Strony

niedziela, 27 listopada 2016

Rozdział dwudziesty siódmy: "Banialuki"

27. Banialuki
Lily podłożyła dłoń pod policzek i próbowała właśnie skupić wzrok na brzoskwiniowym jogurcie w niewielkiej miseczce, która leżała przed nią. Zacisnęła palce wolnej ręki na łyżce, po czym niechętnie zanurzyła ją w grudkowatej substancji. Zagryzła mocno usta, bo nie jadła nic od tak dawna, że teraz wydawało jej się, jakby miała zwymiotować od razu po pierwszym kęsie czegokolwiek. Robiło jej się niedobrze od samego zapachu jajecznicy, którą w tym momencie zajadała się Natt.
– Uch, nie mogłaś wybrać czegoś innego? – zapytała Evans, zatykając nos. – Przysięgam, że jeśli za chwilę się porzygam, to do twojej torby – zagroziła, co Natalie skwitowała jedynie pobłażliwym kiwnięciem głowy.
– Jasne, jasne – odparła ze śmiechem, a potem zacisnęła palce na swoim kubku z kawą. – To byłoby idealne podziękowanie za to, że zarwałam noc, żeby cię jakoś pocieszyć. Nie krępuj się, nawet ci ją przytrzymam – dodała jeszcze, schylając się po torbę, a Lily stłumiła ziewnięcie i szturchnęła przyjaciółkę w ramię.
– Masz rację, nie jestem taka niewdzięczna. – Evans westchnęła ciężko i potarła zapuchnięte oczy, które same jej się zamykały.
Była całkiem wykończona po tej nieprzespanej nocy i najchętniej już w tym momencie wróciłaby do łóżka, ale niestety musiała iść na lekcje. Wczorajszą nieobecnością narobiła sobie takich zaległości, że miała ochotę rzucić to wszystko i po prostu pójść wreszcie spać. Nie mogła uwierzyć, że w ciągu jednego dnia nauczyciele zdążyli przerobić tak wiele i, co ważniejsze, zadać aż tyle.
Jak przez mgłę pamiętała, co działo się poprzedniego dnia. Najpierw deportację Chrisa ze skrzydła szpitalnego, a potem prawie dwanaście bezproduktywnych godzin spędzonych w Azylu, które w tej chwili wydawały jej się jedynie kilkoma minutami, trwającymi nie dłużej niż mrugnięcie okiem. Potrafiła za to idealnie odtworzyć w głowie obraz tego, co zdarzyło się później: tajemniczej dziewczynki, naszyjnika i spotkania z Jamesem. Właśnie w tamtym momencie w końcu się rozkleiła, a kiedy już zaczęła, nie potrafiła przestać płakać.
Dokładnie pamiętała jego ramiona, którymi obejmował ją coraz mocniej, adekwatnie do jej nieustannie przyspieszającego i urywanego oddechu. Pamiętała ton jego głosu, kiedy szeptał uspokajająco do jej ucha. Pamiętała, że bardzo starała się opanować, ale za żadne skarby nie umiała tego zrobić. Łkała tylko coraz głośniej i głośniej, kurczowo zaciskając pięści na jego bluzie, aż w końcu zdrętwiały jej palce i zabrakło jej łez, a James zaprowadził ją wtedy do wieży Gryfonów, gdzie Natt od razu pospieszyła mu z pomocą. Dziewczyny usiadły razem na kanapie przy kominku i nie ruszyły się z niej aż do rana. Natalie wręcz siłą zmusiła Pottera, żeby poszedł do swojego dormitorium i zostawił je same, a kiedy wreszcie w pokoju wspólnym były tylko we dwie, Lily zaczęła wylewać z siebie słowa tak szybko, że przyjaciółka musiała kilkanaście razy prosić o powtórzenie, żeby móc ją w pełni zrozumieć.
Natt udało się postawić ją do pionu dopiero nad ranem, po całej nocy pełnej przerywanych szlochów, dzięki którym obie wyglądały teraz jak sto nieszczęść. Evans miała tak podpuchnięte oczy jak jeszcze nigdy w życiu, a Optone wcale nie wyglądała dużo lepiej, bo z daleka było u niej widać ślady niewyspania.
Mimo że przegadały tyle godzin, Lily nie powiedziała przyjaciółce ani słowa na temat tajemniczej blondynki, która ją nawiedzała. Bała się, że zjawa mogłaby coś jej zrobić, ponieważ wczoraj wyraźnie dała Evans do zrozumienia, że ma nikomu o niej nie mówić.
Skrzywiła się, przypominając sobie niepokojący uśmiech dziewczynki i ostrożnie dotknęła ustami łyżki z niewielką porcją jogurtu, a potem powoli ją oblizała. Jej organizm nie zareagował gwałtownymi mdłościami, więc ponownie zanurzyła sztuciec w misce i rozejrzała się powoli po Wielkiej Sali, przecierając zaspane powieki jedną dłonią.
– Idziesz do Willa? – zapytała, wskazując palcem na stół Krukonów. – Wygląda prawie tak koszmarnie jak ja.
Natt spojrzała w tamtym kierunku, ale szybko odwróciła wzrok i pokręciła głową.
– Hm... Jakby to... – zaczęła niepewnie. – Zrwałm z nim – oznajmiła niewyraźnie, upijając kolejny łyk kawy.
Lily zachłysnęła się drugą łyżką jogurtu i kaszlała jeszcze przez kilkanaście długich sekund, trzymając się za gardło i nie wierząc w to, co właśnie usłyszała.
– C-co? – wychrypiała i zamrugała szybko, żeby pozbyć się łez, które stanęły w jej oczach przy zakrztuszeniu. – Żartujesz sobie, prawda?
Po minie przyjaciółki domyśliła się jednak, że ta mówiła jak najbardziej poważnie. Evans pokręciła głową z niedowierzeniem i pochyliła się w jej kierunku.
– Zwariowałaś? Przecież on... – Spojrzała jeszcze raz na Willa, który teraz z ponurą miną nalewał sobie herbaty do kubka. – Kiedy z nim zerwałaś? I dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – zapytała z nutą oskarżenia w głosie.
Przez dłuższą chwilę Natt nie odpowiadała, stukając palcami w swój kubek, a potem zagryzła wargi i odwróciła się w stronę Lily.
– Wczoraj. I nie miałam okazji – mruknęła cicho, patrząc jej w oczy. – Naprawdę – dodała szybko, kiedy zobaczyła, że Evans już otwierała usta, aby to zanegować. – Chciałam ci powiedzieć, że się szykuję do tego zerwania, ale nie widziałam cię przez cały weekend i powinnaś się cieszyć, że Dumbledore o tym pomyślał, bo z Gabie byłyśmy gotowe ruszyć na poszukiwania...
– Dumbledore powiedział wam, gdzie jestem? – zapytała ze zdziwieniem Lily, unosząc brwi do góry.
Natalie pokręciła głową i zerknęła w kierunku stołu nauczycielskiego.
– Powiedział nam tylko, żebyśmy się o ciebie nie martwiły. Merlinie, mogłaś po prostu wysłać mi sowę, a nie znikać bez słowa na trzy i pół dnia... Niemal byłam zmuszona poprosić o pomoc Huncwotów, ale na szczęście Dumbledore...
– Hej, nie zmieniaj tematu! – krzyknęła nagle Lily, a Natt aż podskoczyła na ławie z zaskoczenia. – Lepiej zacznij się tłumaczyć. Nie mogę uwierzyć, że z nim zerwałaś. Zrobił coś nie tak?
Przez ostatnie tygodnie Evans była przekonana, że jej przyjaciółka w końcu znalazła sobie kogoś na dłużej i nie zakończy tego związku równie szybko jak poprzednich. Zupełnie nie spodziewała się takiego obrotu sprawy i miała nadzieję, że to po prostu jakiś głupi żart z jej strony, ale niestety nic na to nie wskazywało.
Jeszcze raz przeniosła wzrok na Willa, który automatycznym ruchem mieszał łyżeczką w kubku z herbatą, a drugą ręką podpierał sobie brodę. Ostatnio między nim a Lily nawiązała się cienka nić przyjaźni, która prawdopodobnie została teraz jednym płynnym ruchem przecięta przez Natt.
Chłopak wyglądał na lekko podłamanego, więc Evans postanowiła sobie, że podejdzie do niego, kiedy tylko wydobędzie z przyjaciółki wszystkie informacje. Podejrzewała, że Johnson nie będzie nawet miał ochoty z nią rozmawiać, ale w końcu nie mogła go tak zostawić po tym, jak przez kilka ostatnich dni podnosił ją na duchu.
– Jest mi teraz okropnie głupio, Lils – jęknęła Optone, wpatrując się w swoje dłonie. – Gdybym wiedziała o chorobie Chrisa, nie zerwałabym z nim tak od razu. Chyba nie jestem stworzona do związków.
Lily westchnęła delikatnie, w myślach przyznając jej rację. Zdecydowanie nie trafiła z momentem – mogła zerwać z Willem wcześniej albo później, a nie w ten sam dzień, w którym musiał pożegnać się z przyjacielem. Jednak przecież o niczym nie wiedziała, więc Evans nie miała prawa jej o nic oskarżać.
– A dlaczego tym razem nie wypaliło? Byłam pewna, że to właśnie ten jedyny dla ciebie – przyznała spokojnie, choć mówiła jej to już wielokrotnie.
Natt spojrzała na nią i uśmiechnęła się lekko, widząc, że Lily porzuciła pozę oskarżyciela i starała się teraz ją jak najlepiej zrozumieć.
– Posłuchaj, Will to świetny chłopak, jest uroczy i w ogóle, ale mimo wszystko nie ma w sobie tego... czegoś – stwierdziła szatynka, przesadnie gestykulując rękami. – Po prostu... Nie wyobrażam sobie nas razem po skończeniu szkoły i... czegoś mi w nim brakuje. Mam przy nim wrażenie, jakbym cały czas paplała, a on odzywał się tylko w ostateczności. I nie mów mi, że nie daję mu dojść do słowa... Wiesz co? On jest chyba dla mnie zbyt spokojny. – Zastanowiła się chwilę, ściągając brwi w zamyśleniu. – Żeby nie powiedzieć nudny. Co nie zmienia faktu, że mogłam trochę zaczekać, aż dojdzie do siebie po wyjeździe Christiana... Szkoda, że wcześniej mi o tym nie powiedziałaś.
– I vice versa. Miałaś całą noc na zwierzenia – odparła Lily, po czym chwyciła dzbanek z kawą, której zapach jeszcze kilkanaście minut wcześniej ją odstręczał. – W takim razie wnioskuję, że Will jest dla ciebie za cichy, tak?
Nalała sobie napoju do pustego, fioletowego kubka i ostrożnie pociągnęła pierwszy łyk, patrząc ponad ozdobną porcelaną na przyjaciółkę.
– Oj, nie rób takiej miny, jakbyś uważała mnie za potwora. – Zaśmiała się Natalie. – Kto jak kto, ale ty akurat powinnaś mnie rozumieć. W końcu obie dobrze wiemy, że gdyby Chris nie był chory...
Evans skrzywiła się, czując na języku gorzki posmak kawy i słysząc równie gorzkie słowa dziewczyny. Nie dokończyła zdania, lecz Lily doskonale wiedziała, jakby brzmiało. A najgorsze w tym wszystkim było to, że tak naprawdę nie miała pewności, co by zrobiła, gdyby Christian jednak nie był chory. Nie chciała o tym myśleć, ale to pytanie w ciągu ostatnich dni nasuwało jej się coraz częściej, powodując, że czuła tylko większe wyrzuty sumienia.
– Rozumiem cię, Natt – westchnęła ciężko, łapiąc dłoń przyjaciółki i mocno ją ścisnęła. – Jest mi po prostu przykro z powodu Willa. Chyba pójdę z nim zaraz porozmawiać.
Szatynka uśmiechnęła się delikatnie i pokiwała głową w odpowiedzi.
– Możesz mu powiedzieć, że przepraszam, że tak wyszło. Chciałam to rozwiązać pokojowo, ale na mnie nawrzeszczał i stwierdził, że jestem nienormalna, więc chyba nie mam co liczyć na utrzymanie przyjacielskich stosunków, nie? – zapytała ironicznie, a Lily mimowolnie parsknęła śmiechem.
– Ja ci często mówię, że jesteś nienormalna, a jakoś ciągle się przyjaźnimy, więc jeszcze nic straconego – pocieszyła ją i właśnie zamierzała wstać od stołu, kiedy do Wielkiej Sali wleciała chmara sów.
Już po chwili przed dziewczynami wylądowały dwie szkolne płomykówki i duży brązowy puchacz. Evans rzuciła się w stronę listu tak gwałtownie, że ptak spojrzał na nią z oburzeniem i zatrzepotał potężnymi skrzydłami, żeby pokazać, że nie popiera takiego pośpiechu. Nic sobie z tego nie robiąc, Gryfonka szybkim ruchem odwiązała kopertę od nóżki puchacza i rozerwała papier. Przebiegła wzrokiem wzdłuż tekstu i chyba po raz pierwszy w życiu poczuła rozczarowanie na widok pisma swojego taty. Miała nadzieję, że w kopercie znajdzie list od Chrisa – chciała się dowiedzieć, jak on się czuje i czy wszystko przebiegło zgodnie z planem. Doszła jednak do wniosku, że przecież sowa potrzebowała czasu, aby przelecieć odległość między Hogwartem a Szpitalem Świętego Munga, więc nie powinna się była jej spodziewać tak szybko.
Powoli zaczęła czytać list od taty, będąc co chwilę rozpraszaną przez komentarze Natt, która zaglądała jej przez ramię. „Co? Takie słowo w ogóle istnieje?” – pytała, stukając w kartkę palcem i tym samym powodując, że Lily musiała wrócić do początku akapitu. „W którym miejscu jesteś? Zdążyłam już to przeczytać czterdzieści osiem razy... Czterdzieści dziewięć.”
– Możesz zająć się czymś innym? – zachichotała w końcu Evans i odsunęła się na ławie od przyjaciółki. – Odwiąż gazety od tych sówek i zobacz, czy nie napisali czegoś ciekawego.
– Odwiąż gazety od tych sówek – przedrzeźniła ją piskliwym głosem Natalie, ale posłusznie wyciągnęła dłonie w kierunku małych płomykówek i zabrała dwa egzemplarze, umożliwiając ptakom powrót do sowiarni.
Lily uśmiechnęła się delikatnie wraz z dalszym zagłębianiem się w treści listu. Cieszyła się, że jej rodzice spędzili miło święta, ale żałowała, że nie mogła być razem z nimi. Zdążyła się już porządnie za nimi stęsknić i miała nadzieję, że czas, który pozostał do wakacji minie jej dosyć szybko, chociaż perspektywa zbliżających się owutemów wcale do tego nie zachęcała.
– Hej, dziewczyny. – Usłyszała nagle tuż obok prawego ucha i poczuła, że ktoś wcisnął się w lukę między nią a Natt. – Mogę pożyczyć gazetę?
Evans powoli podniosła głowę znad listu i spojrzała na Jamesa ze zmarszczonymi brwiami. Wyglądał dziwnie, jakby był czymś lekko zaniepokojony, a co najważniejsze – wyraźnie unikał jej wzroku. Nerwowym ruchem chwycił dwa nierozwinięte jeszcze przez Natt rulony, po czym zaczął podnosić się z miejsca, jednak Lily zacisnęła palce na jego łokciu i pociągnęła go z powrotem na ławę.
– Co się stało? – zapytała spokojnie i zerknęła krótko na gazety, które mocno ściskał w dłoniach. – Po co ci one? Nie dostałeś swojego egzemplarza?
Brunet mruknął tylko coś pod nosem, poprawiając okulary, a Evans posłała Natalie zdziwione spojrzenie, lecz ona także nie miała pojęcia, o co mu chodziło.
– Syriusz zabrał mi moją, a chciałbym teraz ją przeczytać, więc gdybyś mogła mnie puścić, byłoby... – zaczął, podnosząc się i wyrywając rękaw z jej uścisku.
Lily w tym czasie rozejrzała się po sali, żeby wypatrzyć Blacka, który w tym momencie rozmawiał o czymś z Remusem i Peterem. Otwarta gazeta ewidentnie leżała przed pustym miejscem, należącym do Jamesa, ale jej zaspany mózg dopiero po kilku sekundach zdołał dodać do siebie wszystkie elementy tej układanki, aż wreszcie doznała olśnienia.
Potter próbował zabrać im gazety, żeby nie mogły zobaczyć tego, co w nich napisano!
– Poczekaj – powiedziała szybko i znowu przytrzymała chłopaka za rękę, choć tym razem przyszło jej to z o wiele większym trudem. – Co jest w tej gazecie?
Dopiero teraz zauważyła, że niektóre osoby chichotały i pokazywały ją sobie palcami. Dwie trzecioklasistki spoglądały w jej kierunku, szepcząc coś do siebie i zakrywając usta dłońmi, a jakiś chłopak z czwartej klasy ostentacyjnie się na nią gapił. Poczuła, że robi jej się gorąco i już bez żadnych skrupułów złapała za brzeg jednej z gazet, które nadal ściskał Potter, po czym szarpnęła nią w swoją stronę.
– Co jest w tej gazecie?! – powtórzyła głośniej z coraz większą złością. – Proszę cię, James – spróbowała łagodniej, domyślając się, że krzykiem niczego nie zdziała. – Przecież i tak prędzej czy później się dowiem.
Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy, aż w końcu chłopak zrezygnował i westchnął ciężko, przeczesując wolną dłonią włosy. Lily natomiast szybko rozwinęła gazetę i położyła ją na stole. Przerzucała strony tak gwałtownie, że niektóre rozerwała, lecz zupełnie się tym nie przejęła, a kiedy wreszcie znalazła artykuł, o który chodziło, zachłysnęła się własną śliną i pokręciła głową z niedowierzeniem.
Sam tytuł zwiastował katastrofę.
***
Layla obudziła się tego dnia trochę później niż zazwyczaj, co poskutkowało tym, że musiała się wyjątkowo pospieszyć, żeby zdążyć na śniadanie. Jej współlokatorki już dawno wyszły, a ona nadal biegała po dormitorium, zaplatając włosy w warkocza i jednocześnie próbując bez pomocy rąk wsunąć buty na stopy. Dochodziła za piętnaście ósma, więc spóźniła się już na spotkanie z Ibbie i Gawkym w Sali Wejściowej. Codziennie umawiali się na siódmą trzydzieści i siadali razem przy stole Gryfonów, przez co spora część mieszkańców Domu Węża nazywała Laylę zdrajczynią.
Dziewczyna odetchnęła głośno przez nos i podbiegła jeszcze do lustra, aby posmarować wargi błyszczykiem. To był jeden z jej zwyczajów, z którego zawsze śmiał się Adrian. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego malowała usta tuż przed posiłkiem, skoro i tak większa część kosmetyku miała wylądować w jej żołądku wraz z jedzeniem. Layla sama nie umiała tego wytłumaczyć i zdawała sobie sprawę z tego, że to całkiem bez sensu.
Chwyciła jeszcze torbę wypełnioną książkami, po czym wybiegła z dormitorium, zatrzaskując za sobą drzwi. Do pustego pokoju wspólnego Ślizgonów wpadła po kilkunastu sekundach i skierowała się do wyjścia, lekko roztrzepując warkocz palcami. Zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie powinna całkiem go rozwiązać, bo z pewnością jej twarz tego dnia nie wyglądała na tyle dobrze, żeby ją uwydatniać. Syknęła z frustracji, a ciemnobrązowa gumka sama zsunęła się z jej włosów i wylądowała na podłodze. Lay przytrzymała torbę jedną dłonią i szybko schyliła się, żeby podnieść zgubę, ale nagle straciła równowagę i poleciała do przodu, uderzając czołem prosto w czyjeś kolana. Zaklęła głośno po hiszpańsku i przycisnęła dłoń do pulsującej z bólu twarzy. Poczuła, że ktoś chwycił ją mocno pod ramiona i jednym ruchem podniósł ją do góry, a ona zaczęła mruczeć pod nosem coś o tym, że kiedy wchodziła, w pokoju wspólnym nie było przecież nikogo. Rozprostowała powoli nogi, które podczas upadku wygięły jej się w różne strony, ale kiedy zobaczyła, na kogo wpadła, jej kolana znowu odmówiły posłuszeństwa i z pewnością przewróciłaby się po raz drugi, gdyby Avery nadal nie trzymał jej za ramiona.
– Prze... przepraszam – wydusiła z siebie z trudem, rozmasowując czoło.
Blondyn powoli ją puścił i odsunął się do tyłu, zmarszczywszy brwi.
– Nic ci nie jest? – zapytał cicho, a Layla przez chwilę miała wrażenie, że się przesłyszała.
Patrzyła na niego uważnie, przypominając sobie ich ostatnie spotkanie, kiedy to uderzył ją w twarz drzwiami, a potem ukrył ją przed resztą Ślizgonów, dzięki czemu uniknęła późniejszych kłopotów. Uśmiechnęła się do niego niepewnie i zaczęła rozplątywać warkocza, który był sprawcą całego zamieszania.
– Jak tak dalej pójdzie, to w końcu uda ci się wybić mi zęby – stwierdziła, odrzucając rozpuszczone włosy na plecy i dotykając przyszłego guza – albo całkiem zmasakrować mi twarz.
Prawy kącik ust Ślizgona uniósł się lekko do góry, ale zaraz wrócił na swoje miejsce, kiedy nagle do pokoju wspólnego wpadł Mulciber. Spojrzał najpierw na Avery’ego, a potem na Laylę i skrzywił się, jakby poczuł jakiś nieprzyjemny zapach.
– Czego ta plugawa zdrajczyni krwi od ciebie chce? – warknął, patrząc na dziewczynę spode łba.
Lay miała ochotę parsknąć śmiechem, bo Mulciber za każdym razem nazywał ją „plugawą zdrajczynią krwi”, co po jakimś czasie zaczęło wręcz bawić Gawky’ego. Czasem żartował sobie z tego, mówiąc coś w stylu „Plugawa zdrajczyni krwi, możesz mi podać sól?”, a Layla zawsze śmiała się z tego niemal do łez, ponieważ Adrian idealnie naśladował ton Ślizgona.
W tym momencie musiała mocno zagryźć policzki od środka, żeby powstrzymać się od uśmiechu, bo przed oczami miała twarz przyjaciela.
– Po prostu się przewróciła – odparł tymczasem Avery i założył ramiona na torsie.
Mulciber zarechotał głośno w odpowiedzi, po czym zbliżył się do brunetki i mocno chwycił ją za przegub, przez co w jednej chwili przestało jej być do śmiechu.
– Może na ciebie leci? – zażartował z wyraźnym obrzydzeniem wyczuwalnym w głosie. – Co, Pulentia, nie potrafisz nawet utrzymać prosto tych swoich krzywych nóg? – zapytał, szarpiąc ją za rękę, którą próbowała wyrwać z jego uścisku.
– Puszczaj mnie! – warknęła z narastającą irytacją, a potem bezwiednie dodała kilka słów po hiszpańsku, za które otrzymała tak silny policzek, że aż zachwiała się do tyłu.
W jej oczach stanęły łzy bólu i upokorzenia, kiedy unosiła drżącą dłoń do zaczerwienionej twarzy. Nigdy nikomu nie powiedziała o tym, że Ślizgon posuwał się nawet do podnoszenia na nią ręki, bo gdyby Gawky się dowiedział, z całą pewnością wściekłby się jak nigdy i postanowiłby sam wymierzyć Mulciberowi sprawiedliwość.
– Jeszcze raz odezwiesz się przy mnie w tym swoim idiotycznym języku... – zagroził chłopak, ale nie zdążył nawet dokończyć zdania, bo Layla buńczucznie podniosła głowę i wypowiedziała kolejne hiszpańskie przekleństwo.
Nie zamierzała pozwolić mu sobą pomiatać i może właśnie dlatego tak bardzo jej nienawidził. Widziała, jak jego oczy rozszerzyły się w wyrazie zdziwienia, ale zaraz otrząsnął się z szoku, a na jego twarzy pojawiła się wściekłość. Dziewczyna skrzywiła się, przygotowując na kolejne uderzenie, które prawdopodobnie miało być potężniejsze od poprzedniego, gdy do akcji wkroczył Avery. Położył dłoń na ramieniu kolegi i pokręcił ostrzegawczo głową.
– Już dosyć – zawyrokował, ściskając mocno usta. – Będziesz miał przez nią kłopoty.
Layla spojrzała na blondyna, próbując wyczytać coś z jego zimnych czarnych oczu, ale on nawet nie odwrócił się w jej kierunku.
– Nie broń jej tak, bo serio pomyśli sobie, że coś do niej masz – zaśmiał się złośliwie Mulciber, jednak odsunął się od dziewczyny. – Ale rzeczywiście, jeszcze pobiegnie do Gawky’ego i wszystko mu wypaple.
Zacisnęła pięści ze złości, powstrzymując w sobie chęć kopnięcia chłopaka albo sięgnięcia po różdżkę i potraktowania go jakimś paskudnym zaklęciem. Nienawidziła go z całego serca i teraz przełykała gorzkie łzy, które stanęły jej w gardle.
– Oj, patrz, nasza mała Pulentia zaraz się rozpłacze – powiedział, jakby zwracał się do dziecka.
Jednak nawet wtedy Avery nie spojrzał w jej stronę, a Layla po prostu odwróciła się na pięcie i wbiegła z powrotem po schodach do dormitorium, tracąc ochotę na śniadanie i ocierając mokre od łez policzki, z których jeden wciąż pulsował nieustannie wzdłuż odcisku wielkiej dłoni Mulcibera.
***
Lily wpatrywała się w szkolną gazetkę, a jej oczy błyskawicznie skakały od linijki do linijki. Zagryzała wargi coraz mocniej, żeby z jej ust nie wydobyło się jakieś siarczyste przekleństwo. Z każdym kolejnym zdaniem jej wściekłość narastała, a pod koniec artykułu miała ochotę uderzyć pięścią w stół tak mocno, aby połamał się wpół. Nie mogła uwierzyć w to, że ktoś był w stanie wymyślić o niej takie bzdury, ale w końcu nazwa gazetki zobowiązywała.
„Banialuki” były wydawane co tydzień i rozsyłane do każdego z uczniów za pomocą szkolnych sów. Zawierały wiele przydatnych informacji na temat zajęć czy meczów quidditcha, ale głównie skupiały się na wszelakich plotkach, które teoretycznie mogłyby kogoś zaciekawić. Evans przeważnie omijała rubryki poświęcone takim sprawom i przeglądała tę gazetę jedynie pobieżnie, jednak nigdy nie spodziewałaby się, że sama kiedykolwiek znajdzie się na jej łamach.
– Daj spokój, Lils. Przecież wiesz, że nikt nie wierzy w te brednie – pocieszała ją właśnie Natt.
Dziewczyna podniosła na chwilę głowę znad gazety i rozejrzała się dookoła, odnotowując na sobie przynajmniej tuzin par oczu, z czego niektórzy nie mieli nawet na tyle przyzwoitości, żeby po przyłapaniu przez nią się odwrócić.
– Rzeczywiście, wyglądają, jakby zupełnie w to nie uwierzyli – stwierdziła kwaśno, po czym wróciła do artykułu.
Przeczytała go już trzy razy, ale co chwilę zaczynała od początku, żeby znaleźć jakąś wskazówkę, dotyczącą autora.

PREFEKT NACZELNA CHORA PSYCHICZNIE?
Jak wszystkim zapewne wiadomo, w nocy z czwartku na piątek, podczas zajęć astronomii, Gryffindor stracił dziewięćdziesiąt punktów z powodu Lily Evans, której według zeznań obecnych „totalnie odbiło”. Pani prefekt nagle zaczęła wrzeszczeć i w konwulsjach rzuciła się na podłogę, a potem ze szlochem wpadła w ramiona Christiana Dulcosa z Ravenclawu. Już chwilę później zarzekała się, że po prostu zobaczyła pająka, co nauczyciel wziął za nieśmieszny dowcip, po czym odebrał jej całe pięćdziesiąt punktów i wyrzucił ją z lekcji.
Ale czy to na pewno był tylko żart? Może Evans zwyczajnie zwariowała? To by tłumaczyło nagłe opuszczenie szkoły wspomnianego wyżej Dulcosa. Ze sprawdzonych źródeł wynika, że chłopak miał dość swojej psychopatycznej dziewczyny i postanowił wyjechać, aby się od niej uwolnić. Nie było to jednak takie proste, ponieważ Evans nie zamierzała tak łatwo odpuścić. Zaatakowała go w piątek, dzięki czemu wylądował w skrzydle szpitalnym, lecz pani Mallory szybko go poskładała i mógł opuścić mury Hogwartu, uciekając od przepełnionej szaleństwem Evans i wracając do matki, z którą, jak wiadomo, jest bardzo zżyty.
Co na to Evans? Otóż nie próżnuje. Bowiem w poniedziałek wieczorem widziano ją już w ramionach Jamesa Pottera, który najprawdopodobniej odnalazł się w roli pocieszyciela.
Potter powinien się jednak poważnie zastanowić, czy dobrze jest pakować się w relację z psychopatką. Może także musiałby rzucić naukę z jej powodu, co byłoby niewątpliwą stratą dla gryfońskiej drużyny quidditcha...

Lily kręciła tylko głową, nie mogąc uwierzyć w głupotę niektórych osób. Spojrzała na Natalie i Jamesa, gniotąc gazetę ze złością, a potem wstała z ławy i już miała zamiar ruszyć w kierunku stołu Krukonów, kiedy Potter chwycił ją za rękę.
– Uspokój się – poprosił łagodnie, ale ona tylko wyrwała dłoń z jego uścisku i podeszła do wysokiej blondynki, która była redaktorką „Banialuków”.
Nazywała się Genevieve Mirious, lecz wszyscy mówili na nią Vi, i była prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalną osobą w szkole, nie licząc oczywiście Huncwotów. Evans w tym momencie najchętniej wepchnęłaby jej tę idiotyczną gazetę do gardła, aby udławiła się każdym słowem, które wydrukowała na jej temat.
Blondynka właśnie rozmawiała ze swoją koleżanką i jadła płatki, więc Lily, nie zważając na to, że niemal wszystkie oczy w Wielkiej Sali były skierowane prosto na nią, wrzuciła zgniecioną gazetę do miski Vi tak mocno, że mleko trysnęło na jej twarz, a także szaty kilku innych osób, siedzących nieopodal.
– Co ty wyrabiasz? – warknęła ze złością Mirious, odkładając łyżkę na stół.
– Chyba ja powinnam cię o to pytać – odpowiedziała Lily tak chłodnym głosem, że nawet się tego po sobie nie spodziewała. – Możesz mi wyjaśnić, po co wypisujesz o mnie takie bzdury?!
Nie chciała krzyczeć, ale była tak zirytowana, że wręcz nie mogła się powstrzymać. Jednak wściekła się tylko jeszcze bardziej, kiedy Vi z politowaniem uniosła jedną brew do góry i spojrzała na nią jak na idiotkę.
– Czy ty naprawdę jesteś taka głupia i myślisz, że sama piszę te wszystkie artykuły?
Evans zacisnęła pięści i przez chwilę gryzła się w język, oddychając głęboko przez nos.
– W takim razie, kto to napisał?
– Skąd mam wiedzieć? Gdyby się podpisał, na pewno zobaczyłabyś to w gazecie. Dasz mi teraz w spokoju zjeść śniadanie? – zapytała Krukonka, odsuwając od siebie miskę, w której w tym momencie pływały rozmokłe kawałki papieru.
Lily skrzywiła się tylko w odpowiedzi i już zamierzała dodać coś jeszcze, kiedy nagle poczuła, że ktoś objął ją ramieniem i pociągnął do wyjścia.
– Lepiej uważajcie, bo w kolejnym numerze może się pojawić artykuł o prefekt naczelnej, odbijającej chłopaków przyjaciółkom – rzuciła jeszcze Mirious, sięgając po nóż do posmarowania bułki.
– Odczep się od niej, Gen – warknął ze złością Will, po czym delikatnie popchnął Gryfonkę do przodu. – Wszystko w porządku? – zapytał cicho po chwili, kiedy już prawie dotarli do drzwi, odprowadzani setkami ciekawskich spojrzeń.
Co to w ogóle było za pytanie? Evans miała ochotę w coś kopnąć albo uderzyć, a najlepiej własnoręcznie rozerwać każdy cholerny egzemplarz „Banialuków” w tej sali.
– Nic nie jest w porządku – jęknęła dziewczyna, przejeżdżając trzęsącą się dłonią po twarzy. – Myślisz, że Chris też dostanie tę głupią gazetę?
Johnson przez chwilę milczał, a przed jej oczami pojawiło się jedno zdanie z artykułu, które najbardziej utkwiło jej w pamięci. „W poniedziałek wieczorem widziano ją już w ramionach Jamesa Pottera”... Jeśli Christian by to przeczytał...
Jakby na to nie patrzeć, wszystkie wydarzenia, które były faktami, a nie domysłami, zostały przedstawione prawdziwie. Chris na pewno wiedziałby, że w sprawie Jamesa autor nie skłamał. Na pewno by wiedział... i pomyślałby sobie, że Evans zdążyła już się pocieszyć. Doszedłby do wniosku, że tylko czekała na rozwinięcie jego choroby, żeby przerzucić się na Jamesa. Potwierdziłoby się jego podejrzenie, że Lily bawiła się na dwa fronty, a co najważniejsze – poczułby się przez nią okropnie zdradzony.
– Chodzi o ten fragment z Potterem, prawda? – bardziej stwierdził, niż zapytał Will, a dziewczyna wplotła palce we włosy i mocno je ścisnęła.
– Niedobrze mi – wyszeptała, opierając się o ścianę w Sali Wejściowej. – Nie mogę oddychać...
Krukon spojrzał na nią z zaniepokojeniem, a potem kojącym ruchem potarł jej ramiona.
– Uspokój się, słyszysz? Napiszesz mu list i wszystko w nim wyjaś... – zaczął, ale nagle obok niego pojawiła się Natalie, więc chłopak od razu spochmurniał. – Zobaczymy się później, okej? – rzucił tylko, krótko obejmując Lily ramieniem, kiedy upewnił się, że nie zamierzała zemdleć.
Po tych słowach wspiął się po schodach i zaraz skręcił za załomem korytarza, a Evans jeszcze przez kilka minut gapiła się w miejsce, w którym zniknął, uświadamiając sobie, że to przecież ona miała pocieszyć jego po zerwaniu z Natt, a okazało się, że całkiem o tym zapomniała.
Chyba tego dnia nie mogła zepsuć już nic więcej.
***
Leanne siedziała przy stole Puchonów obok Tiny i ze znudzeniem przerzucała kolejne strony szkolnej gazetki. Jednym uchem słyszała podekscytowany głos Miller, która właśnie opowiadała o czymś Melle, ale nie skupiała się bardziej na jej słowach. Już miała zamiar zagiąć „Banialuki” na pół i wrócić do śniadania, kiedy jej uwagę przyciągnął tytuł jednego z artykułów. Uniosła brwi ze zdziwienia i szybko zapoznała się z jego treścią, która okazała się być dla niej niczym pchnięcie nożem.
Przełknęła głośno ślinę, skupiając się na imieniu Jamesa, które wystąpiło na samym końcu tekstu. W poniedziałek wieczorem – czytała i nie wierzyła własnym oczom. Czyżby Potter zaraz po ich spotkaniu w bibliotece pobiegł do Evans? W życiu by go o to nie podejrzewała, ale mimo wszystko...
Zamrugała kilkakrotnie, po czym podniosła głowę i spojrzała w kierunku stołu Gryfonów. Wypatrzyła go od razu – siedział wciśnięty między Lily a jej przyjaciółkę i najwidoczniej trzymał w dłoniach ich gazety. Właśnie zamierzał wstać, ale dziewczyna chwyciła go za rękę i pociągnęła na dół. Anne pomyślała, że nie opierał się za bardzo, lecz kiedy zobaczyła, z jakim uczuciem wpatrywał się w jej oczy, w końcu z pełną mocą dotarło do niej, że nie miała absolutnie żadnych szans w starciu z Evans. Nieważne, czego by nie zrobiła, Gryfonka zawsze była i będzie od niej lepsza i to ona zajmowała pierwsze miejsce w sercu bruneta.
Odwróciła od nich wzrok w momencie, kiedy James w końcu zrezygnował i oddał gazetę Evans, która zaczęła ją przeglądać z takim zaangażowaniem, że nie mogła zobaczyć, w jaki sposób przypatrywał jej się chłopak. Na jego twarzy dało się zauważyć niemal namacalną troskę, która była kolejnym ciosem dla Anne.
Jakim cudem Lily zdołała go tak sobą omotać? Co takiego niezwykłego miała w sobie, że potrafił jej wybaczyć po tej ostatniej kłótni? Jednak najgorsze było to, że nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak mocnym uczuciem darzył ją Potter. Leanne najchętniej potrząsnęłaby nią porządnie, żeby wreszcie uświadomiła sobie jak wiele przechodzi jej tuż obok nosa.
Skrzywiła się i wróciła do swojego tosta, kręcąc powoli głową. Jak mogła być taka głupia, żeby wierzyć, że coś miało prawo z tego wyjść? Dlaczego była tak naiwna? Odpowiedź nasuwała się sama: James jej się podobał i marzyła o tym, żeby spodobać się jemu. Ale czy to naprawdę było tego wszystkiego warte? Po co pakowała się w ten pseudo-związek, skoro doskonale wiedziała, że nie było w nim dla niej miejsca? Doskonale wiedziała, jak to się skończy.
Chciałaś tylko spróbować – odpowiedział cichy głos w jej głowie. – Ale jednak nie wyszło wcale tak przyjemnie, jak oczekiwałaś.
Co racja, to racja. Anne cały czas łudziła się, że Potter jakimś magicznym sposobem się w niej zakocha, ale to przecież tak nie działało. W tej chwili żałowała, że w ogóle poszła na tego Sylwestra i odezwała się do chłopaka, bo teraz prawdopodobnie dalej po prostu obserwowałaby go z daleka, ale z sercem w całości, a nie pękniętym na kawałeczki.
– A ty dalej zadręczasz się Potterem? – zapytała nagle Tina, wyrywając ją z zamyślenia. – Zapomnij o nim. Czy on w ogóle wie, jak masz na nazwisko?
Rudowłosa parsknęła ponurym śmiechem, uświadamiając sobie, jaka była odpowiedź na to pytanie. Po części wina leżała po jej stronie, ponieważ w końcu sama powiedziała mu, że ma na imię Anne, a on się w to nie zagłębiał. Nie zapytał jej, czy to skrót, ani nie interesowało go jej nazwisko, ale za każdym razem, kiedy mówił do niej Annie, miała ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że nienawidzi tego zdrobnienia, jednak zawsze się powstrzymywała, bo przecież nie mógł o tym wiedzieć.
Ale i tak najbardziej bolały ją momenty, kiedy się mylił i nazywał ją imieniem Lily. Rozumiała, że takie rzeczy się zdarzają, bo sama czasem popełniała podobne błędy, jednak ta wiedza wcale nie sprawiała, że czuła się lepiej. Szczególnie wtedy, gdy niemal ją pocałował i wszystko zepsuł tym jednym słowem. Zaczęła mieć wówczas poważne wątpliwości na temat tego, czy Potter aby na pewno widział w niej Anne, czy może patrząc na nią, wyobrażał sobie Evans. Przypomniały jej się także słowa Gryfonki rzucone w gniewie: „Chodzisz z nią tylko dlatego, że jest ruda!”. Co prawda James, gdy to usłyszał, sprawiał wrażenie naprawdę zirytowanego i warknął tylko, że dziewczyna ma o sobie za wysokie mniemanie, po czym objął Anne ramieniem, ale jej i tak wydawało się, że zrobił to wyłącznie po to, żeby zirytować Lily, przez co zaczęła się już zastanawiać, czy Evans faktycznie nie miała racji z tymi rudymi włosami, bo rzeczywiście były do siebie dosyć podobne. Myliła się tylko w kwestii chodzenia, ponieważ do tego nawet między nimi nie doszło.
Mimo wszystko Leanne była pewna, że chłopak w jakimś stopniu ją polubił, ale traktował ją po prostu jak koleżankę, a nie potencjalną kandydatkę na dziewczynę. Dlatego doszła do wniosku, że powinna się tak właśnie wobec niego zachowywać. Nie chciała całkiem zrywać z nim kontaktów, ponieważ nie miała nawet ku temu powodów.
Powinna była wpaść na to już dawno i może wtedy uniknęłaby tego okropnego uczucia rozczarowania, które przepełniało ją teraz całą od stóp do głów. Zmarszczyła brwi i odwróciła się do Tiny, która nadal czekała na odpowiedź.
– Obawiam się, że nie zna nawet mojego imienia.
***
Gryfoni i Krukoni z siódmego roku stali właśnie pod salą od numerologii w oczekiwaniu na zajęcia. Większość z nich nerwowo przeglądała swoje notatki lub chowała nosy w książkach, licząc na to, że zdążą się jeszcze czegokolwiek nauczyć przed testem. Lily nie należała do tej grupy, ponieważ czuła się wystarczająco przygotowana. Opierała się plecami o ścianę, co chwilę zerkając na Willa, który wpatrywał się w swój podręcznik. Nie miała wcześniej okazji z nim porozmawiać, a teraz nie była pewna, czy to odpowiedni moment, bo za chwilę zaczynała się lekcja, więc i tak nie zdążyłaby powiedzieć mu wszystkiego, co zamierzała. Dziwiła się w ogóle, że chłopak pojawił się przed klasą tak wcześnie, bo zazwyczaj sporo się spóźniał, ale najwyraźniej wyjazd Chrisa i zerwanie z Natt tak na niego podziałały.
– Wiesz, jesteś strasznie ponura – stwierdziła nagle Optone, stukając przyjaciółkę łokciem. – Co powiesz na jakiś mały zakład?
Evans w końcu oderwała wzrok od szatyna, po czym uniosła brwi do góry i spojrzała na dziewczynę, jakby ta postradała rozum, ale już po kilkunastu sekundach westchnęła tylko ciężko, bo wiedziała, że Natalie tak łatwo sobie nie odpuści.
– O co chcesz się zakładać? – zapytała ze zrezygnowaniem, pocierając swędzący nos. – Miałam zamiar właśnie pójść porozmawiać z Willem, zanim pojawi się pani Abrette.
– Myślałam, że patrzysz na Mirious i zastanawiasz się, czym najlepiej wydłubać jej oczy – odparła ze śmiechem szatynka, jednocześnie posyłając Vi zirytowane spojrzenie, co dało dość komiczny efekt.
Lily pokręciła tylko głową, nie chcąc znowu myśleć o tej gazecie i jej irytującej redaktorce. Postanowiła skupić się na czymś innym, a zaproponowany przez Natt zakład brzmiał całkiem obiecująco.
– Wygrany wymyśla karę przegranemu – oznajmiła Evans, ale zaraz uniosła dłoń w ostrzegawczym geście. – Niezwiązaną z Willem ani Jamesem – zaznaczyła, bo już się domyślała, że to się mogło źle skończyć dla jednej jak i drugiej.
Natalie zgodziła się ochoczo, a potem rozejrzała po korytarzu w poszukiwaniu inspiracji. Przez dłuższą chwilę wypychała jedynie wargi w wyrazie niezdecydowania, ale w końcu najwyraźniej na coś wpadła, bo klasnęła w dłonie tak wysoko, jakby łapała jakąś uciążliwą muchę.
– Założę się, że Potter usiądzie teraz z tobą na numerologii – powiedziała, wyciągając rękę do dziewczyny.
Na początku Lily nie zrozumiała, o co jej chodziło, lecz już po chwili wszystko sobie przypomniała. Numerologia była jednym z nielicznych przedmiotów, na którym nie siedziała z Natt, ponieważ nauczycielka zdecydowanie za nią nie przepadała i sugerowała, że sprowadza ona na złą drogę Evans, którą akurat bardzo lubiła. Dlatego też Natalie musiała siedzieć w pierwszej ławce przy biurku nauczycielki, a jej przyjaciółka – samotnie, aż do czasu, kiedy w listopadzie poznała Chrisa. Okazało się wówczas, że we wtorki mieli numerologię wspólnie i Lily najpierw nie mogła uwierzyć w to, że wcześniej nie zwróciła na chłopaka uwagi. W każdym razie, gdy zaczęła spotykać się z Christianem, poprosiła nauczycielkę, czy mógłby się do niej przesiąść, a kobieta – choć nadal wyniośle obnosiła się ze swoją urazą do blondyna za to, co napisał o jej przedmiocie w liście do mamy – zgodziła się ze względu na swoją sympatię do Evans. Jednak i tak skończyło się na tym, że Lily znów musiała siedzieć sama z powodu wyjazdu Dulcosa.
Teraz uniosła sceptycznie brwi i pokręciła głową, żeby nieco ostudzić entuzjazm Natt.
– Nie sądzę, żeby się do mnie przesiadł. Skoro nie zrobił tego przez tyle miesięcy, kiedy miał ok... Okej, załóżmy się o to. – Nagle zmieniła bieg zdania, uświadamiając sobie swoją pewną wygraną.
Była wręcz przekonana, że James nie usiądzie na miejscu Chrisa po tym, co napisali o nich w gazecie, żeby nie narażać jej na więcej plotek. Poza tym czuła, że jeszcze nie do końca jej wybaczył, więc tym bardziej wątpiła w pomysł Natt. Szybko uścisnęła dłoń przyjaciółki, po czym wreszcie podbiegła w stronę Willa, spiesząc się przed nadejściem nauczycielki i besztając się w myślach, że zdecydowała się na to tak późno.
– Hej – powiedziała niepewnie, kiedy chłopak spojrzał na nią dość chłodno znad swojego podręcznika.
Zmarszczyła brwi z zaskoczeniem, bo podczas śniadania zachowywał się w stosunku do niej normalnie, ale już po chwili uzyskała wytłumaczenie tego nietypowego powitania.
– Musisz się z nią zakładać, żeby do mnie podejść? – zapytał z goryczą w głosie, zatrzaskując mocno książkę. – Myślałem, że... no, że choć trochę się zaprzyjaźniliśmy...
Na kilka długich sekund ją zamurowało i po prostu patrzyła na chłopaka otępiałym wzrokiem, jednak zaraz otrząsnęła się z zaskoczenia i pokręciła gwałtownie głową.
– O matko, nie, to nie tak. Jasne, że się zaprzyjaźniliśmy – zapewniła z ręką na sercu. – Założyłyśmy się z Natt o coś związanego z numerologią – wyjaśniła i wskazała brodą na przyjaciółkę. – A chciałam z tobą pogadać już na śniadaniu, ale przez ten głupi artykuł o tym zapomniałam, przysięgam...
Will spoglądał na nią przez dłuższą chwilę, po czym głośno wypuścił powietrze nosem i przetarł dłonią podkrążone oczy.
– Przepraszam – powiedział cicho, a Lily zagryzła mocno wargi, zastanawiając się, czy go nie przytulić, ale charakterystyczny śmiech Vi, dobiegający spod przeciwległej ściany, skutecznie ją od tego odwodził. – Po prostu irytuje mnie sama jej obecność i wszędzie widzę jakiś podstęp.
Evans pokiwała tylko głową, bo nawet się nie domyślała, jak musiał się czuć. W tej chwili było jej niebywale przykro, że Optone postanowiła z nim zerwać, ponieważ w ciągu ostatnich dni faktycznie zdążyła się z nim zaprzyjaźnić i pewnie jeszcze tydzień wcześniej cała ta sytuacja spłynęłaby po niej jak po kaczce. Co prawda byłaby zaskoczona decyzją Natalie, ale na pewno nie czułaby się z jej powodu winna. Jeszcze tydzień temu nie miała wobec Johnsona żadnych zobowiązań i nie domyślała się nawet, jakim był dobrym człowiekiem.
– Wiesz, to ja przepraszam – stwierdziła, bawiąc się nerwowo palcami, a Will uniósł brwi z niezrozumieniem. – Jest mi bardzo głupio, bo w końcu Natt to moja przyjaciółka i już się bałam, że nie będziesz chciał przez to ze mną rozmawiać...
– Daj spokój – żachnął się chłopak. – Przecież nie miałaś z tym nic wspólnego. To sprawa pomiędzy mną a Natalie i nie mógłbym jeszcze ciebie w to wciągać.
Lily uśmiechnęła się do niego słabo w odpowiedzi, po czym już bez żadnego wahania zarzuciła mu ręce na ramiona i mocno go przytuliła, nie zważając na to, co Vi mogła zamieścić na ten temat w kolejnej gazetce, chociaż Evans nie dałaby sobie głowy uciąć, że to ona była autorką tego artykułu.
Poczuła, że chłopak dość niepewnie objął ją w talii obiema drżącymi dłońmi, które świadczyły o tym, że jeszcze nie do końca się pozbierał, a Lily wiedziała, że za wszelką cenę będzie musiała mu w tym pomóc po tym, jak przez cały weekend Johnson utrzymywał ją w jednym kawałku i zapobiegał jej załamaniu.
– Posłuchaj, Natt o tym nie wie i pewnie nigdy jej tego nie powiem, ale nie zasługiwała na ciebie, skoro nie potrafiła dostrzec twojego wspaniałego serca – wyszeptała cicho, a Will przytulił ją do siebie jeszcze mocniej, aż jej stopy uniosły się na chwilę nad podłogą.
Nie zdołała dodać jednak nic więcej, bo za nimi rozległy się ironiczne oklaski, przez które dziewczyna szybko odsunęła się od Krukona.
– Ależ to urocze, Evans – mruknęła złośliwie Emily, która dopiero co pojawiła się na korytarzu. – Szkoda, że nie mogłaś zobaczyć miny Pottera. Ciekawe, co by pomyślał Dulcos, gdyby się dowiedział, że teraz zaczęłaś na dodatek kręcić z jego przyjacielem? Biedaczyna by się chyba całkiem załamał.
Lily zacisnęła pięści ze złości, a dłoń Willa, którą nadal trzymał na plecach dziewczyny, wręcz zakleszczyła się na jej szacie.
– Em! – krzyknęła z urazą Gabie, kręcąc karcąco głową i ciągnąc przyjaciółkę do tyłu.
Nikt więcej nie zdążył jednak zareagować na zaczepkę blondynki, ponieważ na korytarzu pojawiła się pani Abrette i otworzyła klasę, zapraszając do niej uczniów. Evans zagryzła tylko wargi, po czym całkiem odsunęła się od Willa i posłała mu przepraszające spojrzenie za to, że także stał się ofiarą słownego ataku Madile. Chłopak pokręcił jedynie głową w odpowiedzi, pocierając pocieszająco jej ramię i mrucząc pod nosem „Nie przejmuj się tym”. Lily spróbowała się do niego uśmiechnąć, a potem weszła do klasy, nieco się przy tym ociągając, żeby nie musieć przeciskać się obok Emily, która teraz ze skrzywioną miną słuchała reprymendy od oburzonej Gabriele.
Lily spojrzała jeszcze z wdzięcznością na Gabie, która zawsze w takich sytuacjach stawała po jej stronie, a już po chwili rzuciła torbę na swoją ławkę, zamykając powieki, aby się uspokoić, bo blondynka idealnie wiedziała, jak wzbudzić w niej prawdziwą wściekłość. Zaraz jednak rozejrzała się po sali, a kiedy dostrzegła Jamesa zajmującego miejsce obok Petera, uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na Natt, która zamiast usiąść w swojej ławce, właśnie kręciła głową z niedowierzeniem, a minę miała tak komiczną, że Lily w jednej chwili zapomniała o złości na swoją wredną współlokatorkę.
Pani Abrette zaczęła właśnie rozdawać przygotowane testy, na co Natalie zareagowała jękiem niezadowolenia, który był także skutkiem przegranego zakładu, po czym wreszcie opadła na krzesło. Evans przez chwilę zastanawiała się, co ciekawego mogłaby wymyślić dla przyjaciółki, ale nauczycielka z sympatycznym uśmiechem podała jej kartkę, więc postanowiła skupić się na sprawdzianie.
Numerologia wydawała jej się całkiem prosta – na pewno o wiele prostsza od chociażby obrony przed czarną magią – i nigdy nie miała z nią większych kłopotów, dlatego też i tym razem odpowiedziała na wszystkie pytania sporo przed końcem czasu. Żałowała jedynie tego, że nadrabianie zaległości z pozostałych przedmiotów nie szło jej równie szybko.
Kilka razy przekręciła pióro między palcami, a potem zaczęła się bawić cieniutkimi włoskami, wychodzącymi z jego osi, których fakturę bardzo lubiła. Wpatrzyła się w kartkę, analizując raz jeszcze swoje odpowiedzi i zastanawiając się, czy wystarczająco rozpisała się w czwartym pytaniu, ale doszła do wniosku, że lepiej nic nie poprawiać, bo podobno pierwsza myśl jest najlepsza. Chociaż w jej przypadku nie zawsze się to sprawdzało.
Zmarszczyła lekko brwi, po czym powoli podniosła głowę znad ławki, rozglądając się po klasie. Zauważyła, że niektórzy jej rówieśnicy także już skończyli, a inni z kolei nerwowo zagryzali końcówki swoich piór albo pocierali skronie, jakby dzięki temu mogli sobie coś przypomnieć. Byli też tacy, którzy po prostu wiedzieli, że już nic więcej nie wymyślą, więc nawet się nie starali i tylko ze znudzeniem kiwali się na krzesłach. W tej grupie prym zdecydowanie wiódł Black, który odchylał się do tyłu tak bardzo, że Lily obawiała się, że chłopak już za chwilę z hukiem wyląduje na podłodze. Siedzący obok niego Remus najwyraźniej podzielał jej lęki, ponieważ co jakiś czas spoglądał na przyjaciela, oceniając zapewne stopień odchylenia jego krzesła.
Evans odwróciła od nich wzrok i ponownie wpatrzyła się w swoją pracę, ale za każdym razem, kiedy to robiła, przed jej oczami pojawiał się obraz kartki, którą wczorajszego dnia ściskała w ręku zjawa dziewczynki. Ciągle widziała to jedno słowo, materializujące się znikąd na kawałku pergaminu.
Zamrugała szybko i zanurzyła pióro w kałamarzu, po czym poprawiła w swoim nazwisku literkę „a”, która trochę przypominała jej „o”. Czarny atrament w tym oświetleniu przez moment wyglądał niczym szkarłatny, ale to wrażenie rozwiało się równie szybko, jak się pojawiło. Lily jednak mimowolnie podniosła dłoń do szyi i zacisnęła palce na chłodnym wisiorku.
Myślała wcześniej, że wiedziała już wszystko na jego temat, lecz tak naprawdę zrobiła tylko jeden nic nieznaczący krok do przodu, podczas gdy do całkowitego rozwiązania tajemnicy pozostało ich jeszcze co najmniej kilkadziesiąt. Ale teraz przynajmniej rozumiała, do czego służył ten naszyjnik, a raczej wydawało jej się, że rozumiała, ponieważ nie miała jeszcze odwagi, żeby go wypróbować.
Do tej pory zdążyła jedynie wydedukować tyle, co nic. Domyśliła się, że oczko naszyjnika trzeba było napełnić krwią i właśnie to słowo w bardzo powolny i bolesny sposób próbowało zmaterializować się na jej dłoni w poprzedni piątek. Ale czy ta wiedza ją właściwie do czegoś prowadziła? Niekoniecznie.
Nawet gdyby zwariowała na tyle, żeby przelewać własną krew do jakiegoś głupiego wisiorka, i tak nie miałaby pojęcia, co z tym dalej zrobić, a perspektywa spotkania ze zjawą, która ponownie dokładnie by ją „poinstruowała”, nieszczególnie napawała ją entuzjazmem.
Westchnęła ciężko, po czym powoli odsunęła palce od naszyjnika i skierowała je z powrotem na swoje orle pióro. Jeździła opuszkami wzdłuż promieni*, zastanawiając się nad tym, do czego tej tajemniczej blondynce była potrzebna jej krew. Od tych ciągłych zagadek bolała ją już głowa i marzyła tylko o tym, żeby wszystko w końcu się wyjaśniło. Żeby ta dziewczynka dała jej wreszcie spokój i moment wytchnienia od nieustającego uczucia niepokoju.
Podniosła znowu głowę i spojrzała w kierunku Emily, która przed chwilą głośno kichnęła, zwracając na siebie jej uwagę. Lily przez kilka minut obserwowała jej pofalowane blond włosy i zadarty do góry nos, ale nie dostrzegła żadnego podobieństwa między nią a zjawą. Była jednak przekonana, że skądś kojarzyła tę małą blondynkę, lecz zupełnie nie mogła sobie tego przypomnieć. Nie umiała nawet wyobrazić sobie jej twarzy, ponieważ wszystkie kluczowe rysy, które nadawały dziewczynce charakter, rozmazywały jej się w pamięci. Myśląc o niej, widziała jedynie długie do ramion blond włosy i wykrzywione w uśmiechu usta, a pozostałe szczegóły pozostawały dla niej niestety nieuchwytne.
Zagryzła wargi i odwróciła się od Madile, nie wiedząc, czy powinna ją podejrzewać, czy też nie. Gdyby się okazało, że to ktoś z Hogwartu stał za tym wszystkim, Emily byłaby pierwszą osobą, o której pomyślałaby Evans, jednak coraz częściej odrzucała tę opcję, ponieważ blondynka co prawda jej nie lubiła, ale nigdy nie posunęła się dalej niż do obelg czy niegroźnych szturchańców. Lily wcześniej obstawała przy możliwości, że tajemnicza dziewczynka była po prostu duchem, który potrzebował pomocy i próbował się z nią w jakiś sposób skontaktować, lecz po wczorajszych wydarzeniach w to także zwątpiła – zjawa z pewnością nie miała bowiem pokojowych zamiarów.
Ostatnim razem dała jej do zrozumienia, że to ona stała za zaatakowaniem Chrisa na korytarzu, choć Evans nie potrafiła w to uwierzyć, bo w końcu jak duch mógł zrobić krzywdę człowiekowi? Ale gdyby to okazało się prawdą... Może faktycznie ta dziewczynka była za to odpowiedzialna? Przecież Christian sam nie rozciął sobie twarzy i nie schował się w nieużywanej klasie, żeby nikt nie mógł go znaleźć. Lily podejrzewała, że najpierw ktoś go obezwładnił, a potem zawlókł do tej sali i zostawił go tam na pewną śmierć, ale z drugiej strony – przecież ta zjawa nie umiała nawet mówić, a co dopiero przenieść gdzieś siedemnastolatka, więc to wszystko było tylko jeszcze bardziej zagmatwane. W dodatku Chris powiedział jej, że jedynym, co pamiętał sprzed utraty przytomności, były śmiechy, które uznał za znajome, tak że nie mogła za tym stać niema dziewczynka, a to w jakimś stopniu pocieszało Evans.
Odetchnęła głęboko, starając się o tym nie myśleć, a potem wróciła wzrokiem do kartki ze swoimi odpowiedziami. Ponownie przesunęła kciukiem i palcem wskazującym wzdłuż pióra, po czym pisnęła cicho z zaskoczenia, ponieważ przed momentem miękkie włoski nagle stały się ostre jak żyletka. W jednej chwili pociemniało jej przed oczami, kiedy dostrzegła na obu opuszkach dwie głębokie szramy, które najpierw były białe, a sekundę później zaczęła pojawiać się w nich krew. Lily poczuła, że wszystko w niej ścierpło i zrobiło jej się niedobrze, więc szybko odwróciła rękę, próbując zignorować zimne poty, które ją oblały. Kilka szkarłatnych kropel wylądowało na jej pięknym szarym piórze, a kolejne kapały już na kartkę z odpowiedziami. Evans zacisnęła mocno powieki i szybko sięgnęła dłonią do kieszeni, żeby zatamować krwawienie. Trochę się przy tym namęczyła, bo jej lewa ręka nie była przyzwyczajona do korzystania z różdżki, ale w końcu udało jej się machnąć nią odpowiednio, a rany powoli się zasklepiły.
Lily oddychała ciężko, chowając pobladłe dłonie do rękawów szaty i próbując powstrzymać zawroty głowy. Spojrzała na swój sprawdzian z zamiarem naprawienia zniszczeń, jednak zdziwiła się tylko jeszcze bardziej niż wtedy, gdy jej delikatne pióro nagle w dotyku zamieniło się w tasak. Powoli przełknęła ślinę i obserwowała czerwone kropelki, które nie wsiąkały w pergamin, tylko sunęły po jego powierzchni i zatrzymywały się na poszczególnych literach, wypisanych przez nią kilkanaście minut temu. Osiem szkarłatnych znaków rozrzuconych po tekście odznaczało się teraz wyraźnie na tle białej kartki.
Pokręciła głową, czując mocniejszy ucisk w klatce piersiowej. Przez moment nie pamiętała nawet, jak się oddycha, więc zaczęła wciągać powietrze nosem tak głośno, że aż dziwiła się, że nikt w pobliżu tego nie usłyszał. A może usłyszał, ale nie zwrócił uwagi na „szaloną prefekt naczelną”?
Zaciskając drżącą dłoń na naszyjniku i próbując zerwać go z szyi, wpatrywała się w owinięte szkarłatną otoczką litery, jeszcze długo, długo po tym, jak na powrót stały się czarne, a jej praca znów wyglądała normalnie. Wpatrywała się w nie wtedy, gdy pani Abrette podeszła do niej i zapytała z uśmiechem, czy może zabrać jej kartkę. Wpatrywała się wciąż w to samo miejsce, kiedy jej paznokcie wbiły się w obojczyk pod oczkiem naszyjnika, na co nie zwróciła większej uwagi. Nie słyszała nauczycielki, która teraz z nieco zaniepokojonym wyrazem twarzy spytała, czy wszystko w porządku, i prawie nie poczuła czyichś palców, które delikatnie zacisnęły się na jej ramieniu.
– Dobrze się czujesz, Lily? – Z ciszy, jaką się otoczyła, przedarł się do niej czyjś głos.
Podniosła powoli głowę znad ławki i zobaczyła wokół siebie kilka twarzy, ale zwróciła uwagę tylko na jedną, na tę najbardziej zaniepokojoną. Uświadomiła sobie, że James tak naprawdę wcale jej nie wybaczył, tylko po prostu było mu jej szkoda. Gdyby nie była tak żałosna, pewnie już nigdy więcej by się do niej nie odezwał.
– Przepraszam, zrobiło mi się słabo – wyszeptała, wcale nie mijając się z prawdą.
Czuła, że była strasznie blada, więc nawet nie zdziwiło jej to, że aż tyle osób zgromadziło się dookoła. Niemal białą dłonią dotknęła ostrożnie spoconego czoła, a potem gorącego policzka. Zamknęła powoli powieki, krzywiąc się z zażenowania. Zazwyczaj w ten sam sposób reagowała na widok krwi i w tym momencie nie było inaczej. Chyba tylko raz w życiu udało jej się pokonać tę fobię – wtedy, gdy musiała pomóc ciężko rannemu Syriuszowi. Nie zrobiło jej się wówczas słabo, nie dźwięczało jej w uszach ani nie oblały jej zimne poty. Teraz jednak niemal zemdlała na widok dwóch niewielkich szram.
Spróbowała podnieść się z krzesła i od razu pięć czy sześć rąk rzuciło jej się z pomocą. W końcu zobaczyła wyraźnie Natt, która właśnie chwyciła ją pod ramię, i Willa, stojącego obok Huncwotów oraz nauczycielki. Zza chłopaków wyglądały natomiast Julie i Gabie, a nawet Emily, chociaż ona prawdopodobnie wolałaby w tym momencie gołymi rękami sprzątać smocze łajno podczas walki z trollem. Pozostali uczniowie zdążyli już natomiast opuścić klasę, ponieważ oprócz Willa nie było tam żadnego innego Krukona.
Tymczasem James położył dłoń na talii Evans i spojrzał na nią niepewnie, jakby nie wiedział, czy może sobie na to pozwolić.
– Zaprowadzę cię do pielęgniarki – zaproponował, a ona zmusiła usta do smutnego uśmiechu i oparła się na jego torsie.
– Wiecie, ja naprawdę... nie... najlepiej... się czuję – mruknęła, mocno zaciskając rękę na wyciągniętym ramieniu Pottera.
Miała wrażenie, że wszystko dookoła niej się kręci, więc zamknęła powieki, po czym powoli osunęła się w ciemność, słysząc jeszcze swoje imię i wciąż widząc połyskujące na czerwono słowo ułożone z liter.
Napełnij.
***
Kieszonkowy zegarek Tiny pokazywał prawie dziesięć minut po północy, kiedy wraz z Michelle skradały się cichutko po pustym korytarzu. Blondynka nieustannie przyciskała palec do ust, aby powstrzymać przyjaciółkę przed wydawaniem jakichkolwiek dźwięków, ponieważ nie chciała zostać przyłapana. Zamierzały właśnie włamać się do składzika z ingrediencjami służącymi do przyrządzania eliksirów, a gdyby ktoś je na tym przyuważył, miałyby spory problem.
– Mówiłam ci, żeby to zrobić w czasie lekcji albo kolacji. Teraz jest większe ryzyko, że nas złapią – stwierdziła Tina, ignorując syczącą uciszająco towarzyszkę.
Melle spojrzała na nią morderczym wzrokiem, a potem rozejrzała się nerwowo dookoła.
– Jeszcze słowo i sama będziesz sobie warzyła tego Felixa – mruknęła ostrzegawczo, zbliżając się do odpowiednich drzwi. – Szlaban z Blackiem w zupełności mi wystarczy, nie chcę teraz zgarnąć kolejnego.
Jak na razie odbyła jedynie dwie odsiadki z Gryfonem, ale nie dowiedziała się od niego niczego pożytecznego na temat tej listopadowej pełni, która teraz wydawała jej się bardzo odległa w czasie. Chłopak niemal się do niej nie odzywał, a McGonagall, która chyba najchętniej dyszałaby prosto w ich karki, wcale nie ułatwiała im kontaktu, ponieważ zakazywała wszelkich rozmów. Ale mimo wszystko potrafiła przymknąć oko na ciche pytania Puchonki, które ta kierowała co jakiś czas do Syriusza, i uśmiechała się do niej pocieszająco, kiedy brunet w żaden sposób nie reagował. Melle czuła, że McGonagall w pewnym stopniu darzyła ją sympatią, ale nie miała bladego pojęcia, czym sobie na to zasłużyła. Może to dzięki tym wszystkim godzinom, które spędziły wraz z Miller na szlabanach, bo kobieta miała możliwość je lepiej poznać?
Michelle westchnęła prawie bezgłośnie, a potem wyciągnęła różdżkę i z pomocą Tiny otworzyła drzwi klasy od eliksirów. Chwilę później mocniej owinęła się bluzą, bo w lochach było zdecydowanie zimniej niż w pozostałych częściach zamku. Pokazała brunetce gestem, żeby pierwsza weszła do środka i wślizgnęły się tam szybko, bez najmniejszego skrzypnięcia zardzewiałych drzwi, co Melle uznała za mały sukces, biorąc pod uwagę to, że za każdym razem, kiedy się gdzieś zakradały, Miller już na wejściu musiała narobić hałasu. Uśmiechnęła się szeroko do przyjaciółki, ponieważ najgorsze miały za sobą – teraz wystarczyło tylko zabrać potrzebne fiolki i wrócić niepostrzeżenie do dormitorium.
– Okej, pokaż tę listę – zarządziła, zbliżając się do półki ze składnikami, których używali na lekcji. – Wszystkiego pewnie tutaj nie ma. – Oświetliła najbliższe buteleczki za pomocą różdżki, po czym odwróciła się do brunetki ze zmarszczonym czołem.
Tina podała jej przygotowaną wcześniej torbę oraz ukradzioną z biblioteki, zniszczoną książkę, która zawierała przepis na eliksir szczęścia, po czym wskazała palcem na drzwi po drugiej stronie sali, prowadzące do prywatnych zasobów Slughorna.
– Spakuj to, co znajdziesz, a ja poszukam tam – powiedziała i niemal w podskokach dobiegła do klamki, sprawiając, że Michelle zachichotała cicho pod nosem.
Podekscytowanie dziewczyny, związane z próbą uwarzenia eliksiru, udzieliło się także blondynce, która po krótkiej namowie zgodziła się, żeby jednak sprawdzić swoje siły w tej dziedzinie. Razem ustaliły, że najpierw zbiorą wszystkie przydatne składniki, a na później zostawią sobie kwiat asfodelusa, który, jak się okazało, wcale nie był potrzebny na samym początku. Spis ingrediencji został jednak zapisany w kolejności alfabetycznej, przez co Tina omyłkowo wzięła go za pierwsze, co było konieczne. Na szczęście Michelle przeczytała instrukcję bardziej wnikliwie od przyjaciółki i szybko zauważyła, że wspomniany asfodelus dodawało się dopiero w środku procesu przygotowywania eliksiru, a więc mniej więcej po trzech miesiącach od rozpoczęcia.
Fievly pakowała właśnie do torby ostatni składnik z listy, który był na tyle powszechny, że znalazła go w niewielkim kredensie, kiedy nagle za plecami usłyszała głośny brzęk tłuczonego szkła. Wzniosła oczy do góry i szybko podbiegła do otwartych drzwi po drugiej stronie klasy, zapinając po drodze paski i rzepy torby, aby żadna z dopiero co podkradzionych buteleczek jej nie wypadła.
– Na brodę Merlina, czy ty nie potrafisz być przez kilka minut cicho? – zapytała ze śmiechem, machając dłonią, żeby odgonić od twarzy dławiące opary dymu, unoszące się z fiolki, którą przed chwilą stłukła Miller. – Masz już przynajmniej wszystko?
Oparła otwartą księgę o brzuch i przejechała palcem wzdłuż pożółkłej kartki, odczytując na głos składniki, których jeszcze nie odfajkowała, a Tina w tym czasie jednym ruchem różdżki posprzątała bałagan i zaczęła przypatrywać się fiolkom oraz pudełeczkom, ustawionym przez nią na półce.
– Brakuje jeszcze jaj Popiełka – powiedziała, marszcząc brwi i wspinając się na palce, żeby lepiej widzieć. – Czekaj, czekaj, chyba znalazłam.
Michelle w tym czasie skierowała strumień światła na podłogę i pokręciła głową, widząc wypaloną w drewnie dziurę.
– Mogłabyś nie zostawiać aż tak widocznych śladów? Dobra, wsadzaj tutaj te jaja i od razu to przetransportujemy. – Otworzyła torbę i pomogła Tinie wrzucić resztę składników do środka, a potem za pomocą zaklęcia wysłała ją do ich dormitorium. – Locomotor!
– Mam nadzieję, że wyląduje na twoim łóżku, a nie na którejś z dziewczyn. – Zaśmiała się brunetka, poprawiając podwinięty do góry sweter.
Teraz obie były spokojne, ponieważ ich misja zakończyła się sukcesem. Nawet gdyby zaraz wpadły na kogoś na korytarzu, przynajmniej nie straciłyby zdobytych ingrediencji, które spoczywały już bezpiecznie w pokoju Puchonek z szóstego roku. Zdążyły się nauczyć, że w takich sytuacjach trzeba myśleć do przodu, aby wyjść na tym jak najlepiej. Po co ryzykować, idąc przez zamek z torbą pełną kradzionych substancji, skoro można było za pomocą jednego zaklęcia przenieść ją w wybrane miejsce? Co prawda wpadły na to dopiero w trzeciej klasie, kiedy zostały przyłapane przez szkolną bibliotekarkę podczas wynoszenia jakiejś książki, a Tina powiedziała wtedy coś w rodzaju: „No nie, już miałyśmy ją w rękach”, co z kolei dało do myślenia Melle, która stwierdziła, że jeśli coś się zdobyło, trzeba to było jak najszybciej przenieść w bezpieczne miejsce. Niestety nauka prawidłowego użycia czaru Locomotor zajęła im naprawdę dużo czasu i skutkowała nieraz nieprzyjemnymi niespodziankami – na przykład właśnie lądowaniem niektórych rzeczy na ich śpiących koleżankach z dormitorium tudzież na podłodze, co powodowało często zniszczenie danego przedmiotu – ale przez te kilka lat zdążyły dojść do wprawy i teraz takie sytuacje z reguły im się nie zdarzały.
– Hm, może powinnyśmy się zastanowić, jak załatać tę dziurę, którą wypaliłaś w podłodze? – Michelle schyliła się i dotknęła końcem różdżki zwęglonego drewna.
– Spróbuj po prostu Reparo, Melle. Prawie zawsze działa – odparła Valentina, opierając się o starodawną komodę. – W najgorszym wypadku zakryjemy to jakimś dywanem, a Ślimak nawet się nie zorientuje.
Blondynka posłuchała przyjaciółki i rzeczywiście podłoga wróciła do swojego normalnego stanu, jednak już po chwili rozległ się jeszcze głośniejszy huk niż wcześniej, który bez wątpienia było słychać w całych lochach. Od komody, na której przysiadła Miller odpadły drzwiczki i z potwornym stukotem uderzyły w ziemię, jeszcze na niej podskakując.
– Tina! – syknęła ze złością Fievly i szybko pomogła dziewczynie zejść ze starego mebla tak, aby nie nadepnęła na drzwi i nie narobiła większego hałasu. – Zmywamy się stąd – oznajmiła stanowczo, po czym pociągnęła brunetkę za rękę.
Reparo – rzuciła jeszcze Miller, naprawiając złośliwą komodę. – To nie była moja wina, nie jestem chyba taka ciężka – tłumaczyła się z ustami wygiętymi w podkówkę, a Michelle mimo nieciekawej sytuacji nie mogła się powstrzymać przed parsknięciem śmiechem.
Wybiegły szybko ze składzika i zatrzasnęły za sobą drzwi, próbując przypieczętować je odpowiednim zaklęciem, ale zamek jak na złość nie chciał kliknąć.
– W jaki sposób je otworzyłaś? Myśl, Tina, bo zaraz pojawi się tu Filch – powiedziała nerwowo Melle, naciskając mocno na klamkę i ciągnąc ją do siebie, a mechanizm w końcu wskoczył na swoje miejsce.
Obie odetchnęły z wyraźną ulgą i truchtem ruszyły w kierunku wyjścia z klasy.
– Filch się tutaj nie pojawi, bo usłyszałybyśmy jego sapanie z drugiego końca szkoły – odparła żartobliwie Tina, oświetlając drogę, jaka dzieliła je od drzwi na korytarz.
Michelle mimowolnie zaśmiała się głośno i szybko zasłoniła usta dłonią, a Miller spojrzała na nią z rozbawieniem i pokręciła głową.
– Zupełny brak profesjonalizmu. Nie potrafisz być przez kilka minut cicho? – zachichotała, cytując jej własne słowa.
Dotarły już do drzwi, więc Melle zagryzła policzki od środka i ostrożnie nacisnęła na klamkę, żeby sprawdzić, czy droga wolna. W zasięgu wzroku nie zobaczyła zbyt wiele, ponieważ na korytarzu było całkiem ciemno, ale uznała to za dobry znak, bo w końcu nikt nie chodziłby po omacku po lochach.
– Czysto, lepiej się pospieszmy.
Otworzyła drzwi szerzej i już miała zamiar przecisnąć się przez nie na korytarz, kiedy Tina pisnęła cicho z zaskoczenia, a Michelle nawet nie musiała jej upominać, ponieważ sama podskoczyła ze strachu tak wysoko, że wydawało jej się, jakby tylko cale dzieliły ją od uderzenia czubkiem głowy o framugę. Zdziwiła się, że różdżka nie wypadła jej z ręki i w dalszym ciągu oświetlała wykrzywioną w złośliwym uśmiechu twarz woźnego, który czaił się tuż za drzwiami.
– Najwyraźniej moje sapanie nie jest wcale takie głośne, jak wy dwie – stwierdził, zacierając ręce z uciechy, że udało mu się kogoś złapać podczas ciszy nocnej i w dodatku użyć ciętej riposty.
Miller już otwierała usta, prawdopodobnie po to, aby wyprowadzić mężczyznę z błędu, ale nie dał jej nawet dojść do głosu, popychając je obie w kierunku wyjścia z lochów i mrucząc pod nosem coś o zbliżającym się szlabanie. Melle westchnęła tylko ze zrezygnowaniem i bardzo starała się nie wybuchnąć śmiechem za każdym razem, kiedy tuż za swoimi plecami słyszała woźnego, który charcząco wydychał powietrze przez usta. Natomiast Tina nawet nie próbowała się powstrzymywać i już po chwili chichotała szaleńczo, przez co jej przyjaciółka także parsknęła głośnym śmiechem.
– Zaraz nie będzie wam tak wesoło – warknął ze złością Filch, doskonale zdając sobie sprawę, że nabijały się z niego. – Ciekawe, co powie profesor Sprout, kiedy znowu dostaniecie szlaban?
Blondynka spojrzała na Tinę i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, bo opiekunka ich domu zawsze reagowała w ten sam sposób. Na początku, gdy były jeszcze w pierwszej klasie, woźny pukał głośno do jej drzwi w środku nocy, dopóki nie otworzyła, co robiła zazwyczaj po dobrych kilku minutach, z tysiącem wałków w rozczochranych włosach. Za każdym razem mówiła zaspanym i bezsilnym głosem: „Znowu wy, dziewczyny?”, a one jedynie uśmiechały się przepraszająco i ze spokojem przyjmowały informację o nowym szlabanie, ku wielkiej satysfakcji woźnego.
Ta sytuacja powtarzała się jednak tak często, że w końcu nauczycielka postanowiła zapewnić sobie chociaż odrobinę spokojnego snu, więc przykleiła na drzwiach swojej sypialni kartkę z tabelką, do której woźny wpisywał powód „wykroczenia” i długość szlabanu, jakim zamierzał ukarać niesfornych uczniów. Właściwie mógł po prostu wlepić im karę i byłoby po krzyku, ale dziewczyny już niejednokrotnie na następny dzień po przyłapaniu udawały, że nie mają pojęcia, o co chodzi i mówiły, że skoro nie było żadnych dowodów, nie powinny dostawać szlabanu. Właśnie dlatego mężczyzna za każdym razem prowadził je pod pokój profesor Sprout, żeby wpisać na listę ich przewinienia i zmusić je do złożenia podpisów, które były jednoznacznym potwierdzeniem przyjęcia kary. Woźnemu udawało się je łapać tak często, że kartka musiała być zmieniana co kilka miesięcy, ponieważ brakowało na niej miejsca, a i tak z góry na dół znajdowały się tam głównie nazwiska Tiny i Melle. Najwyraźniej Filch postawił sobie za punkt honoru, żeby dopilnować, aby zostały za wszystko ukarane, bo on z kolei, w przeciwieństwie do McGonagall, nie darzył ich choćby najmniejszą nutą sympatii.
W tym momencie drżącą dłonią ściskał pióro i zaczął wpisywać datę na kawałku pergaminu.
– Włamanie... do... klasy... profesora... Slughorna – mruczał pod nosem, wysuwając język z ust. – Przebywanie poza domem po ciszy nocnej... – Nagle odwrócił się do Puchonek ze zmarszczonymi brwiami. – Pokazujcie kieszenie – zarządził, a one posłusznie wywinęły je na wierzch. – Dobrze... Źle – poprawił się szybko i pokręcił głową. – Co stamtąd zabrałyście? – zapytał podejrzliwym głosem.
Dziewczyny zgodnie przybrały oburzone miny, jakby nie mogły uwierzyć w to, że woźny miał czelność je o coś takiego oskarżać.
– Powinien pan raczej spytać, co tam zostawiłyśmy – odparła konspiracyjnym szeptem Tina, a mężczyzna aż poczerwieniał ze złości, nie zdając sobie sprawy z tego, że dawał się wodzić za nos jak małe dziecko.
– Jeśli znowu naszykowałyście dla mnie robotę, to tym razem wylądujecie u dyrektora, nie żartuję – mruknął, wymachując piórem przed ich twarzami.
Melle uśmiechnęła się niewinnie w odpowiedzi i spojrzała na zegarek, który właśnie pokazywała jej Tina. To był najlepszy sposób na spławienie Filcha, bo inaczej zrzędziłby jeszcze przez dobre kilkanaście minut.
– Jak się pan pospieszy, może uda się to powstrzymać – stwierdziła z zastanowieniem, starając się nie roześmiać na widok przerażenia, które pojawiło się w oczach woźnego.
Przez chwilę nawet mu współczuła, że tak okrutnie go okłamały, jednak kiedy biegł z powrotem w stronę lochów, mamrocząc coś zawistnie pod nosem, to uczucie się ulotniło, bo wiedziała, że biedny Filch wyjątkowo się na nie wścieknie, gdy już się zorientuje, że wcale nie zostawiły żadnej pułapki czy łajnobomby w klasie od eliksirów. I na pewno dopisze im za to kolejne kilka dni szlabanu, ale zdecydowanie było warto dla samego widoku jego miny.
– Kolejna akcja zakończona pomyślnie. – Tina przybiła przyjaciółce piątkę i skierowała się powoli w stronę schodów, kiedy mężczyzna zniknął na końcu korytarza. – Jesteśmy w tym coraz lepsze, chociaż byłam pewna, że załatwimy to bez spotkania z naszym najlepszym przyjacielem.
Blondynka przewróciła tylko oczami i powstrzymała się od komentarza, że jak zwykle zostały przyłapane przez Tinę i jej nieodłączną grację słonia. Nie chciała nawet myśleć o tym, że doszedł jej kolejny szlaban, ale w sumie dostawała je niemal bez przerwy i już nawet nie pamiętała, kiedy ostatnio miała jakieś wolne popołudnie podczas roku szkolnego. Wiele razy mówiła sobie, że od teraz będzie bardziej uważać, aby uwolnić się od nadmiaru obowiązków, lecz jeszcze nigdy jej się to nie udało, ponieważ Miller zawsze musiała znaleźć coś ciekawego, co dziwnym trafem za każdym razem wiązało się z łamaniem szkolnego regulaminu.
Uśmiechnęła się szeroko do przyjaciółki, kiedy znalazły się wreszcie pod wejściem do pokoju wspólnego Puchonów, po czym wyciągnęła do niej dłoń odwróconą wierzchem do góry.
– Operację Felix Felicis czas zacząć – powiedziała, czekając, aż Tina położy rękę na jej własnej, a potem wyrzuciła je w powietrze w akompaniamencie ich cichego chichotu.


*Promienie - fachowa nazwa tej części pióra
***
Hej, kochani!
Przedstawiam Wam dwadzieścia stron "o niczym", ale ten rozdział był potrzebny dla dalszej części opowiadania :)
Przepraszam, że tyle to trwało, bo miałam dodawać rozdziały co dwa tygodnie, jednak oczywiście nic z tego nie wyszło. Najpierw zaczęłam nadrabiać swoje zaległości w czytaniu blogów, zamiast pisać, a potem musiałam się skupić na przeprowadzce, co w pełni pochłonęło moje ostatnie pół miesiąca. W każdym razie wreszcie udało mi się skończyć ten rozdział, chociaż właściwie skończyłam go już w ten wtorek, ale nie miałam kiedy go sprawdzić, bo głowę zaprzątały mi pierwsze kolokwia, które, nawiasem mówiąc, poszły mi całkiem nieźle, a przynajmniej tak mi się teraz wydaje :D
Ok, więc po kolei: wytłumaczenie Natt na pewno nie jest przekonujące, ale na razie niestety tyle musi Was zadowolić. Nie wiem, jak wyszły fragmenty z Laylą i Anne, jednak liczę na to, że nie są zbyt okropne. Co do Banialuków - to chyba jedyna rzecz w tym rozdziale, którą wcześniej planowałam, bo wszystko inne powstało spontanicznie. No, oprócz jeszcze rozmowy Lily i Natt.
Ogólnie ten rozdział miał wyglądać zupełnie inaczej, ale wiele rzeczy pozmieniałam, ponieważ na jednym z czytanych przeze mnie blogów natknęłam się na podobny pomysł i stwierdziłam, że mogę trochę z tym poczekać, żeby nie było, że to odgapiłam, czy coś. Chociaż teraz jak o tym myślę, to doszłam do wniosku, że w sumie to podobieństwo jest naprawdę niewielkie... Hm... No cóż, mleko się już rozlało. Ale niedługo na pewno wrócę do tego pominiętego wątku, bo właściwie nie pasował mi nawet do tego rozdziału czasowo.
Ta akcja z Lily i Willem przed numerologią wydawała mi się taka... blogaskowa, że to też trochę pozmieniałam, bo w pierwszej wersji to Vi powiedziała do nich tę kwestię Emily, ale stwierdziłam, że wtedy to będzie jeszcze bardziej blogaskowe i dałam tam Em, do której to bardziej pasowało. I tutaj taka informacja: nie chciałam przedstawić Vi jako czarnego charakteru, którym z pewnością nie jest. I od razu mówię, że to czysty przypadek, że niemal wszystkie blondynki w tym opowiadaniu są "złe" :) Zawsze chciałam być blondynką, więc absolutnie nic do nich nie mam.
Pomijając ten blogaskowy fragment, (którego, mam nadzieję, nie uznacie za blogaskowy ^^) to, co działo się później też nie było w żaden sposób planowane. To znaczy, napisałam, że Lily przekłada sobie to pióro w rękach i nagle BAM - w głowie pojawił mi się dalszy ciąg. Czasem tak mam, że jedno słowo powoduje lawinę.
A, trochę się wyjaśniła sprawa z naszyjnikiem, ale właściwie tylko trochę :) Chyba że się domyślicie reszty już teraz ^^
No i ten ostatni fragment z Melle i Tiną to właśnie ten, który miał wyglądać całkowicie inaczej, ale chyba nie wyszedł okropnie.
Już teraz powiem, że nie mogę się doczekać pisania kolejnego rozdziału, bo końcówka będzie tak zaskakująca, że spadniecie z krzeseł. Nie żartuję :D
To chyba tyle, pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że ten rozdział "o niczym" w jakimś stopniu się Wam spodoba.
Całusy!
PS. Zapomniałam jeszcze, że ostatnio dobiliśmy do 50 obserwatorów, a jakiś czas temu liczba wyświetleń przekroczyła 50k, za co gorąco dziękuję :* 
[Edit (20.12.2016): 
Właśnie bardzo, bardzo zmieniłam swoje plany, żeby wszystko lepiej pasowało do fabuły i jednak ten moment, po którym mieliście spaść z krzeseł nie pojawi się w kolejnym rozdziale, tylko w dalszej przyszłości. Można powiedzieć, że rozmyśliłam się w ostatniej chwili, więc z góry przepraszam za to, że trzeba będzie dłużej poczekać na to zaskoczenie. Więcej na ten temat napiszę pod nowym rozdziałem, kiedy już się pojawi.]

16 komentarzy:

  1. Wreszcie, wreszcie, wreszcie <3
    Czekanie zawsze się opłaca, bo kocham każdy kolejny rozdział... Co nie zmienia faktu, że skrócenie czasu oczekiwania byłoby równie zadowalające :D Już szykuje wygodne krzesło, bo liczę, że naprawdę wyląduję na podłodze xD
    Jak nie spadnę to będę pierwszą osobą, która złoży reklamację, bo ten wątek z Lily jest mega, a jak w końcu będzie z tym Jamesem to jeszcze lepiej <3
    Więc czekam (chociaż mam nadzieję, że krócej niż tym razem ;) )!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie bym skróciła ten czas oczekiwania, ale niestety nie miałam takiej możliwości :(
      A co do spadnięcia z krzesła - to nie będzie miało nic wspólnego z Lily, bo na to spadnięcie jeszcze trochę sobie poczekamy :D Ale to w przyszłym rozdziale będzie równie zaskakujące, a przynajmniej mam taką nadzieję :)
      Dziękuję pięknie za komentarz i pozdrawiam gorąco :*
      Też liczę na to, ze tym razem uda mi się napisać kolejny rozdział szybciej :D
      Całusy <3

      Usuń
  2. Witaj! ;)
    Nie mogę zrozumieć jak możesz opowiadać komuś, że te dwadzieścia stron jest o niczym. Według mnie wprowadzają do dalszej akcji i pokazują wiele rzeczy. Cieszę się, że dodała rozdział dzisiaj, gdy mam wolne, ponieważ mogę na spokojnie przeczytać cały rozdział, a naprawdę warto. Wytłumacz mi jak można pisać tak dobrze? Zazdroszczę ci tego, ale chyba już o tym wspominałam :D
    Najbardziej podobał mi się fragment z gazetą Lily i Jamesem. To jak starał się jej zabrać gazetę było słodkie. Na swój sposób James jest romantykiem. Może nie do końca kanonicznym, ale zawsze jakimś, prawda? Mam nadzieję, że Evans w końcu uda się rozwiązać zagwozdki serca i dobrze wybierze.
    Ciekawa była też sytuacją z sprawdzianem i zaznaczonymi kroplami krwi literami. Pióro zmieniające się w nóż i tasak... sama na to wpadłaś? Ciekawe rozwiązanie. To były swego rodzaju halucynacje? Mam nadzieję, że i ta sytuacja się wyjaśni :)
    Czekam na kolejny rozdział ;] Wstaw go jak najszybciej ;)
    Pozdrawiam Equmiri
    ti-amo-per-sempre.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Oj, bo naprawdę nic się tutaj właściwie nie działo, w porównaniu z poprzednimi rozdziałami. No, może poza tym piórem-tasakiem, które pojawiło się zupełnie spontanicznie :D
      Ta sytuacja na pewno kiedyś się wyjaśni, ale nie wiem jak bardzo odległe jest to "kiedyś" :)
      Cieszę się, że fragment z Lily i Jamesem Ci się spodobał <3
      Dziękuję Ci pięknie za komentarz i pozdrawiam serdecznie :*

      Usuń
  3. Jestem! ale się cieszę, że pojawiła się nowość. Mam wrażenie, że kazdy kolejny rozdzial jest coraz dluższy i zaczynam sie obawiac, że nie będe w stanie nigdy napisać o wszytskim, co chciałam, gdy czytałam :p nie, żebym się tego czepiała, bo im więcej dobrego tekstu, tym lepiej :D
    wszytsko staje sie coraz bardziej... mroczne i dojrzałe. Po raz peirwszy zarty, które tak umacniały przyjaźń Natt i lily, wydawały mi się trochę sztywne, nie na miejscu w oblicu wszystkiego, co się dzieje. Wiem, ze Optone robi to, aby Evans choć na chwile oderwała się do rzeczywistości, ale wydaje mi się to trochę na siłę, i to, ze Lily sie godzi na te zakłady ot tak, tez wydaje mi sie nie do końca dobre... W sensie, że to chyba niestety nie pomaga...A sama Optone też ucieka przed własnymi problemami. jej wyjaśnienia na temat zerwania z Willem kompletnie mnie nie przekonują, nie wiem, ale wydaje mi się, że Lily powina jej powiedzizeć, co o tym tak naprawdę myśli. To nie jest nie tylko że w porządku, ale równiez to jest jakies... podejrzane. Myślę, że za decyzją Nathalie kryje się coś wiecej, tylko co? Jesli zaś chodzi o Lily... wydaje mi sie trochę dziwne, że było tutaj tk mało o Chrisie, ale wlasciwie... nie aż tak, zważwyszy na to, jaką miała noc ani co się wokół dzieje... Z Willem ani przesz chwilę nie poruszyla tego tematu i właściwie też się nie dziwię, bo wydaje mi się, że oni próbują się przed tym w jakiś sposób bronić, mimo że to niemożliwe. ponadto Lily ma jeszcze problem z naszyjnikiem i dziewczunką. Czy sama myśl o tym powoduje, że klątwa się uaktywnia? To, co dzieje się zevans, jest coraza gorsze. Ale pewne jet jedno, James nie uważa, że jest załosna, James cholernie się martwi, a to, że Lily ma siłe to zauważać, świadczy powoli o tym, o czym ma świadczyć... Tylko że problemu dziewczynki to nie rozwiązuje. Wydaje mi się, że Lily nbędzie musiała napełnić oczko własną krwią i wcale mi to nie odpowiada. może powinna powiedzieć Dumbledore'owi o tym? Ja niby wiem, że dziewczyna ma zakaz, ale sama sobie nie poradzi... Wg mnie... Eh, to naprawdę straszna sytuacja. a podejrzewam, ze w następnym poście wyjasni się co i jak, skoro szykujesz taką bombe, że mamy spasć z krzeseł :D nie mogę się doczekać^^ jeśli chozi o Banialuki, chyba nie skomentuję.. ale poziom naprawdę genialny!
    podoba mi się wątek avery;ego i "plugawej zdrajczyni", szczerze mówiąc, to zaczynam ich shippować.
    A koncówka nieco rozładowała sytuację, mil jest pczytać o żeńskich odpowiednikach Jamesa i Syriusza. aż mnie zastanawia, z kim związe się T., skoro z POtterem nie może :D ale i tak najbardziej liczę na więcej opisów szlabanu M z Syriuszem.
    Przepraszam za chaos i literówki, ale jestem niesamowicie zmęczona xD wiedz, że rozdział bardzo mi się podobał. Zapraszam na rozdział dwudziesty oraz dwudziesty peirwszy na Niezalezności - jestem ciekawa Twoich odczuć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, kochana!
      Tu mnie zaskoczyłaś, bo naprawdę byłam pewna, że w tym rozdziale nic się nie dzieje, ale faktycznie jest dosyć długi, bo ostatnimi czasy 20 stron to tutaj norma, co aż wstyd porównywać z sześcioma, od których zaczynałam :D
      To prawda, że jakiś głupi zakład nie mógłby jej pocieszyć, ale Natt, no, jest, jaka jest.
      Co do zerwania, powinno się to niedługo wyjaśnić. W przeciągu kilku rozdziałów, podejrzewam.
      Teraz Lily i Will mają też inne problemy na głowie, ale to nie znaczy, że zapomnieli o Chrisie. Już teraz widać, że jego choroba ich do siebie zbliżyła i na pewno będą jeszcze mieli niejedną okazję, żeby o tym porozmawiać albo sobie nawzajem pomóc.
      Rzeczywiście, sytuacja Lily nie jest najlepsza i ona sama nie wie, co powinna zrobić.
      A co do bomby - nigdzie nie pisałam, że będzie miała związek z Evans :) Niestety to będzie tylko taka "bomba próbna", bo na tę główną trzeba jeszcze poczekać :D Ale równie emocjonująca, mam nadzieję ^^
      Cieszę się bardzo, że wątek Lay i Avery'ego Ci się podoba :D
      Hm, powiedziałabym coś o Tinie, ale pewnie nie mogę tego zdradzić. Kurczę, mam tu tyle sekretów, że właściwie o niczym nie mogę mówić i ciągle muszę się pilnować :D
      Dziękuję Ci gorąco za jak zwykle cudowny komentarz :*
      Oba rozdziały u Ciebie już przeczytałam, więc na pewno niedługo pojawię się z komentarzem :)
      Przesyłam całusy :*

      Usuń
    2. Ja myślę, że pozostanę przy tych dziewięciu-dwunastu stron, które na ogół publikuję. :D Ale kiedyś to chyba też pisałąm jedynie z pieć czy coś :D
      O matko, bomba próbna ma nas zwalić z krzeseł, to co zrobi ta prawdziwa? ja się juz boję, ale z drugiej stony tym bardziej sie niecierpliwię. nie wienm, czy to dobrze świadczy o moim wewętrznynm poczuciu bezpieczeństwa :D
      Hah, Tina jest zagadkowa :D:D
      Zapraszam Cię serdecznie na nowość na niezaleznosc-hp.blogspot.com i życzę wesołych Świąt :)

      Usuń
  4. No w końcu nowy rozdział !!! A ja myślałam że o nas zapomniałaś heeh. Przeczytałam i jestem zachwycona ale komentarz dodam jutro kiedy nie będę padnieta
    Buziaki i do usłyszenia jutro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, jestem tak mocno uzależniona od tego bloga, że nie mogłabym zapomnieć :D
      Dziękuję bardzo za przeczytanie i miłe słowa,
      Całusy :*

      Usuń
    2. Nadal nie rozumiem czemu Nat zerwała z Willem ... była taka zazdrosna o Jul , denerwowała się, a ty taki krok. No ale co się stało to się nie odstanie.
      Bardzo się cieszę że Lily i Will się zaprzyjaźnili. Razem będą sie wspierać.
      Plotki ... jak ja tego nie znoszę. Ludzie nie wiedzą wszystkiego a dopowiadają sobie resztę i mieszają.
      Zakład dziewczyn był dziwny ale niech juz będzie hehe.
      Ta sytuacja na lekcji ... coraz bardziej nie ogarniam o co w tym wszystkim chodzi. Ta mała dziewczynka , naszyjnik, ten tasak/noz ... o co tu chodzi ?!
      Biedna Anne. Nic nie może poradzić na to że Pottera serce bije dla Evans , ale i tak jest mi jej szkoda.
      Tina i Mel sa genialne. Moje idolki. Na serio haha
      Pisz dalej bo nie mogę sie doczekać :) no i zapraszam do mnie kiedy będziesz miała czas. Całusy :)

      Usuń
  5. Hej jak to się stało, że jeszcze nie komentowałam tego rozdziału? A już tak dawno przeczytany! :* Komentarz będzie na pewno bardzo nie składny z tego powodu :( A więc (tak tak wiem, tak się zdania nie zaczyna, ale co z tego?) :) Więc... Nadal ma focha na Nat za to zerwanie z Willem, ale fajnie, że na Lily się nie złości i nadal chce jej pomagać :) Artykuł hmm... plotki ploteczki zawsze mnie bawiły, ludzie to muszą mieć wyobraźnie :D Zakład Lily i Nat był słaby ot co. To znaczy szału nie robił a tak dzień bo stracie chłopaka (tak wiem wiem nie umarł ale wiesz co mam na myśli) zakładać się o zachowanie innego, który jest zakochany w niej? Hmm... mnie by to uraziło. Ale idźmy dalej... naszyjnik przeraża mnie coraz bardziej, ta upiorna dziewczynka też. Szczerze chciałabym żeby to już się zaczęło rozwiązywać albo żeby ktoś się o tym dowiedział (i nie umarł za chwilę :D) bo przecież można oszaleć w sytuacji Lily :) no ale zmieńmy wątek... Avery i Layla... lubie to :D mimo wszystko. Co do Potterowej Ann czy jak ona tam miała na imię to może i troszeczkę jest mi jej szkoda ale nie bardzo w sumie. Ot i to wszystko na dziś :*
    Pozdrawiam i czekam na kolejny.
    Luella :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Co do zakładu - Lily tak naprawdę nie straciła Chrisa i w sumie myślę, że ona jednak nie do końca wierzy w to, że James jest w niej zakochany. No, ale faktycznie ten zakład nie był najmądrzejszym pomysłem ze strony Natt.
      Sytuacja z dziewczynką będzie się pewnie rozwiązywała stopniowo i powoli, ale kiedyś wszystko się dokładnie wyjaśni :) To prawda, że na miejscu Lily możnaby oszaleć, więc prędzej czy później w końcu komuś o tym powie, kiedy już całkiem nie będzie umiała sobie z tym poradzić :)
      Dziękuję pięknie za komentarz i pozdrawiam gorąco.
      Całusy :*

      Usuń
  6. Na barchany Morgany! Rozpoczynam ten komentarz z mroczną świadomością, że to chyba najbardziej karygodne spóźnienie, jakiego się dopuściłam. Wybacz mi! Już zabieram się do czytania, jestem ciekawa, co też dzieje się u naszych ulubieńców.
    Babskie pogaduchy były fajne. Widać, że Lily i Natt nie mają przed sobą żadnych tajemnic, żadnych tematów tabu. Zdziwiłam się tylko, że Natalie tak uzasadniła zerwanie z Willem, wydawało mi się, że to było znacznie bardziej emocjonalne z jej strony i trochę związane z Julie, czy może coś mieszam? No, w każdym razie dobrze, że nie cierpi.
    Podoba mi się rozdźwięk wśród Ślizgonów. W sensie, fajnie, że nie wszyscy są zimnymi i złymi arystokratami, chociaż mam nadzieję, że nie popadniesz w przesadę i nie zroubisz z Layli takiej Gryfonki w Slytherinie, bo to też jest bez sensu. Za to bardzo ciekawe jest zachowanie Avery'ego, dlaczego właściwie on jest po stronie Layli? Może stoi za tym coś więcej niż zwykła fascynacja damsko-męska.
    Oj, szkolne gazetki to zawsze źródło kłopotów. Ta musi być szczególnie popularna skoro dorobiła się nawet własnej sowiej poczty :p Nie wiem, czy ja przejęłabym się takimi rewelacjami na swój temat. Lily jednak swoim "przejmowaniem się" mogłaby obdzielić przynajmniej tuzin osób, więc podziwiam Jamesa, że podjął słabą próbę uspokojenia jej :p W każdym razie wściekła reakcja Evansówny na pewno nie sprawiła, że wszyscy zwątpili w gazetkową plotkę o jej szaleństwie...
    Biedna Leanne - jakie to ironiczne i przykre, że nawet kiedy James starał się być dla niej czuły i nazywał ją Annie, to tylko udowadniał jak bardzo jej nie zna... Ale ludzka psychika jest elastyczna, czego nie ma, to sobie dopowie, niestety.
    Poza tym Anne zdecydowanie za bardzo usprawiedliwia Jamesa. On wcale nie traktował jej jako koleżanki, wcale nie utrzymywał odpowiedniego dystansu. Ale cóż począć, miłość jest ślepa.
    To trochę dziwne ze strony Lily, że zdecydowała się pogadać z Willem tuż przed lekcją. Wydaje mi się, że do takiej rozmowy potrzeba i więcej czasu, i więcej taktu, i jeszcze do tego mniej świadków. Domyślam się jednak, że ją to męczyło i nie mogła się powstrzymać.
    Jeju, ale Twoja Lily mnie wkurza :D Naprawdę, kiedy Emily zwróciła jej uwagę, że jej przytulaski z Willem zrobiły jakieś wrażenie na Potterze, kiedy on jest dla niej taki dobry, kiedy zachowuje się tak dojrzale, NAPRAWDĘ potrafiła myśleć o tym bzdurnym zakładzie, kiedy usiadł z Peterem? No nie wierzę. Zasłużyła sobie na plotki wszelakie, naprawdę.
    Ooo, jak dobrze, że Lily zrobiła sobie w głowie małe podsumowanie na temat upiornej dziewczynki i wisiorka, bo ja kompletnie nic z tego nie rozumiałam. Co prawda, zgadzam się z nią, że niespecjalnie zmienia to sytuację, ale na pewno lepsze to niż nic :D Hohoho, i jeszcze to "napełnij" (cieszę się, że tym razem podpowiedziałaś nam tajemnicze słowo, bo już zaczęła mnie ogarniać frustracja xD) Ciekawe, o co tu chodzi. Czy to własną krwią Lily ma napełnić wisiorek, czy raczej cudzą? I po co? Czy ten mały potworek karmi się krwią? Fuj. Ale w tej sytuacji to bardzo dziwne, że Evans nie pójdzie z tym problemem do kogoś kompetentnego, pomijając całe żażenowanie i obawy, to bardzo nieodpowiedzialne z jej strony. Niekoniecznie do przyjaciół, bo w czym oni mogą pomóc, najlepiej do któegoś z nauczycieli.
    Pomysł z kartką na drzwiach profesor Sprout był bardzo zabawny :)
    Ciekawe, czy dziewczynom uda się uwarzyć Felix Felicis. Z jednej strony brzmi to nieprawdopodobnie, tak bardzo skomplikowany eliksir, ale z drugiej strony ile to perspektyw!
    Rozdział był ciekawy, nie dało się nudzić przy jego lekturze, a i dowiedzieliśmy się kilku interesujących rzeczy. Czekam niecierpliwie na następny i mam nadzieję, że przeczytam go tuż po publikacji :)
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy warto tu jeszcze zaglądać? Czy pojawi się kiedyś nowy rozdział? Mija półtora miesiąca i cisza. :( Pani Autorko, mam nadzieję, że nie zapomniała Pani o nas - czytelnikach, którzy ciągle czekają, czekają i czekają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      Oczywiście, że kiedyś pojawi się nowy rozdział, ale obecnie mam małą przerwę od blogowania :) Polecam zapoznać się z treścią najnowszej notki "Przerwa świąteczna... i nie tylko", bo właśnie to "nie tylko" jest wyjaśnieniem braku nowego rozdziału :D
      Jasne, że pamiętam o czytelnikach, nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak bardzo, ale niestety wszystko, co ostatnio piszę mi się nie podoba i muszę jakoś się uporać z tym chwilowym (mam nadzieję) zwątpieniem we własne umiejętności :)
      Pozdrawiam serdecznie i przesyłam całusy :*

      Usuń