusta kartka, do której przyłożyła czerwone oczko wisiorka. Kilka szkarłatnych kropel, przypominających łzy, spadło na czysty pergamin i zaczęło formować się w słowo, które wyglądało, jakby zostało napisane przy pomocy krwi.
– Nie umiesz mówić? – spytała drżącym głosem Evans, w końcu to sobie uświadamiając.
Palcami natrafiła już na ramę portretu, za którym było ukryte tajne przejście, więc chciała jakoś odwrócić jej uwagę, by móc uciec. Blondynka podniosła wzrok znad kartki i uniosła brwi, jakby miała zamiar powiedzieć „A nie widać?”. Wyciągnęła rękę z pergaminem w kierunku Lily, ale ona zdążyła się już domyślić, co było na nim napisane.
To samo, co miało pojawić się na jej dłoni.
Delikatnie odchyliła portret na szerokość jednego palca, zamierzając jak najszybciej stamtąd uciec, jednak dziewczynka po raz kolejny ją zaskoczyła. Wskazała najpierw na rany na szyi i policzku, a potem na swoje oczy, po czym przycisnęła palec do ust.
Jakby ją uciszała.
W pierwszej chwili Evans tylko się na nią gapiła, podczas gdy trybiki w jej mózgu powoli wskakiwały na właściwe miejsca. Jej brwi unosiły się coraz wyżej, aż niemal zniknęły pod rudymi kosmykami, które opadły jej na czoło.
– To... to ty mu to zrobiłaś? – wychrypiała z niedowierzeniem, kiedy odzyskała panowanie nad głosem, a dziewczynka uśmiechnęła się przerażająco w odpowiedzi. – Nie... – wyszeptała, czując, że pod jej powiekami pojawiły się łzy. – Nie! – krzyknęła, kręcąc znowu głową.
Błyskawicznym szarpnięciem odsunęła obraz i wskoczyła do środka, zatrzaskując go za sobą. Zaczęła się powoli cofać, uważnie obserwując ciemne przejście, ale blondynka się nie pojawiała. Może sobie odpuściła, bo już wystarczająco ją nastraszyła?
Mimo tego Lily cały czas poruszała się do tyłu, opierając się o ściany po obu stronach, żeby się nie wywrócić i powtarzając pod nosem słowo „nie”. Zatrzymała się dopiero wtedy, gdy była całkowicie pewna, że upiorna blondynka została na korytarzu. I także dopiero wtedy w końcu się rozpłakała.
Zacisnęła drżące palce na naszyjniku, który ponownie pojawił się na jej szyi i pochyliła głowę, łapiąc kilka histerycznych wdechów. Nie potrafiła sobie z tym wszystkim poradzić, niczego nie rozumiała i nie miała pojęcia, jakim cudem wisiorek zmaterializował się nagle z powrotem na jej karku. Jednak najbardziej męczyła ją ostatnia sprawa: nieoczekiwane rozwinięcie choroby Chrisa.
Nie chciała wierzyć w to, że ten duch, czy czymkolwiek była ta dziewczynka, zaatakował chłopaka.
Nie chciała wierzyć w to, że drugie stadium Zespołu Deforta tak naprawdę zaczęło się z jej winy.
Nie chciała wierzyć w to, że Chris miał przez nią umrzeć.
Ukryła twarz w dłoniach, zaczynając coraz bardziej panikować. Teraz rzeczywiście wszystko nabierało sensu – w czwartek w nocy opowiedziała mu przecież o swoich problemach z tajemniczą zjawą, a następnego dnia blondyn leżał już w skrzydle szpitalnym...
Dotarło do niej, że słyszała za sobą kroki dopiero wtedy, gdy ktoś wpadł na jej plecy i powalił ją na ziemię. Pociągnęła zasmarkanym nosem i stęknęła ciężko, czując przygniatający ją ciężar. Najpierw wylądowała na dłoniach, które porządnie sobie obtarła i teraz bolały ją niemiłosiernie, więc jęknęła cicho, ostrożnie zginając i rozprostowując palce. Przejechała policzkami po rękawach bluzy, aby otrzeć ślady łez i odetchnęła z trudem, bo nadal była przyciśnięta do podłogi.
Chłopak, co podejrzewała po jego masie i męskim zapachu, nareszcie podniósł się na nogi, pozwalając jej złapać oddech. Po chwili chwycił ją za ramiona i pomógł jej wstać, przepraszając niemal bez przerwy, a ona ze zdziwieniem zauważyła, że to James. Jeszcze raz otarła policzki w czasie, w którym brunet schylał się po różdżkę, która mu upadła, ale i tak zauważył, że coś było nie tak.
– Wszystko w porządku? – zapytał z zaniepokojeniem, marszcząc brwi.
Pokiwała głową w odpowiedzi, jednak już kilka sekund później kolejna łza spłynęła po jej twarzy i kapnęła na podłogę. Potter wyciągnął do niej ramiona, jeszcze zanim przypomniała sobie, że był na nią obrażony. Przytuliła się do niego, przepraszając cicho za tego Sylwestra i kłótnię, którą wtedy wywołała. Za to, że była taka głupia i za to, że go uderzyła, a także za to, że zrzuciła winę na niego, chociaż to Chris zaczął bójkę. Przeprosiła za wszystko, za co tylko mogła przeprosić, a chłopak jedynie przyciągał ją do siebie jeszcze bliżej, wiedząc, że mówiła szczerze.
A kiedy skończyła wreszcie przepraszać, zamilkła i po prostu stała w ciszy w ciasnym przejściu, wtulona w ramiona Gryfona, łkając bezgłośnie, bo przed oczami wciąż widziała dziewczynkę, przyciskającą palec do ust.
Jakby ostrzegała: „Nikomu więcej o mnie nie powiesz”.
***
Aileen siedziała na parapecie w pustym dormitorium, ponieważ jej współlokatorki wybrały się do biblioteki, aby poduczyć się na jutrzejsze zajęcia z transmutacji. Powinna była pójść z nimi i dowiedzieć się, co robiły dzisiaj na lekcjach, ale nie miała na to siły. Dziewczyna wzięła przykład z Lily i ukryła się na cały dzień w swoim pokoju, mimo że jej brat tego nie popierał. Sam jako jedyny z ich trójki wziął udział w zajęciach, ale na szczęście nie czynił jej wyrzutów z tego powodu. Kiedy po południu przyszedł do jej dormitorium, była pewna, że zaraz zacznie marudzić na temat zaległości, których sobie narobiła, jednak on nic nie powiedział i tylko przytulił ją mocno, jakby wszystko rozumiał.
Spojrzała na kopertę, którą właśnie zakleiła i ostrożnie przywiązała ją do nóżki dużej sowy, ocierającej się skrzydłem o jej przedramię. Przelała do tego listu swoje emocje – opisała szczegółowo ostatnie dni, postępującą chorobę Chrisa i opiekuńcze zachowanie Willa, które ją rozczuliło. Tajemniczy Aaron był jedyną osobą, której ufała w stu procentach i mogła mu powiedzieć wszystko. On sam zdradzał jej swoje sekrety i zwierzał się z największych słabości. Zataił przed nią wyłącznie jedną rzecz, a mianowicie swoją tożsamość, lecz z czasem przestało jej to przeszkadzać.
Otworzyła okno i wypuściła sowę na zewnątrz, zastanawiając się, kiedy w końcu będzie mogła spotkać się z chłopakiem, który rozumiał ją jak mało kto. Westchnęła cicho, po czym oparła policzek o framugę, czując na twarzy delikatny podmuch zimna. Na jej kolanach wylądowało kilka płatków śniegu, które nie pozostały długo w swojej oryginalnej postaci.
Po kilku minutach usłyszała, że ktoś wchodził po schodach i nacisnął klamkę, więc ostrożnie zatrzasnęła okno i spojrzała w kierunku drzwi, spodziewając się którejś z koleżanek, która pewnie znowu zapomniała książki albo zabrakło jej pergaminu. Do środka weszła jednak Julie, a Aileen uśmiechnęła się ze smutkiem na jej widok.
– Co się dzieje, A? – zapytała Gryfonka, robiąc kilka kroków w głąb ciemnego pomieszczenia i poprawiając torbę, którą miała przerzuconą przez ramię. – Nie widziałam cię od piątku. Myślałam już, że coś ci się stało.
Szatynka pokręciła tylko głową, a potem wstała z parapetu i podeszła do przyjaciółki ze łzami w oczach, które pojawiły się tam podczas pisania listu. Distim spojrzała na nią z zaskoczeniem, ale wyciągnęła niezgrabnie ręce, aby przytulić dziewczynę do siebie.
– Przepraszam, że cię tak zostawiłam bez słowa na tym korytarzu – mruknęła Aileen, wciskając twarz w jej miękkie, czarne włosy.
– Zwariowałaś? – zapytała ze szczerym zdziwieniem Julie. – Daj spokój, przecież się nie gniewam. To ja powinnam przepraszać, że nie pobiegłam za tobą i ci nie pomogłam, ale naprawdę na milion sposobów próbowałam się dowiedzieć, gdzie jesteś – tłumaczyła się niepewnym głosem. – Nikt nie potrafił powiedzieć mi niczego konkretnego. Merlinie, już się bałam, że przestałaś się do mnie odzywać i...
Johnson parsknęła cichym śmiechem, przerywając jej przemowę w połowie zdania, a potem odsunęła się od przyjaciółki na wyciągnięcie ramion.
– Uspokój się, okej? – poprosiła, uśmiechając się lekko. – Nie masz za co mnie przepraszać, Juls. Cieszę się, że tu jesteś.
Brunetka odwzajemniła uśmiech i powoli rozejrzała się po dormitorium.
– Siedziałaś tu cały dzień? – spytała z zaciekawieniem, na co Aileen przytaknęła. – Chodzi o Christiana, prawda?
Te słowa tak bardzo zaskoczyły dziewczynę, że przez dłuższą chwilę po prostu patrzyła na Julie, jakby je sobie wyobraziła. Skąd mogła to wiedzieć? Czy plotki już zdążyły rozejść się po szkole?
– Przez te trzy dni nie widziałam też Lily – wyjaśniła, ściągając okulary i zdrapując z nich jakąś zaschniętą plamkę. – Posłuchaj, A... Wiesz, że możesz mi się wygadać. W końcu nawet nie mam komu tego powtórzyć – dodała z ponurym uśmiechem, przez co Johnson jeszcze raz przytuliła ją mocno do siebie.
– I tak bym ci powiedziała. Nie dlatego, że nie masz komu tego powtórzyć, tylko dlatego, że jesteś moją przyjaciółką – podkreśliła.
A potem razem usiadły na jej łóżku i Aileen powoli zaczęła streszczać szczegóły choroby Chrisa, co było dużo prostsze niż za pierwszym razem, kiedy opisywała je w liście do Aarona. Po kilkunastu minutach Julie także miała łzy w oczach i zasłaniała sobie usta dłonią, jakby nie mogła w to uwierzyć.
– Tak mi przykro... – wyszeptała, kręcąc głową po usłyszeniu całej historii. – Kurczę, nie wpadłam na to, żeby szukać was w skrzydle. Chociaż... gdybym was znalazła, pewnie jedynie bym się zbłaźniła, bo jestem koszmarna w pocieszaniu...
– Teraz całkiem dobrze ci idzie – stwierdziła Krukonka. – Przypomnij sobie jak koszmarna w pocieszaniu byłam ja po tym nieudanym Sylwestrze. Zdecydowanie nie mam do tego talentu. – Julie na chwilę zmarszczyła brwi, po czym chwyciła dziewczynę za rękę i pociągnęła ją w kierunku wyjścia. – Co robisz? – Zdziwiła się Aileen.
– „Musisz coś zjeść, bo inaczej zamienisz się w kościotrupa” – zacytowała w odpowiedzi jej własne słowa, przez co Johnson mimowolnie zachichotała. – A wtedy nie będę miała problemów z zaniesieniem cię do kuchni.
Prowadziła ją właśnie po schodach, mijając parę młodszych Krukonek, aż wreszcie dotarły do pokoju wspólnego, który przemierzyły w kilkunastu krokach i już miały opuścić wieżę, kiedy drzwi same się przed nimi otworzyły, a do środka wszedł Will. Delikatne uśmiechy błyskawicznie zniknęły z twarzy zarówno Aileen, jak i Julie. Z daleka było widać, że chłopak był w podłym nastroju.
– Will? – zapytała niepewnie szatynka, robiąc dwa kroki w jego kierunku.
Ostrożnie położyła palce na zaciśniętej pięści brata, żeby go uspokoić. Wyglądał jednocześnie na smutnego i wściekłego, co było nietypową mieszanką w jego wydaniu. Dziewczyna spojrzała przez ramię na Julie, która trzymała się teraz z tyłu, nie wiedząc, jak powinna zareagować. Johnson posłała jej zachęcające spojrzenie, ponieważ to była idealna okazja na zacieśnienie znajomości Willa i Distim, jednak ona pokręciła gwałtownie głową w odpowiedzi.
Aileen westchnęła i wróciła wzrokiem do brata, którego brązowe oczy lśniły złością. Była pewna, że nie chodziło tylko o Chrisa, ale coś musiało go nieźle zirytować, patrząc na siłę, z jaką zaciskał dłonie w pięści.
– Co się stało? – Chciała wiedzieć, bo nawet się tego nie domyślała.
Szatyn powoli spojrzał w dół na młodszą siostrę i przycisnął wolne palce do skroni, jakby starał się to wszystko przemyśleć. Z każdą kolejną sekundą milczenia dziewczyna denerwowała się coraz bardziej i w końcu sama zaczęła wymieniać najgorsze możliwości, jakie tylko przychodziły jej do głowy.
– Coś z Chrisem? Nic mu nie jest? Jego mama? Nasi rodzice? – pytała, zaciskając paznokcie na jego ramieniu i potrząsając nim. – O co chodzi, do diabła?! – Podniosła głos, a ludzie, którzy siedzieli na najbliższych kanapach spojrzeli w ich stronę z zainteresowaniem.
– Przestań, A. Nic się nie stało – warknął, odsuwając ją od siebie ze złością.
Wyminął ją, a w oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Jeszcze kilka godzin temu ją pocieszał i się o nią martwił, a teraz po prostu odepchnął ją na bok, jakby się dla niego nie liczyła. Przeszedł obok Julie, nawet na nią nie patrząc, ale ona i tak przesunęła się, żeby nie stanąć mu na przeszkodzie.
Aileen nie dała jednak tak łatwo za wygraną – pobiegła za chłopakiem i mocno chwyciła go za przedramię. Zatrzymał się w miejscu tuż za Distim, która obserwowała całą sytuację rozszerzonymi oczami i wyglądała, jakby zastanawiała się, co ona tam w ogóle robi.
– Przecież widzę, że coś się stało – powiedziała z uporem Johnson, wyginając usta w dół. – Jeśli to coś z Chrisem, to musisz...
– Odczep się ode mnie, rozumiesz? – przerwał jej i odwrócił wzrok w drugą stronę. – Jeszcze wszystko z nim w porządku!
Za to „jeszcze” Aileen spoliczkowała go tak mocno, że przez chwilę w ręce czuła jedynie mrowienie. W tym momencie mieli już większą publiczność, ale zupełnie jej to nie obchodziło. Will spojrzał na siostrę ze złością i przycisnął dłoń do zaczerwienionego policzka.
– Daj. Mi. Spokój. – Każde słowo wypowiedział z osobna przez zaciśnięte zęby. – Dotarło?! Mam już serdecznie dosyć tego cholernego dnia!
Dziewczyna otarła łzy bezsilności, które pojawiły się w jej oczach, a potem założyła ręce na piersiach, dając mu wolną drogę. Nie miała zamiaru dalej się kłócić i robić z nich widowiska, więc odsunęła się powoli i ugryzła w język, ale wtedy do akcji niespodziewanie wkroczyła Julie.
– Ona się tylko o ciebie martwi – wyszeptała niepewnie, podchodząc do Aileen i obejmując ją ramieniem. – Chciała ci pomóc, tak jak ty pomogłeś jej, więc nie musisz na nią wrzeszczeć z tego powodu.
Will przez chwilę patrzył na zaczerwienioną Distim, a potem przeniósł wzrok na siostrę i westchnął ciężko, przejeżdżając dłonią po twarzy.
– Masz rację – jęknął i pokręcił głową. – Przepraszam cię, A. – Przyciągnął ją do siebie, po czym delikatnie pocałował w czubek głowy. – Po prostu... za dużo tego wszystkiego jak na jeden dzień.
Aileen objęła go mocno w pasie, żeby pokazać, że może na nią liczyć. Stali tak przez kilkanaście długich sekund i zaczęła się już zastanawiać, czy Julie nie wyszła z ich pokoju wspólnego, ale nie słyszała, żeby przejście się zamykało. Czuła, że ciało Willa było strasznie napięte, jakby chłopak przygotowywał się do wygłoszenia jakiejś ważnej tajemnicy.
I w istocie tak było, bo kiedy w końcu się odezwał, torba z książkami Distim uderzyła z głośnym hukiem o podłogę.
– Chodzi o to, że... Natt ze mną zerwała...
***
Hej, kochane Herbatniczki!
(Chyba zacznę Was tak nazywać. Ok, już zaczęłam.)
Jeśli najpierw czytacie tę notatkę, to macie mały spojler tu u góry, ale cóż...
Nie pamiętam dokładnie, kiedy wzięłam się za pisanie tego rozdziału, jednak na pewno było to w tym tygodniu, więc przepraszam, że tak późno.
Ogólnie pisałam go bardzo nie po kolei, jak zwykle zresztą, i tak wyszło, że oba fragmenty z Lily i ten z perspektywy Aileen zaczęłam dopiero wczoraj i dziś kończyłam, więc jestem zaskoczona, że udało mi się w tym czasie napisać około dziesięciu stron.
Cały rozdział ma ich mniej więcej dwadzieścia, a właściwie miał ich równo dwadzieścia, zanim usunęłam sześciopunktowy mini-plan z początku.
W sumie doszłam do wniosku, że Lily w ostatnim czasie tylko płacze, płacze i histeryzuje, co może Was trochę zirytować, więc z góry za to przepraszam.
Właściwie to nie wiem, czy ten rozdział mi „wyszedł”, dlatego nie będę się o tym rozpisywać i pozostawię Wam ocenę tego.
Ostatni fragment może być jeszcze odrobinę niedopracowany, bo w całości został napisany dzisiaj i przeczytałam go chyba tylko dwa razy.
Nie pamiętam, czy już o tym pisałam, ale zrobiłam sobie dokładny plan całego opowiadania aż do końca i teraz przynajmniej wiem, co będzie w każdym z kolejnych rozdziałów.
Wybaczcie, że trzeba było tak długo czekać na ten, ale w wakacje miałam jakieś problemy z zabraniem się za pisanie w odpowiednim terminie. Mam nadzieję, że wraz z ich końcem, te problemy także znikną, chociaż niczego nie obiecuję.
Ogólnie przed chwilą trochę „podrasowałam” zakładkę Bohaterów, tzn. pozmieniałam niektóre zdjęcia (ale jeszcze nie wszystkie, które chciałam) i dodałam tam Alexa, który przelotnie pojawia się w tym rozdziale. (I w sumie nie wiadomo, kim jest.)
Okej, dopiero wczoraj miałam zapisy na zajęcia i ułożyłam sobie taki cudowny plan, że jestem nim zachwycona, ale zawdzięczam to tylko mojemu fartowi i wylosowaniu wczesnej godziny zapisów. Chociaż spodziewałam się raczej, że dostanę jedną z ostatnich, bo zazwyczaj mam pecha :)
Co do dziewczynki, naszyjnika i kartki, wiem, że nie wyjaśniłam jeszcze wszystkiego... To znaczy, w sumie niczego nie wyjaśniłam, ale już raczej wiadomo, co to był za napis. Albo i nie.
Nie wiem, czy dobrze opisałam szlaban Syriusza i Melle, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba.
To chyba tyle na ten moment. Jak jeszcze sobie o czymś przypomnę, to tu wrócę.
Zapraszam do czytania i komentowania, bo ostatnim czasem wydaje mi się, że jest tu coraz mniej osób, co trochę podcina mi skrzydła. (Jeśli rozdział wyszedł koszmarny, to mogę zrzucić winę na to ^^).
Ale dziękuję serdecznie wszystkim, którzy nadal tu są. Kocham Was mocno!
Całusy!
EDIT: Cofam swoje słowa, bo uświadomiłam sobie, że sama mam milion zaległości na blogach, za które ogromnie przepraszam. W końcu je nadrobię, obiecuję :)

24 komentarze:

  1. Lubię czytać twojego bloga z wielu powodów. Myślę, że tym pierwszym i najważniejszym będzie to, że potrafisz bardzo dobrze oddać charakter bohaterów. W książkach nie było dużo wzmianek o Lily, Jamsie jako nastolatkach. Stworzenie ich praktycznie od podstaw jest godne podziwu. Kolejnym plusem jest właśnie oddanie uczuć, przemyśleń bohaterów, opis miejsc. Masz niesamowity talent. Mam nadzieję, że nadal będziesz go rozwijać.
    Chris... ciężko jest mi się wyrazić na temat tego chłopaka. Pojawił się niespodziewanie i zawładnął moim sercem. Jest tak inny od Jamsa, że szkoda było by go uśmiercać. Prawda?! Mam nadzieję, że przeżyje ;) Niekoniecznie powinien być z Lily, bo ona jest dla kogoś innego.
    W każdym bądź razie nie przejmuj się tym, że mało osób komentuje bloga. Może tak jak ja nie mają czasu? Mam zaległości na kilkunastu blogach, kilkudziesięciu rozdziałów nie skomentowałam. Komentarze na pewno przybędą, ale pamiętaj, że piszesz dla siebie. Byś za kilka lat mogła tutaj wrócić i pośmiać się z rozdziałów ;)

    Skoro tutaj jestem to zapraszam też do zgłoszenia blogu na Katalogu Hogwartu.
    katalog-hogwartu.blogspot.com
    Pozdrawiam, Equmiri

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      Dziękuję bardzo za komentarz i wszystkie miłe słowa :)
      To prawda, że w książkach nie było za wiele o Lily i Jamesie, ale i tak zdołali zawładnąć moim serduszkiem ♡.♡
      Miło mi, że tak myślisz o Chrisie. Jestem pewna, że niektórym osobom nie byłoby ani trochę szkoda, gdybym go uśmierciła :D Co do tego, że nie powinien być z Lily, to prawda, ale na razie nie szykuje się dla niego nowa miłość, chyba że poderwie jakąś pielęgniarkę w Mungu 😂
      Uświadomiłaś mi, że sama mam milion zaległości w komentowaniu na innych blogach, więc nie powinnam narzekać, że jest tu coraz mniej osób :D
      Może rzeczywiście będę się śmiała z tych rozdziałów, ale na pewno nie aż tak, jak z moich pierwszych opowiadań, które były tak koszmarne, że się ich wstydzę :D
      Oj, nigdy jeszcze nie zgłaszałam bloga do żadnych katalogów z powodu braku opisu, ale może jak jakiś w końcu sklecę, to się zgłoszę :)
      Dziękuję raz jeszcze za komentarz i pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Druga!
    Nawet nie wiesz jak się jaram, że wstawiłaś nowy rozdział ^^
    Niedługo tu wrócę z porządnym komentarzem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, yyy... Krakersiku?
      Dobra. Skoro ja jestem herbatnikiem, to ty będziesz krakersikiem xD
      Zacznę swój komentarz od tego, ze jesteś chyba jedyna blogerką, u której muszę zrobić plan zanim skomentuję ;D. Inaczej się gubię i o czymś mega ważnym zapominam.
      Zacznę od początku. Scena z Chrisem i Lily była strasznie smutna, aczkolwiek w pewnym sensie się cieszę, źe nie ma go juź w pobliżu Lily ^^
      Zastanawia mnie tylko, czy przypadkiem ktoś nie wykorzysta tego, że przez kilka minut Hogwart nie miał blokady. Na przykład ten śmierciożerca z poprzedniego rozdziału. Tak w ogóle zapomniałam pod nim napisać, że sądzę, iż rozmawiał on z Sevciem. Nie wiem czemu. Mój umysł bywa dziwny ;D
      Jeśli chodzi o Lily, to wyjątkowo nie mam jej nic do zarzucenia. To, ze płacze jest normalne. Myślę, że też bym na jej miejscu ryczała.
      Scena Syriusz i James była taka... perfekcyjna. Dokładnie tak ich sobie wyobrażałam, jeśli wiesz co mam na myśli. Niby sobie docinają, a jednak nie potrafia się nawet kłócić ;)
      Co do Melle, to jest na prawdę fajna. Jedyne zastrzeźenie to fakt, źe usiłuje mi zabrać mojego Syriusza xD
      Tak serio to pasują do siebie, aczkolwiek nadal będę smuteczkować, źe z nim nie jestem. Chlip, chlip.
      Remus i Emily mają na prawdę ciekawy wątek. Co się stało, że Emi nagle zaczęła być dla niego miła? Czemu odnoszę wrażenie, że też jest wilkołakiem? Jakoś tak zaczynam ją lubić i myślę, że jeśli nie wilkołakiem to jest kimś innym. Niejaką Emaraldą xD.
      Wytłumacze to dokładniej za chwilę.
      Na razie chciałabym poruszyć temat Jamesa i Anne. Tak mi jej szkoda ;(. James, ty geniuszu, oficjalnie zostajesz królem niszczenia romantycznych chwili. Serio? Musiałeś nauczyć się od Evans gadania co slina na język przyniesie? (Wybacz, nie mogłam się powstrzymać ^^). Wracając do Anne, to naprawdę nie zasłużyła na to, aczkolwiek myślę, że mogła zacząć coś podejrzewać w piątek po kłótni na stołówce. Czy James by zabronił Lily korzystania z mapy, jakby nie miał jej już za złe wszystkiego co mu zrobiła? Myślę, że tak.
      No i potem spotyka Lily, która wyjątkowo mnie nie irytuje. Zachoquje się tak, jak ja bym się pewnie zachowała na jej miejscu. Nie do końca tylko rozumiem tok jej rozumowania. Czemu oskarżyła ducha o chorobę Chrisa? Według mnie bardziej to wyglądało, jakby dziewczynka chciała jej coś pokazać. Przecież jej nie atakowała, ani nie sprawiała bólu. Może po prostu to mój spaczony umysł widzi tu drugie dno. Nie ważne.
      W każdym razie, teraz jest czas, by wrócić do Emi. Od zawsze zastanawiała mnie link do twojego bloga. Czemu akurat Emarald Eyes? Jestem tym typem osoby, która wszędzie widzi teorie spiskowe i tak dalej. Odnoszę wrażenie, iż ten duch to Emeralda i ma coś wspólnego z Emily. Czemu? Obydwie są blondynkami i ich imiona podobnie się zaczynają. Możliwe, źe ta teoria to kompletne pudło, ale musiałam o tym napisać, bo to mi nie dawało spokoju ;D
      Ostatnia scena to A i Julie (coraz bardziej ją lubię ;)).
      Najpierw zaczęłam się zastanawiać nad Aileen. Kim jest ta tajemnicza osoba? Czemu odnoszę wrażenie, że to śmierciożerca z poprzedniego rozdziału? Czy może ma on coś wspólnego z Emeraldą? (Pozwolisz, że będę ją tak od teraz nazywać.)
      Na koniec dałaś takie booooooom, którego się nie spodziewałam. Coś jak finał szóstego sezonu GoTu :D (Mam teraz ostrą fazę ^^)
      Cieszę się, że Natt nie jest z Willem, aczkolwiek zastanawia mnie, czemu tak mało ostatnio o niej pisałaś. Może to dopiero początek jej jazd i tamto to była cisza przed burzą? Nie wiem.
      Kończę tutaj, bo mój musk zaczyna mi podsuwać coraz to bardziej nierealne scenariusze.
      Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam
      Kot...
      Tfu...
      Herbatnikot xD
      Ps: Przepraszam za wszelkie błędy, ale piszę z telefonu i w dodatku na raty.

      Usuń
    2. Hej, hej!
      Mogę być Herbatorką, chociaż brzmi to dziwnie. Z połączenia herbaty z autorką. Kurczę, z czytelniczkami łączy się tak idealnie, dając Herbatniczki... Oki, pewnie nikt nie wie, o co mi w ogóle chodzi i co mi odwaliło z tymi Herbatniczkami, ale trudno :D Taki już mój los. A Herbatorka kojarzy mi się z predatorem, jakkolwiek to się pisze :D
      W każdym razie dziękuję pięknie za taki dłuuuuuuuugi komentarz.
      To mnie zaskoczyłaś z tym planem, chociaż faktycznie, jakbym miała komentować ten rozdział, to pewnie zapomniałabym o wszystkich najistotniejszych rzeczach :D
      Ugh, piszę z telefonu i jak zwykle oczywiście musiał mi przeskoczyć rozdział do tyłu i usunąć mi pół komentarza, którego jeszcze nie zdążyłam zapisać. Uf uf.
      Ta możliwość teleportacji była jedynie w jedną stronę, czyli z wewnątrz i tylko ze skrzydła, więc nikt niepożądany nie mógł się tam dostać. Te uzdrowicielki też nie teleportowały się DO szkoły, tylko najpierw do Hogsmeade, ale nie napisałam o tym wszystkim, bo Lily, delikatnie mówiąc, miała to gdzieś :D I nawet nie chciała się dowiedzieć.
      W sensie, że pod tym kapturem był Snape? Tego jeszcze nie słyszałam :) Ale nic nie zdradzam.
      O, to się cieszę, bo myślałam, że jest ostatnio trochę zbyt płaczliwa, ale też ma do tego powody.
      Ojeju, bardzo mi miło, że tak odebrałaś tę scenę z Jamesem i Syriuszem ♡
      Haha, wydaje mi się, że Melle raczej nie myśli o nim w "ten" sposób, więc możesz być o niego spokojna :D
      O kurczę! Trochę się zdziwiłam, kiedy przeczytałam tę teorię o Emily-wilkołaku. No tego to się nie spodziewałam :D Nie no, raczej gdyby była wilkołakiem to ktoś by się zorientował (np. Lily, kiedy Em by ją specjalnie ugryzła... Ok, żartuję sobie, AŻ tak podła nie jest ^^), ale to serio ciekawy pomysł.
      Oj, Anne na pewno to zabolało. No ale powinna się tego spodziewać, bo w końcu zdawała sobie sprawę z tego, że to niemożliwe, żeby Potter z dnia na dzień zapomniał o Lily. W każdym razie i tak James potraktował ją... no, źle.
      Jeśli chodzi o dziewczynkę, to rzeczywiście chciała coś pokazać Lily, ale to się jeszcze wyjaśni w kolejnych rozdziałach.
      Twoja teoria nawet mi się podoba, ale wydaje mi się, że gdyby Emily miała z tym coś wspólnego, to byłoby zbyt przewidywalne, a obiecuję, że kiedy w końcu sprawa się wyjaśni, raczej nikt nie będzie się spodziewał takiego jej obrotu :)
      Ale z drugą częścią teorii, tą o Emeraldzie, mogę się już bardziej zgodzić ;)
      Co do Aileen i tego Aarona, nic chyba nie mogę zdradzić.
      O, to super, bo właśnie planowałam tak to zrobić w ostatnim zdaniu, żeby nikt się tego nie spodziewał :D Chociaż w pierwotnej wersji najpierw zamierzałam opisać rozmowę Lily z Natt na ten temat (w poprzednim rozdziale), ale z tego zrezygnowałam, żeby uzyskać ten element zaskoczenia :D
      Nie wiem, czy pisałam mało o Natt, ale tak się może wydawać przy takiej ilości bohaterów, którzy przepychają się po swoje fragmenty :D W każdym razie wszystko się niedługo wyjaśni.
      Jeju, jeju, odpisywałam na ten komentarz ponad godzinę, ja to jestem dobra, kurczę :D
      Dziękuję Ci jeszcze raz za tyle miłych słów, za taki szczegółowy komentarz i za te wszystkie teorie spiskowe ^^
      Całuję i przesyłam milion buziaków. Milion, nie żartuję :D



      Usuń
  3. Poprostu suuuuper!! :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej. ale się cieszę z nowości u Ciebie. Współczuję Chrisowi i jego przyjaciolom. i tak nieźle się trzymają. Choc ciekawi mnie,że Natt ot tak pozwoliła im spedzic caly weekend w Skrzydle Szpitalnym (dlaczego zerwała z Willem? Dlatego, że jej nie powiedział, gdzie jest? to dość neisprawiedliwe, choc z drugiej strony na jej miejscu chciałabym wiedziec... ale moglaby wykazac zrozumienie. w każdym razie nie uważam, że to sprawia, by Will miał się ot tak zakochać w Julie. mimo wszystko widzę go z Natt. czekam na rozwinięcie wątku). Zastanawia mnie, czy Lily aby na pewno dobrze zinterpretowała zachowanie tej dziwnej dziewczynki. podejrzewam, ze może chciała przestrzec Lily przed chorobą Chrosa, a nie, że wywołała drugie stadium. ale nie dziwie sie, że Lily pomyślała to, co pomyslala... to zależy też od słowa, jakie pojawiło sie na kartce. Uważam, że to wszystlo jest przerażające,i tak wprzeżywa bardzo sprawę z Chrisem... i to, że tak naprawdę go nie kocha tak, jak myślałam, co nie znaczy, że nie ejst dla niej cholernie ważny.Co do Jamesa ciesze się, że był przy niej, kiedy go potrzebowała i właściwie cieszę się tez, że pomylił imkiona dziewczyn w bibliotece, bo gdyby na serio zaczął chodzić z Anne, to tej dziewczynie nyłoby jeszcze ciężej. Wiem, ze ją to boli, ale dobrze, że już teraz wysło. jak wyszło. nie wiem, czy będą w stanie się przyjaźnić, ale mam nadzieję, że tak.
    Podobał mi sie baardzo fragment ze szlabanem. Był humorystyczny na tle innych, a M. jest pozytywnie zakręcona pomimo, a może dzięki swojej ciekawości. Liczę na to, że to będzie początek świetnej znajomości z Syriuszem ;p ZFacscynuje mnie postać E., coraz bardziej. Dlaczego z jednej strony jest tak niemiła dla Remusa, a jednocześnie mu pomaga? czuje coś do niego? skrywa coś związanego z wilkołakami, ale jednocześnie jest jej go żal? Jestem prawie pewna, że chowa w sobie jakaś tajemnicę i czekam na rozwiązanie tej kwestii
    Jednym słowem, rozdział jak zwykle świetny, pełen emocji i tajemnic. nie mogę doczekać sie kontynuacji. zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com na nowość

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      Powody Natt pojawią się zapewne w przyszłym rozdziale, ale nie, nie zerwała z nim dlatego, że nie powiedział jej gdzie jest. Ojej, oczywiście, że Will nagle nie zakocha się w Julie. Też nie widzę takiej opcji :)
      Co do Lily i dziewczynki... Akurat słowo na kartce nie miało nic wspólnego z Chrisem, ale faktycznie dziewczynka mogła mieć na myśli co innego. A czy miała to się dopiero okaże.
      Bardzo się cieszę, że spodobał Ci się fragment ze szlabanem, bo po jakimś czasie już w niego zwątpiłam :D
      Emily skrywa na pewno niejedną tajemnicę, ale powoli zaczną one wychodzić na jaw. Podpowiem, że kluczem do pierwszej będzie ta książka, o której mówiła w tym rozdziale :)
      Dziękuję Ci pięknie za komentarz i jak zwykle szybki odzew na rozdział. Pozdrawiam gorąco i przesyłam całusy :*

      Usuń
    2. No to co ta Natt sobie uroila? Juz nie moge sie doczekać,by dowiedziec się w 27.;).
      Szlaban wymiatal^^.
      Emily ewidentnie cos skrywa,wg mnie jej nienawiść wobec Remusa to skomplikowane uczucie,a nie czysta niechęć.
      Zapraszam na nowosc na Niezależność

      Usuń
    3. Został mi już tylko jeden fragment 27, więc raczej powinien się pojawić w sobotę, bo na razie nie mam kiedy go skończyć :(
      Hm, co do Emily, to faktycznie dosyć skomplikowane i może to nawet nie jest nienawiść, ale to się zapewne kiedyś wyjaśni :D
      Przyznam, że przeczytałam nowy rozdział u Ciebie już bardzo dawno temu (chyba nawet to było 2 tygodnie temu, a przynajmniej tak mi się wydaje ^^ w każdym razie niedługo po tym, jak się ukazał), jednak nie miałam kiedy skomentować, ale na pewno wkrótce pojawię się już z komentarzem :)
      Pozdrawiam gorąco :*

      Usuń
  5. Uwielbiam czytać Twoje opowiadanie, jest ono po prostu najlepsze na świecie. Można powiedzieć, że żyję nim i tym co się w nim dzieje😂 Czytam już je od ponad roku i jestem po prostu zakochana, kocham to jak potrafisz wszystko idealnie opisać i dzięki temu mogę się wczuć w czytanie i poczuć jakbym też tam była💕A co do samego rozdziału, to będąc szczera, nie przepadam za Chrisem dlatego nie rozpaczam że wyjechał do Munga😂 Ale moment z dziewczynką naprawdę mnie przestraszył. Czytałam to będąc sama w domu, a jeszcze wcześniej naoglądałam się różnych strasznych filmików także... Zawał murowany :D Pierwszy raz bałam się podczas czytania opowiadania, więc dobra robota! Oj, James... nie popisałeś się 😂 To naprawdę musiało zaboleć Anne, ale dobrze, że Gryfon nie pakował się w ten związek wiedząc, że czuje coś do Lily. To by było naprawdę nie w porządku :/ A cały szlaban Syriusza i Melle to jest coś po prostu cudownego tak bardzo mocno ich kocham razem są tacy najelpsi i po prostu jaram się mocno awwww💓💕💖 Ach, te napady radości😂 Po prostu razem mają taką chemię! Tak bardzo ich szipuję.
    Co do Emily, totalnie jej nie rozumiem. Najpierw naskakuje na Remusa, a potem chce mu pokazać książkę? Naprawdę nie ogarniam :D Ale może za niedługo dowiemy się dlaczego pała taką nienawiścią do Lily i dlaczego, bo zaciekawiło mnie to ;)
    Końcowa wiadomość tak bardzo mnie ucieszyła, że aż zaczęłam tańczyć, haha :D Może to trochę okropne, ale uważam że Will powinien być z Julie. Oczywiście nagle Will nie zakocha się w Gryfonce, ale może powoli zaczną się do siebie zbliżać, staną się przyjaciółmi i będą tacy kochani😍 Za Natt, tak samo jak Aileen, nie za bardzo przepadam.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością! Jesteś najlepsza:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam czytać Twoje opowiadanie, jest ono po prostu najlepsze na świecie. Można powiedzieć, że żyję nim i tym co się w nim dzieje😂 Czytam już je od ponad roku i jestem po prostu zakochana, kocham to jak potrafisz wszystko idealnie opisać i dzięki temu mogę się wczuć w czytanie i poczuć jakbym też tam była💕A co do samego rozdziału, to będąc szczera, nie przepadam za Chrisem dlatego nie rozpaczam że wyjechał do Munga😂 Ale moment z dziewczynką naprawdę mnie przestraszył. Czytałam to będąc sama w domu, a jeszcze wcześniej naoglądałam się różnych strasznych filmików także... Zawał murowany :D Pierwszy raz bałam się podczas czytania opowiadania, więc dobra robota! Oj, James... nie popisałeś się 😂 To naprawdę musiało zaboleć Anne, ale dobrze, że Gryfon nie pakował się w ten związek wiedząc, że czuje coś do Lily. To by było naprawdę nie w porządku :/ A cały szlaban Syriusza i Melle to jest coś po prostu cudownego tak bardzo mocno ich kocham razem są tacy najelpsi i po prostu jaram się mocno awwww💓💕💖 Ach, te napady radości😂 Po prostu razem mają taką chemię! Tak bardzo ich szipuję.
    Co do Emily, totalnie jej nie rozumiem. Najpierw naskakuje na Remusa, a potem chce mu pokazać książkę? Naprawdę nie ogarniam :D Ale może za niedługo dowiemy się dlaczego pała taką nienawiścią do Lily i dlaczego, bo zaciekawiło mnie to ;)
    Końcowa wiadomość tak bardzo mnie ucieszyła, że aż zaczęłam tańczyć, haha :D Może to trochę okropne, ale uważam że Will powinien być z Julie. Oczywiście nagle Will nie zakocha się w Gryfonce, ale może powoli zaczną się do siebie zbliżać, staną się przyjaciółmi i będą tacy kochani😍 Za Natt, tak samo jak Aileen, nie za bardzo przepadam.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością! Jesteś najlepsza:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, kochana!
      Dziękuję pięknie za tyle ciepłych słów. Jest mi przeogromnie miło je czytać 💕
      Co do Chrisa, to nawet się nie dziwię, bo tak go przesłodziłam, że pewnie nie da się go lubić :D Myślę, że kiedy będę już poprawiać to opowiadanie, odrobinę zmienię jego charakter, żeby był bardziej znośny. Ale pewnie wezmę się za to, dopiero gdy skończę wszystkie rozdziały :)
      To bardzo się cieszę, że ten fragment z dziewczynką w jakimś stopniu Cię przestraszył, chociaż to, że się z tego cieszę brzmi głupio :D
      Oj, James faktycznie się nie popisał i Anne oczywiście mocno to zraniło.
      Miło mi bardzo, że tak odebrałaś Syriusza i Melle! 💜 Bałam się trochę, że ten szlaban mi nie wyszedł :)
      Co do Emily, to nie tylko Ty jej nie rozumiesz. Remus ma prawdopodobnie jeszcze większy mętlik w głowie. Ale to się na pewno wkrótce wyjaśni :)
      Widzę kolejną zwolenniczkę Willie :D Sama nie wiem, czy Julie do niego pasuje, czy też nie, ale na pewno teraz ma do niego dużo łatwiejszą "drogę" niż wcześniej 😂
      Dziękuję Ci jeszcze raz za taki podnoszący na duchu komentarz i pozdrawiam gorąco :*
      Całusy!

      Usuń
  7. Cześć!
    Ooo, podoba mi się, że masz rozpisany plan opowiadania, ja też mam na trzecią część i uważam, że to superekstra rozwiązanie, bo motywuje do pisania i daje ludzkości nadzieję, że historia zostanie ukończona :D A to dopiero rzadkość, z takich tasiemncowatych opowiadań, które czytałam, chyba tylko dwa doczekały się planowego zakończenia, a nie zawieszenia czy urwania. Mam nadzieję, że do tej bardzo skromnej listy dołączy też kiedyś Twoje :)
    Wiem, wieeem, że powinnam współczuć Christianowi, ale nadal średnio mi to wychodzi. Dlatego w pewnym sensie ucieszyłam się, że Lily nie mogła z siebie wydusić "kocham cię". Niby można to tłumaczyć na różne sposoby, ale ta jej wewnętrzna walka przypomniała mi jej sprzeczkę z Jamesem i niezbyt przyjemne odkrycie, dlaczego właściwie jest z Christianem. I dobrze, bo to z Jamesem połączy ją prawdziwa miłość <3 <3 <3
    Hoho, w momencie, kiedy wyszło na jaw, że Melle też jest niegrzeczną uczennicą i tym samym mocno wjechała na ego Syriusza, upewniłam się ostatecznie w podejrzeniu, że Łapa spotkał miłość swojego życia, haha :D No czegóż chcieć więcej? Te ich drobne złośliwości względem siebie od początku podpowiadały, że coś jest na rzeczy, ale teeeraz to już pozamiatane. Melle jest fajna, bo nie da sobie wejść na głowę, to może być ciekawe :)
    Podobała mi się scena z Remusem i Emily. Emily to prawdziwa tykająca bomba, kompletnie nieprzewidywalna. Ciekawe co to za książka i co Remus ma zrozumieć? Może jej napastliwe zachowanie? Interesujący wątek.
    Dobrze, że nie zdemonizowałaś Anne. Wśród autorów fanficków to chyba jedna z największych pokus - żeby z "zastępczej" dziewczyny Jamesa Pottera zrobić pustaka lekkich obyczajów. Na szczęście ostatnio się to zmienia i cieszę się, że Ty też nie ograniczyłaś się do wykreowania płaskiego potworka, który ma za zadanie udowodnić nam, jaka Lily jest wspaniała i jak nisko upadł biedny James, żeby się pocieszyć.
    Auć! Aż zabolało, kiedy pomylił imiona. Jego szczerość była tak brutalna... Mógł jakoś to zawoalować, no.
    O, nareszcie coś nowego w sprawie koszmarnej dziewczynki! Co jednak nie znaczy, że cokolwiek się wyjaśniło :p Nie za bardzo wiem, co rany mają wspólnego z chorobą płuc Chrisa, ale to i tak straszne, że ta dziewczynka nie tylko grozi Lily, ale też stanowi zagrożenie dla innych! Ciekawe, co to za słowo i po co zjawa gnębi Evans, skoro chyba niczego konkretnego od niej nie chce.
    Bardzo dobrze, że Natalie zerwała z Willem, gdyż ponieważ albowiem od początku byłam team Julie. Trochę się obawiałam, że po tej ich ostatniej kłótni gniew Willa skupi się na Julie, ale na szczęście tak się nie stało, przynajmniej na to nie wygląda. Nic, tylko zerwania wśród tych Higwartczyków, dobrze, że Peter i Gabie stanowią taki ładny wyjątek :)
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej :)
      Pewnie powinnam zrobić ten plan jeszcze przed rozpoczęciem pisania opowiadania, ale grunt, że w ogóle jest :D Oj, też mam nadzieję na ukończenie go i myślę, że jestem nawet bliżej niż dalej końca, więc wszystko na razie idzie w dobrym kierunku :)
      Hm, Chris...
      Rzeczywiście rozmowa z Jamesem odrobinę otworzyła Lily oczy na całą sprawę, więc faktycznie była powiązana z tą "nieumiejętnością" wyznania uczuć, których nie była pewna.
      Co do Melle - to nie jest do końca taką niegrzeczną uczennicą :) Po prostu często pakuje się w kłopoty przez różne pomysły Tiny, ale o tym pisałam chyba w czternastym rozdziale, w którym wprowadzałam obie Puchonki, więc baaardzo dawno temu :D
      No, ale w każdym razie Syriusz o tym nie wie.
      Sprawa z Emily będzie się stopniowo wyjaśniała. Cieszę się bardzo, że tak odbierasz ten wątek :)
      Oj, robienie z Anne pustaka nawet nie przeszło mi przez myśl. Raczej staram się odbiegać od podobnych schematów ^^
      Tutaj troszkę sprostuję: oczywiście rany nie mają niczego wspólnego z chorobą Chrisa. Chodziło o to, że w poprzednim rozdziale Lily znalazła go w tej klasie nieprzytomnego z raną na policzku i szyi, przez co pomyślała, że ktoś go zaatakował. Ogólnie Chris mówił, że był na korytarzu, a potem ocknął się w tamtej sali przy Lily, więc doszła do wniosku, że ktoś go tam zostawił na pewną "śmierć", powiedzmy :D Oki, to się jeszcze dokładnie wyjaśni w którymś z przyszłych rozdziałów :)
      Jeśli do zerwań zaliczasz "związek" Jamesa i Anne, to faktycznie zbiegło się to w czasie :D
      Dziękuję Ci pięknie za komentarz i pozdrawiam gorąco :*
      Całusy!

      Usuń
  8. Hej :*
    Naprawdę nie wiem jak to się stało, że nie skomentowałam wcześniej... ale melduję, że rozdział przeczytałam dzień po wstawieniu go przez Ciebie :* I bardzo mi się spodobał. Chrisa zdążyłam polubić ale cieszę się, że zwolnił miejsce przy boku Lily :)
    Co do Syriusza i Melle to prędzej czy później i tak będą parą nie? Bo lubię jak mu uciera nosa :* Poproszę więcej sytuacji z Nimi ;)
    Idźmy dalej... Emily. Kobieta zagadka. W ogóle nie rozumiem tej istoty. Miła-niemiła i tak w kółko xD Remus nie będzie miał z nią łatwo coś czuję :D
    Następni w kolejne są "ta ruda, której nie lubię" i James :D Cieszę się, że ta to się skończyło. Przecież była świadoma, że jest tylko chwilowym zamiennikiem. Takie życie :D Bum! :)
    I na koniec mamy Natt, która dała dupy po całości zostawiając Willa ale nie jest mi jej szkoda bo na niego nie zasługiwała skoro tak mało o nim wiedziała i mu nie ufała. O. i tyle w tym temacie :)
    Hmm... ten rozdział to taki o wszystkich parach w zamku po trochu wyszedł chyba :)
    Czekam na ich dalsze losy :*
    Buziaki
    Luella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, kochana :)
      Dziękuję bardzo za komentarz.
      Jeśli chodzi o Syriusza i Melle... Hm, zobaczymy jak to będzie :D
      Emily rzeczywiście ciężko zrozumieć, bo wysyła sprzeczne sygnały, ale niedługo coś powinno się zacząć wyjaśniać. Oj, Remus faktycznie nie będzie miał z nią łatwo :)
      Kiedy czytałam ten komentarz chyba wyłączyłam na chwilę myślenie, bo przez chwilę wydawało mi się, że pisząc "ta ruda, której nie lubię", miałaś na myśli Lily i tak się zastanawiałam, o co chodzi, a potem mi się przypomniało, że przecież jest jeszcze Anne. Nawet we własnym opowiadaniu muszę być taka nieogarnięta :D
      Co do Natt, to nie wiem, czy nie za szybko ją oceniłaś. Co prawda jeszcze nie znamy (a właściwie nie znacie) jej powodów, ale zaufanie nie miało tutaj nic do rzeczy. Chociaż w sumie właśnie powinna mu nie ufać po tym, co zrobił w Sylwestra, ale cóż... Dla sprostowania dodam, że nie zerwała z nim dlatego, że siedział cały weekend w skrzydle szpitalnym. No ale to wszystko się jeszcze wyjaśni w przyszłym rozdziale :)
      Można tak w sumie powiedzieć, chociaż właściwie tych (oficjalnych) par nie jest tak dużo. Ale faktycznie :D
      Dziękuję raz jeszcze za komentarz i pozdrawiam gorąco :*
      Całusy!

      Usuń
  9. Trafiłam tu przypadkiem, i na słowo harcerza przysięgam, że był to jeden z najlepszych przypadków w moim życiu! Pisz dalej, ja czekam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, naprawdę bardzo mi miło :)
      Dziękuję pięknie za te słowa.
      Pozdrawiam serdecznie i przesyłam całusy :*

      Usuń
  10. Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie, ale tak długo trzeba czekać na kolejne rozdziały:( Żałuję, przeczytania go od razu całego. Mogłabym sobie dawkować :) Czy masz już w planie dodanie nowego rozdziału?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że ktoś o to zapytał. :) Też sprawdzam, jak głupia.

      Usuń
    2. Bardzo mi miło, że opowiadanie Ci się spodobało i przepraszam, że trzeba tyle czekać, ale mam już sporą część 27. rozdziału, więc niedługo powinien się pojawić. Tak się niefortunnie złożyło, że jestem właśnie w trakcie przeprowadzki i od rana do wieczora tylko pakuję, przenoszę i składam różne rzeczy, więc nie mam na razie czasu na pisanie, nie mam laptopa i nawet nie mam internetu :D W każdym razie rozdział powinien się pojawić w ciągu tygodnia, mam nadzieję, że nie trzeba będzie na niego dłużej czekać :)
      Pozdrawiam serdecznie Was obie :*

      Usuń