Strony

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział czternasty: "Asfodelus doprawiony śmiertelnym niebezpieczeństwem"

Rozdział z dedykacją dla Natalii Żywickiej w podziękowaniu za jej przecudowny komentarz pod poprzednim :*
***
14. Asfodelus doprawiony śmiertelnym niebezpieczeństwem 
Blask księżyca wpadał przez okno i oświetlał równomiernie całe dormitorium Puchonek z szóstego roku, w którym słychać było miarowe oddechy lokatorek. Na zegarze wybiła właśnie pierwsza nad ranem, a wskazówka sekundowa zaczęła kolejny obrót wokół tarczy.
Na łóżku położonym najbliżej ściany spała dziewczyna z długimi, płowymi włosami upiętymi w kok na czubku głowy. Jedna z jej rąk zwisała bezwładnie wzdłuż materaca, a druga przytrzymywała kurczowo kawałek kołdry, ciągle zmieniającej swoje położenie. Blondynka mruknęła coś niewyraźnie przez sen i zagłębiła policzek w poduszce, poruszając bezgłośnie ustami. Można było tylko zgadywać, jakie obrazy przewijały się w tamtym momencie przez jej myśli, ale w swoim śnie prawdopodobnie z kimś rozmawiała. Nie trwało to jednak długo, bo chwilę później ktoś chwycił ją za ramię i mocno nim potrząsnął. Dziewczyna zasłoniła twarz łokciem, dalej smacznie chrapiąc i ignorując coraz mocniejsze poszturchiwania.
– Melle, wstawaj – szeptał ktoś nad jej uchem, jednocześnie próbując ściągnąć z niej pierzynę.
Michelle niechętnie otworzyła prawe oko tylko po to, żeby ponownie przykryć się aż po szyję. Nie miała najmniejszego zamiaru podnosić się z ciepłego łóżka. Ktokolwiek czegoś od niej chciał, musiał poczekać do rana.
– Obudź się w końcu – mruknął nieprzyjaciel i pociągnął za kosmyk jej włosów. – To sprawa życia i śmierci.
Puchonka jęknęła ze złością, po czym uchyliła ostrożnie zaspane powieki i przetarła je dłonią. Ziewnęła potężnie i usiłowała skupić wzrok na twarzy swojej współlokatorki, która była szeroko uśmiechnięta i całkiem rozbudzona.
– No, ja mam nadzieję, bo inaczej postaram się, żeby była to sprawa śmierci. Jeśli wiesz, co mam na myśli – westchnęła Melle, nie podnosząc głowy z poduszki.
Zauważyła, że brunetka ma na sobie dżinsy i za duży beżowy sweter, którego rękawy były tak długie, że musiała je podwinąć dokładnie trzy razy. W rękach natomiast trzymała jakąś książkę, ale była ustawiona pod takim kątem, że nie dało się odczytać tytułu. Michelle zmarszczyła brwi ze zdziwienia, zaczynając poważnie wątpić w rzeczywistość danej sytuacji. W jakim celu Tina miałaby ją budzić w środku nocy? Chociaż to nie było jeszcze takie dziwne. Poprawka: w jakim celu czytająca coś Tina miałaby ją budzić w środku nocy?
– Wstawaj już – powiedziała ze zniecierpliwieniem, przytupując.
Zaraz, zaraz. Czy ona miała na sobie buty? Melle wyraźnie widziała przed oczami parę trampków, ale nadal nic nie trzymało się kupy. Pewnie gapiłaby się sennie na przyjaciółkę jeszcze przez następne kilkanaście minut, gdyby ta nie rzuciła w nią jakimiś ubraniami.
– Gdzie ty chcesz iść? – zapytała blondynka, wciągając bluzę z kapturem na pidżamę.
Nie otrzymała jednak odpowiedzi, Tina kazała jej po prostu ubrać kurtkę i buty, a potem szybkim krokiem wyszła z dormitorium, ciągnąc za sobą wciąż zaspaną Michelle. Kiedy tylko znalazły się na korytarzu obok kuchni, brunetka wyciągnęła spod pachy ciężką książkę i z szerokim uśmiechem pomachała nią przed jej oczami.
– Przestań tym wymachiwać, bo nic nie widzę. – Melle przytrzymała okładkę w miejscu i odczytała tytuł, który był w innym języku i niczego jej nie mówił.
Wolumin wyglądał na stary i pewnie pochodził z biblioteki. Blondynka złapała się pod boki, po czym wpatrzyła w przyjaciółkę, oczekując jakichś wyjaśnień, które przecież jej się należały. Tina radośnie zaczęła przewracać kolejne kartki, najwyraźniej czegoś szukając i w końcu stuknęła palcem w odpowiednie miejsce.
– Wpadłam na genialny pomysł – oznajmiła z szerokim uśmiechem, a Michelle tylko wywróciła oczami i zaraz jej przerwała.
– W takim razie wracam do łóżka – stwierdziła całkiem poważnie.
Doskonale znała „genialne” pomysły Tiny, które zawsze kończyły się kłopotami. Dziewczyna żyła chwilą i przekonaniem, że lepiej coś zrobić, niż później żałować, że się nie zrobiło. Takie myślenie przeważnie nie prowadziło jednak do niczego dobrego, a przynajmniej w ich przypadku. Dostawały szlabany chyba częściej od popularnych w całej szkole Huncwotów, co było nie lada wyczynem.
– Posłuchaj tylko, Melle – powiedziała z podekscytowaniem brunetka, przejeżdżając wzdłuż tekstu pomalowanym na beżowo paznokciem. – Znalazłam przepis na Felix Felicis! – prawie pisnęła, wyraźnie z siebie zadowolona.
Michelle przycisnęła palec do ust i rozglądnęła się po pustym korytarzu z zaniepokojeniem, ale na szczęście nie dostrzegła żadnych oznak życia. Przeniosła znowu wzrok na koleżankę, która odgarniała właśnie ciemne kosmyki z lekko pucołowatych policzków i nadal uśmiechała się szeroko z wesołym błyskiem w czarnych oczach. Naprawdę nazywała się Valentina Miller, jednak każdy zwracał się do niej za pomocą skrótu od imienia, który sama sobie wymyśliła. Nie Val, czy Vale, ale koniecznie Tina.
– Uwarzymy go i będziemy miały tyle szczęścia, ile będziemy chciały – rozmarzyła się dziewczyna, starając się teraz mówić cichszym głosem, który jednak cały czas był zbyt donośny. – Na początek potrzebny nam asfodelus zerwany podczas pełni księżyca, dlatego idziemy do…
– Chwileczkę. – Melle uniosła rękę, przerywając wywód przyjaciółki. – Mam jedno pytanie… Czyś ty do reszty postradała rozum? – Pochyliła się nad książką i wskazała na coś palcem. – Po pierwsze: to trwa sześć miesięcy. Po drugie: tutaj jest napisane, że to „wyjątkowo trudne”, więc raczej nie uda się zwykłym szóstoklasistkom, które nie są zbyt dobre z eliksirów. Poza tym zażywanie go w dużych dawkach może być niebezpieczne… Naprawdę nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
Tina w odpowiedzi zrobiła minę biednego szczeniaczka i posłała Michelle błagalne spojrzenie.
– Nie możemy chociaż spróbować? – zapytała, wyginając usta w podkówkę.
Blondynka westchnęła ciężko. Była pewna, że próba uwarzenia Felixa skończy się niepowodzeniem i będzie tylko stratą czasu, ale nie miała serca, żeby mówić o tym Tinie. Zawsze zgadzała się na wszystkie jej największe dziwactwa, bo sama lubiła łamać regulamin i czuć powiew adrenaliny. Dlatego zamiast zawrócić do dormitorium, uśmiechnęła się szeroko i pociągnęła Miller w kierunku wyjścia ze szkoły.
Kiedy tylko znalazły się na zewnątrz, Melle wzdrygnęła się, bo zimne powietrze owinęło jej kostki listopadowym podmuchem. Spodnie od pidżamy, które wciąż miała na sobie, sięgały jej zaledwie do połowy łydek, więc przytupnęła kilka razy w miejscu, aby się rozgrzać.
Puchonki skierowały się w stronę ciemnych drzew i ścieżki, prowadzącej do Zakazanego Lasu. Oglądnęły się jeszcze za siebie, ale w żadnym z okien po tej części zamku nie paliło się światło. Na czarnym niebie błyszczał natomiast księżyc, odsłonięty w całości przez chmury. W lesie panowały jednak prawie kompletne ciemności, ponieważ blask nie przebijał się przez korony drzew. Dziewczyny ruszyły powoli słabo widoczną dróżką. Michelle była nieco zaniepokojona, bo nie lubiła wychodzić na dwór w środku nocy, ale Tina najwyraźniej w ogóle się nie bała. A jeśli już, to tego po sobie nie okazywała.
Szły tak przez kilka minut, nie odzywając się ani słowem, bo każdy najmniejszy dźwięk byłby słyszalny jak wystrzał z armaty.
– Gdzie teraz? – zapytała szeptem blondynka, mrużąc oczy, żeby lepiej dostrzec rozwidlenie, do którego dotarły. – Tina?
Rozglądnęła się szybko, ale widziała tylko zarysy najbliższych pni drzew. Jeśli brunetka ukryła się za którymś z nich i miała zamiar ją wystraszyć, marny był jej los. Melle zatrzymała się, obejmując się ramionami i czekając, ale nic się nie działo.
– Tina! – powtórzyła głośniej, po czym skręciła w prawo.
Żadnej reakcji, oprócz złowieszczego trzeszczenia gałęzi, przez które musiała się przedzierać. Odruchowo sięgnęła dłonią do kieszeni, ale przypomniała sobie, że nadal była ubrana w spodnie od pidżamy, a jej różdżka leżała pewnie teraz na stoliku w jej ciepłym dormitorium.
Jedna z niżej wiszących gałązek drasnęła Michelle w policzek, ale ta nie zwróciła na to uwagi. Przecisnęła się przez jakieś gęste krzaki z jagodami i wylądowała na niewielkiej polanie, na której było przynajmniej coś widać, bo księżyc idealnie ją oświetlał. Westchnęła z ulgą i przyłożyła dłoń do zadrapania na twarzy, a potem pochyliła się, aby obejrzeć kwiaty pod stopami. Przyjrzała się uważnie pięknym płatkom, zastanawiając się jednocześnie, czy to właśnie asfodelus, którego szukały. Na zielarstwie miliony razy słyszała, że magiczne rośliny rosły o każdej porze roku, chociaż w zimie nie było ich widać pod warstwą śniegu, więc nie dziwiła się, że znalazła je pod koniec listopada.
Dotknęła delikatnie kwiatu i w tej samej chwili za jej plecami rozległ się jakiś szelest. Wyprostowała się szybko z uśmiechem.
– Myślałam, że cię zgubiłam – powiedziała, opatulając się ciaśniej kurtką. – Chyba…
Urwała nagle, kiedy odwróciła się i nie dostrzegła rozpromienionej twarzy Tiny, ale wyraźnie poirytowanego bruneta.
– Co ty tu wyprawiasz? – zapytał ze złością, pokonując długimi susami dzielącą ich odległość.
Melle zmarszczyła brwi, a uśmiech zszedł z jej ust tak szybko, jak się pojawił. Uniosła brodę do góry i poprawiła żółto-czarny szalik, drżącymi z zimna palcami. Nie rozumiała, dlaczego chłopak aż tak się na nią irytował, ale jej się to nie podobało.
– Wracaj. Do. Zamku – wypowiadał każde słowo osobno, jakby zwracał się do małego dziecka albo osoby niespełna rozumu.
Tego było dla niej za wiele. Założyła ręce na piersiach i spiorunowała go wzrokiem. Nie mogła pozwolić na to, żeby traktował ją jak idiotkę.
– Nigdzie nie idę – odpowiedziała przez zaciśnięte zęby.
Najchętniej usiadłaby na ziemi, dla podkreślenia swoich słów, ale i tak musiała wyglądać wystarczająco żałośnie w za krótkiej pidżamie w misie, z podrapaną twarzą i włosami podobnymi do ptasiego gniazda. Podczas przedzierania się przez las, do jej koka dostało się mnóstwo gałązek i liści, więc prawdopodobnie przypominała teraz strach na wróble.
Brunet nie zareagował jednak na wypowiedziane przez nią zdanie, tylko chwycił dziewczynę za rękę i pociągnął ją mocno w stronę drzew.
– Puszczaj mnie – syknęła Melle, próbując wyrwać się z jego uścisku. – Przyszłam tu z przyjaciółką i nigdzie się bez niej nie ruszę, rozumiesz? – Usłyszała ciche przekleństwo dobiegające z jego ust, ale nadal zaciskał palce na jej nadgarstku, więc postanowiła wbić mu łokieć w żebro. – Ja nie żartuję. Puść mnie, bo zrobię ci krzywdę.
Oczywiście bez różdżki nie mogła spełnić tej groźby, ale chłopak nie musiał o tym wiedzieć. Oderwała kawałek gałęzi z pobliskiego drzewa, mając nadzieję, że w ciemności tego nie zauważył, po czym wycelowała patykiem w jego rozzłoszczoną twarz. Nagle dostrzegła w jego szarych oczach przebłysk rozbawienia i miała wrażenie, że zaraz wybuchnie śmiechem. Wykorzystała ten moment, żeby wyswobodzić się z jego uścisku i cofnęła się parę kroków, wciąż celując prowizoryczną różdżką przed siebie.
– Pomóż mi znaleźć Tinę – warknęła, jednak głos jej odrobinę zadrżał.
Chłopak parsknął, ale zaraz znowu przybrał poważną minę. Jednym ruchem wyrwał gałązkę z dłoni Michelle i odrzucił ją na bok. Zmrużyła powieki z oburzeniem. Syriusz Black właśnie ją wyśmiał. W środku nocy w Zakazanym Lesie. Brzmiało jak początek słabego dowcipu. To wszystko pewnie jej się po prostu śniło.
– Znajdę twoją głupią koleżankę, ale ty masz wracać do szkoły. – Gryfon próbował wciągnąć dziewczynę na ścieżkę, jednak zaparła się nogami w miejscu.
Otworzyła usta, a jej czoło zmarszczyło się w grymasie. Czy on właśnie nazwał Tinę głupią? Miała już serdecznie dosyć tego chłopaka. Zacisnęła mocno zęby, kiwając głową i udając, że się zgadza, na co Black wyraźnie się rozluźnił. Nie spodziewał się zupełnie, że Melle za chwilę wymierzy mu kopniaka prosto w brzuch, warknie: „sama sobie poradzę” i ucieknie w przeciwną stronę. Nie dobiegła niestety daleko, bo chłopak zaraz ją dogonił i zacisnął ręce na jej ramionach.
– Jesteś naprawdę wkurzająca – wydusił z siebie, oddychając ciężko i garbiąc się nieco z bólu.
Już chciała odpowiedzieć: „nawzajem”, ale dostrzegła za plecami Syriusza jakieś poruszenie. Jej oczy rozszerzyły się gwałtownie, kiedy w oddali za drzewami zauważyła zarys wielkiego jelenia, który biegał wokół… tak, chyba wilkołaka, jakby próbował go zatrzymać. Oba zwierzęta zmierzały prosto w kierunku polany.
Z ust Blacka wydobył się tym razem sznur przekleństw. Bez zbędnych ceregieli wplótł palce w dłoń dziewczyny i szarpnął nią z całej siły. Już się nie opierała i posłusznie pognała za brunetem, słysząc za sobą zbliżający się tętent kopyt. Biegła tak szybko jak jeszcze nigdy w życiu, mając ochotę wrzeszczeć na całe gardło, ale wiedziała, że to by jej wcale nie pomogło.
Po kilkunastu sekundach dotarli do wzniesienia, gdzie znajdowała się niedostrzegalna gołym okiem szczelina zasłonięta mchem i liśćmi. Chłopak wepchnął Melle do środka i sam wcisnął się za nią, przytrzymując falujące pnącza jedną dłonią, tak aby nie zdradziły ich położenia. Drugą ręką zasłonił natomiast usta Michelle, która oddychała płytko, jakby się dusiła.
– Cśś – wyszeptał do jej ucha Syriusz, kiedy dostrzegli za gałęziami zarys wilkołaka.
Blondynka zacisnęła powieki z przerażenia i ukryła twarz w ramieniu swojego towarzysza. Zwierzę było na wyciągnięcie ręki – tylko chwila dzieliła ich od bolesnego końca. I wtedy znowu usłyszała tętent kopyt. Odgłosy zaczęły się powoli oddalać, więc najwyraźniej jeleniowi udało się odpędzić wilkołaka. Melle otworzyła ostrożnie oczy, czując jak mocno bije jej serce.
W ciasnej szczelinie między skałami nie było zbyt wiele miejsca, więc Black wręcz na niej leżał, przyciskając ją do podłoża.
Świetnie, pomyślała sobie, kiedy już się odrobinę uspokoiła. Teraz nie będę idiotką, tylko tchórzliwą idiotką. Cudowny awans.
Chłopak nadal trzymał dłoń na jej ustach, patrząc na jej twarz z zaniepokojeniem. Widziała jego błyszczące tęczówki ze zdecydowanie zbyt małej odległości, a na dodatek miała spore problemy z oddychaniem, dlatego ciężar Blacka zaczął jej przeszkadzać. Wcześniej nie zwracała na to uwagi, bo za bardzo się bała.
– Złaź ze mnie. – Michelle cała się trzęsła, ale starała się to opanować.
Przetoczył się na bok, choć to miejsce nie dawało dużego pola do manewru. Puchonka zamknęła ponownie powieki i zaczęła powoli oddychać, aby uspokoić pracę serca, które nadal biło za szybko.
 Nie miała jednak do tego warunków, bo ciszę rozdarł wysoki pisk, dobiegający z niedużej odległości.
– O, matko! Tina! – krzyknęła Melle, podrywając gwałtownie głowę, którą uderzyła w skalne sklepienie. – O nie – jęknęła i przycisnęła palce do pulsującego czoła.
Wyskoczyła z kryjówki jak proca, nie słuchając poleceń Syriusza, który kazał jej zostać w środku. Pobiegła w kierunku, z którego wcześniej było słychać dziewczęcy wrzask i starała się nie wpaść na żadne z drzew. Jej wzrok zdążył już przyzwyczaić się do ciemności, więc sprawnie udawało jej się omijać przeszkody. Wiedziała, że Black był tuż za nią i coś do niej krzyczał, ale nie rozumiała ani jednego słowa. Ważne było tylko to, że Tina znalazła się w niebezpieczeństwie.
Przedarła się przez ostatnie krzaki, całkiem je niszcząc i wbiegła pomiędzy wysokie topole. Brunetka kuliła się pod jedną z nich, a kilka metrów od niej wściekły wilkołak znowu próbował pokonać silnego jelenia, aby dostać się do ludzkiej krwi.
– Zabierz ją i uciekajcie! – krzyknął Syriusz, przebiegając obok dziewczyny. – Szybko!
Michelle w sekundę doskoczyła do przyjaciółki i chwyciła ją za rękę. Zdążyła jeszcze zauważyć, że na miejscu Blacka pojawił się wielki czarny pies, który dołączył do walki, jednak nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Pociągnęła Tinę i ruszyła pędem w kierunku ledwo widocznej ścieżki, prowadzącej z powrotem do zamku. Nie odwróciły się za siebie aż do momentu, kiedy znalazły się na błoniach, ale nawet wtedy nie czuły się bezpiecznie. Biegiem pokonały ostatnie metry, dzielące je od wrót wejściowych, a potem nawet nie wiedziały kiedy trafiły do pokoju wspólnego Puchonów. Tina położyła się na jednej z kanap, dysząc głośno i trzymając się za serce, natomiast Melle zgięła się wpół i upadła na kolana, bo nawet nie miała siły, żeby wycelować w poduszki.
– Znalazłaś… ten… asfodelus? – wykrztusiła z siebie Miller, pomiędzy kolejnymi spazmatycznymi oddechami.
Blondynka zaklęła pod nosem w odpowiedzi. Najwyraźniej nawet spotkanie z wilkołakiem i groźba rychłej śmierci nie były dobrym sposobem na wybicie jej z głowy głupich pomysłów.
***
W sobotni poranek Lily siedziała razem z Natt na schodach prowadzących do Sali Wejściowej. Czekały właśnie na dwójkę Krukonów, z którymi się umówiły i w międzyczasie rozmawiały o miło zapowiadającym się dniu. Optone była wyraźnie podekscytowana perspektywą „podwójnej randki”, jak ciągle nazywała ich spotkanie. W rzeczywistości nie była jednak pewna, czy wspólne wyjście do Hogsmeade może być uznane jako randka, ale wcale nie przeszkadzało jej to w snuciu domysłów i różnych wizji jego przebiegu.
– Tylko, błagam cię, nie wspominaj przy nim o tym liście – westchnęła Evans, stukając palcami po kolanach.
Natalie zaśmiała się głośno i pokręciła głową z rozbawieniem.
– Powiedz to kolejne pięćdziesiąt razy, bo mam kłopoty z pamięcią – zażartowała. – Nie krępuj się, Lils. – Urwała na chwilę. – Naprawdę myślisz, że powitam się z nimi słowami: „Hej, porozmawiajmy o liście Chrisa”? Nie jestem aż taka głupia.
– Dobrze, że dodałaś to „aż” – mruknęła Lily ze złośliwym uśmiechem, co wręcz prosiło się o reakcję.
Pewnie usłyszałaby zaraz jakiś komentarz pod swoim adresem albo nawet otrzymała bolesnego kuksańca, ale na całe szczęście w tym samym momencie pojawił się Christian, przerywając ich rozmowę. Natt posłała przyjaciółce na wpół rozbawione spojrzenie, które mówiło „jeszcze się policzymy”, natomiast Evans wyszczerzyła się do blondyna i wstała ze schodów. Przez chwilę nie wiedziała, co zrobić, mimo że przez prawie cały poprzedni dzień ściskała go za rękę. Teraz zaś zagryzła niepewnie wargi, ale jej zawstydzenie nie trwało długo, bo Natalie popchnęła ją od tyłu tak, że wpadła wprost na chłopaka. Uderzyła niezdarnie czołem w jego klatkę piersiową, czerwieniąc się lekko. Chris uśmiechnął się i otoczył ją ramionami, splatając dłonie na jej talii, a Lily zarzuciła ręce na jego szyję i ukryła twarz w jego kurtce, która pachniała cytrusami. Poczuła, że jej stopy odrywają się na chwilę od podłogi i omal zapomniała, że nie są tam sami. Omal, bo w towarzystwie Natt nie dało się nie pamiętać o jej obecności.
– Okej, gołąbeczki – powiedziała, chichocząc i podnosząc się z miejsca. – A gdzie jest Will?
Lily odsunęła się od Krukona i rozglądnęła się dookoła, ale drugiego chłopaka nie było w pobliżu.
– Chyba będziemy musieli trochę na niego poczekać – odparł Christian, przeczesując włosy dłonią. – Odkąd pamiętam zawsze się spóźnia. On… – Zamilkł nagle, jakby sobie coś przypomniał i westchnął ciężko. – Nie przestraszcie się, kiedy go zobaczycie.
Dziewczyny zerknęły na siebie ze zdziwieniem, ale żadna z nich nie miała pojęcia, o czym on mówił. Natalie poprawiła kołnierz swojego płaszcza, a potem ściągnęła mocniej włosy, które wyplątywały się z jej kucyka.
– Co…? – zaczęła, jednak ktoś objął ją w pasie, więc uśmiechnęła się szeroko od ucha do ucha.
Usłyszała, że Lily głośno wciągnęła powietrze do ust, dlatego też odwróciła się szybko na pięcie, żeby zobaczyć, co się stało. Zamarła na chwilę i uważnie przebiegła wzrokiem po twarzy Willa: miał rozcięte wargi i łuk brwiowy, na których widać było ślady zaschniętej krwi, natomiast pod jego okiem widniał wielki ciemny siniak. Natt ostrożnie wyciągnęła dłoń i przycisnęła palce do jego policzka tuż nad lewym kącikiem ust.
– Kto mu to zrobił? – zapytała szeptem Evans, zwracając się do Chrisa, ale ten tylko pokręcił głową i wzruszył ramionami.
Will w tym czasie chwycił szatynkę za rękę i pociągnął ją w kierunku woźnego, który sprawdzał na liście, czy wychodzący uczniowie robią to zgodnie z regulaminem.
– Przepraszam za spóźnienie. – Uśmiechnął się delikatnie do przyjaciół, uwidaczniając ranę na górnej wardze. – Coś mnie ominęło?
W czwórkę ruszyli do wyjścia, wymijając kilku drugoklasistów, którzy próbowali nakłonić starszych kolegów, aby kupili im jakieś smakołyki z Miodowego Królestwa. Lily szła obok blondyna i zastanawiała się, czy powinna się do niego bardziej przysunąć, czy może zrobić coś innego. Natalie najwyraźniej postanowiła nie wypytywać Willa o jego poturbowaną twarz, zamiast tego zaczynając temat wczorajszego szlabanu, na którym chłopak się nie pojawił. Teraz już przynajmniej wiedziała, z jakiego powodu.
– Walker stwierdził, że mogę sobie iść, ale przedłuży nam karę o jeden dzień. W sumie, dla mnie to bez różnicy, chociaż dobrze, że nie musiałam robić wszystkiego sama – paplała, chwytając chłopaka pod ramię i szczerząc się w uśmiechu.
Evans już po chwili przestała jej słuchać, bo znała tę historię na pamięć i wpatrzyła się w pióro, które woźny ściskał w pomarszczonej dłoni. Odhaczył ich na liście, więc wyszli powoli na chłodne błonia i skierowali się w stronę wioski. Przed nimi szli jacyś czwartoklasiści, którzy zachowywali się odrobinę zbyt głośno, bo do uszu Lily dobiegało każde ich słowo i wybuch śmiechu. Zmarszczyła brwi, kiedy uświadomiła sobie, z czego żartują. Przyspieszyła z zamiarem wlepienia im wszystkim szlabanu, jednak Chris przytrzymał ją za rękaw kurtki.
– Daj spokój – poprosił cicho, starając się nie dać po sobie poznać, że go to zabolało. – To tylko dzieciaki.
Zacisnęła usta, ale jej mina złagodniała. Uśmiechnęła się do blondyna, a potem spojrzała na Willa i Natt pogrążonych w rozmowie.
– Nie przejmuj się – powiedziała i pokonała dzielącą ich odległość, aby przycisnąć się do boku Christiana.
Chłopak objął ją jednym ramieniem, wzdychając, a ona oparła głowę na jego obojczyku i zaczęła mówić o czymś niezwiązanym z tematem. Pochylił się i przycisnął usta do jej rudych włosów. W tamtym momencie był niewyobrażalnie wdzięczny osobie, która rozesłała ten list. Miał ochotę jej podziękować, bo gdyby nie ona, na pewno nie przytulałby teraz Lily i nie szedłby z nią do Hogsmeade. Wszystko było tak przypadkowe, że nigdy by się nie spodziewał, że sprawy przybiorą taki obrót.
***
Julie kierowała się do biblioteki z torbą pełną książek i zamiarem napisania wypracowań na poniedziałek. W tym momencie większość uczniów była w Hogsmeade, oprócz pierwszo– i drugoklasistów, więc w zamku panowała cisza i spokój, a tego jej właśnie było trzeba. Starała się nie myśleć o tym, że Natt i Will są gdzieś razem i spędzają ze sobą kolejny dzień. Obiecała koleżance, że da sobie spokój, ale to nie było takie proste.
Westchnęła cicho, poprawiając włosy. Od czasu, kiedy pogodziła się z Optone, zdążyła przeprosić ją chyba ze sto razy. Ciągle czuła wyrzuty sumienia i nie potrafiła się ich pozbyć, mimo że Natalie zapewniała, że już wszystko między nimi w porządku.
Ale Julie wiedziała, że nie będzie „w porządku”, dopóki nie upora się z uczuciem, które żywiła do Willa. Mogła wmawiać sobie, że to nic takiego i chłopak jest jej obojętny, ale nie była to prawda. Tym bardziej, że Johnson był dla niej miły. Byłoby o wiele prościej, gdyby traktował ją jak powietrze i nie zwracał na nią uwagi.
Okej, pomyślała, skręcając w kolejny korytarz. Stop. Przestań się bez przerwy nad nim rozpływać. Jest dla ciebie miły, bo jesteś koleżanką dziewczyny, która mu się podoba. Halo, podoba mu się! Nie ma tam dla ciebie miejsca, powtarzała jak mantrę.
Zacisnęła na chwilę powieki i zaczęła się zastanawiać, jak Lily zdąży nadrobić cały wczorajszy dzień, skoro teraz wybrała się do Hogsmeade. Nauczyciele byli dość sceptycznie nastawieni do wyjaśnień Natt, która zapewniała, że Evans zachorowała i leży w łóżku niezdolna, aby się choćby poruszyć. Wciskała ten kit na każdej lekcji, ale tylko Slughorn uwierzył w tę bajkę i zmartwił się stanem swojej ulubionej uczennicy. Na OPCM Cravis założył ręce na piersi i kazał przekazać, że Lily będzie musiała wszystko nadrobić, a potem przeszedł już płynnie do tematu zajęć.
Jednak podczas sprawdzania obecności na zaklęciach, kiedy Natalie zaczęła opowiadać panu Walkerowi, dlaczego jej przyjaciółka jest nieobecna, ten wybuchnął głośnym śmiechem.
– Jak na kogoś, kto nie jest w stanie się poruszyć, bardzo szybko wybiegała dzisiaj rano z Wielkiej Sali – zauważył mężczyzna. – Czyżby pan Dulcos też cierpiał na tę tajemniczą chorobę? Powiedz im, proszę, żeby wpadli do mnie, kiedy już „wyzdrowieją”. – Na koniec puścił teatralnie oczko do Gryfonki, która wyglądała na rozbawioną całą sytuacją.
A więc wszystko wskazywało na to, że Lily będzie miała kłopoty. Julie miała zamiar zaproponować jej swoją pomoc w nadrobieniu zaległości, bo przynajmniej w taki sposób mogła odwdzięczyć się dziewczynie za to, że zawsze była dla niej sympatyczna i starała się ją ośmielić.
Poprawiła torbę na ramieniu i pochyliła się, aby zawiązać buta, bo latająca w kółko sznurówka doprowadzała ją do szału. Była w połowie pętelki, kiedy ktoś dosłownie wbiegł prosto na nią. Nie widziała, co się stało, ale po chwili leżała już na podłodze, a obok niej jakaś dziewczyna. Najwidoczniej potknęła się o skuloną Julie i przekoziołkowała nad nią. Distim szybko potrząsnęła jej ramieniem.
– Nic ci nie jest? – zapytała, a szatynka zaśmiała się cicho i usiadła, rozcierając potłuczone kolana.
Julie zmarszczyła brwi, bo ten śmiech jej kogoś przypominał. Przyjrzała się twarzy dziewczyny z zaciekawieniem, gdyż była pewna, że nigdy wcześniej jej nie widziała. To znaczy, mogła mijać ją na korytarzu codziennie, ale nie zwróciła na nią uwagi, jak zresztą na większość uczniów. Będąc tak nieśmiałą, powinna właśnie z nudów przypatrywać się innym szkolnym kolegom, jednak tego nie robiła. Po prostu za tym nie przepadała. Nie miała zamiaru gapić się na ludzi, uważała, że to bez sensu.
Teraz przyglądała się oliwkowej karnacji i dużym brązowym oczom, próbując ustalić, do kogo szatynka była podobna.
– Tylko trochę się poobijałam – westchnęła i wyciągnęła dłoń do Julie. – Jestem Aileen Johnson.
Distim spojrzała na nią ze zdziwieniem, kiedy wszystko w jej głowie wskoczyło na swoje miejsce. Dziwne, że nie domyśliła się wcześniej.
– Ładne imię – zauważyła z uśmiechem, po czym sama się przedstawiła.
– Słyszałam o tobie! – powiedziała szybko Aileen, celując w dziewczynę palcem. – Jesteś koleżanką Willa?
Na policzki Julie wpełzły rumieńce, zupełnie wbrew jej woli. Nie spodziewała się, że jego siostra może ją rozpoznać. Czyżby Krukon coś o niej mówił? Poczuła, że czerwieni się jeszcze bardziej, na co szatynka klasnęła w dłonie z radości.
– Na Merlina! On ci się podoba – zauważyła i pomogła Julie podnieść się z podłogi, po czym złapała ją pod ramię, szczerząc się. – To cudownie się składa…
– C-co? – zapytała z niedowierzaniem Distim. – Nie, no coś ty – skłamała szybko, ale język zdążył się jej poplątać.
Czy to było aż tak widoczne, że zupełnie obca dziewczyna po kilku minutach wszystkiego się domyśliła? Czy Julie miała to wypisane na czole?
– Nie musisz udawać – przerwała jej Aileen. – Jesteś o wiele lepsza od tej całej Natalie i Will na pewno w końcu to zauważy. A jeśli nie, to mu w tym pomogę.
Gryfonka spojrzała na nią z jeszcze większym zdziwieniem i zmieszaniem. Skąd mogła wiedzieć, kto był lepszy, skoro nawet jej nie znała? Odgarnęła włosy z twarzy, zamierzając wyprowadzić Johnson z błędu.
– Natt jest naprawdę pozytywna i zabawna, a ja… Nie potrafię się nawet sama do nikogo odezwać – powiedziała cicho Julie.
Aileen uśmiechnęła się szeroko i pociągnęła ją korytarzem w prawo. Najwyraźniej nie widziała w tym żadnego problemu. Poprawiła kolczyk, który wysunął się z jej ucha podczas zderzenia, po czym odezwała się pogodnym głosem.
– To świetnie. Kto nie lubi nieśmiałych dziewczyn? – zadała pytanie retoryczne.
– Hm… Wszyscy ludzie w tej szkole? – zapytała Distim, czym wywołała perlisty wybuch śmiechu szatynki.
– I ty mówiłaś, że nie jesteś zabawna – zauważyła Aileen, wciąż chichocząc pod nosem.
Tylko, że to wcale nie był żart.
***
Gabriele i Emily szły jedną z uliczek Hogsmeade, pocierając zmarznięte dłonie i zapinając szczelniej płaszcze, ponieważ podmuchy wiatru były coraz bardziej złośliwe. Przyjaciółki zamierzały udać się jeszcze do Miodowego Królestwa, aby kupić nowy zapas cukrowych piór, które przydałyby się im na nudniejszych zajęciach.
Kierowały się właśnie w stronę sklepu, podczas gdy Gabie zbierała się w sobie, żeby wyjawić Madile swoją tajemnicę. Skoro Huncwoci się o wszystkim dowiedzieli, nie miała już dłużej pretekstów do ukrywania pracy u Aberforth’a. Było jej to nawet na rękę, bo zawsze chciała się komuś na ten temat wygadać, ale nie miała do tego sposobności. Nie potrzebowała ich współczucia, ani tym bardziej ich pieniędzy. Miała zamiar sama zapracować na to, by godnie wynagrodzić rodzicom ich wszystkie wyrzeczenia, dzięki którym znalazła się w Hogwarcie.
Westchnęła cicho i utkwiła wzrok w końcu ścieżki. W ciągu poprzedniego dnia doszła do wniosku, że mogła opowiedzieć przyjaciołom o swojej sytuacji zdecydowanie wcześniej. Powinna im zaufać i wiedzieć, że będą chcieli dla niej jak najlepiej. Żałowała, że wpadła na to dopiero teraz, bo te ostatnie miesiące mogły wyglądać zupełnie inaczej, gdyby miała ich wsparcie. Na pewno pomogliby jej w lekcjach i spoglądaliby łagodniej na jej ciągłe zmęczenie.
Emily cały czas coś mówiła, więc Misombre kiwała głową i przytakiwała, chociaż w rzeczywistości wcale jej nie słuchała. Zastanawiała się natomiast, jak przekazać przyjaciółce informacje, które wczoraj obszernie przedstawiła chłopakom. Nie miała pojęcia, jak zareaguje na jej rewelacje. Będzie zła, zaskoczona? A może stwierdzi, że Gabriele powinna jej o tym powiedzieć na samym początku?
Co chwilę otwierała usta, ale żaden dźwięk nie miał odwagi się z nich wydobyć. Brunetka nie wiedziała nawet od czego zacząć, więc wolała wszystko od nowa przemyśleć. Dotarły już jednak pod drzwi Miodowego Królestwa, w którym kłębiło się kilkunastu uczniów Hogwartu, wybierając ulubione słodycze. Gabie odetchnęła i chwyciła przyjaciółkę za ramię.
– Poczekaj, Em – poprosiła i zaraz odchrząknęła, bo przez ciągłe milczenie zaschło jej w gardle.
Nie było już odwrotu. Powiedziała A, więc musiała powiedzieć też B. Pociągnęła Emily dalej, rozpoczynając długo przygotowywaną w głowie wypowiedź. Wpatrywała się w swoje dłonie, ponieważ nie chciała na razie widzieć wyrazu twarzy blondynki.
Kiedy doszła już do końca opowieści, podniosła niepewnie oczy i uśmiechnęła się delikatnie. Madile wydawała się odrobinę zaskoczona, ale nie zła. Najwyraźniej spodziewała się jakichś konspiracyjnych spotkań i nawet przez myśl jej nie przeszło, że Gabriele mogła mieć problemy z  pieniędzmi.
– No i dlaczego o niczym mi nie powiedziałaś? – zapytała Em, unosząc brwi. – Gdyby Huncwoci na ciebie nie wpadli, dalej siedziałabyś cicho?
– Bałam się. Ale wiem, że powinnam była wcześniej wam wszystko wytłumaczyć. Przepraszam…
Emily zaśmiała się i objęła przyjaciółkę ramieniem.
– Nie masz za co. Każdy przecież ma prawo do tajemnic.
Mocniejszy podmuch wiatru rozwiał jej włosy wokół twarzy, a Gabie poczuła muśnięcie blond końcówek na własnej skórze. Szły przez chwilę w ciszy, z powrotem kierując się do Miodowego Królestwa, od którego oddaliły się na jakieś sto metrów. Brunetka poczuła się o co najmniej dwa kilo lżejsza, kiedy wyznała wszystko Emily. Nie wierzyła w to, że od końca szóstej klasy na jej ramionach spoczął tak wielki ciężar sekretów. Wzięła głęboki oddech świeżego powietrza, po czym znowu zwróciła się do dziewczyny:
– Teraz twoja kolej.
Madile zatrzymała się gwałtownie, a z jej ust zniknął uśmiech. Objęła się ramionami i tylko pokręciła głową.
– Daj spokój, Em. Na pewno ci ulży – zachęcała Gabriele, jednak na próżno. – To wcale nie takie trudne.
– Czy możesz w końcu przestać wałkować ten temat? – zapytała ze złością Emily. – Nie mam ochoty rozmawiać o Evans! Ani teraz, ani nigdy!
Piątoklasiści, którzy właśnie podążali w przeciwną stronę, spojrzeli na dziewczynę z zaciekawieniem. Natomiast Gabie zamrugała w tym czasie kilka razy, wyraźnie nie dowierzając. Czuła się tak, jakby Em walnęła ją pięścią w twarz, bo naprawdę rzadko zdarzało się, że na nią krzyczała. Prawie nigdy się nie kłóciły, a już na pewno nie z tak błahych powodów. Teraz jednak blondynka sama się o to prosiła.
– Wiesz, co myślę? – W głosie dziewczyny pobrzmiewał spokój. – Myślę, że nawet ty sama nie pamiętasz, za co tak naprawdę nienawidzisz Lily – dodała, nie czekając na odpowiedź. – Wmówiłaś sobie, że jej nie lubisz i dlatego jesteś wredna dla niej i jej przyjaciół, ale to całkiem bez sensu.
Znowu zapadła cisza, przerywana tylko zacinaniem wiatru o szyby pobliskiego sklepu. Emily skrzywiła się jeszcze bardziej. Potrafiła zmienić wyraz twarzy o całe sto osiemdziesiąt stopni, bo jeszcze kilka minut temu była radosna i roześmiana. Jej dobry nastrój wyparował jednak jak bańka mydlana.
– Widzę, że Lupin nie potrafi utrzymać języka za zębami – mruknęła ze zgorszeniem.
Utwierdziła tym samym Gabriele w przekonaniu, że za jej plecami była wredna dla wszystkich bez wyjątku. Dogryzała nawet Remusowi, który był najsympatyczniejszą osobą, jaką Misombre poznała w ciągu całego swojego życia.
– Jak możesz? Przecież wiesz, ile on musiał wycierpieć. Dlaczego mu nie odpuścisz?
Chciała otrzymać odpowiedzi przynajmniej na te pytania, ale najwyraźniej się przeliczyła.
– Nie masz o niczym pojęcia – warknęła Emily, odwracając się. – Odczep się ode mnie, Gabie – dodała po chwili i wpatrzyła się w ścianę przed sobą.
Nie trzeba jej było tego dwa razy powtarzać. Ruszyła szybkim krokiem i zaraz zniknęła za zakrętem, nie oglądając się za siebie. Nic nie wskazywało na to, że sytuacja rozwinie się w taki sposób. Miła rozmowa w ułamku sekundy przerodziła się w awanturę i Gabriele nie wiedziała nawet, jak do tego doszło.
Zacisnęła dłonie w pięści ze zdenerwowaniem i skierowała się w stronę zamku. W tamtym momencie straciła wszelką ochotę na zaglądanie do jakiegokolwiek ze sklepów.
***
Lily siedziała obok Chrisa w pubie pod Trzema Miotłami, a naprzeciw niej Natt posyłała Willowi szerokie uśmiechy. Knajpa była tak zatłoczona przez uczniów Hogwartu, że znalezienie miejsca graniczyło z cudem. Mieli naprawdę duże szczęście, że pojawili się tam, akurat wtedy, gdy jacyś znajomi chłopaków opuszczali stolik. Dzięki temu mogli choć na chwilę usiąść, odpocząć i rozgrzać się w ciepłym pomieszczeniu.
Madame Rosmerta przecisnęła się pomiędzy kilkoma zajętymi krzesłami i postawiła tacę z napojami na ich blacie. Odgarnęła zabłąkany kosmyk włosów z twarzy i szybko zaczęła się wycofywać, by przyjąć kolejne zamówienia. Evans posłała jej współczujący uśmiech. Gdyby była na jej miejscu, z pewnością nie dałaby sobie rady z tyloma klientami.
Chwyciła szklankę ze swoją wodą goździkową i zaczęła mieszać słomką w pachnącym płynie. Christian i Will zamówili po kuflu grzanego miodu z korzeniami o pięknym złotym zabarwieniu, natomiast Natalie wybrała dla siebie sprawdzone piwo kremowe.
W pubie panował taki gwar, że Lily musiała się nachylić nad stolikiem, żeby przyjaciele byli w stanie ją usłyszeć.
– Gdybym tu pracowała, chyba bym się załamała – stwierdziła, rozglądając się dookoła.
Niektórzy starsi czarodzieje nie zważali na brak miejsc, po prostu wyczarowywali sobie dodatkowe krzesła, przez co ścisk ciągle się powiększał. Sąsiedni stół był tak przysunięty do nich, że mężczyzna przy nim siedzący, co chwilę wbijał Evans łokieć w żebro.
– Zacznijmy od tego, że długo byś tu nie popracowała. Może do czasu, aż stłukłabyś wszystkie szklanki z asortymentu. Czyli jakieś… góra dziesięć minut. – Zaśmiała się Natt.
Lily uśmiechnęła się, bo wiedziała, że przyjaciółka ma rację. Była prawdziwą niezdarą pod każdym względem, szczególnie przy jedzeniu. Poza tym jej pech mógłby spokojnie zasiedlić pół kraju i pewnie dalej by się rozprzestrzeniał.
Westchnęła z irytacją, kiedy znowu poczuła mocne szturchnięcie. Klepnęła mężczyznę w ramię, próbując zwrócić jego uwagę. Odwrócił się powoli i spojrzał na Evans ze zniecierpliwieniem. Był wyraźnie pijany, a na jego twarzy widniały duże czerwone plamy. Zmrużył groźnie oczy, skupiając wzrok na dziewczynie.
– Czego? – warknął bełkotliwie.
Poczuła, że Chris poruszył się przy niej niespokojnie. Najwyraźniej nie spodobał mu się jego ton.
– Mógłby pan przestać wymachiwać rękami? – poprosiła z całą uprzejmością, na jaką było ją stać.
Facet zaśmiał się tylko ochryple w odpowiedzi i wyciągnął dłoń w jej stronę. Chwycił pojedyncze pasmo jej rudych włosów, na co Lily wzdrygnęła się z obrzydzenia i szybko wyrwała kosmyki z jego uścisku. Christian zaczął podnosić się z miejsca, ale w tym samym momencie podbiegła do nich Rosmerta i wyprosiła pijanego mężczyznę wraz z towarzyszem z pubu, mrucząc coś o tym, że to nie jest Gospoda pod Świńskim Łbem i nie życzy sobie takiego zachowania. Od razu w pobliżu pojawiło się kilku chętnych do zajęcia wolnych krzeseł. Evans obserwowała przez chwilę, jak Rosmerta wypycha dwóch klientów za drzwi, ale potem odwróciła się w stronę Chrisa.
– Zazdrosny? – Uśmiechnęła się pogodnie i przysunęła do siebie szklankę. – Nie dziwię ci się. Taki przystojniak?
Blondyn parsknął śmiechem, rozluźniając się i przybliżając swoje krzesło do Lily.
– Nie za stary dla ciebie? – zapytał. – Ile on mógł mieć lat?
– Zacznijmy delikatnie – powiedziała Natt, po czym splotła palce, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała. – Pięćdziesiąt dwa?
Dosłownie sekundę później, w pubie rozległ się magicznie wzmocniony głos madame Rosmerty, która zdążyła już wrócić za ladę i ogłaszała teraz numer zamówienia:
– Siedemdziesiąt pięć!
Spojrzeli na siebie i jednocześnie wybuchli donośnym śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Evans oparła głowę na ramieniu Christiana i chichotała jak wariatka, podczas gdy Natalie trzymała się za brzuch, jakby miał jej zaraz eksplodować. Po dobrej chwili cała czwórka się uspokoiła, więc Optone chwyciła swoje piwo kremowe i chciała pociągnąć z niego łyk, ale przypomniała sobie wcześniejszą sytuację i parsknęła w szklankę. Zaczęła się krztusić, a w oczach stanęły jej łzy bólu i rozbawienia. Will klepnął ją kilka razy w plecy, aby pomóc jej złapać oddech. Dziewczyna ponownie kaszlnęła, a potem otarła twarz z kremowego piwa i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
– Ale wstyd – zdołała z siebie wydusić, pochrząkując. – Dobra, już jestem poważna.
Lily otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, kiedy poczuła mocne szturchnięcie w ramię. W pierwszym momencie pomyślała, że to pijany mężczyzna wrócił, żeby wyrazić swoje niezadowolenie. Ale gdyby to był on, pewnie zdziwiłaby się mniej, niż wtedy, gdy zobaczyła obok siebie zdyszanego Petera, szarpiącego ją za rękaw swetra.
– Możemy… pogadać? – zapytał szybko.
Zauważyła w jego oczach autentyczne przerażenie, więc sama się zdenerwowała. Błyskawicznie wstała z krzesła, rzuciła krótkie „zaraz wracam”, ignorując zaskoczone spojrzenia Natt i Krukonów, po czym wyszła za chłopakiem na zewnątrz.
– Co się dzieje? – Narzuciła kurtkę na plecy, po czym założyła ręce na piersiach.
Chciała się zatrzymać, ale Glizdogon ruszył w kierunku zamku, jeszcze zanim zamknęły się drzwi od pubu. Lily potruchtała za nim, niczego nie rozumiejąc i domagając się wyjaśnień.
– Musisz nam pomóc – oznajmił tylko, oddychając ciężko przy każdym kolejnym kroku.
Nie miał zbyt dobrej kondycji, lecz w tamtej chwili szedł naprawdę szybko i nie oglądał się na nic.
– Najpierw powiedz mi, co się stało – poprosiła, a wręcz rozkazała Evans. – Jeśli to jakiś wasz kolejny głupi dow…
Urwała, bo dobrze wiedziała, że Peter był naprawdę przestraszony. Zagryzła wargi, zastanawiając się, co go tak poruszyło. Znajdowali się już kilkanaście kroków od bramy, prowadzącej do szkoły, kiedy Lily ponowiła swoje pytania.
– Dokąd idziemy? Czy komuś się coś stało?
Pettigrew pobladł jeszcze bardziej, więc dziewczyna złapała go za ramię i potrząsnęła nim gwałtownie. W jej głowie pojawiła się straszna myśl, którą natychmiast chciała wykluczyć.
– Czy z Remusem wszystko w porządku? – dopytywała drżącym głosem.
Milczał przez kilkanaście długich sekund, podczas których Evans miała ochotę wykrzyczeć mu w twarz: „No, mów!”. Przyspieszyli, wbiegając na błonia, a z ich ust wydobywały się obłoczki pary.
Peter odezwał się dopiero wtedy, gdy Lily całkiem straciła nadzieję na odpowiedź i przygotowała się na najgorsze. Tego, co usłyszała, jednak zupełnie się nie spodziewała.
– To… Syriusz… – wydyszał chłopak, otwierając wrota wejściowe, a później wbiegając po schodach. – Jest… ciężko ranny.
***
 Hej, kochani!
Przepraszam za spóźnienie. Bardzo, bardzo przepraszam. Pamiętam, że dwa tygodnie temu, kiedy miałam opublikować ten rozdział, nawet nie zaczęłam go jeszcze pisać. Ostatnio miałam naprawdę mało czasu, więc jeszcze raz przepraszam. Liczę na to, że mi wybaczycie, bo to najdłuższy rozdział na tym blogu. Ma jedenaście stron. Trochę się rozrósł :)
Teraz nie wiem, co pisać. W tym rozdziale pojawiły się dwie nowe postacie i jestem ciekawa, jak je przyjmiecie. 
Przepraszam, że nie odpisałam na komentarze pod poprzednim rozdziałem, ale jeszcze zdążę to zrobić. Za wszystkie bardzo dziękuję, ale najbardziej dziękuję właśnie Natalii, której dedykowałam rozdział. Czytałam Twój komentarz kilkakrotnie i za każdym razem nie mogłam uwierzyć, że ktoś może w ten sposób myśleć o moim blogu. To było naprawdę miłe i dziękuję Ci bardzo, bardzo, bardzo. <3  
Nie chciałabym zaniedbywać pozostałych komentujących, ale cóż... Tak wyszło. Kiedyś zadedykuję rozdział wszystkim bez wyjątku i wszystkich wymienię :)
Okej, jest już dosyć późno, a ja dodaję ten rozdział z dwutygodniowym opóźnieniem, więc trochę mi głupio. I nie wiem zupełnie, co jeszcze chciałam napisać. 
Nie spodziewałam się, że rozdział wyjdzie taki długi. Znaczy zaczęłam się tego spodziewać, kiedy pierwszy wątek rozciągnął się na pięć stron :D
Dobra, nie przedłużam już więcej. Jak sobie o czymś przypomnę, to tutaj dopiszę.
Miłych i wesołych świąt. 
Pozdrawiam gorąco i całuję. 

21 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Hej kochana :)
      Pierwsze co chciałam powiedzieć, to przeogromnie dziękuję za dedykację :)to mi jest miło, że tak odebrałaś mój komentarz. Obie sobie sprawiłyśmy radość i to jest bardzo przyjemna myśl ;)
      Teraz o treści:
      Rozdział jest długi, ale czytając go wcale się tego nie czuje. Tak po za tym to gratuluję Ci, że stworzyłaś takie cudeńko na 11 stron! Nie wiem jaki masz na to przepis... chyba przede wszystkim Twój talent :)
      Wchodząc w zakładkę "Bohaterowie" od razu zwróciłam uwagę na Michelle. Dobrałaś bardzo ładną aktorkę z oryginalną urodą. Dlatego od razu ją polubiłam. A po dzisiejszym rozdziale jeszcze bardziej :D Cała sytuacja początkowo była komiczna, Tina jest bardzo śmieszną osobą i zyskała moją sympatię. Opis przygody w lesie trzymał w napięciu i czułam się jakbym czytała fragment książki :) od razu z czystym sercem mogę powiedzieć, że shipuję Michelle z Syriuszem :D tylko jaki to ship? Micheriusz? Albo Syrelle? Chyba ten drugi lepszy xD no ale koniec z wymyślaniem nazw shipów (co ostatnio jest moim hobby). Spodobał mi się moment kiedy Syriusz leżał na Chelle, a ona do niego "Złaź ze mnie." :D To było śmieszne :D No i ciekawa jestem czy coś wyniknie z tego, że Michelle widziała czarnego psa :) mogłaby się domyślić, że jest animagiem :)no i Tina na koniec najlepsza xD Co tam, że mało nie zginęła, ważniejsze zrywanie kwiatków :D
      Dalej...
      "Podwójna randka" wyszła całkiem miło i przyjemnie. Nawet zaakceptowałam Natt z Willem, a tu nagle... benc! Aileen wpada na Julie! Na to czekałam :D Teraz cała nadzieja w siostrze Willa, oby ich zeswatała ;)
      Ciekawie, że Gabi powiedziała Emily całą prawdę. Szkoda, że ona nie może liczyć na taką szczerość ze strony Em. Ja sądzę, że Emily ma i to pewnie bardzo uzasadniony powód swojej nienawiści do Lily, ale nie dowiemy się go jeszcze długo, długo, bo będziesz nas tak trzymać w niepewności :D tak po za tym, to Emily ma ładną buzię :)
      Ech... pijani faceci, po prostu kocham :D od razu jak coś takiego czytam, to mi się przypomina sytuacja z wakacji, jak do mnie i moich koleżanek taki pijany facet pod sklepem powiedział:
      Śliczne dziewczyneczki,
      Zdejmijcie spodeneczki,
      Bo ja stary kaleka,
      Chciałbym popatrzeć z daleka xD
      Tak, chorzy ludzie w mojej okolicy :D
      Jejku, rozpisałam się o głupocie, ale trudno :D także... nie lubię pijanych facetów.
      Madame Rosmerta ma niesamowite wyczucie czasu :D zazdroszczę :)
      I ostatni fragment. Jak mogłaś skrzywdzić Łapę?! Jak to mogłaś zrobić?! Przecież i Ty, i ja go kochamy i jemu nie może się nic dziać. Chociaż rozumiem ten nawyk unieszczęśliwiania ulubionych bohaterów... sama tak mam :D
      O, zapomniałam napisać, że bardzo, ale to bardzo podobają mi się Twoje opisy. Miejsca, uczucia, osoby... cud, miód i malinki :)
      Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
      A, i nie martw się tym opóźnieniem. Najważniejsze jest wtedy, żeby zrobić "wejście smoka", wiesz, żeby był efekt "wow". A Tobie to się udało ;)
      Dziękuję jeszcze raz za dedykację, naprawdę nie wiesz, jaką mi to radość sprawiło :)
      Pozdrowienia z chorej okolicy :)
      Weny, czasu i radości :)
      Buziaki :***
      Natalia
      Zapraszam do mnie w wolnej chwili :) Jest nowa historia o nowym czasie ;)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. A więc tak...
      Moja drofa, najwspanialsza, najlepsza,najukochańsza OPTIMIST!
      Jak to jest,że ty jesteś tak genialna i... i... potrafisz tak pisać? Przez ciebie przeklinałam na głos... przy kuzynce... która ma 30 lat... która to potem powiedziała rodzicom... i powiedziała że "internety źle na mnie wpływają" :')
      Historia z życia Nox...
      No ale okej!
      Więc...Tina i Melle bardzo przypadły mi do gustu (nie to co ten cały Chris...)
      Przez chwilkę nawet pomyślałam,żeiędzy Melle a Łapcią coś... hymm... zaiskrzyło?
      A tak wgl... CZEMU MI TO ROBISZ!!!????!?!?
      ZA DUŻO CHILY! NIENAWIDZE CHRISA!
      No ale to twoja historia a ja bez względu na wszystko będę ją czytać ale...mogłoby być więcej Jamesa :/
      I dlaczego skończyłaś w takim momencie?
      Co z moim kochanym Syriuszem?
      Mam nadzieję że kolejny rozdział będzie zaniedługo :)
      I ten..no... weny życzę! U mnie nowy rozdział jeszcze przed świętami!
      ~NOX
      nowepokoleniefelicity.blogspot.com

      Usuń
    2. Jej przepraszam za tyle błędów w komie... skutki pisania na telefonie. Mam nadzieję żesię rozczytasz :')

      Usuń
  3. Trzecia! Świetne, nie można oderwać się. Jak już napisałaś taki długi rozdział, to mogłaś już napisać więcej co z tym kochanym Łapcią, bo się normalnie załamałam. Pewnie nie zdążył się przemienić w psa zanim Remcio go dorwał.. biedactwo moje :c
    Teraz co do Lily. Normalnie serce mi się kraja jak czytam o niej i Willu. Jako największa zwolenniczka Jily, a jeszcze bardziej Jamesa, po prostu nie mogę tego przecierpieć :c Mam nadzieję, że niedługo się to zmieni. :)
    Dopiero w tym rozdziale polubiłam Gabrielle (tak, wcześniej jej nie lubiłam). Szkoda mi jej. Emily jest głupią suką i nie zasługuje na jej przyjaźń. Chociaż z jednej strony zastanawia mnie jej postać. Jestem ciekawa czego więcej się o niej dowiemy.
    Jeszcze Michelle i Tina. Świetne są, od razu je polubiłam. Tina zdecydowanie przypadła mi do gustu, jest trochę jak Luna. Mam nadzieję, że te dwie częściej się będą pojawiać :)
    No i jako ostatnie, dzięki Ci, za pojawienie się Petera. Już zaczynała sądzić, że jako jedyna go zauważam. Mam nadzieję, że teraz i u Ciebie będzie się częściej pojawiał.
    To tyle. Cudownie piszesz, mogłabym to czytać cały czas. Czekam na kolejny, który (na co liczę) pojawi się niedługo.
    Pozdrawiam i życzę weny :*
    W wolnych chwilach zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Warto było czekac na taki rozdział. Pierwsza cześć mogłaby równie dobrze posłużyć za miniaturkę, miała wstęp, rozwiniecie, zakończenie, klamrę kompozycyjna.. Mimo ze przeczytawszy o pełni, domyślałam się juz, co moze sie stać podczas wyprawy Puchonek do Zakazanego Lasu, to chyba jeszcze bardziej czekałam na akcję... Co prawda dzieki Huncwotom dziewczynom nic się nie stało, ale mój biedny Syriusz jest cieżko ranny! Zastanawiam sie, czemu Peter przybiegł do Lily, czyżby huncwoci nie chcieli pomocy pielęgniarki? Skoro jest tak złe, to chyba nie maja wyboru? Tak zakończyć, nieładnie xD. Jeśli juz jesteśmy przy Loly, to trochę denerwuje mnie jej zainteresowanie Chrisem, bo co z Jamesem?;) ale Chris ma w sobie dużo uroku, trzeba przyznać... Druga para tez i nie wiem, czemu siostra willa tak bardzo nie lubi Nat. Ale podoba mi sie temperament A, chyba naprawdę wiele zrobi, by to J została dziewczyna jej brata. Ale nie wiem, czy jej się uda, choc moze przynajmniej J sie bardziej otworzy na ludzi, bo A ma w sobie niebywała ilośc energii i mimo ze zbyt szybko szufladkuje ludzi, to nie sposob jej nie lubić :) jeśli chodzi o Emily i Gracs, wydawało mi się, ze E moze tak łatwo nie przyjąć faktu, ze G ma tajemnicA prace. Przyjęła to b dobrze, ale kłótnia i tak się wywiązała. Podejrzewam, ze Emily moze jednak miec jakis powód nienawiści wobec Lily i remusa, choc nie wiem, czemu aż tak go ukrywa... Moze oba jest zakochana w Lupinie i twiedzi, ze Lily tez z jakichś powodów? Ale nie, chyba nie... Chociaż nie wiem... Mam nadzieję,ze niedługo to wyjaśnisz. Liczę tez na to, ze Will i Nat zostaną niedługo para xd
    Na koniec chciałabym się Ciebie o cos zapytać. Założyłam niedawno ocenialnie - konstruktywna-krytyka-blogow.blogspot.com i poszukuję osob, które chciałyby ze mną oceniać :) moze jesteś zainteresowana?
    zapraszam do siebie i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Cześć! Mam nadzieję, że nie będziesz mieć mi za złe 3 ( wkrótce) komentarzy pod jednym postem, ale chciałam Cię tylko poinformować, że nie zaprzestałam czytać Twojego opowiadania. Okazało się, że pzez nieobecność narobiłam sobie tyle zaległości, że już nie wyrabiam.
      Chciałam cię tylko kochana poinformować, że czytam i jestem ciągle zakochana w Twoim opowianiu! Zostały mi chyba jeszcze 3 rozdziały do bycia na bieżąco, w każdym razie, gdy wrócę do domu z wyjazdu zabieram się za solidne komentowanie!
      Ola

      Usuń
  6. Kochana Optimist!
    No po prostu wow. Naprawdę, warto było czekać. Pierwsza część robi wielkie wrażenie. Ten atak w lesie na dziewczyny... Czułam się jakbym tam była zamiast Melle i Tiny. Serce podskakiwało mi do gardła, kiedy tylko w zasięgu puchonek znajdywał się Remus.
    Później pojawiły się Natt i Lily. Jak zawsze czytałam o nich z uśmiechem na ustach :) Bardzo przyjemne się o nich czyta.
    Potem Julie. Tutaj nie mam preferencji, którą dziewczynę wolałabym z Willem. Ja tylko tak bardzo nie chcę, żeby Julie się pokłóciła z Natt. To byłoby straszne...
    Gabrielle. To musiał być dla niej szok. Udało jej się zdobyć na zwierzenie Emily, a ona nic nie chciała jej powiedzieć. No to teraz nie lubię jej całkowicie.
    No i końcówka. Wspaniała. Naprawdę. Serce mi biło jak oszalałe, kiedy Lily z Peterem szli do zamku, a ja dalej nic nie wiedziałam... A tu się okazuje, że Syriusz jest ranny... Ale wszystko musi być dobrze. Przecież go nie uśmiecisz, prawda? Nie możesz! Musi z tego wyjść, przecież jest silny! Tak jestem pewna, że Lily uda się go wyleczyć. Dziewczyno nie możesz mi tego zrobić! Tylko nie mój Syriusz :(((
    To był naprawdę jeden z najlepszych twoich rozdziałów. Tak bardzo podobał mi się tylko ten z blondynką i czerwonym naszyjnikiem oraz ten, co był dwa tygodnie temu z listem o Chrisie i tajemniczym pokoju.
    A właśnie! Rozwiniesz bardziej ten fragment z pokojem Chrisa i Lily? Mimo, że nadal kibicuję Jily, przyjemnie się czyta o tych dwoje. Jest w nich coś niezwykłego, takiego przyjaznego, no po prostu ah i oh ^^
    Czekam na następny!
    Buziaki,
    Bianka
    zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie jestem dobra w pisaniu komentarzy, więc po prostu napiszę : Wspaniały rozdział
    Życzę weny i czekam na nowy rozdział 😊

    OdpowiedzUsuń
  8. Kath wraca do żywych! Moje miejsce!

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj. Jako, że wcześniej mnie tu nie było, a historia tak mnie wciągnęła, że nie było mowy o komentowaniu, to teraz może się rozpiszę.
    Muszę przyznać, że prolog kompletnie mnie zaskoczył, nie spodziewałam się takiej akcji... I aż nie mogę się doczekać, kiedy dowiem się o co dokładnie tam chodziło.
    Czytając wszystkie te rozdziały byłam pod ogromnym wrażeniem Twojego stylu pisania. Jest naprawdę lekki, szybko się czyta... I jak dla mnie rozdziały mogłyby być jeszcze dłuższe. Teraz pewnie czekanie na kolejny prawie dwa tygodnie będzie dla mnie koszmarem, bo chciałabym już przeczytać całość.
    Kolejną rzeczą, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, jest Twoja umiejętność pisania opisów. Wielu ludzi ma problem z zamieszczeniem w tekście tego co dzieje się wokół postaci, tego, co robią, jak się zachowują... I nie, żebym teraz piła do siebie... A jednak, ja zawsze zapominam o takich rzeczach, za bardzo skupiając się może na emocjach. Ty odnajdujesz tu równowagę. Nie jest to przesadzone w żadną stronę.
    Pod wrażeniem jestem również tego z jaką lekkością posługujesz się taką ilością postaci. Samych gryfonów już jest dziesiątka, a Ty znów wprowadzasz kolejne. A co najlepsze, dla każdego znajdujesz trochę czasu, a nie skupiasz się tylko na postaciach głównych.
    Zasób słownictwa też masz całkiem obszerny, a ja ze dwa razy widząc jakieś słowo uznawałam, że mi ono w życiu nie przyszłoby do głowy w trakcie pisania.
    Podziwiam też Twoją systematyczność. Jasne, czasem zdarzają się dłuższe przerwy w pisaniu, to zrozumiałe. Niewielkie spóźnienia też są normalne, więc nie ma się czym przejmować. Najważniejsze jest to, że wciąż masz pomysły, wiesz co i jak napisać...
    A skoro już o pomysłach mowa, są świetne! No bo co po tym, że ma się wszystko dobrze zrobione technicznie, jeśli historia byłaby beznadziejna? U Ciebie nie ma tego problemu. Wszystko jest spójne, wciągające... Pomysły są niebanalne. Może tylko opisy sytuacji, kiedy pojawia się owa dziewczynka mogłyby być bardziej mroczne, a przede wszystkim dłuższe, bo może po prostu nie zdążyłam wciągnąć się w klimat, a scena się już kończyła. A ja akurat lubię takie mroczniejsze klimaty...
    Mam nadzieję, że w przyszłości będziesz pisać jeszcze trochę więcej o Syriuszu. Uwielbiam go. Tak samo, jak Pottera i Lupina, ale jednak chyba do Blacka mam słabość... I aż mi się słabo robi, że będę musiała tyle czasu czekać, zanim dowiem się co mu się stało...
    Może też przydałoby się trochę więcej bezpośrednich starć między Lily a Em. To z pewnością mogłoby być ciekawe.
    No, i tak. Przyszło mi do głowy, że dawno nie czytałam tak naturalnych dialogów, jeśli chodzi o sprzeczki Natt i Lils. Bardzo często takie rozmowy w opowiadaniach są nieco nienaturalne i wymuszone, a tu jakbym po prostu słyszała siebie i swoich znajomych. Aż jestem w stanie wyobrazić sobie takie sytuacje w rzeczywistości.
    No, jedyną rzeczą która drażni moje oczy jest wyrażenie "rozglądnąć się". Nie wiem czy jest ono poprawne czy nie, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Może to jest bardziej jakiś regionalizm, nie wiem. Ja raczej bardziej byłabym za "rozejrzeć się". To jest dla mnie bardziej naturalne, osłuchane... Ale może to tylko moje odczucie.
    W każdym razie piszesz genialnie i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    Pozdrawiam,
    Cathy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejka :) Tak jestem tu xD Udało mi się znaleźć trochę czasu, wchodzę a tu nowy rozdział :D Nie mam pojęcia jak ty to robisz, że twoje rozdział są aż takie długie xD Ja tak nie potrafię :) Oczywiście zakochałam się w pierwszej części z Michelle i Syriuszem w roli głównej :D To było piękne jak Syriusz przygniótł ją własnym ciałem aby ochronić ją przed wilkołakiem :D Albo Tina nawet kiedy mało co nie zginęła interesuje ją jakaś roślinka xD Na koniec dostaniesz opiernicz no bo jak mogłaś skrzywdzić Łapę! No powiedz mi jak?! Normalnie na początku wszystko pięknie, ładnie w Zakazanym Lesie normalnie miód, cud i orzeszki, czy jakoś tak, a na koniec Łapa ciężko ranny... No normalnie jak mu coś zrobisz poważnego to cię znajdę i ci coś zrobię xD Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Więcej Michelle i Syriusza, ponieważ mam nadzieję, że zrobisz z nich parę. Ostrzegam, że Syriusza chcę w pełni zdrowego, uśmiechniętego i wkurzającego Michelle :D Pozdrawiam i życzę weny :*
    Lily
    P.S
    Zapraszam do mnie na kolejny rozdział ;) http://lilyevansirogacz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Cześć!
    Aaach, długaśne rozdziały to właśnie to, co lubię najbardziej :) Można się podelektować.
    Nowe postaci, hurra! I jeszcze jakie ciekawe. Gdybym była w Hogwarcie, od pierwszej klasy próbowałabym uwarzyć Felix Felicis xD No dobra, domyślam się, że składniki do tego eliksiru są pewnie jakieś kosmiczne, nie mówiąc już o stopniu trudności, ale spróbować nie zaszkodzi i dlatego dobrze rozumiem Tinę.
    Tak rozmarzyłam się myśleniem o Feliksie, że dopiero Twoja druga wzmianka o pełni księżyca wzbudziła moje podejrzenia, że być może gdzieś w lesie znajdą się Huncwoci... W tym jeden wilkołak.
    Błagam, niech Michelle ma romans z Syriuszem! To był taki dobry początek! Jeszcze od razu poznała największą tajemnicę Huncwotów, więc proszęproszęproszę! Jest idealną kandydatką. A Tina jest tak wspaniała w swym szaleństwie, że mam nadzieję, że poważnie rozwiniesz wątek Puchonek. Muszę przyznać, że miłosny łańcuch Lily-Natalie-Julie-Will-Chris-James zaczynał być już trochę przyciężki, a ten nowy wątek stanowił taki powiew świeżości dla Twojej historii. Suuuper pomysł.
    Kiedy czytałam o perypetiach Lily i Natalie, przyszła mi do głowy taka rzecz: jak bardzo zamierzasz trzymać się kanonu? To znaczy, bo stworzyłaś wiele nowych postaci, niewiele wykorzystując już istniejących, więc kiedy tak sobie myślę kto trafił do Zakonu Feniksa... Czy zamierzasz wszystkich wykończyć w trakcie pierwszej wojny? :p Bo mam nadzieję, że nie zakończysz na Hogwarcie, a ciekawie byłoby poczytać, co z kim się stanie. Taka mała dygresja.
    Lubię zbiegi okoliczności. Zwykle wynika z nich coś dobrego i tym razem nie było inaczej. Jak dobrze, że Julie wpadła na Aileen! Nie dość, że dziewczyna ma ładne imię, to jeszcze myśli o Natalie to, co ja :p Czegóż chcieć więcej? Okay, jej entuzjazm jest trochę dziwny, ale jestem w stanie wybaczyć jej każdy dziwactwo, jeśli sprawi, że Julie stanie się obiektem pożądania Willa :p Tyle, że to by mogło uszkodzić zawieszenie broni pomiędzy Julie a Natt... No, ale kto by się tym przejmował!
    Kurczę, bałam się, że Emily wyśmieje Gabriele albo uzna, że praca w tym wieku jest jakaś niegodna czy coś, ale zaskakująco dobrze to przyjęła, jak przyjaciółka. Co nie zmienia faktu, że wszystko i tak się pokomplikowało...
    Końcówka bardzo ciekawa. Nie mam pojęcia, co tym razem zbroili Huncwoci, ale na pewno przesadzili. Czy może mieć to związek z pierwszą częścią rozdziału? Nie każ nam czekać i pisz szybciutko!
    Rozdział bardzo podobał mi się jako całość. Naprawdę udany. Mnóstwo nowych, interesujących wątków, ładnie opisanych.
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  12. Zajmuję sobie miejsce!
    Jutro (prawdopodobnie, jak nie to w weekend) dodam komentarz!

    OdpowiedzUsuń
  13. Przepraszam że dopiero teraz przychodzę z komentarzem ale pewne wydarzenia z życia osobistego sprawiły że nie miałam do tego głowy.
    I dziękuję za komentarz u mnie. Cieszę się że doceniasz moje wypociny :D :D :D
    Michelle .... po pierwsze mam przeogromnego plusa za to iż twarzyczki udziela jej Taissa którą uwielbiam z American Horror Story :) po drugie nie wiem czemu ale jak zobaczyłam ją w bohaterach to do głowy wpadła mi myśl, że pasowałaby do Blacka wizualnie. I jaka to niespodzianka kiedy czytam że się na siebie napatoczyli :D hehehe
    Tina jest nieźle zakręcona :) i dlatego ma u mnie przeogromnego plusa. Co tam że omal nie umarły, najważniejsza jest roślinka hehe.
    Podwójna randka? Hm. Potter niebyłby zadowolony ale ja jestem. Lily i Chris są taaaaaaacy przeuroczy :) Nat i Will jakoś mi nie podchodzą, ale może się to zmieni.
    Ulala, Aileen coś kombinuje, czyli nie będzie nudno. Nat, strzeż się ;)
    Emily ... no nie mogę. Po prostu nie lubię suki. Jak tylko widzę jej imię to mną trząsa .... jak można być takim wrednym babsztylem?! Gabi jest jej przyjaciółką. Nie powinny mieć przed sobą sekretów. Tak ostatnio myślałam i wymyśliłam iż może Em podkochuje się w Jamesie :D ale by były jaja.
    Słucham?!?!?!?! Jak mogłaś skrzywdzić Łapę?!?!?!?! Jak?!?!?! Czy ty .... aaaa. Dobrze, że nie wiem gdzie mieszkasz hehe.
    Pozdrawiam i weny życzę
    PS sorki że taki krótki ten komentarz :* :*


    OdpowiedzUsuń
  14. Cudownie jak zawsze ;)
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału Jak mogłaś mojego ukochanego Syriusza skrzywdzić?! Radzę Ci to szybko wyjaśnić mordko ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj!:)
    Przeczytałam Twoje opowiadanie z zapartym tchem. Masz naprawdę niesamowity styl i niebanalną wyobraźnię. Bardzo ładnie komponujesz zdania i nie robisz niemal żadnych błędów. Widać, że wiele pracy włożyłaś w wykreowanie swojego stylu, jednak efekty są genialne.

    Bardzo polubiłam Twoją Lily, jest sympatyczną dziewczyną i wspaniałą przyjaciółką, właśnie tak wyobrażałam sobie pannę Evans, jednak w wielu opowiadaniach została ona pokazana jako rozwrzeszczana egoistka, która nie wie, czego chce. Ty stworzyłaś bardzo prawdziwą dziewczynę, z krwi i kości, dzięki czemu od razu zapałałam do niej sympatią.

    Spodobała mi się również jej relacja z Jamesem, widać, że chłopak już nie jest jej obojętny. Na początku był arogancki i napuszony, lecz pod wpływem uczuć do Rudej stał się uczuciowym i dobrym chłopakiem, co dziewczyna widocznie doceniła. Mam nadzieję, że szybko odwzajemni jego uczucia, chociaż postać Christiana również przypadła mi do gustu, jest miły i życzliwy, więc nie dziwię się, że Lily zwróciła na niego uwagę. Liczę jednak na to, że nie zmienisz kanonu i Lily będzie z Jimem:)

    Przyjaźń Lily i Nati jest naprawdę świetna, widać, że obie dziewczyny bardzo ją cenią, więc z pewnością przetrwa ona nawet po ukończeniu szkoły. Dziewczyny mają ze sobą bardzo dobry kontakt, świetnie się dogadują i wspierają w trudnych chwilach, dlatego mam nadzieję, że nikt nie będzie ingerował w ich relacje. Mam tu głównie na myśli Julie, która niby zgrywa niepozorną, lecz widocznie nie potrafi zapanować nad swoimi emocjami. Wydaje mi się, że już odpuściła sobie uczucia, jakimi darzy Willa, jednak może jeszcze pozazdrościć dziewczynom przyjaźni.

    Naprawdę nie rozumiem zachowania Emily, myślę, że dziewczyna jest zakochana w Jamesie i dlatego mści się na Lily, ale przecież to nie wina Rudej, że to ją wybrał Jim. Oby tylko dała spokój Remusowi, bo w Wielkiej Sali zachowała się naprawdę bezczelnie. Lily dobrze postąpiła, atakując ją ziemniakami.

    Czytałam Twoje opowiadanie w nocy i aż mnie ciarki przechodziły, gdy opisywałaś tą tajemniczą blondyneczkę, która prześladuje Lily. Mam nadzieję, że nie wyrządzi ona Lily krzywdy, chociaż wszystko wskazuje na to, że nie ma wobec niej dobrych zamiarów. Ruda powinna powiedzieć przyjaciołom o tej dziewczynce, ale z pewnością nie chce ich martwić. Myślę, że po jej zachowaniu oni sami spostrzegą, że coś jest nie tak i zareagują.

    Naprawdę urzekła mnie Twoje historia i z pewnością będę dalej śledzić losy bohaterów. Pisz szybciutko kolejny rozdział!:)

    Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny,
    Neithiria.

    OdpowiedzUsuń
  16. Halo,halo!
    Mój poprzedni komentarz zaginął w odmętach zbyt starego już laptopa,dlatego z lekkim opóźnieniem niczym Ekspres Hogwart nadciąga druga,jeszcze lepsza,pełna pościgów i wybuchów (może nie do końca;/) recenzja!!!

    Zapraszam na pierwszy punkt programu:
    1. Poprawność językowa i gramatyczna
    Wiem,zawsze to powtarzam,ale co mi szkodzi- nie potrafię znajdować błędów. Interpunkcja jak na moje,lekko upośledzone oko jest posłuszna
    ,a gramatyka również dobrze sobie radzi. Znalazłam jednak parę zabawnych zdań:
    Na OPCM Cravis założył ręce na piersiach.
    W tym wypadku powinno być na piersi,chociaż może jeszcze nie wiemy wszystkiego o Cravisie xd
    Znowu zapadła cisza, przerywana tylko gwizdaniem wiatru o szyby pobliskiego sklepu.
    Czy wiatr może gwizdać o szyby? Wydaję mi się,że nie bardzo.
    Nie wierzyła w to, że od końca szóstej klasy na jej ramionach osiadł tak wielki ciężar sekretów.
    Dobra,dobra. Sprawdziłam to zdanie i teoretycznie jest poprawne,ale sugerowałabym raczej użycie formy leżał,ewentualnie po przekształceniu spadł. Po prostu to mi nie brzmi,no ;/
    BONUSIK
    Nie widziała, co się stało, ale po chwili leżała już na podłodze, a obok niej rozpłaszczyła się jakaś dziewczyna.
    Rozpłaszczyła xdxd .Wyobraziłam sobie taką plamę krwi na idealnie wyszorowanej podłodze w Hogwarcie.
    Brutalność level Stephen King.
    Czy się czepiam?
    Prawdopodobnie.
    Ale i tak wystawiam słoneczko ;>

    2.Bohaterowie
    Ooo widzę zmiany na pełnej kur... pełnym gazie. Dwóch nowych bohaterów to nie przelewki xd.
    Obecnie moim ulubieńcem jest James,ale w tym rozdziale przekonałam się do Michelle i tak jak koleżanka na początku,shipuję ją z Syriuszem. Ehh ten Syriusz. Wydał się,że jes animagiem i jeszcze ładuję się w kłopoty. Przyznam szczerze,że jeszcze nie ogarnęłam wszystkich bohaterów i czasem ich mylę,bo dodajesz dużo OC,ale przedstawiasz ich w tak dobry sposób,że się nie gniewam. Masz duży zasób słów w opisywaniu ich i podoba mi się,że tak łatwo oddajesz emocje i te sprawy.
    Reasumując; jest spoko.

    3. Fabuła.
    Mam do skomentowania jeszcze jeden rozdział,więc pozwolisz,że nie będę się aż tak szczegółowo zagłębiać?
    Nie?
    No proszęęę...
    Eh,no dobra.
    Pierwszy genialny plan Tini,a ja już jej nie lubię.
    -Ej,cho uwarzymy se bardzo niebezpieczny eliksir dla beki,dobra?
    -No nieee...
    -Spróbujmy chociaż.
    -Dobra,przekonałaś mnie.
    Nie chcę oczywiście tu nic wyśmiewać,bo ta część mi się bardzo spodobała. Prawdopodobnie uznałabym wyjście do lasu w środku nocy za idiotyzm,ale cofnęłam się myślami do swoich zeszłych wakacji i już nie oceniam.
    Jesteśmy w Zakazanym.
    I co?
    Syriusz.
    A co jeszcze?
    Niebezpieczeństwo czyhające na dwie,samotne nastolatki w nocy. No kto by się spodziewał,że Tine spotka coś złego?
    *Pinkybarbz się zgłasza*.
    Na szczęście wilkołak został pokonany,a nasze przyjaciółki wróciły radośnie do zamku,bez korzenia którego poszukiwały. Za to (miejmy nadzieję) zdobyły coś cenniejszego;trochę doświadczenia.
    Ten fragment uważam za najciekawszy w akcji notki.Oprócz niego na podium są
    rozmowa Gabrielle z Em i pojawienie się panny Johnson.
    Nie nudziłam się czytając ten rozdział,ale kiedy skończyłam część z Zakazanym Lasem spodziewałam się czegoś więcej. Zabrakło mi tej nutki adrenaliny i czekam na nią w kolejnych rozdziałach.
    4. Inne:
    Długość- WOW! Napracowałaś się nad swoim dzieckiem i to się cenni.Dla mnie osobiście rozdział ciut za długi,ale jeszcze się taki nie urodził,co by wszystkim dogodził. Respect i tak jest.
    Szablon pasuję do całej konwencji. Gif lekko odwraca uwagę od tekstu,ale to takie miłe urozmaicenie xdd
    RazEm:
    Jily,Oc-to nie moja bajka. Ale czytam. I to z zainteresowaniem. To chyba coś znaczy,c'nie?
    A nawet jeśli nie,to i tak czekam na następny rozdział...wait już jest. No to zabieram się za czytanie.

    Wszystkiego najlepszego, czy jakoś tak od
    Pinkybarbz ;>

    OdpowiedzUsuń
  17. Witaj Słoneczko:)
    Ileź ja mam zaległości u Ciebie. Wstyd mi... ale juz się poprawiam i komentuję:)
    Gdybyś nie napisała, że rozdział ma aż 11 stron, to bym nigdy nie uwierzyła. Serio, serio. Pochłonęłam go w zastraszającym tempie i cieszy mnie perzpektywa, że po napisaniu komentarza dowiem się co było dalej:)
    Po raz kolejny i będę to chyba powtarzać do znudzenia, wspaniałe opisu. Robisz to tak płynnie, naturalnie i idealnie, zazdroszczę Ci tego bardzo, bardzo. Każda sytuację, gest, rozmowę wyobrażam sobie bez problemu dzięki czemu czytanie to sama przyjemności.
    Melle i Tina. Wprowadzeni nowych pstaci jest jak najbardziej pożądane, tym bardziej, że w swoj genialny sposób przeszłaś do sytacji z Huncwotami. Może nowe koleżanki nie sa zbyt rozgarniete ale to absolunie nt wada. Przecież wszyscy nie mogą byc odpowiedziali.
    Chris i Lily fuj! Gdzie James?
    Jest i moja ukochana Natka:) Od razu mordka mi się cieszy jak o niej czytam. Mega pozytywna i moja ulubiona postać.
    Ciesze się, że Gabi w końcu wyznała prawdę Emily, choć nie przypuszczałam, że tak się potoczy i skończy. Swoją drogą to ciekawe, ta niechęć Em do Lilki.
    Aileen, imię piękne i oryginalne:) Nie no Julia przyfarciła, spotkać siostrę ukochanego, która ją polubiła. Zaczynam myśleć, że w związku Willa i Nat nie będzie tak kolorowo.
    Lecę czytać co z Syriuszem!
    Rozdział cudowny, wspaniały, genialny!
    Rogata

    OdpowiedzUsuń